Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Oneshot

Siedziałem wraz z moimi najbliższymi, w nierównym kółku. Było to mieszkanie jednego z nas (swoją drogą - bardzo przytulne). Postanowiliśmy niczym dobra paczka przyjaciół, zagrać w butelkę, a alkohol w naszej krwi idealnie wszystko podsycał.

— CARBOOO! — usłyszałem koło swojego ucha, przeraźliwy krzyk Davida — Pytanie czy wyzwanie? — zapytał — No chyba nie jesteś cipcią, nie? — dodał, szczerząc się do przyjaciela.

Ten natomiast, założył ręce na siebie próbując wyglądać groźnie.

— Jasne, że wyzwanie! Pokaż co tam masz — zaśmiał się prześmiewczo, a ja tylko pokręciłem z politowaniem głową

— Oj Nikodem, chyba sobie przejebałeś — usłyszawszy niski głos, spojrzałem w stronę wysokiego szatyna, Gregorego.

Chwile później (po krótkim gapieniu się na piękną twarz mężczyzny) ponownie wróciłem wzrokiem do Carbonary, który ewidentnie był nadal pewny swojego wyboru.

— No dobra — powiedział w końcu David, a gdzieś z jego strony usłyszałem ciche, damskie szmery — Musisz napić się tego, jakże pieczącego alkoholu, którego dostaliśmy kilka dni temu na imprezie.

Posłałem Carbonarze raz jeszcze pełne współczucia spojrzenie, za to ten niewzruszony wstał i ruszył do kuchni. Wracając z alkoholem w ręku, chwilę fatygował się z otworzeniem go. W końcu, gdy udało mu się to zrobić, wziął dość spory łyk, przełykając go bez żadnej nadzwyczajnej reakcji. Odsuwając od siebie butelkę, wydał długi dźwięk beknięcia, na co teatralnie pomachałem ręką koło nosa. Mężczyzna odstawił kawałek szkła i zasiadł jak gdyby nigdy nic na swoim miejscu. Wybałuszyłem oczy zdezorientowany.

— Jakim cudem, nie wypaliło Tobie to gardła? — powiedziałem na głos, na co białowłosy machnął na to ręką.

— Nie wiem — odparł — Mocna głowa to i mocne gardło.

Zaśmiałem się cicho i przytaknąłem na jego słowa, po czym mężczyzna zaczął kręcić butelką wody.

— Grzesiuuu — przedłużył, kiwając głową na boki — Prawda, czy wyzwanie? — zapytał chociaż byłem pewien co tamten odpowie.

— Wiadomo, że wyzwanie! — wykrzyczał, na co zacząłem pod nosem marudzić, pełnym ironii głosu.

— Okej.. — odparł, posyłając mi krótkie spojrzenie — Potrzebuje Speedo, Davida iii.. - przedłużył — Rozalki, chodźcie - dodał, po czym wszyscy z wymienionych (wraz z nim samym) opuścili pomieszczenie.

Osobiście zacząłem czuć zmartwienie, ponieważ wiedziałem do czego wszyscy z nich byli zdolni. Jednak najbardziej ciekawił mnie w tym wszystkim udział fioletowowłosej, która na co dzień jest osobą raczej miłą i towarzyską.. Więc, co taka Rozalka może mieć coś z tym wspólnego? Moje myśli przerwała dyskusja Laboranta z Bartem, więc wciągnąłem się w nią niezauważalnie.

— Carbo nie jest głupi — powiedział maskarz — Zna dobrze Grzecha, więc pewnie coś dobrego wymyśli.. — dodał, a ja przerzuciłem swój wzrok na szatyna siedzącego blisko nich — Chociaż.. ah — westchnął — ..nie wiem.

Chciałem coś dodać, gdy do pomieszczenia ponownie weszła wcześniejsza czwórka. Zmarszczyłem brwi, gdy Carbonara bez siadania, poinformował mojego przyjaciela o swoim zadaniu.

— Musisz pocałować osobę, z którą najbardziej jesteś shipowany z tego pomieszczenia — powiedział — A nie muszę Ci chyba mówić, kto nią jest — zaśmiał się, po czym podszedł do szatyna, klepiąc go po ramieniu. Ludzie wiwatowali, chociaż wzrok Gregorego mówił, że jest zmieszany całą sytuacją — Dla Twojej prywatności, całą sytuację musi widzieć chociaż jedna wybrana przez Ciebie osoba, jasne?

— Carbo — zaśmiał się, po czym wstał by być wyżej od mężczyzny, a ja zacząłem się stresować — Jasne, jednak wolałbym abyś przedstawił mi tą osobę — dodał, uśmiechając się szerzej.

Wszyscy w jednej sekundzie obrócili się w moją stronę, posyłając mi krótkie spojrzenia.

— Co? — zgrywałem głupa

— Erwina nie trzeba Ci chyba przedstawiać, nie? — po tych słowach się wyciszyłem.

O boże..

Spojrzałem zdenerwowanym wzrokiem na białą czuprynę, mając do niego masę pretensji.
Powstałem na nogi, podchodząc do chłopaka.

— Bracie, pojebało Cię chyba, nie uważasz? — zapytałem niewinnie, na co ten słodko pokręcił głową.

Następnie ten, zwrócił się do Gregorego o swój wybór. Mężczyzna bez jakiejkolwiek odpowiedzi, złapał agresywnie mnie, jak i Carbonare za nadgarstki. Ruszyliśmy w stronę łazienki, a ja już miałem w głowie zabawny scenariusz.

— Po pierwsze — wtrąciłem się głupio — Jeżeli już masz mnie całować, to może delikatniej, co? — mruknąłem — Boli mnie ręka — powiedziałem, a ten poluźnił uścisk, na co cicho podziękowałem — A po drugie — dodałem — Czy Ty chcesz się całować w łazience? — westchnąłem — Nie zbyt romantyczne — parsknąłem śmiechem w plecy wyższego.

— Zgadzam się z siwym, mogłeś wybrać jakieś romantyczniejsze miejsce — odezwał się białowłosy, podłapując moją narrację

Nie widziałem mimiki starszego, jednak byłem pewny iż przewraca oczami, starając się nie odpowiedzieć na nasze głupie zaczepki. Lecz, nie myślałem nad tym zbyt długo, ponieważ po dosłownie krótkiej chwili dostaliśmy się do wspomnianego pomieszczenia. Carbonara zakluczył za nami drzwi, a ja zacząłem przyglądać się policjantowi.

— No.. To jak? — zapytałem, podnosząc rozbawiony brew.

— Eh — westchnął — Nie możesz się Carbo, no nie wiem.. Obrócić? — skierował pytanie w jego stronę, robiąc skwaszoną minę

Ten natomiast pokręcił głową na boki — skoro mnie już wybrałeś, to jako naczelna morwiniara chce to widzieć — przytaknął.

Zaśmiałem się jeszcze bardziej, na co szatyn posłał mi zezłoszczony wzrok. Podniosłem ręce w znaku obrony, śmiejąc się pod nosem. Ta sytuacja była dla mnie o wiele bardziej komiczna, niż dla brązowowłosego.

Ten tylko spojrzał raz jeszcze na białowłosego, po czym wrócił wzrokiem do mojej jasnej twarzy. Przybliżył się bardziej, a ja niewinnie zatrzepotałem rzęsami, co oczywiście nie umknęło uwadze szatyna

— Przestań — powiedział, spoglądając na moje blade usta.

Zaśmiałem się melodyjnym śmiechem, przy tym pochłaniając mężczyznę swoimi złotymi oczyma. Ten, raz jeszcze obejrzał się dookoła, jakby bał się o widownie, którą był tylko Carbonara. Wracając do mnie wzrokiem, złapał swoimi ciepłymi dłońmi moje policzki.
Zarumieniłem się mimowolnie, a ten przyglądał się temu głupio.

— Rumienisz się — stwierdził fakt

— Ty też — odrzekłem, ponownie trzepocząc rzęsami. W pewnym momencie zapomniałem o Nikodemie, który obserwował zaistniałą sytuację.

Szatyn nic na to nie odpowiedział, tylko przybliżył się jeszcze bardziej. Zatrzymał się kilka milimetrów od moich jaskrawych ust, wiec sam postanowiłem je złączyć, rozpoczynając delikatny pocałunek. Początkowo nie został on oddany, jednak gdy poczułem nieśmiały ruch wargami ze strony Gregorego, starałem się nie zarumienić jeszcze bardziej. Gdy się od siebie lekko odsunęliśmy, posłałem mężczyźnie krótkie spojrzenie i raz jeszcze wpiłem się w jego malinowe usta. Chłopak mi na to pozwolił, a chwile później otworzył je, dając mi do siebie dostęp.
Niewinnie wysunąłem język, stykając się z tym należącym do niego. Zaczęliśmy walczyć o dominację, a mi zaczęło brakować tlenu.
Zakańczając pocałunek soczystym mlasknięciem, odsunąłem się od chłopaka o zaledwie kilka milimetrów. Wdychałem wraz z nim pełen agresywności powietrze, jakby te miało się zaraz skończyć. W końcu, gdy obaj się uspokoiliśmy, odchrząknąłem zmieszany, zdając sobie sprawę gdzie i w jakiej sytuacji jestem. Spojrzałem zakłopotany na Carbonare stojącego kilka metrów od nas.

Gdy ujrzałem w jego dłoni telefon (skierowany na nas), natychmiastowo zmarszczyłem brwi. Podszedłem do niego jak gdyby nic i wyrwałem z jego rąk urządzenie, na którym był włączony aparat.

— Głupi jesteś, Carbo — powiedziałem, chociaż nie odczuwałem żadnej złości w jego kierunku. Chciałem.. zobaczyć zdjęcia.

Włączyłem jedno z kilku takowych, przyglądając się mu z zawziętą ciekawością.

— Podobało się chociaż? — zapytał ostrożnym tonem białowłosy.

Podniosłem głowę znad komórki i podniosłem brew. Oddałem niewzruszony pytaniem telefon, po czym kazałem opuścić mężczyźnie pomieszczenie. Skinął głową i życząc mi powodzenia, odszedł, na co westchnąłem rozbawiony.

Gdy drzwi ponownie się zamknęły, odwróciłem się na pięcie do chłopaka, a my niczym zachłanne pumy, przybliżyliśmy się do siebie, natychmiastowo składając sobie nawzajem mokre pocałunki. Nasze usta ponownie się spotkały, w podobnych okolicznościach - walcząc o dominację. W jednej sekundzie usłyszałem niski, jednak stłumiony jęk.
Podnieciło mnie to niezmiernie, wiec kontynuowałem naszą niewinną zabawę. Ułożyłem swoje ręce na szyi brązowowłosego, a ten za to na moich zimnych biodrach.
Jednak, słysząc piski za ścianą, przerażony odsunąłem się. Po niespełna sekundzie, usłyszałem otwierające się drzwi, na co podskoczyłem zaskoczony, łapiąc się za serce.
Spojrzałem wkurzony na Davida, który nieświadomie przeszkodził nam w tych cholernie przyjemnych czynnościach.
Gregory tylko kaszlnął, chcąc pozostać i tak niezauważonym.

— Widziałem zdjęcia, nie sądziłem, że będziecie aż tak pochłonięci pocałunkowi, że wejdzie języczek w grę — zaśmiał się — No no, nieźle — założył ręce na siebie

Zaśmiałem się niewinnie, gdy zauważyłem jak coraz więcej ludzi zbiera się przed drzwiami pomieszczenia. Gilkenly wszedł głębiej i podszedł do mnie, klepiąc mnie jak przyjaciel przyjaciela po ramieniu. Wtulił się we mnie i powiedział:

— Toleruje to, jednak wiedz, że jeżeli będziesz w ciąży, chcę o tym wiedzieć — powiedział, po czym poczułem od niego odór whisky. Zaśmiałem się jeszcze bardziej.

— Jasne bracie, będę pamiętał — odparłem, a ludzie jak na zawołanie zaczęli wiwatować z niewiadomych mi przyczyn.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro