[1/4]Inne wydanie młodszego pokolenia rodziny Vinsmoke
parring: brak
oc: Hugo, dawny pirat
opis: Hugo trafił do Króleswa Germy, mając szkolić dzieciaków władcy, jakim cudem więc wylądował z nimi na jednej łódce, uciekając przed wkurzonym Judge'em?
Czyli przygody Hugo i piątki dzieci Vinsmoke, którzy okazują się nie być tacy źli, jeśli dostaną odpowiedni wzór do naśladowania.
Jeszcze inaczej: Sanji dostaje wreszcie rodzeństwo, na które zasługuje.
ważniejsze informacje: miałam tego tutaj nie dawać, na ao3 jest już od maja, ale cóż... ostatnio pisanie one shotów idzie mi dość mozolnie i wzięłam się raczej za kilka dłuższych historii z one piece'a, tak więc dłuższy czas mogę nic tu nie wstawiać i żeby nie było tak pusto, dodam tutaj to. to one shot podzielony na 3 części plus omake.
ilość słów: razem koło 10k
data: 14.05.2021r
____
Początek, czyli trening w Królestwie Germy
Okay, może nie byłem odpowiednią osobą do mówienia innym, że to co robią jest złe. Właściwie byłem ostatnią osobą, która powinna to robić, ale cholerne eksperymenty na dzieciach jeszcze nim te w ogóle się urodziły? To nie było normalne i zdecydowanie nie powinno mieć miejsca. Cholera, nawet ja to wiedziałem. Już sam ten fakt coś znaczy.
I, oh, jeden dzieciak miał to nieszczęście być normalny.
Ale co właściwie robiłem w królestwie Germy? Cóż, sprawy interesów. Jako dawny pirat Nowego Świata byłem na tyle silny, by sam Judge uznał mnie za odpowiednią osobę do wytrenowania jego dzieciaków na maszyny do zabijania. Nie żeby mi się to podobało, ale za bardzo nie miałem wyboru od czasu, gdy w ogóle przyjąłem zaproszenie. Jak spotkam Dragona, który stwierdził, że to idealna okazja do dowiedzenia się czegoś o Germie, osobiście go ukatrupię.
Tak wylądowałem na polu treningowym, patrząc na piątkę dzieciaków przede mną.
Dosłownie gówniaki dostały imiona po cholernych numerach. Dziewczynka, nr 0, Reiju (ta różowa), Ichiji czerwony, Niji niebieski, Sanji (ten normalny) żółty i Yonji zielony.
Okay, dziewczynę i Sanjiego łatwo było poznać. Resztę postaram się zapamiętać po numerach i odpowiadających im kolorach. Tylko jedynka i dwójka mi się wciąż mylili, więc nie było aż tak źle.
– Dobra dzieciarnia, pokażcie mi, co umiecie – powiedziałem, zerkając na jakiegoś naukowca, który zapisywał postępy dzieciaków.
Oh, chyba właśnie zrozumiałem, czemu Judge stworzył tych gówniarzy. Cholernie szybcy, mocni, nie mający żadnych emocji. A przynajmniej teoretycznie nie powinni ich mieć, w praktyce widać było że czuli jakąś chorą satysfakcję, znęcając się nad Sanjim. Nie, żebym się dziwił, ich ojciec był dość marnym przykładem do naśladowania.
Uhhh, to będzie ciężki orzech do zgryzienia.
Wystarczyło mi przeżyć dzień w królestwie, by wiedzieć, że nie chcę, by te dzieciaki straciły resztki swojego człowieczeństwa. Miałem ochotę przynajmniej kilkadziesiąt razy przez ten czas rzucić któregoś z nich prosto do morza i go utopić. Znęcanie się nad słabszymi uważam za niehonorowe zachowanie, które przejawiają jedynie słabeusze, którym wydaje się że są mocni. Do tego nad własnym bratem? Mniej więcej to powiedziałem im pod koniec dnia.
Ichiji, Niji i Yonji zdawali się wręcz zszokowani tym, że śmiałem zwrócić im uwagę za coś takiego. Reiju spojrzała w dół na swoje stopy, a Sanji patrzył na mnie z nadzieją w oczach.
Okay, było mi cholernie szkoda blondwłosego dzieciaka.
– Przecież Sanji to pomyłka!
– Czemu nazywasz nas słabeuszami?!
– Sanjiemu się należy!
Chwila ciszy, po czym każdy starał się przekrzyczeć siebie nawzajem, starając się pokazać mi swoją rację. Nie żeby te wymówki miały jakąkolwiek wartość, ale chociaż się starali.
– Oh, więc może zrobimy tak. Wy mnie pokonacie i możecie robić co chcecie. Właściwie wystarczy, że po prostu mnie dotkniecie. Ja wygrywam i od tego momentu słuchacie wszystkiego, co wam mówię. Bez wyjątków.
Trójka ucichła, namyślając się w ciszy. W końcu najstarszy skinął głową na znak zgody.
Ustawiliśmy się w prowizorycznym ringu. Stałem na środku, ukrywając ręka ziewnięcie, dzieciaki stworzyły wokół mnie coś w rodzaju kółka. Czas to pięć minut.
Gdy tylko Reiju krzyknęła "Start!", trójka gówniarzy zaczęła szaleć. Biegali wokół mnie, starali się mnie kopnąć, uderzyć bądź ugryźć. Używając haki oczywiście z łatwością ich unikałem. Po wyznaczonym czasie cała trójka leżała na ziemi bez życia, podczas gdy ja stałem przed nimi z jakiegoś rodzaju satysfakcjonującym uśmieszkiem na twarzy.
– Oh tak, doprawdy, jesteście taaacy silni – powiedziałem, przeciągając przedostatnie słowo, po czym ziewnąłem i przeciągnąłem się. – Nie wiem, czy w ogóle opłaca mi się was uczyć, skoro nie dość, że znęcacie się nad słabszymi, to jeszcze uważacie się za jakichś siłaczy kiedy jesteście zwykłymi dzieciakami. Wasze ciała są jedynie trochę silniejsze od tych należących do waszych rówieśników i już uderzyła wam soda do głowy? Nie wiem, czy w ogóle da się z was coś wyciągnąć. Może trzeba mi jak najszybciej rzucić tę posadę.
Chłopcy spojrzeli na mnie w szoku (ktoś ośmielił się postawić się ich ojcu?), który po chwili przerodził się w przerażenie. Najwidoczniej właśnie zrozumieli, że chcieli stać się silniejsi i skopać mi tyłek, a w okolicy nie było nikogo innego, który mógłby ich czegoś takiego nauczyć.
– Ojciec nie będzie zadowolony, jeśli to zrobisz – zauważył Niji, na co parsknąłem.
– Czy wyglądam wam na kogoś, kogo by to w jakimkolwiek stopniu obchodziło?
Ta cisza oraz ich miny były wprost bezcenne.
– Ucz nas, a będziemy, ugh... – Ichiji jako najstarszy zabrał głos, po czym skrzywił się. – Będziemy się ciebie słuchać. W jakimś stopniu – dodał już ciszej.
– Oh, a w jakim tak dokładnie stopniu? – Pochyliłem się nad dzieciakiem z przerażającym uśmiechem, na co teni wydał z siebie odgłos dziwnie przypominający przestraszony krzyk.
– Uhh, no będziemy cię słuchać kiedy będzie nam się to podobać?
Ichiji skrzywił się na własny, całkowicie nie władczy ton. Na swoje usprawiedliwienie miał fakt, że każdy obchodził się z nimi jak z jajkami i nie poznał jeszcze jak przerażający potrafi być świat (i pirat, który miał gdzieś autorytet właściwie kogokolwiek).
– Tak się bawić nie będziemy – stwierdziłem, po czym wstałem i klasnąłem w dłonie. – Postanowiłem! Od dziś będę uczyć Sanjiego i Reiju, wam już dziękuję.
Rzuciłem trójce chłopców bezczelny uśmiech, po czym zacząłem odchodzić, ciągnąc za ręce dwójkę zdezorientowanych dzieciaków, którzy stali się moimi pierwszymi uczniami.
– Hej, to nie fair! Oni są najsłabsi! – zawołał za mną Yonji, co reszta szybko podchwyciła.
Jedynie odwróciłem się i spojrzałem na nich szorstko. Na to chłopcy zmniejszyli swój ton, a zielonowłosy wyglądał jakby chował się za starszymi, próbując jednocześnie udawać pewnego siebie, by tamci tego nie zauważyli. Cóż, osobiście sądzę, że Ichiji i Niji zdecydowanie nie zwracali na niego uwagi, mając własne problemy. Na przykład tą wręcz przytłaczająca presję, którą na nich narzuciłem.
Nie, to nie było królewskie haki. Po prostu potrafię być przerażający, jeśli chcę.
– Mogę was uczyć jedynie na moich zasadach, czyli słuchacie się wszystkiego co powiem. Rozumiemy się?
– T-tak!
– Wspaniale, więc od teraz mamy tradycję, by po treningu odwiedzać waszą matkę i mówić jej o waszych postępach.
Po serii niezadowolonych i zdziwionych dźwięków mogłem stwierdzić, że dzieciaki wcześniej albo nie chciały odwiedzać chorej rodzicielki, albo po prostu nie uważali tego za ważne. I to, że te naprawdę mogli tak myśleć, trochę mnie przerażało.
***
Rozmowa z królową rodu Vinsmoke była... cóż, chyba najtrudniejszą rozmową, którą kiedykolwiek odbyłem. Spotkałem się już wcześniej z kobietą, która chciała wiedzieć, kto będzie uczył jej dzieci. Właściwie to był powód mojej decyzji, by każdy z gówniarzy do niej przychodził i z nią rozmawiał. Kobieta kochała każdego z nich, cholera, praktycznie oddała za nich życie. Oczywiście jej największą dumą był Sanji, który wciąż miał czyste serce oraz jako jedyny okazał się normalny. Mający emocje.
Chociaż to, czy reszta dzieciaków do końca te emocje straciło czy nie, było kwestią sporną.
Zapewne trwalibyśmy w niezręcznej ciszy, gdyby Sanji nie zebrał się na odwagę i zaczął opowiadać o tym, jak przebiegał trening. Ponieważ teoretycznie właśnie o tym mieli rozmawiać (co było jedynie moją wymówką, ale mniejsza, ważne że działało).
– No i potem pan Hugo odbył sparing z Ichijim, Nijim i Yonjim. – Sanji spojrzał trochę niepewnie na swoje rodzeństwo, jakby nie wiedział, czy może o tym mówić, jednak ci podchwycili temat, chwilowo zapominając o istnieniu swojego najsłabszego brata.
– Tak, ten cały Hugo jest strasznie silny! – Yonji wepchnął się przed Sanjiego, gestykulując żywo.
– Tsk, po prostu ciągle uciekał. Nie dało się go trafić – mruknął na to Niji, a Ichiji spojrzał na nich z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zdawał się być jedynym, który dalej pamiętał o tym, że wciąż z nimi byłem i wszystko słyszałem.
Sora zachichotała, prosząc chłopców o więcej szczegółów. Rozmowa przebiegała już normalnie i wyraźnie sprawiała kobiecie radość. Uśmiechnąłem się na to pod nosem i wycofałem się z pomieszczenia. Jeden dobry uczynek może nie wymaże wszystkich złych czynów, których się dopuściłem, jednak miło było przyczynić się do powstania tej sceny.
Dlaczego nie pójść dalej? Następny punkt na liście do zrobienia – rozchwiać dzieciarnię na tyle, by odblokowali swoje emocje. A przynajmniej emocje inne niż śmianie się z cudzego nieszczęścia, bo pogarda, zawyżona samoocena i psychopatyczne wręcz zadowolenie z wyrządzonej krzywdy jakoś im zostały.
...zdecydowanie byłem typem samobójcy, ale to nie moja wina, że irytowanie króla Germy sprawiało mi wręcz ogromną radość.
Przez ten dzień udało mi się dowiedzieć kilku rzeczy o dzieciakach. Reiju, starsza o trzy lata, wydawała się dość rozsądną osobą i z tego co zauważyłem, nie podobało jej się to, jak jej bracia znęcali się nad Sanjim. Jednak prawdą też było, że nic z tym nie robiła. Wydawała się być typem osoby, która z boku obserwuje zdarzenia i wyciąga dla siebie wnioski, a także nie chce się wychylać.
Ichiji? Jako najstarszy z chłopców miał jako taki autorytet, dlatego pierwszy zabierał głos w ważniejszych sprawach i raczej to on mówił o ich decyzjach.
Niji był typem, który najpierw mówi, potem myśli. Dość irytujący, lubiący przemoc, mały, niebieski gnojek. W zasadzie Yonji był do niego podobny.
Sanji wyróżniał się na tle braci, to oczywiste. Bał się, że powie coś, co ich rozzłości i był zdecydowanie w tyle, jeśli chodzi o umiejętności. Wyraźnie biła też od niego dobroć, co wydawało się naprawdę irytować Judge'a.
Właściwie Ichiji, Niji i Yonji byli aż za bardzo podobni do siebie pod względem charakteru. Gdyby nie te kolory, cholernie trudno byłoby ich rozróżnić. Okay, i tak zdarzało mi się mylić i zdecydowanie długo przeklinałem cholerną zabawę w usuwanie emocji, przez którą miałem z tym tyle problemów.
Później mylenie ich imion było nawet zabawne.
***
– Ah, Ichiji!
Czerwonowłosy przestał chwilowo robić pompki i spojrzał na mnie.
– Biegaj szybciej dobrze?
– Jestem Niji! – zawołał zdenerwowany niebieskowłosy, a Ichiji jedynie spojrzał na mnie urażony, na co zachichotałem.
– Tak, mów co chcesz, Yonji.
– To Niji! Zapamiętaj to wreszcie, idioto!
Jedynie uśmiechnąłem się pod nosem nucąc "Nigdy~". Denerwowanie Nijiego stało się moim hobby. No uwielbiam to. Niebieskowłosy wyglądał wręcz przezabawnie gdy się irytował, do tego złość to tak wspaniała emocja, że naprawdę szybko i łatwo było ją wydobyć. Więc to były dwie pieczenie na jednym ogniu.
Chociaż nie jestem do końca pewny, czy powinienem zaczynać od złości. No cóz, zobaczy się później co z tego wyjdzie.
Wręcz kocham to, jak dziecięce umysły się rozwijają. Póki wciąż są młodzi, mogą odzyskać emocje, tak więc mój plan czysto teoretycznie mógł wypalić.
Udawałem, że wcale nie widzę zmartwionego wzroku naukowców. Póki jedynie patrzyli z boku (i to z dość daleka, ponieważ stwierdziłem, że przez nich dzieci nie będą mogły mieć przez nich tak owocnego treningu. Judge ponad wszystko inne wynosi zdolności do walki, więc zgodził się aż zbyt łatwo) nie mogli mi zaszkodzić. Z resztą w większości chodziło o sprawdzanie wytrzymałości dzieciaków i tego w jak szybkim tempie wzrastają im umiejętności.
– Dlaczego mamy robić takie głupie rzeczy? – burknął Yonji, podciągając się na rurze. – To wszystko jest czymś, co może zrobić nawet Sanji!
– Oh, tak, właśnie dlatego to robimy. Z resztą, każdy z was ma specjalny plan treningowy i wierzcie mi, że macie tam rzeczy, których Sanji nie ma. Niestety brakuje mi tutaj sytuacji zagrażających życiu.
– Dlaczego coś takiego miałoby nam pomóc? – spytała Reiju, marszcząc brwi podczas podnoszenia swojej, cholernie ciężkiej, hantli.
– Oh, to bardzo dobre pytanie, moja droga – pochwaliłem ją, na co się rozpromieniła, a Ichiji, Niji i Yonji spojrzeli na nią z zazdrością. – Więc czy może ktoś zna odpowiedź? Yonji?
– Jestem Niji! – jęknął wręcz maniakalnie. – Zapamiętaj to jak masz mnie uczyć!
– Oh tak, wybacz Ichiji, po prostu myślałem, że masz coś ważnego do powiedzenia.
Prawdziwy Ichiji i Yonji zachichotali, na co niebieskowłosy zasztyletował ich spojrzeniem.
– Więc czy dlatego potrzebujemy sytuacji zagrożenia życia, by użyć Sanjiego do odciągnięcia uwagi i jego możliwego zgonu? –spytał w końcu Niji, na co sapnąłem.
– Zła odpowiedź – odparłem zirytowany i uderzyłem go w głowę.
– Ouch! Dlaczego mnie bijesz?!
– Bo jesteś idiotą – odpowiedzieli automatycznie Reiju, Ichiji i Yonji.
Tak, niebieskowłosy dość często obrywał za swoje głupie słowa. Yonji nie był gorszy.
– Oh, rozumiem, więc to dlatego, że mamy walczyć z czymś niebezpiecznym i każdy z nich to coś pokona, tylko Sanji nie i zginie?
Kolejne uderzenie i krzyk bólu.
– Nie, Sanji nie ma z tym nic wspólnego, czy wy wszystko musicie sprowadzać do niego?
– Więęc... – zaczął Ichiji, marszcząc brwi. – Chodzi o to, że przez walkę z czymś zagrażającym życiu używamy całej swojej mocy, by przezwyciężyć tę sytuację, dzięki czemu drastycznie poprawiamy swoje umiejętności?
O, cholera, Ichiji to naprawdę mądre dziecko kiedy wyrzuci z głowy znęcanie się nad Sanjim.
– Bingo! Trafiłeś w dziesiątkę, moje gratulacje! Od teraz jesteś moim ulubionym uczniem po Sanjim i Reiju!
Czerwonowłosy wyprostował się dumny, przestając na chwilę ćwiczyć i patrzył z wyższością na swoich zdecydowanie zazdrosnych braci.
Okay, kochałem ich na siebie napuszczać.
– Dlaczego Sanji jest jednym z twoich ulubionych uczniów? – burknął zirytowany Yonji, czemu towarzyszył przytakujący pomruk Nijiego.
– Ponieważ jako jedyny z was wszystkich, debile, robi to, o co go proszę?
– Nie nazywaj nas tak!
– My też robimy to, co mówisz!
– Dosłownie od kilku minut przestaliście ćwiczyć. Powinniście w najbliższym czasie nauczyć się podzielnej uwagi, bo aktualnie żadne z was oprócz moich dwóch ulubionych uczniów tego nie umie – odparłem poważnie, na co prychnęli.
Kilka zazdrosnych spojrzeń później wysłałem Sanjiego do kuchni, by ćwiczył gotowanie, a Reiju kazałem go pilnować i cóż... ćwiczyć odporność na trucizny? Na pewno kiedyś się jej to przyda, prawda?
– Powiemy mamie, że nas terroryzujesz i obrażasz – zarzekł jeszcze Yonji, posyłając mi bardzo urażone spojrzenie.
Ja jedynie uśmiechnąłem się do niego bezczelnie. Oh, ten dzieciak naprawdę musi mnie już nienawidzić.
– Proszę bardzo, droga wolna. Idź poskarżyć się mamusi.
Yoni spojrzał na mnie bardzo zdziwiony tym, że udało mi się obrócić jego słowa przeciw niemu (nie, żeby to było coś trudnego). Następnie odwrócił się do mnie plecami, obrażony na cały świat.
– A teraz leć robić kółka – rozkazałem. – Jak będziecie się dobrze sprawować, to pod koniec tygodnia zrobimy sparing.
Jakaś nowa siła wstąpiła w chłopców i zaczęli ćwiczyć z jeszcze większym zapałem niż na początku. Najwidoczniej wszystkie dzieci mają jakieś własne, niewyczerpywalne źródło energii.
Jestem w Królestwie Germy jedynie jakiś miesiąc a już czuję się o kilka lat starszy. Nie wiem, jak ja to przeżyję, naprawdę.
___
mam nadzieję, że opowieść o tych głupich dzieciakach wam się spodoba... cóż, to nie tak, że tworzę ff o ich dorosłym życiu ani nic w tym stylu
(i tak nigdy tego nie opublikuje)
tak czy siak mam zamiar niedługo opublikować jedno z trzech ff, o których myślę. dwa rozpoczynają się na east blue – luffy kocia hybryda, znający haki obserwacji i zdobywający więcej członków załogi niż w kanonie (ogólnie z tą hybryda to większą sprawa będzie ale bez spoilerów XD) lub luffy, mający trzech starszych braci a także mający haki już odkąd był dzieciakiem, ogólnie napraw-to fik. ostatnie ff zaczyna sie po timeskipie i wrzucam tam kilka własnych oc oraz powiększam załogę (bo kocham powiększać załogę, lol). zobaczę, które będzie miało najwięcej rozdziałów zapasu i to wstawię
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro