Oneshot
— Poproszę o cztery babeczki czekoladowe — rzekłem i oparłem się znużony dzisiejszym dniem o ladę. Obserwowałem jak znana mi dziewczyna o imieniu Heidi lata w tą i w tamtą po całym lokalu, nie radząc sobie z ruchami w kawiarni. W ciągu następnych pięciu minut, wróciła z brązową torbą. Uśmiechnąłem się do niej delikatnie i dałem należne pieniądze, by następnie szybkim krokiem opuścić budynek.
Wyszedłem na ciepłe powietrze, które powolnie dusiło mnie od środka. Z tego też faktu, wsiadłem pośpiesznie do swego biało-różowego auta i otworzyłem schowek, w którym gdzieś pomiędzy wieloma zbędnych kartek, leżała mała buteleczka wody. Wyjąłem ją pośpiesznie i otworzyłem, by następnie wziąć kilka łyków. Następnie odrzuciłem ją na siedzenie na bok, tuż obok nadal ciepłych babeczek i przekręciłem kluczyk w stacyjce.
A po krótkiej chwili już przemierzałem niespokojne ulice Londynu, mijając w międzyczasie kilka wypadków samochodowych. Jednak nie przejmując się tym w żadnym stopniu, przejechałem dalej, aż w końcu trafiłem pod dobrze znany mi budynek. Biało czarna komenda, która miała dla mnie zbyt dużo wspaniałych wspomnień.
W końcu ocknąłem się i zaparkowałem na uboczu, wyszedłem z auta wraz z babeczkami i nie martwiąc się o zakluczenie swojej bestii, ruszyłem ku wejściu. Wchodząc do recepcji, nie ujrzałem nikogo. Zadzwoniłem dzwonkiem, ale jak to ja, szybko się znudziłem czekaniem, więc uznałem, że sam dostanę się do szatyna. O dziwo, jedne z drzwi były otwarte, więc przeszedłem do korytarza. A następnie, ruszyłem ku biurze swego chłopaka, jednak to, co usłyszałem, rozerwało mi serce.
— Spokojnie szefie Nelson, jestem z nim w związku tylko dla wtyki.
xxx
Wyciągnął on agresywnym ruchem metamfetaminę z drewnianej szuflady, by następnie zamknąć ją zamaszystym ruchem. Nie ociągając się, wysypał całą zawartość saszetki na blat, by następnie za pomocą swojej i tak zablokowanej już karty ułożyć biały proszek w prostą, równą linie. Przybliżył się nieznacznie i bez jakiegokolwiek zawahania, wciągnął wszystko nosem.
Poczuł jak te białe badziewie kupione od nudlów powoli atakuje jego wnętrzności. Jego głowa zaczęła nieznacznie pulsować, a sam poczuł się jak na haju. Nie zabrakło też omamów. Słysząc gdzieś za drzwiami krzyk brązowowłosego, powstał jak poparzony. Złapał on szybkim ruchem za kaburę i wyciągnął z niej swojego glocka, po czym wymierzył prosto w drewniane drzwiczki. Z czystej chęci kichania, palcem wskazującym przetarł własny nos. Jednak gdy spojrzał na należący do niego paluch, zauważył bordową ciecz, która chwile później ubrudziła także jego bluzkę.
Ręką przetarł ten ślad i sam wytarł sobie buzie, brudząc ją od resztek krwi. W taki sposób, jego całe usta były w czerwonej cieczy. Mimo tego, czuł się wspaniale - jakby właśnie przeżywał najlepsze chwile życia (mimo, że do tego nie było nawet blisko). Patrzył na swą zakrwawioną dłoń bez emocji, aż w końcu coś wybudziło go z tego cholernego transu.
Drewniane drzwi otworzyły się z hukiem, uderzając o pełną grzyba ścianę. Wtem, w progu pomieszczenia ukazał się sam on. Pieprzony zdrajca. Czyli to jednak nie były halucynacje?..
— Co Ty tu kurwa robisz? — zapytał zdenerwowany w jego stronę, pewnym głosem. Chociaż w głębi siebie czuł się tragicznie. Tak bardzo chciałby mu teraz wybaczyć i po prostu znów zostać opatulony przez jego ciężkie, umięśnione dłonie. A mimo to, musiał patrzeć na niego z udawaną pogardą i stresować się każdą kolejną sekundą swego żywota, które chciał jeszcze przed chwilą tak na prawdę zakończyć. Przetarł ze stresu całą swą twarz, która była nadal mokra od jego nieudolnego płaczu, a zaschnięta już krew pewnie wszystko podsycała, na co skrzywił się nieznacznie. Nie chciał, żeby szatyn widział go w TAKIM stanie. A jednak.. Mimo to, zanim złotooki mógł w ogóle zauważyć przez natłok swych badziewnych myśli, brązowooki przybliżył się jeszcze bardziej, na co Erwin zaczął celować w swoją skroń i poprawił mocnym ruchem dłoni uchwyt — Zaraz strzelę!
— Nnie rób tego, błagam! — wykrzyczał zdeterminowanym głosem — Oni mi kazali! Ja nie chciałem, proszę..
I mimo, że pocisk nie wystrzelił, to wydawać by się mogło, że potem była tylko głucha ciemność..
Albo może śmierć?
xxx
Białe światło świeciło wprost w jego nieskazitelną twarz, która w tym przypadku, była bez jakichkolwiek emocji. A maszyna jak to maszyna - pikała w tym samym tempie, nie wskazując na to, by jego stan się poprawił. A lekarze? Lekarze po prostu na niego patrzyli niewzruszeni. Bo mimo wykonanego płukania żołądka, by pozbyć się tych cholernych narkotyków i reszty dziwnych badań, ten się nie budził. Podobno nie było już żadnej opcji. Mieli dać mu ostatni tydzień na przeżycie.
ON trzymał go za rękę cały ten czas, nawet gdy nie mógł tego robić. Wciąż tam był, mimo jakichkolwiek przeciwwskazań innych medyków. Nie mógł go tak po prostu zostawić, tuż po zrobieniu mu takiego świństwa. Całował jego ciało, martwiąc się że to ten ostatni raz. Wtulił się w jego klatkę piersiową, która ledwo co się podnosiła, by tylko poczuć jego ciepło.
Wtem poczuł uścisk na jego plecach..
xxx
Tuż po wybudzeniu, złotooki został przebadany kilka razy. Przez cały ten czas, widział swego byłego przez kilka dobrych sekund. Zdążył już przez ten fakt wypłakać się kilka razy w poduszkę, nawet podczas cholernego sprawdzania jego stanu! A mimo to, nadal wylewał z siebie te cholerne morze łez, aż w końcu do jego pomieszczenia wszedł brązowowłosy. Erwin jak poparzony skierował swój wzrok ku sufitu, bo tak jak bardzo mu go brakowało, musiał się pogodzić z jego zdradą. Z jego odejściem.
— Przepraszam, cholernie kurwa przepraszam — rzucił się na podłogę, będąc teraz tylko na swych obolałych kolanach. Wzniósł ręce ku górze i złączył je, ku modlitwie. I mimo, że nie wierzył w Boga, głośno błagał on teraz o wybaczenie wszystkich królów z innych zaświatów, jak i samego Erwina (który nadal miał wrażenie, jak jego serce rozwala się na coraz to mniejsze kawałeczki). Zamknął oczy z bólu, bojąc się przyszłości — Proszę, Erwin, ja Cię kocham! Błagam, daj mi drugą szansę, nie spieprze tego!
Mężczyźnie załamał się głos na końcu zdania, na co chcąc bądź nie chcąc, złotookiemu zmiękło serce. Otworzył oczy i spojrzał na jego zmarnowaną, oraz zapłakaną twarz. Przez płacz, uśmiechnął się krótko i rzekł.
— Wybaczę Ci, ten ostatni raz..
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro