Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Oneshot

Skłamałbym twierdząc, że nie jestem zadowolony z powodu nadchodzącego spotkania z Erwinem. Pełen nieznanej mi energii pakowałem najważniejsze rzeczy do własnej torby, gdy mój telefon nagle się odezwał z typową na siebie muzyką. Przysunąłem urządzenie do ucha by chwilę później utrzymać je za pomocą prawego barku.

— Śpieszę się.. — mruknąłem niezadowolony po odebraniu połączenia.

— Słuchaj, bo — w słuchawce słyszalne były różnego rodzaju szmery, oraz przytłumiony głos Carbonary — Zamknijcie się! Rozmawiam z Grześkiem! — krzyknął — No, no, hej — powiedział wracając do słuchawki — Chce tylko przypomnieć abyś zadzwonił do Capeli w sprawie urlopu na jakiś tydzień!

— Jasne, dzięki. Coś jeszcze?

— Chyba nic, chociaż pamiętaj też, że jak będziesz na miejscu, to ważne jest aby Erwin leżał w łóżku — westchnął — Ciągle tylko się pcha w stronę napadów i jakiegoś ciekawego życia, wiesz chyba o co mi chodzi.

— Tak, jasne, wiem.

— I pamiętaj żeby go nie wkurzać bo będziesz miał tylko gorzej! — wykrzyczał.

— Mhm — mruknąłem.

— I pamiętaj.. — chłopak chciał jeszcze coś powiedzieć, jednak szybko mu przerwałem.

— Tak, jasne, wszystko pamiętam — westchnąłem — Spokojnie Nico.

— Mhm, dobra, to cześć!

— No, no — odparłem — Hej — zakończyłem połączenie po czym zadzwoniłem do przysłowiowej depresji. Po kilku długich sygnałach, chłopak odebrał zdyszany.

— Czego znów chcesz Grzesiek? Pościg mam! — wykrzyczał.

— Potrzebuje urlopu na tydzień.

— A ja potrzebuję Ciebie za siedem dni na akcji swatowskiej! — westchnął — Sześć dni może być? — zapytał, na co odpowiedziałem cichym pomrukiem zgody.

— Dobra, a po co Ci w ogóle ten czas wolny? Zawsze gdy byłeś chory, upierałeś się, że dobrze się czujesz, by po prostu móc patrolować miasto! A teraz.. — westchnąłem pod nosem, grzebiąc jedną ręką w torbie.

— Erwin ma jakąś grypę i chce się nim zająć — odparłem przyciszonym głosem. W zamian usłyszałem nie zbyt męski pisk, na co oczywiście przewróciłem teatralnie oczyma — Jak dobrze, że mam szefa morwiniare i zgodzisz się, prawda?

— No jasne! Ale jak do czegoś dojdzie.. — przyciszył głos — To wiadomo, dzwoń — powiedział po czym roześmiał się typowo, jak na swoją osobę.

— Mhm, cześć — pożegnałem chłopaka i rozłączyłem się, nie czekając na odpowiedź zwrotną.

Schowałem komórkę do jednej z kieszeni spodni po czym zapiąłem torbę, chwilę później zarzucając ją sobie na ramię. Spojrzałem raz jeszcze na całe mieszkanie, po czym pewnym krokiem wyszedłem z pomieszczenia.

Zamknąłem za sobą drzwi, po czym zszedłem na parking, gdzie czekała na mnie moja ukochana vetta. Bez żadnego czekania, wszedłem do pojazdu, odjeżdżając w stronę mieszkań za kilka milionów.

Co jakiś czas spoglądałem za okno, by podziwiać piękne widoki.

W taki sposób, po kilku minutach dojechałem pod biały budynek. Nie zachwycałem się jego wyglądem zbyt długo. Zamiast tego, złapałem za torbę i wyszedłem z auta, zamykając je na kluczyk. Podszedłem do drewnianych drzwiczek, po czym otworzyłem je powolnie, wchodząc do środka.

— Erwin, jesteś? — krzyknąłem do pustego mieszkania.

— Jestem! — słysząc odpowiedź zwrotną, natychmiast popędziłem w stronę dźwięku.

Zauważając jadalnie, a w niej Knucklesa który nachylał się nad białą kartką leżącą na stoliku, podbiegłem do niego, wcześniej zrzucając w pierwszy lepszy kąt torbę.

— Co ty robisz? Powinieneś leżeć! — powiedziałem

Chłopak przewrócił tylko oczami, prostując się na zawołanie.

— Rysuje dokładny plan ucieczki, na napad — mruknął — Nie chce mi się leżeć.. — westchnął.

Podszedłem bliżej chłopaka i złapałem go delikatnie za rękę.

— Gdzie masz sypialnie? — zapytałem

Siwowłosy spojrzał na moją rękę, po czym złączył nasze dłonie. Po chwili zrozumiałem jak to dziwnie mogło zabrzmieć.

— Znaczy.. — westchnąłem spoglądając na własne buty. Chwilę później znowu wróciłem wzrokiem na złotookiego — Po prostu mnie tam zaprowadź — mruknąłem

Chłopak tylko zaśmiał się pod nosem i trzymając moją rękę, zaczął iść w nieznanym mi kierunku. Po krótkim czasie dotarliśmy do sypialni złotookiego.

— Czekaj — stanąłem w miejscu — Jesteś chory, nie chce Ci się leżeć i jeszcze masz otwarte okno?

— No tak — burknął.

Westchnąłem załamany jego słowami.
Złapałem za koc, który wolno leżał na jednym z siedzisk, po czym pociągnąłem chłopaka na łóżko. Usiedliśmy opierając się o ścianę, a sam okryłem nas obu kolorowym kocem.

— Może być? — zapytałem na co chłopak pokiwał z politowaniem głową.

— No Grzesiu.. — powiedział, z nutką nierealnego płaczu — No dobra, może być — mruknął, wtulając się we mnie — Ale, pogadajmy o czymś, błagam.. — szepnął, po czym z jego ust wydobył się kaszel.

— W takim stanie? — spojrzałem na niższego, na co ten pokiwał wyraźnie głową  — No dobra, ale o czym?

— O czymkolwiek, może opowiedz mi, jak minął Ci dzień? — zaproponował, bawiąc się sznurkami bluzy, należącej do mnie.

— Może ty o czymś opowiedz, ja mam raczej nudne życie i powątpiewam, by było to dla Ciebie ciekawe — westchnąłem.

— Może mam je ciekawsze, ale chcę posłuchać też Ciebie.. — kichnął — Błagam., Grzesiu.. — mruknął na co mimowolnie się uśmiechnąłem.

— No dobrze — zaśmiałem się — Ale przysięgam, a zarazem ostrzegam, że dzisiejszy dzień serio był nudny.. — zacząłem bawić się włosami złotookiego — Jak się obudziłem, to zrobiłem poranną rutynę, no, wiadomo. Potem poszedłem na służbę i w sumie, przez ten czas nic się nie działo. Chociaż na jednym z kilku kasyn, zostałem niebezpiecznie postrzelony — młodszy jak na zawołanie podniósł się powolnie, po czym spojrzał na moją twarz — To tylko małe, nic nie znaczące draśnięcie.

Chłopak jeszcze bardziej się przybliżył, po czym odkaszlnął, uwalniając się od ciążącej na nim chrypy.

— Małe draśnięcie? — próbował krzyczeć, ale przez jego słaby stan głosu, bardziej wyszedł głośny szept — Gdzie Cię postrzelili?

Mruknąłem coś pod nosem niechętnie. Odsunąłem się od chłopaka, chwilę później zdejmując z siebie koszulkę. Mężczyzna siedzący koło mnie, chwilę przyglądał się mojej nagiej klatce piersiowej. Odchrząknąłem zawstydzony. Natychmiast niższy odwrócił wzrok.

— Przepraszam — powiedział głupio.

— Nic nie szkodzi — zaśmiałem się.

Złotooki ponownie wrócił wzrokiem, po czym położył swój palec na jednej z blizn.

— Mogę? — zapytał ze zmartwieniem.

Zgodziłem się machając na znak głowa. Powoli zaczął kreślił kółka wokół starych ran, co jakiś czas je dotykając. Po pewnym czasie, chłopak odsunął się, a ja założyłem z powrotem koszulkę.

— Nie przejmuj się tym — powiedziałem — Pogadajmy o czymś innym — zaproponowałem.

— Ale o czym? Grzesiuuu.. — mruknął płaczliwym tonem — Zróbmy coś ciekawego, po za tym czemu mamy zmieniać temat? Czy ty widziałeś tamtą bliznę? Ona była tak cholernie blisko serca! — wykrzyczał pół szeptem przez swój zmarnowany głos. Przewróciłem na jego słowa oczyma.

— Przestań, to nic takiego, w końcu żyje!

— Jeszcze.. - powiedział niemrawo — Co jeżeli byś nie miał tyle szczęścia i.. — zatrzymał się.

— Ktoś musi zamknąć Ci te jebane usta, ponieważ ewidentnie za dużo gadasz — zaśmiałem się, podnosząc na siebie wzrok chłopaka.

— Skoro tak uważasz — wyszeptał, przybliżając się — Masz idealną okazję na wykonanie swojego pomysłu.

Uśmiechnąłem się mimowolnie.

— Erwin, przestań.. — zaśmiałem się cicho, spoglądając na malinowe usta mężczyzny.

— Dlaczego? — droczył się ze mną jak z dzieckiem.

— Ponieważ zaraz rzeczywiście zamknę Ci buzie — mruknąłem, przerzucając wzrok na oczy złotookiego, które się we mnie wgapiały.

— Na co czekasz, skoro masz moją zgodę? — wyszeptał.

Chwilę wpatrywałem się w oczy siwowłosego, które okazywały różnego rodzaju emocje.
Po pewnym czasie nie wytrzymałem i złączyłem nasze usta, przymykając powieki.
Całowaliśmy się z delikatnością, a zarazem perfekcją. Czułem jak usta chłopaka wykrzywiają się, tworząc delikatny uśmiech.
Oddałem go, a po kilku sekundach wyśmienitego pocałunku, odsunęliśmy się od siebie. Chłopak patrzył na mnie z radosnym uśmiechem. Przybliżyłem się raz jeszcze, posyłając mu krótkiego całusa.

— Nie uważasz, że teraz możesz nazwać ten dzień ciekawym? — zaśmiał się.

— Przymknij się — mruknąłem, chichocząc pod nosem.

— Teraz będziesz razem ze mną chory.. — parsknął.

— Pierdol się — burknąłem, chowając swoją twarz w zagłębieniu szyi siwowłosego. Wtuliłem się w chłopaka, na co usłyszałem cichy śmiech.

— Z Tobą, mógłbym nawet teraz — na moją twarz wpadł głupi rumieniec.

— Przestań — zaśmiałem się, odsuwając swoją twarz od tej jego.

— Jak sobie życzysz — powiedział i pocałował mnie przelotnie, jak gdyby jakąś bariera między nami po prostu znikła — A teraz głowa mnie boli, więc może pójdźmy spać, co? — uśmiechnąłem się mimowolnie.

— Jasne — odparłem.

Położyliśmy się na miękkim łóżku, a sam przykryłem nas kołdrą. Siwowłosy odwrócił się do mnie plecami, leżąc na boku, a ja wtuliłem się w niego, aby poczuł bezpieczeństwo.

— Dobranoc, kochaniutki — mruknąłem pod nosem, zamykając oczy.

— Dobranoc — szepnął.. — Czekaj — parsknął, odwracając się do mnie twarzą — Jak mnie nazwałeś? — zapytał, na co otworzyłem ponownie gałki oczne, by po chwili nimi teatralnie przewrócić.

— Nijak, idź spać — odburknąłem.

— Czy Ty.. — nic więcej nie powiedział, ponieważ zaczął się szeroko uśmiechać.

— Oh, odjeb się ode mnie — zaśmiałem się cicho.

— Jasne, kochanie — niższy zaczął dusić się powietrzem, na co moje kąciki ust podniosły się lekko.

— Idź spać.. — powiedziałem, udając obrażonego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro