Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1. Whisky.

Sporo minęło od dnia kiedy kapitan hiszpańskiego okrętu mnie dźgną po czym próbował mi zrobić egzekucje poprzez powieszenie. Całe szczęście Edward ze swoimi ludźmi mnie jak i moją załogę uratował wręcz w ostatniej chwili. Gdyby nie on teraz bym nie żył. Szczerze kiedy tylko go poznałem zaraz po wybudzeniu naprawdę myślałem, że służy on Czarnobrodemu. Musiała rozbawić go moja mina w mojej zapasowej garderobie gdy powiedział kim naprawdę jest. Chodź przyznam, że załoga najbardziej była zaskoczona naszą zamianą ról przez chwilę. Akurat stanąłem nim zszedłem pod pokład by pójść do swojej ogromnej kajuty. Odwróciłem się do tyłu. Zauważyłem jak Edward zmierza do swojego pokoju. Cóż. Był on zapewne zmęczony całą tą sytuacją na tym przyjęciu. Pewnie dziwnie się czół, że stanąłem w jego obronie. Ale jak sam przyznał ich zachowanie mocno zabolało.

-Edwardzie?- Zapytałem na co ten się odwrócił.- Mam w kajucie wyśmienitą whisky. Chcesz się napić?- Zapytałem się. Ten spojrzał w stronę zejścia pod pokład po czym popatrzył na mnie. Uśmiechnął się lekko.

-W sumie... Chętnie.- Powiedział i podążył w moją stronę. Po chwili oboje udaliśmy się do mojej kajuty. Już po wejściu do środka z Edem zamknąłem za sobą drzwi. Czarnobrody zdjął z siebie fioletową kamizelkę jaką miał na sobie. Przed złożeniem i położeniem jej na brzeg kanapy wyjął kawałek jak to ujął "starej szmaty". Ja w międzyczasie ze schowka wyciągnąłem karafatkę z alkoholem i nalałem nam go do szklanek. Po chwili podszedłem do niego i podałem mu szklankę. Pirat usiadł na kanapie zaś ja w fotelu.- Stede. Opowiesz mi dlaczego tamci się tak pobili i wrzeszczeli?- Zapytał z zainteresowaniem w głosie kiedy się napiłem alkoholu. Oblizałem usta z kilku małych ścieżek bursztynowego napoju.

-Cóż. Arystokraci nigdy nie patrzą na swoich służących. Poprosiłem nowego kolegę Olu i Frenchiego by zdradził mi parę sekretów osób ze statku. Wmówiłem im, że zagramy w grę. Oczywiście ci z tego żartowali. Ale na informację, że pewnie nie poradzą sobie w tej grze to... Od razu zaczęli mówić, że sobie poradzą. Bawiło ich to, że miałem rywalizować sam z nimi wszystkimi. Pierwsze pytanie padło do Sebastiana. Zapytałem się go czy posiada nieślubne dziecko imieniem Daphne. Matka takiego dziecka od razu wybiegła co mnie rozbawiło. Kolejnym był Zygfryd. Na usłyszenie pytania o tym czy ma kłopoty finansowe zaprzeczył. Lecz kiedy wspomniałem, że on malwersuje zaczął pić nerwowo szampana. No i wręcz padło na wisienkę na torcie. Spytałem Antoninę i Gabriela jak się poznali wspominając jak długo są małżeństwem. Ci powiedzieli, że na balu. Więc ja na to, że poznali się przy narodzinach.- Powiedziałem lecz zacząłem się cicho śmiać na co Edward patrzył na mnie niezrozumiale.

-Ale jak przy narodzinach? Przecież chyba dzieci nie mają.- Powiedział przyglądając mi się po chwili pijąc ze szklanki alkohol. Wziąłem głęboki oddech aby powiedzieć szybko to o co dokładnie chodziło.

-Powiedziałem tak, ponieważ są rodzeństwem.- Powiedziałem wybuchając śmiechem. Na moje słowa Ed opluł się alkoholem lekko się krztusząc więc zacząłem go klepać po plecach.- B-Byli czerwoni jak truskawki w lato.- Powiedziałem śmiejąc się głośno. Kiedy mój nauczyciel pirackiego życia na mnie spojrzał sam się zaśmiał.

-Szczerze? Nie spodziewałem się takiego sekretu u arystokratów.- Powiedział rozbawiony lecz po chwili oparł plecy o kanapę, a głowę odchylił do tyłu. Usłyszałem jak głośno wzdycha.- Nie nadaje się na dżentelmena. Nie mogłem rozróżnić co jest do czego na tym pieprzonym stole.- Powiedział po chwili zakrywając oczy wolną ręką. Dałem swoją dłoń na jego kolano.

-Edwardzie nie przejmuj się. To ja powinienem czuć się źle. Nie powinienem ciebie zostawiać na tak głębokiej wodzie samego.- Powiedziałem na co ten na mnie powoli spojrzał. Usiadł i postawił szklankę na podłodze przyglądając mi się.

-Nie. Raczej to ja przesadziłem. Mogłem tak nie mówić do ciebie. Wiesz... Z tym, że lubią bardziej moje towarzystwo.- Odparł patrząc na mnie.- Ale dobra. Uznajmy to za remis.- Powiedział na co skinąłem głową.- A jak rana? Mogę sprawdzić?- Zapytał się mnie na co aż oderwałem swoje myśli. Nieco zaskoczył mnie tym, że chce sprawdzić jak goi się moja rana.

-Już aż tak nie boli. Na szczęście. Cóż. Nie przeczę, że zaskoczyłeś mnie pytaniem o zobaczeniu mojej rany.- Powiedziałem przyglądając się mu. Jednak po chwili wstałem powoli. Odłożyłem szklankę na bok i zdjąłem marynarkę i koszulę. Rozwiązałem bandaż i odwinąłem go ukazując mu kawałek tkaniny który był jako kompres. Ostrożnie go odczepiłem co sprawiło mi lekki ból. Pirat podszedł do mnie i kucną oglądając ranę.

-No. Jeszcze kilka dni i zostanie tylko blizna Stede.- Powiedział wstając. Nałożyłem z jego pomocą bandaż po czym narzuciłem na siebie koszulę.

-Będzie to moja pierwsza blizna. Powiedz mi... Skąd masz ten kawałek jedwabiu? Nikomu nie powiem obiecuje.- Powiedziałem pokazując mały palec.- Przysięgam na ten palec.- Dodałem na co ten się nieco uśmiechną biorąc do rąk tkaninę.

-Cóż... Moja matka służyła arystokratom. Pewnego dnia wzięła ten kawałek i przyniosła go do domu. Byłem małym chłopcem i nie rozumiałem jeszcze wszystkiego. Pytałem czemu my takich rzeczy nie mamy, a ona powtarzała to samo. Mówiła, że nie zależy to od nas, a od Boga.- Powiedział przyglądając się tkaninie.

-Cóż. Jestem pewny, że gdyby ciebie zobaczyła w tym eleganckim stroju by nie poznała ciebie. Często strój sprawia, że człowiek jest nie do rozpoznania.- Powiedziałem po chwili dopijając alkohol ze swojej szklanki. Czarnobrody zrobił to samo. - To co? Widzimy się jutro na śniadaniu?- Zapytałem się na co ten na mnie spojrzał ziewając.

-Oj tak. Ale co ci powiem to ci powiem. Nie chce mi się wracać do kajuty. Mogę się dziś tu kimnąć?- Zapytał się na co ja się uśmiechnąłem i pokiwałem głową.

-Pewnie nie ma problemu. Przyniosę ci jakiś koc i piżamę. Zaraz wracam.- Powiedziałem po czym udałem się do regału. Przechyliłem mechanizm i wszedłem do swojej garderoby. Przebrałem się w piżamę po czym zapasową zabrałem z półki tak jak koc. Udałem się z powrotem do Edwarda. Już otwierałem usta by poinformować go o piżamie kiedy zauważyłem jak ten śpi wtulony w poduszkę. Uśmiechnąłem się odkładając piżamę na fotel. Rozłożyłem koc i okryłem go nim. Przez to ten mruknął obracając się na drugi bok. Pogasiłem wszystkie świeczki i udałem się do łóżka. Po wejściu do niego spojrzałem w stronę kanapy.- Dobranoc Edwardzie.- Szepnąłem i położyłem się wygodnie. Już po kilku chwilach zasnąłem czując delikatne kołysanie statku na falach morza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro