Rozdział XII.
~ Kamil ~
- Co się stało? - Ewa kładzie się obok mnie. Ale nie przytula się, tylko patrzy mi prosto w oczy.
- Rozmawiałem z Wiellim - odpowiadam krótko, dziwnie by było rozwinąć przy niej ten temat.
- I? - unosi brew.
- Bardzo przeżył tą zdradę, ale moim zdaniem dobrze się stało - przygryzam wargę.
- Wiedziałeś wcześniej, prawda? - kobieta zgaduje.
- Tak. Dlatego chciałem wtedy za nim pobiec - tłumaczę, mając w pamięci naszą rozmowę w lesie, jego wyznanie.
- On cię kocha, Kamil - Ewa w końcu mnie dotyka, przejeżdża dłonią po mojej szyi.
- Powiedział mi to - przyznaję - ale skąd, ty...
- Dziwię się, że sam nie zauważyłeś, ten jego wzrok... - przystaje na chwilę, nasze spojrzenia się spotykają.
- Jak widzisz nie zwracam na innych uwagi.
- A co zamierzasz z nim zrobić? - Ewa przechyla głowę.
- Nie zdradzę cię.
- Wiem, ale ten problem trzeba jakoś rozwiązać. On potrzebuje pomocy, a obawiam się, że ode mnie nie przyjmie - kobieta jest autentycznie zmartwiona, a ja autentycznie zaskoczony jej postawą.
- Myślę, że paradoksalnie cię lubi - kiwam głową i pochylam się nad nią, ale ona się odwraca.
- Przypominam ci, że rozmawiamy o twoim, całkiem jawnym wielbicielu, więc się rozpraszaj - zwraca mi uwagę, a ja wybucham śmiechem.
- Ale co my możemy zrobić, rozmawiałem z nim i... On niczego nie oczekuje - wzruszam ramionami.
- Może pobawię się w swatkę.
- Nie powiedziałaś tego.
- Ale...
- To nie jest dobry pomysł. A do tego z kim. Richi jest sto procent hetero.
- Mogę pomyśleć o rozbiciu Kraftböeka.
- Oni mają dziewczyny, Ewa oni są przyjaciółmi.
- Tak samo jak ty z Peterem - śmieje się, a ja kręcę głową.
- Czy tobie się nudzi?
- Nie zaprzeczyłeś.
- Bo to niemożliwe.
- Wiesz, Stollinger okazał się prawdziwy w 50%
- Załamujesz mnie.
- To znajdź kogoś dla Andiego. On jeszcze...
- Martin poszedł z nim porozmawiać.
- A może by tak... - zakręca pasmo włosów na palcu i patrzy na mnie wyczekująco.
- Nie. Martin kocha Svena.
- Za co?
Kręcę głową.
- To tak, moja droga, nie działa.
Tym razem to ona się śmieje i mnie całuje.
- Rozumiem, że rozmowa zakończona - odchylam się.
- Na dzisiejszą noc tak.
Kręcę głową, ale oddaje jej pocałunek.
***
Budzi mnie podniesiony głos Ewy. Niechętnie otwieram oczy.
- Sven zniknął - informuje mnie.
- Słucham - nie rozumiem. Mam wrażenie, że to jeszcze sen. Nie wszytko do mnie dociera.
- Svena nigdzie nie ma. Za dwie godziny trening, trener... - słyszę zdenerwowany głos Martina.
- Ale jak to nie ma. Wiem, że... - zaczynam, ale Ewa mi przerywa.
- Naprawdę nigdzie go nie ma. Trzeba go poszukać. Chciałabym wam pomóc, ale niestety praca - kobieta rozkłada bezradnie ręce.
Wstaję. Przesyłam przepraszające spojrzenie Martinowi, za mój nieco niekompletny strój i całuję Ewę.
- Jasne - kiwam głową.
- Pospiesz się, Andi zrobił już śniadanie, a potem... - robi przerwę, a potem uderza ręką w udo - przepraszam, Kamil, ale wczoraj mogło paść zbyt wiele słów. Nie wiem, gdzie on jest. Boję się o niego. Ja... Po prostu nie wiem, co on zamierza.
- Spokojnie - podchodzę do niego i kładę dłoń na jego ramieniu - znajdziemy go.
- Ale... A co jeśli... - wiem, co chce powiedzieć. Kręcę głową.
- Będzie dobrze. Daj mi chwilę, zaraz się ogarnę, śniadanie zjem po powrocie.
- Kamil... Ale nie możesz być głodny.
- Szybko go znajdziemy zobaczysz...
~ Andi ~
Targają mną sprzeczne uczucia, kiedy go widzę. Z jednej strony mam ochotę do niego podejść i mu wszystko wygarnąć. Pomóc wskoczyć do tej cholernej rzeki, ale powstrzymuje mnie to, że wiem, że Martin by tego nie chciał. Załamałby się. A poza tym... Sven osierocił by dwóch synów.
Podchodzę bliżej. Nie chcę go wystraszyć. Ale nie zamierzam też wołać. Słowa nie chcą wyjść z moich ust. Idę powoli. Ręce mam wyciągnięte przed siebie, gotowe, aby go złapać w każdej chwili.
- Akurat ty powinieneś chcieć, abym to zrobił - zauważa mnie, ale się nie odwraca.
Nadal stoi tyłem do mnie. Ma na sobie dżinsy i za dużą, czarną bluzę Martina, denerwuje mnie to. Nie ma prawa dodawać sobie odwagi jego ubraniem, które wcześniej pewnie nic nie znaczyło. Zabrane lata temu, dotychczas gnijące w szafie.
- Nie jestem egoistą - odpowiadam.
Oczami wyobraźni widzę jak wpada do wody. Dosłownie opada na dno. Jego ogromne oczy zamykają się raz na zawsze. Płuca wypełnia woda. Kości z trzaskiem upadają na kamienie, roztrzaskują się od razu, przecież nie chroni ich warstwa tłuszczu.
- No tak - mówi to znudzonym głosem, jakbyśmy dyskutowali o pogodzie - zaraz usłyszę przemówienie o tym, że mam dzieci, że Martin mnie mimo wszystko kocha i to niewdzięczność, nie mówiąc o tym wielkim zaszczycie, który mnie spotkał, odwiedzinach Kamila...
- Wyręczyłeś mnie w tym momencie - mówię, zastanawiając się, jak długo artykuły o jego samobójstwie znajdowały się na pierwszych stronach gazet.
- Wiem, co myślisz, ale Martin będzie szczęśliwszy beze mnie.
- Trudno się z tym nie zgodzić, ale byłoby tak, gdybyście nie było kochankami od dwudziestu lat - mówię. Czy i ja potrafiłbym trwać tyle przy Severinie, gdyby nie to, że dowiedziałem się o jego zdradzie?
- Ciekawa teoria - mówi.
- Prawdziwa. On cię niestety kocha.
- Ale ja...
- Tak wiem, zupełnie jak Severin, nie zdolny do miłości.
- W młodości kochałem Martina.
- Mhm.
- Nie jestem taki jak Severin.
- On pozwolił mi odejść.
- Jesteś na mnie zły? - zmienia nagle temat. Robi krok w tył
- Nie. Dlaczego? Ciekawy, ile razy się pieprzyliście - złość we mnie buzuje.
- Wiesz, obydwaj nie mieliśmy najlepszych kochanków - wiem, że mnie prowokuje, że sam nie ma tyle odwagi, żeby skoczyć, więc czeka aż sam go wepchnę...
- No bo seks to podstawa związku.
- Dla każdego co innego. Natura dała ci ładną buźkę, ale z tego co słyszałem, to jesteś jak kłoda - szuja, szmata, kurwa, jeszcze chwilę i moje dłonie, aby go złapać, popchną.
- Widzę, że ci się spowiadał z naszych spraw łóżkowych - staram się myśleć o Martinie. On nie może bardziej cierpieć.
- Za bardzo nie było z czego - to jest już takie puste.
- Jak widać miał powód, aby mnie zdradzać - odpowiadam.
- On nie chciał żyć długo i szczęśliwie, z tobą - syczy, a ja mam ochotę krzyczeć.
- Ja też kocham kogoś innego - nie wiem dlaczego to mu mówię.
- Kamila? Ale on jest hetero - dlaczego wszyscy mi muszą o tym przypominać.
- Nie twój interes - odpowiadam.
Chce jeszcze coś dodać, ale w tym momencie łapię go w pasie i przyciągam do ciebie. Nawet nie próbuje ze mną walczyć, wie że nie ma szans. On nie ma siły. Z satysfakcją widzę jak upada na asfalt, kiedy trochę luzuje uścisk. Nienawiść we mnie buzuje.
- Nie podziękuję ci za uratowanie życia - warczy.
- Nie oczekuję tego - wzruszam ramionami, jestem wściekły.
- O proszę, a jednak niegrzeczny z ciebie chłopiec - śmieje się, ale brzmi to nie szczerze.
- Nie twój interes.
- No jak to? Nie znasz Martina? - podnosi się, otrzepuje z kurzu - niedługo wszyscy razem wracamy do domku, będziemy szczęśliwą rodzinka. Będziemy się widywać codziennie. Wtedy to mnie zacznie interesować.
- Jesteś... - nawet nie wiem, jak mam skończyć. Zbyt wiele epitetów ciśnie mi się na usta.
- No dawaj, jak ma ci się zrobić lżej - uśmiecha się.
- Żal mi po prostu Martina - kręcę głową. Staram się uspokoić.
- Mnie też. Ale to nie moja wina, że się zakochał w takiej kurwie - wzrusza ramionami, a ja mam silną potrzebę, aby się z nim zgodzić.
Nie wiem, jak długo mnie nie było i powiem więcej, nie chcę wiedzieć, ale stwierdziłam, że chcę wstawić rozdział jeszcze w 2018 roku. Zdążyłam. Jest tu jeszcze kto? Jak tak, to co sądzicie 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro