Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zapach czekolady ◎ Czwartek 3 listopada 2039

Connor rozpoznał jej głos w słuchawce, gdy tylko Hank odebrał telefon i teraz obserwuje uważnie jego reakcje na słowa dziewczyny. Wczoraj, gdy zapytał o nią porucznika, ten kazał mu spierdalać z tym pytaniem, jak najdalej od niego. Dlatego android uznał, że bezpieczniej będzie zadać je następnym razem, gdy Hank będzie pijany, albo chociaż w lepszym humorze.

Jednak nic nie wskazuje na to, że ma być to dziś.

– Sześć tygodni, wróciła sześć pierdolonych tygodni temu i to było oczywiste, że w końcu się w coś wpakuje! – krzyczy Anderson, rzucając telefon na biuro i spogląda na Connora. – A ty się nie gap, jak ciele tylko się zbieraj.

– Czy Orla znów ma kłopoty?

– Orla? Już jesteście na ty? Szybko cię kurwa przekabaciła mała czarownica. – Porucznik zakłada na siebie kurtkę i wręcza Connorowi kluczyki, gdy ruszają w stronę wyjścia. – Okazuje się, że dziewczyna, z którą miał romans ten zmarły dupek, jest androidem. I do tego zaginęła.

– Czy mamy jakieś informacje? Jaki to model? Mógłbym sprawdzić w bazach, czy zgłoszono, że była gdzieś widziana.

– Oczywiście, że nie wiemy. Banks jest kurwa ostatnią osobą, która umie przekazywać proste informacje.

– Nie sprawia wrażenie zbyt profesjonalnej.

– Co ty tam wiesz - mruczy nagle Hank, a Connor przechyla głowę, przyglądając mu się z zaciekawieniem. – Ona mogła być najlepszym detektywem w tym cholernym mieście, ale oczywiście musiała to zjebać.

Android nie odpowiada od razu na słowa porucznika, przeszukując informacje o Banks.

Orla R. Banks ukończony kierunek studiów: kryminalistyka ↴
Aplikacja na stanowisko detektywa rozpatrzona pozytywnie ↴
Rozpoczęcie treningu w ośrodku Linwood St, Detroit ↴
Wydalona dyscyplinarnie ↴
Szczegółowy raport niedostępny.

Connor całą drogę ma ochotę zapytać Andersona o szczegóły wydalenia Banks ze szkoły policyjnej, ale wie, że im więcej pytań o nią zada, tym bardziej wkurzy porucznika. Dlatego w milczeniu słucha jego narzekania na korki, pogodę i fatalne samopoczucie. Jak tylko zatrzymują samochód pod wysokim blokiem, Orla macha do nich, na razie nie podnosząc się ze schodów, na których siedzi przed wejściem. Hank od razu widzi, że dziś dziewczyna wygląda o wiele lepiej, nie dość, że jest ubrana w bardziej porządne ciuchy, to przede wszystkim nie sprawia wrażenia nałogowej narkomanki.

I dosięgają go lekkie wyrzuty sumienia, że jest dla niej za ostry.

– No kurwa wreszcie! – woła Banks, wstając ze schodów. – Jeszcze chwila i odmroziłabym sobie przez was tyłek.

– I czar pryska – mruczy pod nosem Anderson, mijając ją i wchodząc do budynku.

– Pamiętasz, jak mówiłam wczoraj, o tym, że dobrze, że pracujesz z Hankiem? – pyta Orla, gdy Connor przepuszcza ją przodem na schodach.

– Oczywiście, moja pamięć jest niezawodna.

– Właśnie, więc wykasuj to, co mówiłam. Dziś szczerze ci współczuję, że z nim pracujesz – odpowiada Banks i uśmiecha się do niego chłodno.

– Dlaczego nie zgłosiłaś podejrzenia zaginięcia oficjalnie?

– Żeby nie denerwować cwela – odpowiada bez zastanowienia Orla. – To znaczy Gavina, nie chciałam tu detektywa Reeda.

– Dobra gołąbeczki, zajmijcie się sprawą. – Hank przytrzymuje drzwi na korytarz czwartego piętra, a Banks uśmiecha się do niego niepewnie.

– Okej, więc sąsiadka mówi, że nie miała kontaktu Ellen od przedwczoraj. Ona i jej córka poszły do siebie koło siódmej i nikt ich od tego czasu nie widział, nie przyszła do pracy, dziecko nie było w szkole – mówi Orla, opierając się o ścianę obok drzwi.

– Dziecko? – pyta zaskoczony Anderson.

– Tak, nie pamiętam modelu, ale to dziewczynka około ośmiu lat. Dużo androidów po wyzwoleniu zajmuje się mechanicznymi dziećmi, które zostały porzucone przez ludzkich rodziców. Ellen nie jest wyjątkiem, mieszkała tu z dziewczynką od sześciu miesięcy i miała romans z Howardsem.

– Pamiętasz model Ellen? – pyta ją Connor, a Orla pokazuje mu kilka zdjęć w swoim telefonie.

Model VH600, rok zaprojektowania 2036.
Przeznaczenie: asystent sklepowy.

– Sprawdź próg mieszkania, mam wrażenie, że jest na nim krew – mówi Orla, odsuwając się w stronę Hanka, który przyglądał się wszystkiemu trochę z boku. – O ja pierdole! – Dziewczyna, obraca się w stronę okna, gdy widzi, jak Connor sprawdza próbkę zaschniętej krwi językiem, a Anderson wybucha śmiechem.

– Nie wiem, czego się spodziewałaś. Widziałaś wczoraj na posterunku...

– Nie pamiętam z wczoraj wszystkiego tak dokładnie, jakbym tego chciała – odpowiada od razu Orla, wchodząc Andersonowi w słowo.

– Krew nie należy do ofiary, ale ewidentnie ktoś próbował ją zetrzeć – komunikuje im Connor i puka intensywnie do drzwi. – Policja Detroit! Proszę otworzyć!

Odpowiada im tylko cisza, więc android naciska kilka razy dzwonek, a Hank wzrusza ramionami i otwiera drzwi kopniakiem. Orla wchodzi za nimi i zatrzymuje się przy samych drzwiach, nie chcąc w razie czego zanieczyścić w żaden sposób miejsca potencjalnej zbrodni. Woli uniknąć kolejnej wizyty na komisariacie, dlatego udaje, że wcale jej tu nie ma, podążając wzrokiem za Connorem.

Mechaniczny detektyw sprawia wrażenie piekielnie skutecznego w tym, jak skanuje wzrokiem pomieszczenie i doskonale wie, czego i gdzie szukać.

– W lodówce jest żarcie – woła Hank z kuchni, a Banks chce zrobić krok w tamtą stronę, ale się powstrzymuje.

– Miała romans z człowiekiem, to normalne, że trzymała dla niego jakieś żarcie! – odpowiada dziewczyna.

Connor wpatruje się w drzwi do dziecięcego pokoju, a później obraca się szybko i idzie w stronę przewróconego fotela i zagląda pod sofę.

– Zakrwawione nożyczki, krew pokrywa się z tą na progu – komunikuje i rusza w stronę drzwi wejściowych. – Spodziewała się kogoś, dlatego otworzyła drzwi bez sprawdzenia. Napastnik popchnął ją na tę szafkę – mówi, wskazując na nieduży mebel obok Orli, na którym jest przewrócone kilka bibelotów. – Leżały tu nożyczki, które złapała Ellen i pobiegła na środek pokoju, tu znów została zaatakowana, ale broniła się i zraniła napastnika, który zabrał coś stąd... coś ciężkiego. Ofiara dobiegła do pokoju dziecięcego, chciała się w nim schować, ale została uderzona w głowę tępym narzędziem i upadła. Na dywanie są ślady thirium.

– Czyli zaatakowali ją niedawno? Skoro jeszcze nie wyparowało? – pyta Orla, a Hank kręci głową.

– Nie, on widzi jego ślady nawet po kilkunastu dniach. Co było dalej?

– Wydaje mi się, że nieprzytomną wyniesiono ją z mieszkania.

– A co z dzieckiem? – Connor spogląda na Banks i przez chwilę patrzą sobie prosto w oczy, przez cały pokój.

Dioda na skroni androida przechodzi na kilka mrugnięć w czerwony kolor, dopóki Orla nie uśmiechnie się, spuszczając wzrok. Connor przez chwile ma wrażenie, że zupełnie stracił wątek, ale jest kompletnie zaskoczony tym, że dziewczyna zadaje właściwe pytania. Pytania, na które on kompletnie nie zna odpowiedzi.

Detektywi znikają w pokoju dziecięcym, a po chwili Banks słyszy krzyk przestraszonej dziewczynki i zza drzwi wypada córka Ellen, która sztywnie na widok kobiety przy drzwiach. Orla uśmiecha się i bez zastanowienia kuca naprzeciwko niej.

– Cześć Zoe, mam na imię Orla i razem z tymi panami jesteśmy z policji. Nie musisz się bać, szukamy twojej mamusi – mówi spokojnie i rozkłada delikatnie ręce. – Nie przyszliśmy cię skrzywdzić, chcemy ci pomóc.

– Jesteś człowiekiem – odpowiada dziecko, nie mając pojęcia, w którą stronę uciec, gdy z jej pokoju wychodzi Connor. – Mama nie pozwala mi rozmawiać z obcymi ludźmi.

– Tak, jestem człowiekiem, ale on jest taki jak ty. – Orla uśmiecha się ciepło do Connora. – Naprawdę chcemy ci pomóc.

– Mama kazała mi się schować, nic nie widziałam, bałam się...

– Jeśli się boisz, nie musisz nam nic mówić – wchodzi jej w słowo Connor i zbliża się bardzo powoli w stronę Zoe. – Możesz mi pokazać.

Android wyciąga w jej stronę dłoń, z której powoli znika kamuflaż skóry i która jest teraz całkiem biała. Dziewczynka, widząc to, przytakuje lekko, czując się o wiele pewniej w towarzystwie kogoś takiego, jak ona i podchodzi do Connora, który delikatnie bierze ją za rękę. Jednak zanim przejrzy wspomnienia Zoe z tego wieczora, gdy zostały zaatakowane, android spogląda na Orle. Nie do końca potrafi to wyjaśnić, ale czuje niepokój, gdy myśli o tym, jak kobieta zareaguje na widok jego prawdziwej dłoni.

Orla jednak uśmiecha się do niego pokrzepiająco i podchodzi powoli w ich stronę.

Nie jest to pierwszy raz, gdy widzi androidy dzielące się w ten sposób swoimi wspomnieniami, widziała to nie raz. I czasem nawet im tego odrobinę zazdrości, tego, że nie muszą opowiadać sobie bolesnych wspomnień, mogą je sobie pokazać.

Jak tylko Connor zrywa połączenie, Banks kładzie Zoe rękę na ramieniu, a dziecko mimowolnie się do niej przytula. Orla bierze ją na ręce i spogląda wyczekująco na detektywów.

– Nie widziała napastnika, ale słyszała jej głos. To była kobieta i z tego, co zrozumiałem z kontekstu, to mogła być pani Howards. I miała pomoc, ale to ona zaatakowała Ellen – mówi Connor i spogląda na Orle. – Miałaś rację, ktoś bliski najczęściej jest mordercą.

– Więc macie dużo pracy – wtrąca Orla, spoglądając na nich ostro i wskazując brodą, na przerażone dziecko na swoich rękach.

– Co z nią? – pyta Hank. – Nie wiem, czy pogotowie opiekuńcze zajmuje się androidami...

– Moja przyjaciółka w organizacji Jerycho będzie wiedziała, co robić. Zawieziecie nas tam – mówi Orla, nie pozostawiając im pola do sprzeciwu i wychodzi z mieszkania.

– Zabierz ją tam Connor – wzdycha zrezygnowany porucznik, gdy Orla zniknie z pola widzenia. – Ja zadzwonię na posterunek i zabezpieczymy mieszkanie. Podrzuć ją do Jerycha, później odstaw do domu i bez większych pogaduszek wracasz od razu tutaj. Najlepiej w ogóle się do niej nie odzywaj.

– Oczywiście poruczniku, choć mogłoby być to niekulturalne – odpowiada android i rusza w stronę drzwi za Banks. Gdy są już na korytarzu, zrównuje z nią krok. – Mogę ją wziąć na ręce, waży dziesięć kilo, co przy twojej budowie ciała będzie sporym wysiłkiem, by zejść z nią po schodach.

– Nie wydaje mi się, żebyś miał tu coś do powiedzenia – mówi Orla, czując, że Zoe mocniej obejmuje ją ramionami. – Przekazałeś jej, że może mi ufać, prawda?

– Tak, to wydało mi się rozsądne. Dzieci do dziesiątego roku życia instynktownie bardziej ufają kobietom w wieku zbliżonym do ich matek, niż mężczyznom – odpowiada Connor, a dioda na jego skroni świeci się żółtym światłem. Android spodziewa się, że Orla wejdzie w nim w polemikę na temat tego, czy mechaniczne dzieci wykazują takie same podświadome odruchy, jednak Banks tego nie robi. Co z kolei prowadzi go do kolejnego pytania, czyli skąd u kogoś ewidentnie znajomego Hankowi tak otwarte podejście do androidów.

Kobieta siada na tylnym siedzeniu samochodu razem z Zoe i zapina jej pasy bezpieczeństwa. Dziewczynka od razu, jak ruszają, bierze ją za rękę, a Orla ściska ją delikatnie i spogląda na duże krople deszczu, które zaczynają spadać na szyby.

Detroit i jego pieprzona pogoda, znając życie, do rana ulewa przejdzie w deszcz ze śniegiem, a w przyszłym tygodniu będzie już regularna zima. Nienawidzę jej, nienawidzę tych klejących się płatków białego gówna, które wpadają za kołnierz i nienawidzę szczerze świąt. A jednak w tym najlepszym okresie roku, musiałam tu wrócić.
Tak, to był naprawdę świetny plan Banks.
Jesteś królową idiotycznych pomysłów Banks.

– Znasz drogę do organizacji? – pyta Orla, widząc, że Connor kieruje się bezbłędnie uliczkami miasta. – Czy sprawdziłeś trasę na mapie.

– Wiem, gdzie jest Jerycho.

– Byłeś tam kiedyś?

– Pytasz o nową organizację, czy o statek? – odpowiada Connor, mając przeczucie, że Orla wcale nie miała na myśli odnowionych budynków, które miasto podarowało Markusowi. Spogląda na nią w lusterku, a kobieta wzrusza ramionami. – Byłem na statku, kiedy zaczął tonąć, byłem na otwarciu organizacji.

– To dobrze, warto być częścią społeczności, a nie tylko spędzać życie ze starym pijakiem – mówi Orla. – To właśnie powtarzam mojej przyjaciółce...

– Chyba tak, ale towarzystwo porucznika jest dla mnie satysfakcjonujące.

– W takim razie postaram się więcej nie burzyć waszej sielanki – sarka Banks, znów przenosząc wzrok na rozmazujące się krople deszczu.

– Ja nie mam nic przeciwko twojej obecności, Hank to inna kwestia.

– Anderson jest na mnie wściekły, ale minie mu. Skoro ma ciebie, to musi mu minąć.

– Słucham? Co masz na myśli, mówiąc, że porucznik mnie ma?

– Znalazłeś moją piersiówkę Connor? – zmienia nagle temat Orla.

– Jeszcze nie.

Kobieta nie mówi nic więcej, aż znajdą się pod jasnym budynkiem organizacji pozarządowej, Orla wysiada pierwsza i znów bierze Zoe na ręce. Wchodzi do środka bardzo szybkim krokiem i rozgląda się po recepcji w poszukiwaniu znajomych twarzy.

– Szukam Shailene – mówi do pierwszej lepszej androidki z identyfikatorem pracownika. – Bardzo, bardzo pilnie szukam Shailene albo Josha.

– Obawiam się, że Josh ma teraz zebranie, ale sprawdzę, czy Shailene jest na nim razem z nim – odpowiada pracownica i uśmiecha się szeroko do Connora, który stoi za Banks, co nie umyka jej uwadze.

– Chodź, usiądziemy na kanapie – mówi pogodnym głosem Orla i sadza dziewczynkę na sofie, a później zupełnie instynktownie zaczyna rozpinać jej sweter, bo we wnętrzu budynku jest bardzo ciepło. – Tutaj ci pomogą, dopóki nie znajdziemy twojej mamy.

– A znajdziecie ją? – pyta Zoe, spoglądając na Connora, który milczy. Orla obraca się w jego stronę z morderczym spojrzeniem.

– Znajdziecie ją, prawda? – syczy kobieta znacząco, a android daje stoi sztywno, nie mając pojęcia, czy powinien być szczery, czy skłamać.

Szanse na odnalezienie Ellen VH600 sprawnej wynoszą: 28%.
Szanse na odnalezienie ciała wynoszą: 75%.
Poziom stresu: Zoe YK500 65%.

– Zrobimy wszystko, by odnaleźć twoją mamę Zoe – odpowiada w końcu niepewnym głosem Connor. – Szanse na to, że się znajdzie, są... są szanse na to, że ją znajdziemy całą.

Orla przewraca oczami i obraca się z powrotem do dziewczynki, biorąc ją znów za rękę.

– Wszystko będzie dobrze słoneczko, będziesz tu miała naprawdę fajne ciocie, które się tobą zajmą – mówi kobieta, a Zoe się do niej przytula.

Po chwili w korytarzu pojawia się szczupła blondynka, która idzie energicznym krokiem w ich stronę.

– Orla? Co się stało? – pyta, a Banks podnosi się i przytula do niej dłuższą chwilę, a w tym czasie Connor skanuje twarz blondynki.

Android model AP400, pierwotne przeznaczenie pomoc domowa.

Wyszukiwanie: Shailene AP400 ↴
Shailene AP400 przedstawicielka organizacji pozarządowej Jerycho.
Asystentka dyrektora ds. sprawiedliwego zatrudnienia androidów Josha PJ500.
Z

ajmowane stanowisko od luego 2039.

– Oczywiście, że się nią zajmiemy – mówi Shailene, gdy jej przyjaciółka pokrótce streszcza jej przebieg całej sprawy. Blondynka kuca naprzeciwko Zoe i uśmiecha się do niej pogodnie. – U nas zawsze znajdzie się miejsce dla takich małych superbohaterek jak ty Zoe. Chciałabyś iść poznać inne dzieci? Mamy ich tu trochę, więc na pewno pomogą ci się zaaklimatyzować, dopóki policjanci nie znajdą twojej mamy. – Dziewczynka przytakuje jej niepewnie, a kobieta od razu obraca się do androidki o niebieskich włosach, która przyszła razem z nią. – Echo, weź naszą nową małą koleżankę na górę.

Jedna z dziewczyn z modelu Traci idzie w ich stronę z uśmiechem, a Orla widzi, że jej spojrzenie wcale nie jest utkwione w dziecku, a w Connorze, który stoi obok niej. Niebieskowłosa uśmiecha się do mężczyzny niemal prowokacyjnie, a ten wydaje się tym momentalnie speszony, co wzbudza w Banks dość ambiwalentne odczucia.

– Dzień dobry detektywie – mówi rozbawionym głosem Echo i wyciąga rękę do Zoe, która potulnie rusza z nią korytarzem. Jak tylko znikną za drzwiami, Shailene też przygląda się z uwagą brunetowi i nagle zakrywa usta dłonią.

– Och! Connor! Wybacz, że nie poznałam cię od razu, ale kompletnie mnie przeraziło to, że ktoś zaatakował tę dziewczynkę i jej mamę. Jestem Shailene. Czy chciałbyś wejść na górę, Josh jest na zebraniu, ale na pewno przerwie je, by z tobą porozmawiać – mówi blondynka, a Orla staje z boku, krzyżując dłonie na piersiach i się im przygląda.

No ładnie, najpierw Traci, teraz Lene.
Ja wiem, że on jest ładniutki, ale na boga, czy on pachnie dla nich jakimś syntetycznym substytutem czekolady, że się tak szczerzą?

– Markus i North są w Waszyngtonie, ale to pewnie wiesz... – kontynuuje paplać jej przyjaciółka, a Orla zaczyna się zastanawiać, czy jak teraz wyjdzie z budynku, to w ogóle to zauważą.

– Tak, wspominał, jak ostatnio rozmawialiśmy...

– Tak, o tobie też wspominał. Więc powiesz mi, jak wpadłeś na moją drogą Orle?

– Pracuję z porucznikiem Andersonem, nad sprawami związanymi z androidami.

– Pracujesz z porucznikiem alkoholikiem? – pyta Shailene i spogląda na swoją przyjaciółkę. – Z twoim ojcem chrzestnym?

Orla uśmiecha się sztucznie, ale Connor od razu wyczuwa, że poziom jej stresu rośnie z każdą minutą.

– Pracuję od trzynastu miesięcy z porucznikiem Hankiem Andersonem – powtarza Connor, widząc, że Banks nie ma zamiaru włączyć się do dyskusji.

– Z porucznikiem "nienawidzę tych plastikowych kurestw" Andersonem? – upewnia się kolejny raz Shailene, a jej przyjaciółka przygryza mocno usta i dopiero po chwili znów się uśmiecha.

– Connor, czy nie miałeś przypadkiem się nie zagadywać? Nie chcę, żeby Hank przerobił cię na złom, jak do niego nie wrócisz – odzywa się w końcu Banks, a on przytakuje lekko.

– Oczywiście, jednak muszę najpierw odwieźć cię do domu Orla. Sądziłem, że z uwagi na waszą osobistą zażyłość, będziesz chciała wejść w krótką interakcję społeczną z osobą, którą określiłaś jako swoją przyjaciółkę.

– Nie musisz mnie odwozić. Wracaj do pracy, ja poczekam na Lene i wrócimy razem.

– Właściwie to jestem już wolna, możesz nas odwieźć. Pójdę tylko po płaszcz – odpowiada blondynka i znika za drzwiami prowadzącymi w głąb budynku.

– Ona nawet nie potrzebuje tego pierdolonego płaszcza, nie czuje przecież, że jest zimno, jak sam skurwysyn – mruczy pod nosem Orla i bez słowa idzie na zewnątrz, a Connor podąża za nią.

Android nie potrafi zrozumieć, reakcji Banks w ciągu ostatnich kilku minut. Pojawienie się Shailene ewidentnie w pierwszej chwili wpłynęło przecież na nią kojąco, a później z każdą chwilą obecności jej przyjaciółki, kobieta robiła się bardziej wściekła. Connor chciałby ją spytać, czy w jakiś sposób to jego zachowanie przełożyło się na jej stan, ale wyda się wtedy, że skanował jej poziom stresu, czego Orla zabroniła robić mu już wczoraj.

Kobieta odpala papierosa, zaciągając się dymem i kryjąc się pod małym daszkiem, przy wejściu. Najpierw patrzy tylko na żarzącą się końcówkę trzymanego w dłoni papierosa i dopiero po chwili przenosi znów wzrok na bruneta, który stoi w pewnej odległości od niej. Connor nie robi sobie nic z deszczu spadającego na jego ciemne włosy i szczupłe ramiona, ale ona nie może znieść widoku kropli odznaczających się na jego prostej marynarce. Kobieta łapie go za wąski krawat i bez ostrzeżenia przyciąga bliżej siebie pod daszek, a dioda na jego skroni momentalnie zmienia kolor na czerwony.

– Odczuwasz, czy nie odczuwasz temperatury, ale w tym deszczu jest tyle smogu, że szkoda twoich ubrań – mówi lekceważąco kobieta i puszcza jego krawat.

Connor zaczyna wyliczać procentowy skład zanieczyszczeń w metrze sześciennym deszczówki, byleby tylko nie dopuścić do siebie świadomości, jak blisko niej stoi. Właściwie, gdyby nie papieros, którego pali Orla, jest pewien, że z tej odległości czułby zapach jej perfum, których ulotną nutę poczuł już, przepuszczając ją w drzwiach kilka godzin temu. A przecież jego umysł, nigdy wcześniej nie zaprzątał sobie głowy takimi rzeczami.

– Tu jesteście! – woła Shailene, wychodząc z budynku i rozkładając parasolkę, by nie zmoczyć swojego pudroworóżowego płaszcza. – Jedziemy? Podobno ci się śpieszyło detektywie.

– Tak, jedziemy – odpowiada za niego Orla i wyrzuca papierosa do najbliższej kałuży.

W samochodzie panuje cisza i chyba nawet Shailene wyłapała, że jej przyjaciółka jest poirytowana, dlatego woli dla własnego bezpieczeństwa zachować milczenie. Orla siedzi z głową opartą o szybę i zamkniętymi oczami udając, że straciła kontakt ze światem. Jednak jasnowłosa androidka z tylnego siedzenia, na którym się znajduje, doskonale widzi, jak Connor spogląda przy każdej możliwej okazji na Orle. A w jego brązowych oczach dostrzega niewinne zaciekawienie.

– Dziękujemy za podwiezienie, do zobaczenia na rocznicy Connor – mówi pogodnie blondynka, gdy zatrzymają się pod ich kamienicą.

– Do zobaczenia Shailene – odpowiada brunet, ale androidka wysiadła już z samochodu, zatrzaskując za sobą drzwi. Orla przez chwilę siedzi jeszcze w fotelu pasażera, jakby chcąc coś powiedzieć, ale w końcu kręci tylko głową i bierze głęboki wdech.

– Hank ma do mnie numer, jak będziecie potrzebować moich zeznań – mówi chłodno, starając się nie zwracać uwagi na żółte światło okręgu na jego skroni. – Mam nadzieję, że znajdziecie tę sukę i Ellen nic nie będzie. Bądźcie ze mną w kontakcie.

– Przekażę Hankowi, by informował cię o postępach w sprawie.

– Właściwie, jak nie chcesz go wkurwiać, to weź od niego numer i informuj mnie sam. Tak będzie lepiej dla mojego i jego zdrowia psychicznego.

– Porucznik Anderson jest w pełni poczytalny, trzy miesiące temu był na rutynowych badaniach zawodowych i dolega mu tylko jedna z odmian depresji, ale bierze leki.

– Takie czasy, wszyscy mamy depresję – odpowiada Orla, łapią za klamkę.

– Mogę coś powiedzieć Orla? – pyta Connor, a ona zostaje jeszcze chwilę w środku samochodu i spogląda na niego, przytakując lekko. – Chciałbym powiedzieć, że jeśli sobie tego życzysz, będę osobiście informował cię o postępach w sprawie.

– Dziękuję Connor.

Orla uśmiecha się do niego i w końcu robi to naprawdę szczerze, a później wysiada na zimne listopadowe powietrze. Dołącza do swojej przyjaciółki w wejściu do kamienicy, gdzie powoli idą ramię w ramię do starej windy.

– Wiesz, że Connor jest pieprzonym bohaterem, prawda? – pyta ją Shailene. – W trakcie demonstracji stał na obok Markusa, North i Josha. To on wyzwolił wszystkie androidy z wieży CyberLife.

– Teraz już wiem.

To wcale nie zapach czekolady, a zapach pieprzonej sławy.

Czyli jednak androidy wcale nie są pod tym względem takie różne od nas, tak samo słodzą każdej ważnej osobie w swoim otoczeniu.

Dzień dobry! Wracam do was z kolejnym i tym razem trochę dłuższym rozdziałem.
Powiem wam, że budowanie tego świata rok po wydarzeniach z gry, było chyba moja ulubioną rzeczą.
Zaraz po budowaniu Banks.

Zostawcie po sobie jakiś znak.

K◎

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro