Strach nie jest obcy nikomu ◎ Piątek 6 stycznia 2040.
Orla słyszy, jak drzwi jej mieszkania otwierają się cicho, jednak nie poprzedza tego charakterystyczny dźwięk zamka elektronicznego, co od razu wzbudza jej niepokój. Nie rozpoznaje też kroków osoby, pojawiającej się rano w jej mieszkaniu. Na pewno nie należą one do Lene ani do Connora, więc Banks bardzo delikatnie sięga po broń, schowaną w szufladzie przy łóżku. Intruz zbliża się do drzwi jej sypialni, a dziewczyna przewraca się energicznie, co spotyka się z wybuchem głośnego męskiego śmiechu.
– Nie strzelaj do mnie, przyniosłem ci kawę – mówi spokojnie Elijah, a Orla przeklina głośno. – Mam też pączki.
– I zero poszanowania dla mojej prywatności – odpowiada kobieta, odkładając broń do szuflady i sięgając po bluzę leżącą obok łóżka. Kamski siada na materacu naprzeciwko niej i podaje jej kubek, a Orla jeszcze chwilę próbuje się uspokoić.
– Wystraszyłem cię? – pyta, wyraźnie zaskoczony. – To nie pierwszy raz przecież, jak cię odwiedzam, coś się zmieniło?
– Wszystko się zmieniło w ostatnim roku, jakbyś przeoczył – odpowiada Orla, sięgając do papierowego pudełka po jeden z donutów. – Poza tym niepokojąco dużo ostatnio dowiaduje się o morderstwach w naszym mieście...
Elijah wybucha śmiechem, a Orla od razu posyła mu pytające spojrzenie i czeka chwilę, aż brunet naprzeciwko niej się uspokoi. Dziewczyna wie doskonale, że to, co najpewniej zaraz powie jej Kamski, wcale nie przypadnie jej do gustu, ale nie będzie to dla niej nic nowego.
– Przypomniało mi się, jak powiedziałaś swojej matce, że zostaniesz gliniarzem, a ona to wyśmiała i...
– Powiedziała, że żona gliniarza to maks co może ze mnie być. Fakt, nie mierzyła zbyt wysoko, jak o mnie chodzi i ostatecznie chyba jednak miała rację – odpowiada Banks, zaczynając jeść pączka, a gdy tylko go kończy, od razu sięga po kolejnego. – Niemniej nie podoba mi się godzina twojej wizyty i to, że o niej nie uprzedziłeś. Pracowałam wczoraj, a jak bym nie pracowała, to mogłabym nie być sama.
– Nie pracowałaś, przynajmniej nie zawodowo. Próbujesz rozwiązać sprawę za policję, a to głupie – mówi Elijah, unosząc kubek z kawą do ust. – I nie przyjechałabym, gdybym wiedział, że nie jesteś sama.
– A skąd to dokładnie wiesz? – pyta, ale Kamski tylko uśmiecha się kpiąco w odpowiedzi. – Masz rację, może jednak wolę nie wiedzieć. Powiedz w takim razie, dlaczego tu jesteś? I lepiej, żeby to były jakieś dobre informacje.
– Niestety nie znalazłem żadnego sposobu na odzyskanie skasowanych danych z pamięci dzieciaka, a już na pewno nic nie zdziałam z tą martwą dwójką znad rzeki, ale znalazłem coś, co możesz przekazać policji. – Kamski sięga po swój telefon i wykonuje nim minimalny ruch w górę, a między nimi pojawia się błyszczący niebieski hologram. – Ślad na karku kobiety, delikatna rysa wskazująca na to, że ktoś podłączył się do nich siłą. Nie musieli ich przesłuchiwać, ktoś ich zhakował, bo potrzebował informacji.
Orla przytakuje mu niezwykle spokojnie, nie odrywając wzroku od zaznaczonych przez Kamskiego śladów, na hologramie. Śladów, których pewnie nie zauważyłby nikt poza nim i zaczyna spokojnie wyciągać logiczne wnioski z uzyskanych informacji.
– Wiesz, co jest pierwszą rzeczą, która staje się jasna w tej sytuacji? – pyta ją Elijah i kładzie się na boku na materacu przed nią, opierając głowę na dłoni. Banks przenosi spojrzenie na bruneta, jak tylko przeprowadzona przez niego analiza znika i kolejny raz kiwa głową.
– Można raz na zawsze wykluczyć, że były w to zamieszane androidy, one wysondowałyby pamięć subtelniej. A to oznacza ludzi.
– Niby nic zaskakującego, ale poważnie zaburza to twoją teorię o tym, że ta dwójka zginęła "dla sprawy", by ustawa weszła w życie szybciej.
– Nie miałam takiej teorii – odpowiada od razu Orla, ale Kamski tylko spogląda na nią kpiąco. – Kurwa mać, przecież to znów wszystko definitywnie zaogni...
– Minister North będzie miała dużo nowej amunicji do pozbywania się politycznych oponentów.
– Dobrze, że ma przy sobie Markusa, który jest lekiem na całe zło – odpowiada chłodno Orla i upija łyk kawy. – Oni są naprawdę dobranym duetem, patrząc tak z boku. Mają na siebie dobry wpływ, ona go motywuje, on ją opanowuje... nie można temu zaprzeczyć, że gdyby nie ta dziewczyna to Jerycho nie byłoby tu, gdzie jest teraz.
– Markus pewnie podpisałaby grzecznie kilka układów pokojowych i wrócił do domu Carla, a władzą zająłby się ktoś inny.
– Ktoś, kogo łatwo dałoby się zmanipulować – odpowiada Orla. – Słyszałeś, że chcą się pobrać?
– Nie, nie specjalnie mnie to obchodzi, choć to ładne posunięcie polityczne.
– Owszem, ale nie bądźmy aż tak bezemocjonalni, oni naprawdę się kochają.
– A wy?
Kobieta spogląda na niego chłodno i unosi kubek do ust. Elijah wie, że w końcu odpowie na zadane przez niego pytanie, ale nie będzie to od razu, na razie będzie udawać, że go nie słyszała, albo, że w ogóle nie chce rozmawiać. Orla dopija swoją kawę i w końcu wzrusza lekko ramionami.
– Wydaje mi się, że też mamy na siebie dobry wpływ – mówi, uśmiechając się lekko. Kamski kręci głową i podnosi się, by z powrotem usiąść naprzeciwko niej.
– Czyli nie planujesz wrócić do Waszyngtonu?
– Czemu miałabym tego chcieć? Tu mam wszystko, co jest mi potrzebne – odpowiada i uśmiecha się kpiąco. – A jak cała ta sytuacja się w końcu ustabilizuje, może nawet zaryzykuje śmiałe stwierdzenie, że jestem tu szczęśliwa.
– No już tak nie szalej – sarka od razu Elijah i wstaje z łóżka. – Jeśli będziesz potrzebować informacji, to zadzwoń, jeśli ja będę czegoś potrzebował...
– To nie zapomnij kupić mi śniadania – wtrąca od razu Orla, a on uśmiecha się i chwilę stoi dość sztywno, zanim się nachyli i pocałuje ją w czoło.
– Uważaj na siebie.
– Dobrze – odpowiada niepewnie Banks, odprowadzając go wzrokiem, a dopiero kiedy słyszy dźwięk zamykanych drzwi, dociera do niej fala niepokoju.
Ten przypływ nagłej czułości ze strony Elijaha nie jest dla niej w żaden sposób czymś znajomym. Orla doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak ważna dla niego jest, jednak Kamski zazwyczaj wolał okazywać jej to w bardzo chłodny sposób, z zachowaniem dystansu. Jedyne oznaki jakichkolwiek cieplejszych uczuć, jakie widziała do tej pory, to te w jego niebieskich oczach, gdy czasem opuszczał swoją nieprzeniknioną maskę oziębłego geniusza. Żadne z nich nie było na co dzień przyzwyczajone do prostych gestów, czy niepotrzebnych uścisków, a przynajmniej nie wobec siebie.
Dlatego teraz umysł Banks pracuje na najwyższych obrotach, uświadamiając jej, że coś jest nie tak i coś wisi w powietrzu. A skoro jakaś sprawa jest na tyle niepokojąca, że wywabiła ze szklanego zamku nawet samego Kamskiego, to ona zdecydowanie musi zachować ostrożność.
Orla włącza telewizor i jeszcze chwilę leży w łóżku, słuchając wiadomości, zanim zdecyduje się na dobre zacząć ten dzień. Niezależnie od tego, że Kamskiemu udało się wyprowadzić ją z równowagi jeszcze przed południem, musi w końcu zabrać się do pracy. Jednak kiedy siada przed komputerem, za nic nie może się skupić i zamiast próbować przejrzeć zaległe wiadomości, większość czasu poświęca na bezmyślne przeglądanie sklepów.
Nie uśmiecha jej się pójście na wesele North i Markusa, zwłaszcza, jak oboje z Connorem ustalili, że nie są fanami imprez, tylko że tym razem to jedna z takich, których nie mogą przegapić.
W końcu Banks głośno przeklina własną bezproduktywność i idzie pod prysznic.
A pomyśleć, że dwa lata temu byłam naprawdę świetna w swojej pracy, naprawdę chciało mi się ścigać tych wszystkich alimenciarzy, kiepskich wspólników biznesowych i niewierne żony. A później wszystko musiał trafić szlag.
Może po prosty potrzebuję partnera, kogoś, kto będzie mnie codziennie motywował do wstania z łóżka i przypominał, że jak nie zapłacę sama swoich rachunków, zrobi to Kamski.
Dodając to do długiej listy rzeczy, które Elijah będzie mi wypominał.
Wychodzi z łazienki z głębokim postanowieniem, że po kolejnym kubku kawy już na pewno bierze się za robotę, gdy dociera do niej komunikat z telewizora. Z lekko otwartymi ustami siada na łóżku, wpatrując się ekran i do końca nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje.
– Senator North została ciężko ranna i obecnie nie posiadamy dalszych informacji o jej stanie. Z naszych źródeł w Waszyngtonie wiemy, że została ona przewieziona wraz z liderem stowarzyszenia androidów Markusem do jednej z placówek CyberLife. Ze względów bezpieczeństwa wszystkie centra naprawcze pozostają pod nadzorem służb bezpieczeństwa... – Orla zaczyna w popłochu szukać w pościeli telefonu, by skontaktować się z Shailene. – Przypominamy, że dziś około godziny jedenastej nieznany sprawca otworzył ogień w stronę członków ugrupowania androidów, którzy opuszczali budynek senatu. Poza senator North obrażenia odniosło dwoje androidów i jeden człowiek. Obecnie czekamy na dalsze informacje. Policja i służby bezpieczeństwa apelują o zachowanie ostrożności również w innych częściach kraju...
Orla zaczyna się ubierać, gdy jej telefon wybiera już numer Shailene i kiedy ta nie odbiera, Banks zaczyna czuć poważny niepokój. Pierwszy raz od roku chowa broń do torebki i wychodzi pośpiesznie z mieszkania, szukając kluczyków do samochodu Lene w kieszeniach płaszcza. Udaje jej się dodzwonić, dopiero gdy jedzie już w stronę Jerycha, a pogodny ton głosu jej przyjaciółki od razu odrobinę ją uspokaja.
– Hej! Pali się czy coś? – pyta Shailene, a Orla przeklina głośno.
– Gdzie jesteś? Jadę właśnie do Jerycha.
– Nie ma mnie tak od rana, pojechałam do Southfield na odebranie tego nowego budynku mieszkalnego, dasz wiarę, że już skończyli? Zakładaliśmy z Joshem, że wcześniej niż w lutym...
– W Waszyngtonie była strzelanina – przerywa jej Banks. – W telewizji podali, że North jest ciężko ranna, podobno oberwało też kilka innych osób, ale na razie nic nie wiadomo. Nie wracaj dziś do Jerycha, jeśli to skoordynowana akcja, to po Markusie będą chcieli uderzyć tam.
– Przecież ja muszę wrócić do Jerycha w tej sytuacji Orla, już się zbieramy, będę tam w ciągu godziny. Możesz na mnie poczekać.
– Lene, proszę cię...
– Nie Orla, jeśli coś nam grozi, to wiesz, że muszę tam być.
Banks wzdycha cicho, wiedząc, że nie przemówi swojej przyjaciółce do rozsądku. Nie udało jej się to w końcu rok temu, gdy Lene postanowiła razem z pozostałymi androidami udać się na statek. I tamtej listopadowej nocy cudem uszła z życiem, a Orla obawia się, że za drugim razem blondynka może nie mieć takiego szczęścia.
– Dobrze, ale masz dać mi znać, jak tylko się czegoś dowiesz – odpowiada w końcu zrezygnowanym głosem Orla. – I zabieram Harrisona ze sobą.
– Masz rację, to dobry pomysł. Muszę kończyć, muszę się skontaktować z Joshem i resztą...
– Uważaj na siebie – mówi jeszcze Banks, zanim się rozłączy.
Pod Jerychem nie ma kompletnie gdzie zaparkować, dlatego Orla łamie przepisy, wjeżdżając na chodnik i wbiega do środka. W środku nikt nie zwraca na nią uwagi, większość osób w hallu przygląda się transmisji w telewizji, czekając na jakiekolwiek dobre informacje z Waszyngtonu. Dlatego Banks nie rzucając się w oczy, wbiega od razu na piętro i puka do pokoju Harrisona.
– Orla? Co się dzieje? Nikt nam nic nie mówi, kazali nam iść tylko do swoich pokojów i... – Banks przytula go do siebie dłuższą chwilę, po czym kładzie mu dłonie na ramionach i spogląda prosto w oczy.
– Pakuj się, zabieram cię stąd, dopóki sytuacja się nie uspokoi. – Chłopiec przytakuje jej i sięga po plecak, który leżał pod łóżkiem, a ona podaje mu z szafy kilka koszulek.
Gdy tylko Harrison melduje gotowość do wyjścia Orla łapię go za rękę i ruszają z powrotem do wyjścia, jednak tym razem w hallu wpadają na Echo. Banks mierzy kobietę w niebieskich włosach chłodnym spojrzeniem i próbuje ją wyminąć.
– Co ty robisz? Nie możesz tu po prostu wpadać, kiedy chcesz i zabierać go bez słowa! – mówi androidka, a Orla mruży lekko oczy, przyglądając się jej.
– Masz racje, ale niebezpieczne czasy wymuszają specjalne okoliczności – odpowiada, przechodząc koło niej.
– Nie możesz wyjść ot tak!
– Spróbuj mnie zatrzymać – mówi ciepłym głosem Orla, obracając się w jej stronę. – Nie wiem, co się dzieje, nie wiem, w jaką polityczną grę bawią się z wami ludzie w Waszyngtonie, ale jeśli jest chociaż cień szansy na to, że to Jerycho podzieli los tego pierwszego, to nie pozwolę mu tu zostać. Nie mogę za to zabronić tego Lene, więc pokłócisz się z nią, jak tu przyjedzie.
Banks rusza do wyjścia, zaciskając trochę mocniej dłoń na ręce chłopca, który uśmiecha się do niej lekko, a ona dopiero po chwili odpowiada tym samym. Wsiadają do samochodu, a Orla z ulgą przyjmuje to, że policja chyba w tej chwili ma większe zmartwienia niż ściganie złego parkowania. Rusza tym razem trochę spokojniej, a Harry od razu sięga do radia.
– W dalszym ciągu nie posiadamy informacji o stanie zdrowia senator North. Gabinet prezydent Warren przekazał informację o konferencji prasowej, która ma odbyć się... – Orla zmienia stację na jakieś stare przeboje i spogląda na chłopca obok siebie.
– Sprawy nie mają się dobrze – mówi i uśmiecha się do niego niepewnie. – Jednak musisz wiedzieć, że jeśli mogę zrobić coś, żeby mieć pewność, że nic ci nie grozi to, zrobię to. Teraz może przemawia przeze mnie moja paranoja, bo nie ma żadnych przesłanek, by znów miało wydarzyć się coś w Detroit, ale chcę mieć cię na oku. – Harrison przytakuje jej lekko, gdy Orla bierze głęboki wdech i czochra jego włosy.
– Nie jedziemy do ciebie? – pyta Harry, wyglądają przez okno.
– Nie. Jedziemy w jeszcze bezpieczniejsze miejsce.
◎
Sytuację, w których to Hank jest o wiele spokojniejszy od Connora, nie zdarzają się prawie nigdy. Dziś jednak jest wyjątkowy dzień, bo to Anderson zachowuje zimną krew wobec okoliczności, które ich dziś zastały na posterunku.
Nie mieli nawet, o co kłócić się z FBI.
Federalni przyjechali niemal na gotowe, dlatego Hank nie ma problemu z tym, że ktoś inny zamknie sprawę i wypełni raporty. Może to przez to, że robi się za stary na tę pracę, a może podoba mu się rozwiązanie, do jakiego doszli.
Connor jednak nie przyjął tego za dobrze, że prowadzone przez niego przesłuchanie zostało przerwane w połowie. Tak samo, jak to, że musiał podzielić się zdobytym informacjami. Anderson właściwie rozumie jego położenie i to, że chłopakowi trudniej przełknąć fakt, że jakiś dupek z FBI przypisze sobie zaszczyty za ich ciężką robotę. I przede wszystkim dla Connora sprawa miała wymiar osobisty.
Znał ofiary.
A dziś jeszcze jakiś psychopata próbował zabić jego najbliższych przyjaciół.
To zdecydowanie nie jest dobry dzień dla Connora. Dlatego Hank najpierw próbował go uspokoić, ale kiedy zobaczył, że to nic nie da, postanowił się po prostu zamknąć. I nie narzekać tyle, co zawsze.
Wieczorem, gdy zatrzymują się pod domem, pierwszym co rzuca się Hankowi w oczy, jest migocząca poświata telewizora, która odbija się w oknie.
– Banks? – pyta retorycznie, gdy dostrzega auto należące jej przyjaciółki zaparkowane na chodniku po drugiej stronie ulicy.
– Nie miałem, kiedy ci powiedzieć. Przyjechała po południu. Brzmiała na zaniepokojoną.
– Zaniepokojoną? Tylko? – sarka Hank, wiedząc, jak bardzo Banks nie potrafi zachować zimnej krwi w stresujących sytuacjach. Wchodzą do domu, gdzie dziewczyna siedzi na sofie, wpatrzona w wyciszony telewizor i jedynie czyta paski płynące u dołu ekranu. – Ja wiem, ja też nienawidzę słuchać tych pajaców z kanału piątego, ale na boga, weź coś zrób. Wyglądasz jak jebany duch...
Orla obraca się do niego z gniewnym spojrzeniem i sugestywnie wskazuję na swoje kolana. Dopiero gdy Hank zrobi krok bliżej w stronę sofy, dostrzega na niej postać chłopca. Blondynek śpi z głową na kolanach Orli, która niemal odruchowo wraca do delikatnego gładzenia go po włosach.
Anderson nagle czuje, jakby ktoś sprzedał mu solidnego kopniaka prosto w żołądek.
Przez ułamek sekundy miał wrażenie, jakby był to Cole.
W końcu nie potrafi już w tej chwili zliczyć ile wieczorów, gdy wracał z pracy i zastawał właśnie taki obrazek. Jego syn drzemiący koło swojej ukochanej opiekunki na sofie. Cole nigdy nie chciał iść spać do swojego łóżka, dopóki on lub jego żona nie wrócili do domu. Dlatego Banks kładła go na sofie, a później oglądała filmy z napisami na wyciszonym telewizorze.
Zapomniał o tym. W pierwszej chwili, gdy ją dziś zobaczył, to nie była pierwsza rzecz, jaka w niego uderzyła. A teraz nie może oderwać wzroku od szczupłych palców Orli w jasnych, lekko kręconych włosach chłopczyka obok niej.
Dopiero kiedy Sumo tracą go nosem, Anderson wraca do rzeczywistości i dopiero dostrzega, że przecież dziecko obok Orli nie oddycha.
– Myślałem, że nie śpicie. Macie tylko jakiś swój tryb czuwania, czy jak to się do chuja nazywa – mówi do Connora znacznie cichszym tonem Hank, ruszając w stronę kuchni.
– Androidy z linii dziecięcych symulują sen oraz dużo bardziej odczuwają jego ewentualne braki – odzywa się Connor, podchodząc w stronę sofy. – Tak samo, jak symulują choroby wieku dziecięcego, czy typowe dla swojego...
– Kurwa, Connor nikt cię nie prosił o jego specyfikację techniczną – fuka Hank głośniej, co spotyka się z kolejnym chłodnym spojrzeniem Banks. – Weź go może połóż w sypialni, żebyśmy go nie budzili.
– Jasne Hank. – Connor pochyla się nad Harrym i bierze go na ręce, a później rusza w stronę korytarza. A ten prosty gest jest dla Andersona, jak następny mocny ciosem.
W końcu kolejną niezliczoną ilość razy zanosił tak do łóżka Cole'a, gdy już wrócił z pracy. Idzie kilka kroków i odprowadza spojrzeniem Connora, który znika w ciemności dawnego pokoju jego pierwszego syna.
– Tak. Ja też czasem czuję dokładnie to samo Hank – mówi cicho Orla, stając obok niego. – Whisky?
– Zdecydowanie – odpowiada Anderson, a Orla już wyciąga dla nich szklanki z szafki.
– Jak sytuacja?
– FBI przejęło sprawę. Znów kurwa – odpowia ostro porucznik i siada przy stole, a dziewczyna zajmuje miejsce naprzeciw niego. – Dziś rano udało nam się ściągnąć na przesłuchanie podejrzanych, są powiązani ze sprawą wybuchów jedenastego listopada. Ta sama organizacja.
– Radykalne ugrupowanie "Stary Porządek" grupa osób z doświadczeniem w siłach zbrojnych, która nie jest zadowolona z tego, że świat się zmienia. To wiem, mówili o nich w kontekście Waszyngtonu. To oni zabili tę dwójkę?
– Na to wygląda. Potrzebowali informacji o dokładnych planach podróży Markusa i North po stolicy...
– Ale przecież ustawa została podpisana dość nieoczekiwanie.
– Może nieoczekiwanie dla nas, oni mogli wiedzieć coś wcześniej...
– Akcja nie była zaplanowana zbyt dobrze, skoro już ich wykryli i skoro nie udało im się zabić Markusa i ranili jedynie North – odpowiada Connor, stając obok krzesła Orli. – Miała uszkodzoną pompę thirium, ale udało się ją na czas wymienić. – Dioda na jego skroni miga żółtym światłem i Hank od razu wie, że chłopak jest nadal sfrustrowany.
– Złapaliśmy ich Connor, to, że FBI zamknie sprawę to nie koniec świata.
– Mogliśmy się jeszcze dużo od nich dowiedzieć, wszystko wskazuje na to, że ktoś wspomaga ich działania finansowo. Ten dzisiejszy zamach to na pewno nie koniec, oni będę próbować dalej zdestabilizować sytuację i nie uda się ukrócić ich działań, dopóki nie znajdziemy osoby, która stoi nad nimi.
W kuchni zapada cisza, Orla stuka palcami w swoją szklankę i powoli zaczyna rozumieć, że wpływowa osoba, która wspiera tę organizację, musi znajdować się na liście ukradzionej z CyberLife. Banks co prawda czytała ją już tyle razy, że niedługo będzie znała ją jak pacierz, ale nie ma wyboru i jak wróci do domu, przejrzy ją jeszcze raz, pod kątem powiązań ze Starym Porządkiem. Connor zaczyna chodzić nerwowo po kuchni z założonymi na piersi rękami i próbuje z całych sił, znaleźć kolejny brakujący element układanki.
– Musimy spotkać się z siostrą Marleny Scott – mówi, nagle przystając w pół kroku i spoglądając na Orlę.
– Na Boga, po co? – pyta Hank i spogląda na bruneta. – Jej siostra podcięła sobie żyły w wannie, naprawdę chcesz ją przesłuchiwać? Ona nawet nie pracuje dla CyberLife, to pieprzona kwiaciarka!
– Czego dowiedzieliście się w CyberLife? – Orla spogląda na Connora, który wyjmuje z kieszeni monetę i zaczyna ją obracać w palcach.
– Nic. Nie prowadzili badań zarówno nad nowymi technikami czyszczenia pamięci, jak i nad nowymi androidami z linii dziecięcych. Nikt nie wiedział, że Marlena posiadała prototyp, a już na pewno, że udało jej się tak skutecznie wyczyścić jego wspomnienia – odpowiada brunet. – Dlatego musimy porozmawiać z jej siostrą, musiała wiedzieć o Harrym.
– Hank ma rację. Ściąganie jej na przesłuchanie to zbyt wiele, spotkam się z nią sama i wypytam o chłopca i o jej siostrę. – odzywa się Orla, a obaj mężczyźni od razu na nią spoglądają. – No co? Statystycznie prędzej otworzy się przed kobietą, która nie zadaje pytań, bo to jej praca, a robi to z pobudek osobistych. Musicie mi zaufać w tej materii. To w końcu moja praca: zdobywanie wrażliwych informacji.
– To ma sens – odpowiada Connor i wraca do krążenia po pokoju. – Jedynym co łączy naszą sprawę z Harrisonem to sposób na nieodwracalne kasowanie pamięci. Kto wie, może Marlena miała powiązanie z tą organizacją.
– I może dlatego zginęła. To nie byłoby pierwsze podejrzane samobójstwo w CyberLife w ostatnim czasie – dodaje Hank. – Idę spać, rano musimy być na posterunku. Jak sobie pomyślę o kolejnych uwagach tego dupka Reeda, że wjebało nam się w sprawę FBI, to aż mi kurwa słabo.
– Zawsze Connor może dać mu w mordę – sarka Banks, kryjąc uśmiech w szklance z whisky.
– Nawet się nie waż tak kurwa żartować – odpowiada Anderson i znika w korytarzu, a Orla wzrusza ramionami i spogląda na Connora.
Android bez słowa idzie do komputera w salonie i po chwili po ekranie zaczynają w szybkim tempie przelatywać akta sprawy, nad którą pracowali. Orla dopija zawartość swojej szklanki i podchodzi do niego, kładzie mu dłoń na ramieniu i bierze cichy wdech.
– Jak będziesz chciał porozmawiać, to nie miej oporów, by mnie obudzić. Teraz cię zostawię... – mówi ciepłym głosem i rusza w stronę korytarza.
– Orla. Nie chcę, żebyś mnie zostawiała – odpowiada Connor, a gdy kobieta się odwraca, widzi, że ciąg plików na komputerze się zatrzymał.
Brunet dopiero po chwili na nią spogląda, a Banks wraca i staje obok, znów kładąc mu dłoń na ramieniu. Connor obejmuje ją rękami w pasie, przyciągając o krok bliżej do siebie i opiera czoło na jej brzuchu. Orla zaczyna gładzić go po włosach w dokładnie ten sam sposób, jak wcześniej Harrisonowi, gdy chciała, by ten się uspokoił. Po chwili odsuwa go lekko od siebie i kuca przy jego kolanach, spoglądając mu w oczy.
– Nie spytam: czy wszystko jest w porządku? Bo wiem, że prawie nic nie jest, więc spytam: jak się czujesz?
– Nie wiem... – odpowiada Connor i odsuwa krzesło, by usiąść na podłodze naprzeciwko niej. – Kiedy skontaktowałem się z Markusem, by dowiedzieć się czegoś więcej, czułem jego strach o North, nawet mimo tego, że przecież wszystko z nią dobrze.
– Przez chwilę na pewno był przekonany, że może stracić kogoś, kogo kocha najbardziej na świecie, nie dziwię się ani trochę, że nie mógł po tym się szybko uspokoić. Potrzebuje czasu, wszyscy go potrzebujemy, Connor, bo wszyscy się boimy.
– Dlatego musimy znaleźć ludzi odpowiedzialnych za to, co się dzieje, a pojawienie się FBI sprawia, że jestem...
– Sfrustrowany? Wściekły?
– Zaniepokojony. – Orla przytakuje mu lekko i bierze go za ręce. – Czasami tęsknię za brakiem odczuwania emocji.
– Uwierz mi, my wszyscy czasem byśmy tego chcieli - mieć włącznik, który pozwoli nam przestać się bać, czy cierpieć. To byłoby niezwykle przydatne – odpowiada dziewczyna i przesuwa kciukiem po wierzchu jego dłoni. – Kiedy pierwszy raz się bałeś?
– Za pierwszym razem to nawet nie był mój strach... – Orla spogląda na niego pytająco, ale Connor milczy. W pierwszej chwili chciał powiedzieć jej wszystko o odnalezieniu Simona na dachu wieży Stratford, ale przypomniał sobie, jak niezwykle emocjonalnie dziewczyna zareagowała, gdy dowiedziała się o jego przeszłości. Dlatego układa w głowie odpowiedź, która jednocześnie będzie szczera, a z drugiej strony nie postawi go w złym świetle, bo Connor jest pewien tego, że za nic nie chce znów się z nią kłócić. – Byłem połączony z jednym androidem w chwili, gdy ten umarł. Tak, jak mówiłem. To nie był mój strach, a jednocześnie był tak prawdziwy, że czułem się, jakbym sam miał umrzeć. A później, po ataku na Jerycho zgromadziliśmy się w kościele i czekałem na to, co Markus zadecyduje, by ze mną zrobić. Nie znałem go, a przeze mnie zginęli jego ludzie... spodziewałem się, że każe mnie zabić.
– North pewnie zrobiłaby to bez wahania – odpowiada Orla, czując, jak dłonie Connora delikatnie zaciskają się na jej rękach. – Jednak nie Markus, Markus jest lepszy od nas wszystkich...
– On jest moim przyjacielem, moje życie jest w pewnym stopniu zasługą tego, że spotkałem go tamtego dnia w Jerychu... a dziś go zawiodłem.
– Nikogo nie zawiodłeś Connor – mówi Orla, kładąc mu dłonie na policzkach i utrzymując jego spojrzenie tak długo, aż się lekko uśmiechnie. A on w nieznany mu do tej pory sposób ufa jej słowom.
Dzień dobry!
Atmosfera się zagęszcza, a ja nieskromnie przyznam, że jestem bardzo zadowolona z oddania emocji bohaterów w tym rozdziale.
Choć męczyłam go straszliwie.
Dlatego cieszę się, że publikuje z opóźnieniem bo mogę na chłodno ocenić ten rozdział i wrócić do tej gęstniejącej atmosfery.
Poza tym jak tam żyjecie?
Robicie coś ciekawego?
Bo ja właśnie próbuje wybić platynę w Heavy Rain i okazuje się, że jestem najgorszym rodzicem na świecie 😂
K.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro