Oneshot
Wszystko ucichło - zamieniło się w niewidzialną czystkę, która z każdym kolejnym nużącym się dniem, stawała się coraz to bardziej irytująca. Wręcz.. nie do zniesienia.
Od tej piekielnej ciszy, mężczyzna powoli świrował, a powolny pisk zaczął wybrzmiewać w jego uszach, prosząc o dawkę dźwięków, bliskości, spokoju i co najważniejsze - miłości. Ten pieprzony dźwięk wiercił dziurę w jego głowie, by dostać się do samych nerwów chłopaka i wszystko zniszczyć, tym samym doprowadzając siwowłosego do aktualnego stanu. Jego ADHD jakby się wyłączyło, a myśli psychopaty zostały zastępionę cholernym dnem.
Erwin w jednej i tej samej pozycji, powolnie wylewając z siebie i tak już resztki łez, przeglądał kontakty w swym telefonie. Próbował znaleźć tą jedyną [osobę], która dostarczy mu wszystkich uczuć, których w aktualnej chwili potrzebował. I w końcu w dotychczas cichym pomieszczeniu, rozniosły się donośne przekleństwa.
Bo oczywiście, kiedy on kogoś potrzebował, to właśnie wtedy każdy z jego przyjaciół nagle był zajęty. No, oprócz Speedo, ale przecież Erwin nie jest jeszcze aż tak zdesperowany, by dzwonić akurat po niego.
Jednak w odróżnieniu do białowłosego, siwowłosy mężczyzna zatrzymał swój wzrok na dłużej, przy dobrze znanym mu numerze. Zapisany on był jako ciąg sześciu liczb, które wryły mu się w pamięć, dla tak w zasadzie własnego spokoju. Wtem słyszalne było ciche pikanie, a po niedługiej przerwie, głucha cisza. Brązowowłosy odebrał.
Przez pierwsze sekundy język jakby ugrzązł obu w gardle, przez co Ci nie potrafili się do siebie odezwać ani słowem. W końcu jeden, w tej gorszej sytuacji, odważył się na tyle, by rzec.
— Cześć — i gdyby nie łamiący się głos chłopaka, odbiorca zapewne by to przywitanie zignorował szerokim łukiem — Przyjedziesz?
Cisza delikatnie rozbrzmiewała w jego uszach, a cichy pisk ponownie odwiedził bębenki złotookiego, by następnie poinformować go o zbliżającym się ataku paniki. Starszy nie odpowiedział, co mocno nim targnęło. W końcu poczuł jak po jego policzkach zaczynają lecieć słone łzy, zapewne na czerwonej już od emocji twarzy chłopaka.
— Potrzebuje cholernej bliskości, błagam.. — i wtedy jakby Gregory się otrząsnął. Tylko tyle mógł zrozumieć z zachowania brązowookiego, które było.. nadzwyczajne. Kiedy usłyszał, że siedzi on we własnej corvettcie i przemierza miasto z niezgodną z prawem prędkością, serce mu zmiękło. Mimo dalej wylewających się łez, otarł rękawem całą swoją twarz i opadł na kanapę, nadal słuchając gdzieś w tle bełkotania swego przyjaciela.
Lecz, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi, prawie stanęło mu serce. Z zaskoczenia, przerwał bieżącą rozmowę, rzucając gdzieś w róg własną komórkę i po prostu powstał na równe nogi. I mimo, że ten przed dosłowną sekundą nie miał siły nawet na zwykły ruch nogą, jak poparzony przebiegł cały swój dom, a to tylko dla jakiegoś brązowowłosego chłopaka.
Widząc go w progu drzwi z u boku mokrą, niebieskawą parasolką i tymi swymi nieogarniętymi włosami na głowie, rzucił się w jego stronę, oplatając jego idealną talię rękoma. I zanim zdążył jakkolwiek na to zareagować, wisiał nad ziemią w rękach swego niedoszłego chłopaka. Ten, stopami delikatnie przesunął buty pod komodę, które wcześniej na szczęście zdążył zdjąć i ruszył w stronę kuchni. Pewna myśl od razu obwiała głowę złotookiego.
— Co chciałbyś porobić, skoro już jestem? — zapytał, idąc to dalej i dalej. W końcu usadził on na blacie niższego, który dotychczas nadal nie odpowiedział na pytanie. Bo w końcu, co miał powiedzieć? Nie był na to przygotowany, gdyż najchętniej co by z nim teraz zrobił, to zerżnął jego gardło soczyście, ale przecież taka propozycja byłaby nie na miejscu..
— Możemy coś ugotować?
I mimo nie małego zdziwienia na twarzy starszego, zgodził się on, wysuwając na przód jakieś własne propozycje. Ostatecznie skończyli oni na jakimś chińskim żarciu, które każdy z nich miał szansę spróbować w znanych, eleganckich a zarazem wykwintnych restauracjach.
— Będzie mały problem — mruknął Gregory, który przelatywał nie swoją lodówkę wzrokiem, jak jakiś napaleniec — Mamy tylko jedno jajko.
— Może zrobimy jedną porcję i zjemy ją razem? — zapytał niewinnie Erwin, o czym oczywiście nie zbyt dyskretnie zwiastował jego głupi uśmieszek. Wargi brązowowłosego samoistnie drgnęły, tworząc pełen prawdy i szczerości uśmiech.
— Oczywiście. Pod warunkiem, że będę miał szansę Cię nakarmić.
Gregory delikatnie objął mężczyznę ramieniem, by następnie rozczochrać jego włosy na każdą ze stron. I mimo, że było to przyjemne, usłyszał obok ucha ciche warkniecie.
— Oj no nie gniewaj się — roześmiał się, składając na czole chłopaka czuły pocałunek, który przysporzył obu mężczyznom donośnych rumieńców. I w tej chwili jakby Erwin się wyciszył - jakby, ponieważ to była tylko przykrywka. W środku siebie krzyczał i skakał z radości, jak małe dziecko, które dostało przed sekundą wymarzony prezent pod choinkę. I wtedy powoli zaczął rozumieć, że jego brakującym spokojem, jest właśnie Gregory..
Niczym element układanki.
xxx
— Weź mi pomóż z tym jajkiem! Jakieś ułomne jest! — wykrzyczał złotooki, machając rękoma na każdą ze stron. Cudem nie wypadło mu ono ze swoich dziurawych, niezdarnych dłoni.
Wtem zauważył powolne ruchy swego przyjaciela, który odstawia swojego dotychczasowe nudne zajęcie, jakim było krojenie warzyw, by tylko pomóc mu z tym cholernym produktem spożywczym. Było to miłe z jego strony, przez co na twarz złotookiego wpadł lekki uśmiech, ale gdy ten usłyszał tłumaczenie, co powinien krok po kroku zrobić, głowa zaczęła mu zwykle parować. Gregory szybko zauważył jego nie w sosie reakcje, więc zanim cokolwiek Erwin mógł na ten temat jeszcze powiedzieć, w jego plecy delikatnie wtulił się brązowowłosy. Trzymał on w swoich dłoniach ręce młodszego i złapał on nimi jajko, by następnie delikatnie stuknąć nim o blat.
— Delikatnie rozbijasz — zaczął, aż w końcu rozerwał skorupkę na dwie części — Rozrywasz i teraz wystarczy, że wylejesz to na patelnie — dokładnie tłumaczył, wciąż będąc cholernie blisko swego dotychczasowego przyjaciela. Zjechał trochę niżej własnymi rękoma, na nadgarstki chłopaka, tym samym doprowadzając go do nadzwyczajnego dreszczu.
— I co teraz? — zapytał jakby niewzruszony sytuacją sprzed sekundy, chcąc najprawdopodobniej nie rozmawiać na owy temat. Gdyby jednak tylko sytuacja byłaby inna, Gregory już dawno roześmiałby się z tego w niebo głosy. Jednak teraz, wolał nie ryzykować, że w jakiś sposób urazi to Erwina, gdy ten i tak nie jest w najlepszej sytuacji.
— Teraz po prostu czekasz aż białko się zetnie, a żółtko zostanie płynne — rzekł, ale widząc nieprzekonaną minę Erwina, uśmiechnął się do niego delikatnie — Powiem Ci, kiedy będzie gotowe, dobra? — zapytał, a ten tylko krótko kiwnął głową i wtulił się w klatkę piersiową brązowowłosego. Był to dziwny gest z jego strony, jednak Gregory nie skomentował tego ani słowem. Oddał on tego długiego przytulasa, palcem kreśląc różne znaczki na plecach chłopaka. Ten tylko westchnął w jego ramie, następnie odsuwając się na dobre pół metra. I zanim mógł on mu podziękować za tą niewinną przyjemność, spojrzał wraz ze swoim towarzyszem na patelnie.
— Już jest prawie gotowe, poczekaj jeszcze chwilę, tak z dwie minuty — rzekł powolnie podchodząc do swego przyjaciela. Objął go od tyłu, a swe ręce ułożył pod tymi jego, by następnie położyć je na delikatnej talii chłopaka — Jeszcze niedługo, a będziesz ode mnie lepszy w rozbijaniu jajka — wtem usłyszał cichy chichot, co rozczuliło serce brązowowłosego. Nie mógł tak po prostu na to pozwolić, więc przybliżył się jeszcze bardziej, by następnie ucałować jego włosy w najdelikatniejszy sposób, jaki był możliwy. A następnie po prostu je przeczesał i oparł własną brodę, na głowie mężczyzny.
— Możemy częściej spędzać ze sobą czas? — usłyszał pod sobą cichy, zdenerwowany szept, na co szybko odparł zgodnie.
— Oczywiście, że tak! Kocham z Tobą spędzać wolny czas! — odparł zupełnie szczerze, jeszcze bardziej przybliżając się do chłopaka. Ponownie musiał pomóc Erwinowi, tym razem z samym wyciągnięciem jajka z głupiej patelni. Gdy w końcu jednak im się to udało, złotooki usłyszał za sobą pełen ekscytacji głos — Mam dla Ciebie nagrodę! — i teoretycznie mógłby na to zareagować tradycyjnie, normalnie.. Ale on uwielbiał dostawać takie niespodzianki, jak wspomniane nagrody za wykonane zadanie. Zadanie, które było dla niego samą przyjemnością. Szybko obrócił się na pięcie, ówcześnie wyłączając kuchenkę i spojrzał w te piękne, mleczne oczy swego przyjaciela.
— Jaka to nagroda? — zapytał, sam coraz to bardziej jarając się ówczesną sytuacją. Jednak, odpowiedź przerosła jego oczekiwania. Gregory wpił się w jego usta z nadzwyczajną prędkością, by po krótkiej chwili skończyć owy gest i zacząć nowy, którym był mocny przytulas. Cisza obwiała pomieszczenie, aż w końcu Erwin rzekł.
— Wiesz co? — zapytał, pociągając nosem. Wtem Gregory zauważył, jak ten ma szklane oczy. Przetarł skórę pod nimi kciukami, by następnie złączyć ich czoła razem — Jesteś moim brakującym elementem układanki, możemy ją razem dokończyć?..
— Co masz na myśli?
— Ja.. — wziął delikatny oddech, a jego włosy ponownie zostały przeczesane umięśnioną ręką — Wydaje mi się jakby pewien etap w moim życiu się skończył, niczym ułożone do końca puzzle — westchnął — Czy.. — ... — Czy możemy razem zacząć nowy etap w mym życiu?..
— Oh — usłyszał roześmiany szept — Oczywiście! — złapał delikatnie za jego podbródek i ułożył jego głowę tak, by te złote oczodoły patrzyły wprost na niego. Chwile później musnął jego usta, tymi swoimi i spojrzał w zaszklone oczy chłopaka.
— Cieszę się, że Cię mam..
— Też się z tego cieszę Erwiś — rzekł zupełnie poważnie — Może dokończymy nasze chińskie danie? — uśmiechnął się delikatnie w stronę chłopaka. Ten tylko kiwnął głową, wracając do swoich obowiązków, jak i wcześniejszych zajęć.
xxx
Jeden dzień. Jeden dzień, który zmienia całe dalsze życie młodego złotookiego i starszego o niecały rok brązowowłosego. Jeden dzień pełen różnych, niezapomnianych emocji. I to wszystko dzięki temu, że spróbował. Nie poddał się - nie zamknął się pomiędzy czterema ścianami z własnym atakiem paniki, tylko zadzwonił po swojego aktualnego chłopaka - poprosił o pomoc.. A teraz czuje szczęście. I całe jego dalsze życie będzie się składało z szczęścia. Bo właśnie to odczuwa przy Gregorym. Cholerne szczęście, które było dla niego niepojęte przez ostatnie kilka dobrych lat, żyjąc w nieprzyjemnych męczarniach.
Dziękuje Ci, skarbie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro