Do tańca trzeba dwojga ◎ Piątek 9 marca 2040.
Connor krąży po pogrążonym w ciszy domu przy Michigan Drive. Ani jeden z przedmiotów nie przywołuje w nim absolutnie żadnych wspomnień, nawet jeśli Orla dość jasno przedstawiała mu ich znaczenie. Wchodzi cicho do pogrążonej w mroku sypialni na końcu korytarza i skupia się na tym, by nie nadepnąć na żaden z rozrzuconych klocków Lego, które znajdują się na dywanie. Wie, że zostawił je Harrison, wie, że się nim zajmowali razem z Banks, która powiedziała mu też o tym, jak chłopiec znalazł się w ich życiu. Jednak Connor absolutnie nie jest w stanie przypomnieć sobie, by kiedykolwiek go spotkał.
Teraz widzi tylko książki, zabawki i rozgrzebaną pościel. Podchodzi do zrzuconej na podłogę kołdry i odkłada ją starannie na łóżko, a później otwiera szafę. Przegląda swoje idealnie wyprasowane koszule, które są rozwieszone kolorystycznie na wieszakach, aż natrafia na swój stary uniform z CyberLife. Bardzo chciałby pojąć logikę, która kierowała nim, gdy zdecydował się usunąć led ze swojej skroni, a pozostawił w szafie szarą marynarkę. Przeciąga kciukiem po błyszczącym numerze seryjnym i cyfrze 51 na jego końcu, który daje mu jasno do zrozumienia, że ma kolejne ważne pytanie do zadania, jak Orla się obudzi. Pytanie o to, ile dokładnie jego modeli istnieje gdzieś na świecie i czy może którykolwiek z nich, jest w stanie mu pomóc. W końcu ma świadomość, że CyberLife mogło bez problemu przegrywać ich pamięć między jednym modelem a drugim.
Odwiesza pośpiesznie marynarkę na jej miejsce i wychodzi z pokoju, oczywiście nadeptując stopą na jeden z zabłąkanych klocków. Zamyka za sobą drzwi, w drodze do salonu, zagląda do sypialni, Banks nadal jest pogrążona we śnie, choć nie jest on zbyt głęboki, dlatego Connor stara się zachować większą ciszę.
W salonie podchodzi do półki z książkami, skanuje je, zapamiętując wszystkie tytuły i zastanawia się, ile z nich już kiedyś przeczytał. I dlaczego nigdy nie ułożył ich w jakimś konkretnym kluczu, obiecując sobie, że to też skonsultuje z Orlą, w końcu z jakiegoś powodu jest to też jej dom. Jego uwagę przyciąga zdjęcie, które sprawia wrażenie odłożonego niedbale na jedną z półek. Podchodzi do niego i spogląda na fotografię przedstawiającą jego z Orlą i Harrym, analiza przynosi mu informację, że zdjęcie zostało zrobione w minionego sylwestra. Dalej na półce znajduje jeszcze kilka fotografii, przegląda je, szybko przypisując do nich daty i rozpoznając obecne na nich osoby.
Aż natrafia na zdjęcie przedstawiające jego i Orlę. Obejmuje on ją w pasie, ale tym, co jednak przyciąga najbardziej jego uwagę, jest to, w jaki sposób on i Banks uśmiechają się do siebie. Jest w tym coś ciepłego, całkowicie pozbawionego nerwowości, która towarzyszy im teraz, jak ze sobą rozmawiają. Jego system zalewa dziwne uczucie, którego nie potrafi jasno określić i wszystko, co przychodzi mu do głowy to poczucie straty.
Niespodziewanie obraz jego widzenia przechodzi coś na kształt spięcia, brzegi obrazu zaczynają migotać, a kolory się rozmywać. Obraz z fotografii staje się o wiele bardziej rzeczywisty i Connor ma wrażenie, że znów znajduje się na przyjęciu, na którym zostało zrobione zdjęcie. Spogląda w dół, widząc roześmiane spojrzenie Banks, którą obejmuje w talii
– Myślisz o tym samym co ja? – pyta Orla, przesuwając palcami po jego klatce piersiowej z uśmiechem.
– Żeby już stąd iść? – Dziewczyna przytakuje mu zdecydowanie, patrząc prosto na niego swoimi ciemnymi oczami.
Opada na podłogę, a po kilku sekundach pojawia się obok niego Orla. Dziewczyna klęka przy nim i kładzie mu dłoń na policzku, sprawiając wrażenie, jakby wcale przed chwilą nie spała.
– Co się stało, Connor? – pyta zaniepokojona i dotyka jego twarzy. – Krwawisz – mówi i biegnie do kuchni po papierowy ręcznik.
– Wydaje mi się, że coś sobie przypomniałem... na ułamek sekundy przynajmniej.
– Rozumiem – odpowiada już spokojniej Orla, przykładając mu ręcznik do nosa, z którego przestaje już płynąc thirium. – Najwidoczniej musiałeś przypomnieć sobie coś nad wyraz szokującego – żartuje cicho dziewczyna, a on unosi rękę i wyciera twarz. Banks odsuwa się lekko i uśmiecha do niego delikatnie, a Connor pierwszy raz ma wrażenie, że ten uśmiech jest szczery, a nie wymuszony, jak wszystkie poprzednie. – Mogę spytać, co sobie przypomniałeś?
– Coś związanego z tym zdjęciem, ale już... już mi uciekło. – Connor podnosi się z podłogi, wyraźnie zakłopotany, a ona obserwuje go, dalej siedząc na posadzce. Android ma dziwne poczucie, jakby miał jakieś słowo na końcu języka, ale za nic nie potrafił go sobie przypomnieć. W jakiś sposób pamiętał tylko dość przyjemne uczucie, które było związane ze wspomnieniem. Jednak jego też absolutnie nie umie nazwać.
– Elijah mówił o glitchach w programie po takim uszkodzeniu, może to właśnie one – mówi Orla, podnosząc się w końcu z podłogi. – Zrobisz mi kawę? Ja pójdę pod prysznic i jak zjem śniadanie, to pojedziemy do Markusa.
– Oczywiście – odpowiada brunet, idąc do kuchni, a Orla uśmiecha się lekko, ruszając po jakieś czyste ubrania.
– Jaką kawę pijesz? – woła Connor z kuchni, a ona staje jak sparaliżowana, zaciskając palce na klamce w drzwiach do sypialni.
– Czarną bez cukru – odpowiada dziewczyna i wchodzi do pokoju, gdzie łapie głośny wdech. Czuje się, jakby ktoś uderzył ją z pięści w żołądek i nie łagodzi tego uczucia świadomość, że przecież będzie dobrze. Musi tylko wytrzymać. Niezależnie, czy zajmie to dzień, tydzień, czy całe miesiące. Musi znieść wszystko, zaciskając mocno zęby.
W końcu nie ma nic poza nim i poza tym domem.
Orla opiera na chwilę czoło o drzwi szafy, próbując się uspokoić, zanim pójdzie pod prysznic. Po śmierci Hanka uważała, że prysznic jest jedynym miejscem, gdzie może płakać, ale Connor i tak doskonale rozpoznawał nawet najmniejsze zaczerwienienie jej oczu. Więc przestała się tego wstydzić, zamiast płakać w samotności, nauczyła się chodzić do niego i po prostu siedzieć przy nim tak długo, aż oboje poczują się odrobinę lepiej.
A dziś nie ma nawet tego.
Jedząc śniadanie, Banks obserwuje Connora, który powoli szykuje się do wyjścia i przeraża ją, że nie do końca jest w stanie rozpoznać go w jego własnych ruchach. Ma nieodparte wrażenie, że Connor porusza się bardziej sztywno, znacząco rzadziej się uśmiecha i niemal na nią nie patrzy, gdy wie, że ona go obserwuje. Nawet w tym, jak głaszcze Sumo, jest o wiele mniej zwykłej sympatii, a dużo więcej... mechaniczności.
Dużo mniej też ze sobą rozmawiają. Orla nie chcę go od razu zasypywać go kolejnymi setkami drobiazgów, które o nim wie i o których on nie pamięta. Woli zachować, choć odrobinę dystansu, ze strachu, że nagle ilość informacji okaże się dla Connora zbyt przytłaczająca i dziś, woli dać pole do działania Markusowi.
– Och, ten dom jest przepiękny – mówi cicho Banks, gdy wysiądą z samochodu pod willą Markusa i North.
– Nie byłaś tu nigdy? – pyta Connor, a dziewczyna kręci głową.
– Nie, nie osobiście. Mówiłeś mi, że to cudowny budynek, ale nie spodziewałam się, że aż tak.
– Z twoich wypowiedzi można wywnioskować, że opowiadałem ci o wielu rzeczach.
– Tak, a ja opowiadałam o nich tobie, tak zazwyczaj działają... relacje – odpowiada Orla, naciskając dzwonek do drzwi. Celowo stara się nie używać słów takich, jak "związek", czy "miłość", z tych samych powodów, z których nie używała ich wcześniej w łączącej ich relacji, dopóki on nie zrobi tego pierwszy.
Orla Banks rozumie, że jest zwyczajnym tchórzem.
W salonie czeka na nich North, która wita się z Connorem i dopiero po chwili przenosi spojrzenie na towarzyszącą mu brunetkę. Orla rozgląda się po imponującym zbiorze przeróżnych przedmiotów zgromadzonych przez ojca Markusa, starając się skupić na starych książkach na półkach, niż własnych uczuciach. Dopiero gdy North staje koło niej, Banks orientuje się, że Connor i Markus poszli do pracowni.
– Nie jestem pewna, czy mamy w domu cokolwiek poza wodą, co mogłabym ci zaproponować – mówi North, a Orla kręci głową i przenosi na nią spojrzenie.
– Nie trzeba, dziękuję. – Androidka ma ogromną ochotę zostawić Banks samą, by wrócić w spokoju do swojej pracy i dopiero po kilku sekundach udaje jej się wmówić sobie, że nie powinna tego robić.
– Rozmawiałaś już może z policją? – Orla obraca się do niej, a North wskazuje jej sofę. Siadają w większej odległości od siebie. Banks kręci głową przecząco w odpowiedzi na zadane pytanie i zaczyna żałować, że nie poprosiła o wodę. Mogłaby teraz nerwowo obracać w dłoniach szklankę, a tak wraca do dręczenia swoich połamanych paznokci. – W takim razie na razie nie powinniście, musimy ustalić wspólną wersję wydarzeń, żeby nie było jakichś wątpliwości.
– O czym ty mówisz? – pyta zaskoczona Orla, a North wpatruje się w nią, nie zdradzając ani jednej emocji.
– Przekaz musi być jasny, zaatakowali nas ludzie i to ludzie chcieli zabić nie tylko nas, ale też przede wszystkim Kamskiego. Ludzie strzelający do swoich z powodu poglądów, brzmią dobrze w telewizji i dobrze dla naszej sprawy – mówi senatorka, uśmiechając się nieznacznie. – I ludzie kontrolowali androida, który strzelił do Connora i miał zabić Markusa.
– On zabił Hanka... – mówi niezwykle cicho Orla, zaciskając mimowolnie dłonie w pięści.
– Nie z własnej woli. I przecież właściwie to był wypadek, nieszczęśliwe zrządzenie losu, że trafiło właśnie na porucznika.
– North, posłuchaj...
– Nie, to ty posłuchaj. Nikt z nas nie miał wpływu na to, co go spotykało przed obudzeniem się. Wiem, że nie jesteś w stanie tego pojąć, ale nie możemy być karani za to, że twoi ludzie zaprojektowali nas do konkretnych zadań. Jak tropienie defektów, przecież nikt z nas nie zabił Connora za zdradzenie ludziom lokalizacji Jerycha. – Orla zagryza usta niemal do bólu, a North dalej siedzi niewzruszona, obserwując ją chłodnym spojrzeniem. – Wiesz, że mam rację. A Connor żyje, więc...
– Żyje. Co wcale nie oznacza, że go nie straciłam – odpowiada Banks i wstaje nagle. – Wybacz, ale mam miejsce, w którym powinnam teraz być.
– Doprawdy?
– Tak. Jeszcze nie wiem jakie, ale na pewno coś wymyślę.
Orla wychodzi z domu i niemal biegnie w stronę przystanku autobusowego, chcąc znaleźć się jak najdalej stąd. Wsiada w pierwszą linię, która się zatrzymuje, opada na fotel i chowa twarz w dłoniach, zastanawiając się dokąd pojechać. Wie, że powinna odwiedzić Shailene i Harrisona w Jerychu, ale za bardzo się boi tego, że się rozpadnie na dziesięć tysięcy kawałków, gdy chłopiec zapyta ją o Connora. Poza nimi Orla nie ma absolutnie nikogo więcej. Jasne, jest zawsze Kamski, ale u niego nie specjalnie ma co szukać emocjonalnego wsparcia.
Dlatego niewiele myśląc, decyduje się na rozwiązanie godne córki swojego chrzestnego ojca i jedzie do baru niedaleko posterunku, który jest czynny o każdej porze dnia i nocy.
Siada przy barze, uśmiechając się, gdy Jimmy stawia przed nią piwo i podnosi wzrok na niewielki telewizor nad barem.
◎
Gavin jest wściekły, gdy w połowie dnia dostaje wiadomość od Banks. Jeśli z czystym sumieniem miałaby wymienić jakąś osobę, dla której absolutnie nie chciałaby przerwać pracy, to zdecydowanie Orla znajdowałaby się w pierwszej trójce. Mimo tej całej niekończącej się niechęci, jaką ma wobec niej, wie, że zaproszenie do baru o drugiej po południu nie może oznaczać absolutnie żadnych dobrych wiadomości.
Informuje więc Tinę, że musi pilne coś ogarnąć i zbiera się z posterunku. Od razu po wejściu do baru słyszy śmiech Banks i zauważa ją siedzącą na stołku barowym. Dziewczyna musi być już po kilku piwach, bo właśnie prowadzi entuzjastyczną dyskusję o tym, dlaczego ich drużyna koszykówki ma szanse na dostanie się do finałów. Gavin kręci głową, upewniając się w tym, że przyjście tutaj mogło być jednym z jego najgorszych pomysłów od dawna.
– Czego chcesz? – pyta, siadając obok niej i też zamawia piwo. Orla obraca się w jego stronę i klepie go lekko po ramieniu.
– Pogadać.
– Nie mów, że Connor oberwał bardziej niż...
– Nie. Nie wiem... nie do końca – odpowiada Banks, uśmiechając się smutno. – Stracił pamięć.
– Co kurwa? Czy to jakaś jebana opera mydlana z gatunku tych, które ogląda moja matka?
– Nie, bo on nie jest człowiekiem. U nas całkowita amnezja zdarza się głównie w tanich romansidłach... U nich wystarczy jebane spięcie.
– Czyli co? Kompletnie nie wie, kim jesteś?
– Wie tyle, ile powie mu jego wielki detektywistyczny system... – Gavin spogląda na nią, a Orla unosi swoją butelkę z piwem i stuka w tę, którą on właśnie wziął do ręki. – Kiedy byłam, kurwa, taka pewna, że już więcej się rzeczy nie może zjebać. A jednak życie potrafi mnie cały czas zaskoczyć.
– To jest nieodwracalne?
– Chuj wie – mruczy pod nosem Banks. – Może tak, może nie... Nie ma to żadnego znaczenia w tej chwili. Po śmierci Hanka obiecałam Connorowi, że go nigdy nie zostawię. Nie spodziewałam się tylko, że tak szybko będę musiała przewartościować tę obietnicę.
– Na twoją obronę mogę powiedzieć, że on nawet nie pamięta, że mu to obiecałaś.
– Ja jebie! Jakim ty jesteś chujem, Reed!
– Taki mój urok – sarka Gavin, a ona parska gorzkim śmiechem. – Może pocieszy cię fakt, że federalni zawinęli cały Stary Porządek, co prawda oczywiście nie są oni w stanie podać, kto ich finansował, ale szukamy. Ktokolwiek to był, umiał się ukryć. Siebie i swoje pieniądze.
– Jakieś podejrzenia?
– Uwierz, że na świecie jest aż za dużo bogatych kutasów, którym marzy się wpakowanie kulki w głowę pięknej pani senator.
– North?
– Tak, tamtego dnia w CyberLife to ona była ich priorytetem. Oczywiście Markus, reszta Jerycha, w tym twój chłopak i sam Kamski też byli celem, ale przede wszystkim ona. – Orla dopija swoje piwo i zamawia kolejne, myśląc nad słowami Gavina. – Cios w samo serce, o to im chodziło. Markus raczej nie byłby taki niepokorny bez swojej niepokojącej małżonki.
– Ta, już to gdzieś słyszałam... – odpowiada Banks i wzdycha cicho. – Connor pewnie niedługo wróci do policji, to będzie dla ciebie nieocenionym wsparciem.
– Tak, kurwa, nie mogę się doczekać. Zdążyłem się, kurwa, przyzwyczaić do jego sarkastycznego charakterku, to znów dostanę puszkę bez emocji – mówi bez zastanowienia Reed i dopiero gdy zauważa, że dłoń Banks zaciska się mocniej na butelce, rozumie, że przesadził. – Wybacz. Nie kupuje tej amnezji.
– Jebać. Wolę już, żebyś mi dosrywał. Na przeprosiny wychodzące z twoich ust nie jestem emocjonalnie przygotowana. – Orla przerywa na chwilę, zastanawiając się, od czego ma zacząć, by jednocześnie zrzucić z siebie, choć odrobinę ciężaru, a jednocześnie nie rozpłakać się jak dziecko. – Kiedyś powiedziałam Connorowi, że jest wyjątkowy w zestawieniu z innymi modelami swojej serii, bo ma wydarzenia, które go ukształtowały. Całą drogę, którą przeszedł do demonstracji i wygrania z własnym programem... Powiedziałam mu, że ma Hanka, którego niewątpliwie czarujący charakter, wpłynął też na niego. A teraz on go nawet nie pamięta.
– Kurwa mać – mruczy pod nosem Reed, upijając duży łyk piwa.
– Co oznacza, że nie pamięta też, jaką ty jesteś czarującą bestią, więc masz niewątpliwą okazję, by zrobić drugi raz pierwsze wrażenie.
– Z chęcią. Pierwszego dnia wymierzyłem w niego z broni, bo wkurwił mnie na przesłuchaniu. Nie mogę się doczekać, by to powtórzyć. – Orla wybucha śmiechem na jego słowa, a Reed uśmiecha się lekko. – Możesz zrobić to samo, drugi raz go w sobie rozkochać.
– Nie. Nie wydaje mi się, by się to miało udać... to wszystko, co pociągało Connora we mnie, to były rzeczy, które mogła docenić osoba, która w tej chwili nie istnieje. Tamten Connor zakochał się we mnie jak idiota, bo byłam czymś ciekawym w jego uporządkowanym już życiu. Ten Connor nie zna ani tamtego życia, ani raczej nie dostrzeże we mnie nic ciekawego.
– Więc mu przypomnij – sarka Reed, szturchając ją znacząco w bok łokciem. Orla mierzy go chłodnym spojrzeniem, ale Gavin uśmiecha się do niej szeroko i dziewczyna parska śmiechem. – No co, kurwa? Przecież szok emocjonalny ich budzi, nie? Gwarantuję ci, że jak się na niego rzucisz, to będzie szok emocjonalny.
– Tak, tylko ja w przeciwieństwie do ciebie wierzę w świadomą zgodę – odpowiada kpiąco Banks, a Reed śmieje się głośno. – Wiesz, że pierwszy raz, właśnie w tej chwili, uświadomiłam sobie, jaki masz wkurwiający śmiech?
– Ty cała jesteś wkurwiająca, u mnie to tylko śmiech – mówi od razu Gavin, uśmiechając się bezczelnie.
Orla sięga po piwo i nie może zaprzeczyć, że mimo wszystko czuje się odrobinę lepiej. Nie chciała się z nim spotkać, by podjąć jakieś decyzje, czy mieć jakiś jaśniejszy ogląd na całą sytuację, ale by choć na chwilę zacząć myśleć o czymś innym. I udało jej się to.
– Zbieraj swoje chude dupsko, odwiozę cię – mówi pewnie Gavin, gdy skończy swoje pierwsze piwo. Orla i tak powinna skończyć pić już na poprzednim, dlatego Reed decyduje mieć ten jeden raz dobre serce i podrzucić ją do domu. Dziewczyna nawet specjalnie nie protestuje, gdy wychodzą z baru i wsiadają do jego auta.
– Nie jesteś aż taki chujowy, Gavin – rzuca niespodziewanie Orla, a on spogląda na nią kpiąco. – Oczywiście, jak się już cię lepiej pozna i jest się pijanym. W takich wypadkach jesteś nawet znośny.
– Siedziałaś w tym barze od wczoraj? Bo to niemożliwe byś pierdoliła takie głupoty po kilku piwkach – odpowiada kpiąco, a Banks wybucha śmiechem.
– Ja tylko mówię, że jakbyś czasami zachował się jak człowiek, to może miałbyś jakichś kolegów.
– A ty masz jakichś kolegów? Bo dziś odebrałem wrażenie, że wcale nie. Dlatego napisałaś do mnie. – Orla spogląda na niego, krzywiąc się lekko na jego słowa, a Reed wybucha głośnym śmiechem. Jak zatrzymują się pod jej domem, Gavin pochyla się, otworzyć jej drzwi i uśmiecha się kpiąco. – No już, zapraszam wypierdalać.
– Jak zawsze, kurwa, czarujący – mruczy pod nosem dziewczyna, wysiadając. Zanim odejdzie, pochyla się jeszcze w drzwiach i spogląda na niego odrobinę cieplej. – Dzięki.
– Nie ma sprawy, ale nie polecam się na przyszłość. Mówiąc szczerze, wolałbym żebyś zapomniała o moim istnieniu, bo nie będę twoim kolegą od picia.
– Zawsze musisz wszystko spierdolić, co?
– A co, liczyłaś, że cię jakoś pocieszę? – Orla przewraca oczami na tę uwagę i trzaska drzwiami samochodu.
W domu panuje cisza, a Orla jest odrobinę zaskoczona, że Connor jeszcze nie wrócił, a z drugiej strony czuję ulgę. Jest niemal wdzięczna, że choć przez chwilę może kręcić się tu sama, wmawiając sobie, że nic się nie stało i wszystko jest w porządku. A wieczorem będą mogli usiąść we trójkę i obejrzeć jakiś film, który zupełnie nie przypadnie do gustu Connorowi.
Orla czuje, że musi sobie choć na pół sekundy wmówić, że wszystko będzie dobrze, bo nie ma obok niej nikogo, kto by ją o tym zapewnił.
Niechętnie odgrzewa sobie wczorajszy obiad i siada przed telewizorem, jest jej całkowicie obojętne, co będzie oglądać, dopóki nie będzie to serwis informacyjny.
Gdy Connor wraca do domu, zastaje Orlę leżącą na sofie pod kocem. Telewizor nadal jest włączony, ale Banks musi spać już o dłuższego czasu, bo na ekranie wyświetlił się komunikat, że urządzenie przejdzie w tryb czuwania. Connor stara się poruszać, jak najciszej zabierając Sumo na spacer, ale gdy go kończą, Orla już krząta się po kuchni. Dziewczyna wita go krótkim uśmiechem, robiąc sobie herbatę i ewidentnie oczekuje, by to on rozpoczął z nią rozmowę. Problem niestety leżał w tym, że Connor nie ma pojęcia, jakich słów oczekuje od niego Banks, a co gorsza wnioski, do których doszedł, też mogą się jej nie spodobać.
– Dlaczego wyszłaś? – pyta w końcu, próbując wybadać jej nastrój. – Markus żałował, że nie udało mu się z tobą porozmawiać.
– Rozmawiałam z jego żoną i przypomniałam sobie, że muszę coś zrobić.
– Co takiego?
– Być jak najdalej od tego wszystkiego – odpowiada chłodno, lejąc wrzątek do kubeczka i cały czas starając się nie patrzeć na bruneta. Właściwie nie musi tego robić, jego ton już zdradza to, że nie wrócił do siebie. – Rozumiem, że wspomnienia, którymi podzielił się z tobą Markus, nie zadziałały?
– To zależy, czego się po nich oczekiwało. Zrozumiałem lepiej, co mną kierowało, by dołączyć do Markusa i ryzykować życie dla dobra naszej sprawy – mówi, idąc w jej stronę. – Nie rozumiem za co, czemu po tym wszystkim nie chciałem mieć w Jerychu swojego miejsca, tylko się od nich odsunąłem.
– Miałeś swoje życie, jesteś naprawdę dobrym detektywem Connor i kochałeś swoją pracę. Nawet gdy musiałeś pracować z Gavinem, za co powinni ci dać jakiś medal – mruczy pod nosem Orla, mieszając po raz dwudziesty ósmy liście herbaty w kubeczku. – Nigdy nie czułeś się bohaterem i nie chciałeś tego wszystkiego... Polityki, mediów.
Connor obraca się gwałtownie i opiera o szafkę obok niej, Orla robi krok do tyłu, by móc w końcu na niego spojrzeć. Dziewczyna rozpoznaje doskonale jego frustrację i jest gotowa przysiąc, że to pierwsze prawdziwe uczucie, jakie Connor okazał od tych dwóch dni. Ma ochotę go przytulić, gdy widzi, jak jego dłonie zaciskają się na brzegach kuchennego blatu, ale zamiast tego przygląda mu się tylko, siląc się na spokój.
– To jak rozwiązywanie układanki, w której większość elementów zaginęła – mówi Connor, spoglądając na nią z góry. – Najgorsze jest to, że nie jestem w stanie odzyskać tych dwóch najbardziej kluczowych elementów. Nie zobaczę twoich wspomnień, nie zobaczę części życia, które dzieliłem z Hankiem... więc jak możesz oczekiwać ode mnie, że będzie wszystko jak dawniej.
– Nie oczekuje tego, Connor. Jeśli nie odzyskasz tamtych elementów... Po prostu będziemy żyć dalej.
– Tak. Tylko ty masz wobec mnie uczucia, których ja nie znam, Orla. – Dziewczyna utrzymuje spojrzenie jego orzechowych oczu i przytakuje mu lekko.
– Wiem o tym, dlatego żadnych uczuć ci nie narzucam. Byliśmy przyjaciółmi Connor, przede wszystkim przyjaciółmi i tym właśnie staram się teraz dla ciebie być.
– Jednak chciałabyś, żebym sobie wszystko przypomniał, prawda?
– Oczywiście.
– A co jeśli ja tego nie chcę? – Connor odsuwa się od szafki i zaczyna gestykulować, wylewając z siebie całą frustrację. – Okłamałaś mnie, powiedziałaś, że jesteśmy blisko, a cały czas, nawet teraz jesteś wycofana. Nie mam żadnych wspomnień, mogę się opierać tylko na obserwacji, a z obserwacji ciebie mogę wywnioskować, że jesteś chłodna, zdystansowana i wyczekujesz tylko momentów, w których zostaniesz sama. Jednocześnie cały czas zapewniając mnie, że chcesz, bym sobie wszystko przypomniał. Zawsze twoje zachowanie jest tak ambiwalentne? Czy tylko w stosunku do mnie?
– Chyba zawsze – wtrąca Orla, widząc, że Connor ma zamiar mówić dalej.
– Nie wiem, czy chcę odzyskać te wspomnienia. Wiem, co w nich znajdę. Wiem, że to będzie złość, strata i ból. Markus podzielił się dziś ze mną rozmową, którą z nim odbyłem na pogrzebie porucznika i nie było w niej moich emocji, były jego i samo to, wytrąciło mnie z równowagi aż do tej pory.
– Tak zazwyczaj działają emocje, Connor. Jesteś żywą istotą, nie możesz z nich ot, tak sobie zrezygnować.
– Mogę zrezygnować z pewnych czynników, które je wywołują – mówi, spoglądając jej prosto w oczy. Orla uśmiecha się kpiąco i kręci głową, krzyżując dłonie na piersiach. – Jestem maszyną Orla, maszyną, która została zaprojektowana do chłodnej logicznej kalkulacji. Nie zostałem stworzony tak, by przetwarzać tyle emocji, ile byś chciała, bo nie jestem człowiekiem.
– Nie zakochałam się w tobie, bo byłeś bardziej ludzki, Connor. Zakochałam się w tobie, bo po prostu byłeś lepszą osobą, niż wszyscy, których kiedykolwiek spotkałam. I chyba dlatego przede wszystkim chciałabym, żebyś chciał wrócić do siebie... Bo nie ma na świecie za wielu tak wspaniałych osób, jak Connor, którego znałam – mówi spokojnie Orla, starając się trzymać nerwy na wodzy. – I obiecałam ci, że będę przy tobie niezależnie od wszystkiego. Może o tym nie pamiętasz, ale to nie zmienia...
– Zmienia. Nie obiecałaś tego mnie. Obiecałaś to komuś, kto nie istnieje. – Banks parska krótkim śmiechem, nie mając pojęcia, co ma właściwie teraz zrobić. Przez chwilę stoi sztywno, kręcąc głową w niedowierzaniu, a w końcu obraca się na pięcie i idzie do sypialni. Wrzuca do torby kilka rzeczy i bez pożegnania wychodzi z domu.
Zamawia taksówkę na następnym skrzyżowanie, chcąc jak najszybciej znaleźć się jak najdalej stąd. Orla jest przekonana, że przez ostatnie dwa dni przewidziała dobre tysiąc różnych rozwiązań i sposobów, na jakich potoczy się dalej ich życie. Tego, co się stało dziś, nie było jednak w żadnym z jej scenariuszy, zwyczajnie nie brała pod uwagę w żadnym aspekcie tego, że Connor okaże się tchórzem. Tego, że będzie on wolał nie czuć absolutnie nic, niż choć odrobinę postarać się i odzyskać to, co stracił.
Jakaś część jej serca skutecznie podpowiada jej, że ona nie powinna się poddać, powinna wrócić do tego domu i wygarnąć mu wszystko, co myśli. Tylko Orla nie do końca wie, w jakim stopniu wystarczy jej siły do walki, jeśli okaże się, że toczy ją zupełnie sama.
Wjeżdża windą do mieszkania Shailene, a jej przyjaciółka nie jest nawet specjalnie zaskoczona jej wizytą. Orla rozbiera się z płaszcza i idzie od razu do drugiego pokoju, gdzie Harrison siedzi nad książkami. Chłopiec uśmiecha się szeroko na jej widok, a ona odpowiada mu tym samym. Klęka obok niego na podłodze i przytula go do siebie bardzo mocno, mając świadomość, że teraz już na pewno, nie ma nic więcej.
– Gdzie jest Connor? – pyta chłopiec, a ona kładzie mu dłonie na policzkach i uśmiecha się pewnie.
– W domu.
– Możemy do niego pojechać? – Shailene, która stoi niedaleko nich, chce się odezwać, ale Orla kręci głową, nie pozwalając jej na to. Wie, że blondynka na pewno opracowała już jakąś świetną strategię na zapewnianie Harrisona, że wszystko będzie dobrze, ale Banks nie ma ochoty go oszukiwać.
– Nie możemy. Zostaliśmy we dwójkę i damy sobie radę, prawda? – Orla przeczesuje mu włosy palcami, nie przestając się uśmiechać, a on po chwili przytakuje jej lekko.
Uwielbiam ten rozdział.
Uważam go za jeden z najlepszych w opowiadaniu, bo jestem cholernie zadowolona z moich bohaterów tutaj.
No i oczywiście mój Gavin ❤️
Ps. Neil Newbon ma naprawdę okropny śmiech.
K.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro