Bo wszyscy kochamy komiksy/Trafalgar x reader
oc: reader
parring: trafalgar law x reader
opis: Law zachorował na pewną chorobę, a imię kupiła komiksy (opis w niewielkim stopniu pasuje do całości fabuły shota, bo jej n ma)
ważniejsze informacje: mój pierwszy napisany x reader z op (x oc też, bo sanjixhinami było później), jak na pierwszy raz n jest najgorzej... znaczy idk, mam mieszane mysli na ten temat. akcja dzieje się po wano, brak większych spoilerów.
ilość słów: 2k+
data: październik 2020
___
Trafalgar od pewnego czasu zmagał się z chorobą, której nie umiał, albo może nie chciał, wyleczyć. Chorobą, która objawiła się kilka miesięcy temu, a na którą zawsze myślał, że nie będzie w stanie zachorować. Objawiła się ona pewnego pięknego dnia i nie chciała odpuścić. W dodatku nasilała się, gdy przebywał w towarzystwie swojego strzelca i czasami również pomocnika kucharza – [imię]. Dziewczyna była, cóż, irytująca. Zawsze starała się go czymś zdenerwować, jednak zazwyczaj nie przekraczała pewnych umownych granic. Mówiła do niego "kapitanie" i mimo że to całkowicie normalne – w końcu żadne większe więzy ich nie łączyły – wkurzało to Trafalgara niemiłosiernie. Słyszał swoje nazwisko wychodzące z jej ust może ze trzy razy. Jedynie raz wypowiedziała je, gdy wiedziała, że jest w tym samym pomieszczeniu, dwa inne usłyszał całkowicie przypadkiem.
Lubił jak jego nazwisko brzmiało w jej ustach. Wymawiała ona "r" w nieco inny sposób, przez co pragnął jak najczęściej słyszeć to jedno słowo wypowiadane przez nią.
Sama [imię] nie wydawała się darzyć swojego kapitana niczym więcej niż przyjaźnią, którą co prawda okazywała na dość specyficzny sposób. Jeśli Trafalgar kiedykolwiek przed jej przybyciem narzekał na nudę, to od razu po spotkaniu jej, zaczął tego żałować. Często i z godną pochwały wytrwałością starała się go wytrącić z równowagi lub po prostu powkurzać. Chociaż nawet ona czasami wiedziała, że lepiej nie wchodzić mu w drogę. Na przykład wtedy, gdy opiekował się on słomianym i Jinbeiem, bądź gdy miał opuścić załogę i udać się na Punk Hazard. Była jedną z najbardziej wytrwałych w błaganiu o pozwolenie towarzyszenia mu w całym tym przedsięwzięciu. Oczywistym było, że jej nie pozwolił, choć niewiele brakowało, by ugiął się pod spojrzeniem jej zmartwionych oczu.
Tymczasem od wyjazdu z Wano i rozdzieleniem się ze Słomianymi Kapeluszami, dziewczyna wyraźnie przycichła. Posyłał przez to w jej stronę coraz więcej ni to zdziwionych, ni podejrzliwych spojrzeń. W środku natomiast bał się tego, że [imię] być może tęskni za kimś, należącym do sojuszniczej załogi. Wiedział, że dobrze dogadywała się ze strzelcem słomianych – Usoppem. Nigdy by się do tego nie przyznał, ale w jego głowie coraz częściej pojawiała się myśl, że może dziewczyna zainteresowała się kimś i dlatego jest teraz przygaszona.
Tymczasem zbliżali się do jakiejś mniejszej, wiosennej wyspy, uzupełnić zapasy. [imię] była wyraźnie podekscytowana od momentu zobaczenia lądu, na którym jako pierwsza z załogi postawiła stopę. Ze zniecierpliwieniem czekała na kucharza, któremu obiecała pomoc w kupnie zapasów. Mężczyzna lubił ją, właściwie trudno było jej nie lubić, skoro roztaczała wokół siebie taką rozluźniającą i przyjazną aurę. Chociaż fakt faktem, że często zdarzało jej się przypalić danie, które akurat wspólnie gotowali, lub zrobić zbyt małe bądź grube naleśniki. W zasadzie reszcie załogi to drugie jakoś szczególnie nie przeszkadzało, w końcu widzieli, ile serca dziewczyna wkładała w próbach zrobienia czegoś jadalnego i w miarę ładnie wyglądającego.
Po zorganizowaniu zapasów, z ulgą stwierdziła, że ma jeszcze sporo wolnego czasu i zniknęła na dość długo. Pod koniec dnia jej kapitan osiągał już powoli szczyt poddenerwowania, gdy Bepo zauważył jej sylwetkę, biegnącą w stronę statku. Wyglądała, jakby przebiegła sprintem całe miasteczko, jednak uśmiech nie schodził jej z twarzy. To nieco uspokoiło Trafalgara, choć coś ukłuło go w sercu, gdy pomyślał, że może dziewczyna umówiła się z kimś na spotkanie na tej wyspie. W końcu większość załogi wiedziała, gdzie płyną. Szybko jednak odrzucił tę myśl, postanawiając dłużej o dziewczynie nie myśleć.
Tego dnia [imię] pomogła w zrobieniu kolacji. Cóż, na tym statku nawet to stanowiło dla niej wyzwanie. W końcu ich kapitan toczył zażartą walkę z chlebem i każdą osobą, która takowy chciała skonsumować. A ponieważ już na starcie odpadały kanapki, razem z kucharzem postanowili wykonać onigiri. I o ile na początku wydawało jej się to proste, to im dalej, tym więcej napotykała przeszkód na swej drodze. Ryż jakby z premedytacją nie chciał dać się uformować w ten kształt, co chciała i choć bardzo się starała, jej onigiri były kanciaste i wyglądały mniej apetycznie niż te, przyrządzone przez mężczyznę.
– Chciałam zrobić serduszka – pożaliła się mu ze zbolałą miną. – Bo jesteśmy piratami serca – dodała od razu, gdy zauważyła nieco rozbawiony wzrok kucharza. – Najpierw myślałam, czy by nie zrobić podobnych do normalnego organu, ale stwierdziłam, że to dla mnie za trudne i chyba tylko kapitan cieszyłby się, jedząc coś takiego – dodała, na końcu nieco zamyślona. – Ale te trzy ostatnie wyszły mi nawet dobrze – pochwaliła się na końcu, dumna z wykonanej przez siebie pracy.
– Faktycznie, nawet kapitan musiałby zauważyć, że wyglądają jak serca – zaśmiał się kucharz, po czym poczochrał ją po włosach.
– Jestem ciekawa, czy wyshamblesowałby mnie razem z nimi poza statek, czy jednak nie – zaśmiała się, wyobrażając sobie tę scenę.
– Widzę, że masz dzisiaj dobry humor – zauważył mężczyzna, biorąc od niej talerze, które wyciągnęła. – Coś się stało?
– Oohh tak. Myślę, że kapitan nie za długo pocieszy się spokojem, który mu zapewniałam przez te dwa tygodnie.
Mężczyzna uśmiechnął się na to pod nosem. Dziwił go brak z jej strony jakiegokolwiek zainteresowania Trafalgarem przez ten czas. Najwidoczniej już wszystko miało wrócić do normy, a kółko shipperskie, któremu przewodził Penguin wraz z Schacim, mogło być spokojne o rozwój swojego kochanego statku. Niektórzy z załogi nawet zaczęli stawiać zakłady o to, jak szybko ta dwójka zauważy, że ich uczucia są odwzajemnione. Choć z charakterem [imię] i tym, jak okazywała wybrankowi swoje względy mogło być ciężko.
***
Ta noc dla Trafalgara znów okazała się jedną z tych bezsennych. Bezczynnie leżał, wpatrując się w sufit, by w końcu z cichym westchnieniem wstać z ciepłego łóżka i wyjść ze swojej kajuty. Od razu skierował swe kroki do kuchni, pragnąć ugasić pragnienie, które mu od dłuższego czasu doskwierało. Gdy tylko otworzył drzwi do odpowiedniego pomieszczenia, uderzyło w niego oślepiające światło, przez co został zmuszony zmrużyć oczu.
Kto do cholery znowu zapomniał zgasić światła? przemknęło mu przez myśl, gdy próbował dłonią odciąć się od natarczywego światła.
– Nie śpisz, kapitanie? – dźwięczny głos [imię] wypełnił jego umysł. Na chwilę zamarł, nie będąc przygotowanym na spotkanie z dziewczyną.
Gdy jego oczy przyzwyczaiły się do oświetlenia, mógł zauważyć, że [imię] siedziała przy stole, a jedynie kilka żarówek wciąż świeciło. Skinął jej głową i poszedł w stronę szafek, starając się nie zwracać na nią szczególnej uwagi. Przebywanie z dziewczyną sam na sam w jednym pomieszczeniu nie było tym, co chciał doświadczyć, na dodatek, że nie wiedział, czego może się po niej spodziewać. Nalał sobie wody i usiadł na taborecie opierając się o blat za nim. Chciał mieć dziewczynę na oku.
– Czemu wciąż tu siedzisz? Nie masz dzisiaj warty – zauważył spokojnie, patrząc na nią przenikliwym spojrzeniem.
– Oh, racja. Wiesz, kapitanie, szukałam na wyspie jednej książki, która mnie ciekawiła, więc dzisiaj zaczęłam ją czytać i okazała się dość wciągająca – odparła z uśmiechem, opierając podbródek na jednej dłoni i patrząc na niego nieco zamyślony spojrzeniem.
Mężczyzna nic nie odpowiedział, starając się bardziej zająć wodą w swojej szklance, niż tym, co takiego czytała [imię].
– Kiedy byliśmy na Wano, udało mi się porozmawiać z Usoppem o pewnej zaskakującej rzeczy – powiedziała powoli, jakby sprawdzając jego reakcję. Trafalgara spiął się co prawda na imię strzelca, jednak nic nie powiedział. – Mianowicie, że od razu rozpoznałeś strój Sanjiego, to, że należy do Germy 66 oraz że jego komiksowa nazwa to Stealth Black.
Law rozluźnił się, gdy dotarło do niego, że dziewczyna nie darzyła drugiego mężczyzny większymi uczuciami. Po chwili jednak dotarł do niego sens kolejnego zdania i zaczął z jeszcze większym napięciem patrzeć na twarz [imię]. Nie wiedział, czego mógł się po niej spodziewać. Ta kontynuowała swój monolog i gdyby nie rozbawione spojrzenie, które mu posłała, mógłby stwierdzić, że nie zauważyła zmiany w jego postawie.
– A na Zou wydawałeś się zainteresowany tym ninją, Raizou i jego umiejętnościami. – Uśmiechnęła się na to wspomnienie. Naprawdę cieszyła się, że udało jej się pójść tam razem z nim. – Przez te dwa zdarzenia śmiem twierdzić, że czytujesz komiksy, Traffy.
Stąpała po cienkiej linii i dobrze zdawała sobie z tego sprawę. Wydawała się badać jak gruba jest granica, której nie powinna przekraczać.
Trafalgar natomiast był nieco zmieszany. Nie dość, że wysnuła taki, a nie inny wniosek, to jeszcze nazwała go zdrobnieniem, którego tak nie cierpiał. Choć w jej ustach było to mniej irytujące niż u kogokolwiek innego.
– Nie nazywaj mnie tak – powiedział z przyzwyczajenia.
– Dobrze – powiedziała, chichocząc cicho. – A więc Torao lepiej ci pasuje?
– Nie wkurzaj mnie, [imię]-ya – ostrzegł ją, posyłając w jej stronę piorunujące spojrzenie.
– Wciąż nie powiedziałeś, czy moja teza jest prawdziwa – zauważyła niewinnym tonem, jakby w ogóle nie śmiała myśleć, że mogła go czymś zezłościć. – Ale po twojej reakcji sądzę, że tak. Dlatego kupiłam po kilka tomów z trzech serii. Jedna z nich oczywiście opowiada o Germie, druga jest o jakichś ninja, a trzecia o piratach.
– Piratach? – spytał z westchnieniem, już nawet nie zaprzeczając, że tak, czasami czytał komiksy.
– No, wydawało się to interesujące więc kupiłam – powiedziała z szerokim uśmiechem i pomachała mu okładką. – Fabuła niby prosta, pewna załoga wyruszyła szukać one piece, czyli w sumie jak większość z nas, ale myślę, że to może być ciekawe.
– Rób co chcesz, tylko trzymaj je z dala ode mnie – mruknął Trafalgar, wstając i odkładając kubek do zlewu. Prawie dostał zawału, gdy po odwróceni się zobaczył, iż dziewczyna stoi jakiś metr przed nim z zadziornym uśmiechem na ustach.
– Nie chcesz poczytać ze mną? W końcu jestem w tym nowa, powinieneś mi wytłumaczyć, co się działo we wcześniejszych tomach – zrobiła smutną i jednocześnie proszącą minę. Mężczyzna błądził oczami w poszukiwaniu drogi ucieczki i czegoś, co pomogłoby mu odciągnąć jej uwagę.
– Po pierwsze nie czytam komiksów, po drugie powinnaś już dawno spać, niewysypianie się ma później złe skutki i nie dość, że będziesz mniej użyteczna niż normalnie, to jeszcze będziesz bardziej podatna na choroby – burknął w końcu, jak na typowego lekarza przystało, broniąc się swoją wiedzą.
– Aww, więc martwisz się o mnie, kapitanie? To urocze – powiedziała [imię] słodkim głosem.
– Jako kapitan i lekarz martwię się w takim samym stopniu o stan zdrowia wszystkich na tym statku – zauważył, spoglądając gdzieś w bok. Czuł delikatne ciepło na policzkach, co go jeszcze bardziej rozpraszało.
Dziewczyna przez chwilę jedynie na niego patrzyła, po czym podeszła w jego stronę i przyłożyła mu rękę do czoła. W pierwszej chwili Trafalgar nie wiedział, co powinien w tej sytuacji zrobić. A ponieważ cofnięcie się odpadało, po prostu strzepnął jej dłoń, jakby była irytującą muchą, latająca koło niego.
– Co ty robisz? – zapytał nieco podniesionym tonem głosu, patrząc na nią z góry.[imię] zrobiła zamyśloną minę.
– Myślałam, że może jest kapitan chory, ale jednak nie – odparła po prostu, wzruszając ramionami i kierując się z powrotem w stronę swojego miejsca.
– Jestem chory – odparł bezmyślnie. Dopiero po chwili uświadomił sobie, co powiedział, jednak było już za późno. Dziewczyna zatrzymała się i spojrzała na niego zdziwionym a także zatroskanym spojrzeniem. – Z miłości – burknął w końcu, wymijając ją.
[imię] stała przez chwilę w lekkim szoku. Dopiero gdy Trafalgar znalazł się przy drzwiach, opamiętała się, szybko kręcąc głową, by choć w jakim stopniu oczyścić swój umysł. Na jej twarz wkradł się lekki uśmiech.
– W takim razie ja też jestem chora, kapitanie! – zawołała wesoło, a mężczyzna drgnął niezauważalnie. Jego dłoń zawisła nad klamką, co dało dziewczynie czas, by do niego podbiegła. – Może spróbujemy razem znaleźć lek na tę chorobę?
Trafalgar zgodził się po chwili wahania. Oczywiście tylko i wyłącznie dlatego, że był lekarzem. Żadnych innych powodów nie było. Dziwnym trafem dziewczyna zaciągnęła go do salonu, gdzie razem usiedli na kanapie. [imię] oparła głowę o jego ramię, czytając jeden z komiksów. Mężczyzna za to ze zdziwieniem odkrył, że było to nawet przyjemne odczucie i przynajmniej nie czuł tego kłucia w sercu, a każdy dotyk dziewczyny na jego skórze zostawiał po sobie miłe odczucie.
Rano załoga zastała ich śpiących na kanapie i opartych o siebie. Komiks leżał na ich kolanach. Od tego czasu Trafalgar przestawał odczuwać złe skutki swojej choroby. Przebywanie w towarzystwie [imię] stało się jego lekarstwem, od kiedy dowiedział się, że jego uczucia są odwzajemnione.
___
jednak zamiast wczoraj, publikuje to dzisiaj. w sumie czyta to jedna osoba plus moja bf , więc idk czemu się tłumaczę w ogóle, ale nie zdążyłam wczoraj sprawdzić (a poprawki serio się przydały)
nie iwme czy to widać, ale staram się jakos przezwyciężyć moją zmorę w one shotach, czyli brak większej akcji/fabuły i same opisy zdarzeń, dodaję więcej dialogów, ale i tak jak zaczynam pisać, to pod koniec orientuję się, że znowu wyszło nudno :')
welp, może chociaż ten był lepszy... no ale ogólnie mam pomysł na dwa ff z one piece, kiedyś trafią na profil. i myślę, czy opublikowac krótkie historie, które napisałam pół roku (albo rok) temu z bnha, kaminari x reader oraz villain kaminari x reader (drugie nieskończone jeszcze)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro