Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Daleko od sprawiedliwości ◎ Środa 7 - czwartek 8 marca.

Na korytarzach CyberLife panuje idealna cisza, której nie przerywa już nawet cichy szloch Orli. Brunetka siedzi na podłodze oparta o szklaną ścianę i niemal mechanicznie gładzi po jasnych włosach chłopca, który leży obok, z głową na jej kolanach. Banks zdążyła się uspokoić, gdy Chloe przyniosła jej herbatę i obiecała, że Elijah zrobi wszystko, by pomóc Connorowi. A co by nie mówić, Orla nie miała na świecie już nikogo więcej, komu mogłaby zaufać, więc całe swoje pokłady nadziei położyła w Kamskim.

Dlatego teraz siedzi, patrząc pustym wzrokiem w ścianę naprzeciwko siebie. Nawet jeśli zdaje sobie sprawę z tego, że powinna porozmawiać z policją, powinna porozmawiać z Markusem i przede wszystkim z RK900. Ma naprawdę wielką ochotę zapytać go, czy poczuł cokolwiek, widząc jej rozpacz, bo ona naprawdę kolejny raz w swoim życiu nie chciałaby czuć absolutnie nic.

Elijah wychodzi z sali i spogląda na Orlę, na jej jasnej tunice dalej widoczne są ślady błękitnej krwi, ale przynajmniej przestały drżeć jej dłonie. Siada obok niej na podłodze i unosi ramię, a ona opiera głowę na jego torsie.

– Jeśli masz dla mnie złe wieści... – zaczyna mówić cicho Banks, a on bierze głęboki wdech i kręci głową. – Proszę Elijah, ja nie zniosę złych wiadomości.

– Kula trafiła dość precyzyjnie, uszkodziła kilka biokomponentów naraz, w tym jeden z ważniejszych ośrodków systemowych, ale wygląda na to, że udało mi się wszystko naprawić. – Orla unosi na niego zaskoczone spojrzenie, a Elijah uśmiecha się pewnie. – Musisz pamiętać, że jestem geniuszem. Nigdy we mnie nie wątp.

– Więc wszystko będzie dobrze?

– Wygląda na to, że tak. Jednak to się dopiero okaże, gdy uruchomimy ponownie wszystkie systemy. Przy ośrodku zapisu danych było spięcie, więc jego pamięć może mieć lekkie glitche, ale tak, jak mówiłem. Okaże się to dopiero gdy go obudzimy.

– Kiedy? – pyta Orla, a z sali wychodzi Chloe i spogląda na nich z góry, uśmiechając się lekko.

– Elijah, rozmawiałam z kierowcą i... – Zaczyna mówić blondynka, ale Kamski spogląda na nią chłodno. Dziewczyna przytakuje mu i wraca do sali.

– Jutro. Dziś pojedziemy do domu – mówi Kamski, wstając powoli. – W razie czego u siebie jestem w stanie sprawdzić wszystkie jego systemy.

– Dobrze, dobrze. Potrzebuję drinka – odpowiada Orla i budzi Harrisona, który spogląda na nią zaspany. – Wszystko będzie dobrze – dodaje, patrząc na chłopca, który uśmiecha się lekko. – Zadzwoniłam do Shailene, która zabierze cię do domu robaczku, musisz się zająć Sumo, a ona z tobą zostanie. Dobrze?

– Nie – odpowiada oburzony chłopiec. – Nie, ale przecież nie mam tu nic do powiedzenia.

– Hej! Opieka nad psem to prawdziwa odpowiedzialność – mówi Elijah, podając Harrisonowi rękę, by pomóc mu wstać.

– Wiem... – Orla uśmiecha się do Kamskiego, gdy ma pewność, że chłopak tego nie widzi i ruszają korytarzem.

Wychodzą z CyberLife bocznym wyjściem, tak by mieć pewność, że nie natkną się ani na policję, ani na dziennikarzy. Shailene stoi oparta o swój samochód, przebierając nerwowo nogami, a na widok Orli od razu biegnie w jej stronę. Banks przytula się do swojej przyjaciółki, czując, że zaraz zacznie płakać, ale ostatkiem sił, się przed tym powstrzymuje.

– Przepraszam, przepraszam za wszystko, co powiedziałam. Wiesz, że tak nie myślałam i zdaje sobie sprawę, że to wszystko moja wina, że jestem chujowa i... – mówi Banks, ale Lene przerywa jej, kręcąc głową.

– Nieważne, naprawdę nieważne – odpowiada blondynka i ściska ją po raz kolejny. – Będziemy mieć czas, by o tym porozmawiać, jak wszystko się uspokoi, Orla.

Banks od razu jej przytakuje i odsuwa się lekko. Harrison przytula się najpierw do Lene, a później kolejny raz do Orli, która obiecuje mu, że jutro spotkają się w domu.

Gdy docierają do willi Kamskiego, na dworze zapada już mrok. Chloe mówiąc o wiele mniej niż zazwyczaj, zabiera Orlę do sypialni gościnnej, gdzie wręcza jej kilka ubrań. Banks idzie do łazienki i choć Thirium, które ubrudziło jej tunikę, zdążyło odparować, ona wciąż ma wrażenie, jakby widziała niebieskie plamy na jasnym ubraniu. Dlatego przebiera się w duży czarny sweter Elijaha i jeszcze chwilę zbiera się w sobie, zanim wyjdzie z pokoju. Przemierza willę na bosaka, poszukując Kamskiego i dopiero gdy po chwili zauważa go w salonie. Elijah siedzi w ciemnym salonie w fotelu przed oknem wychodzącym na rzekę i migoczącą w oddali wieżę CyberLife. Orla nalewa whisky do dwóch ciężkich szklanek i idzie do niego, siada na podłokietniku jego fotela i też spogląda na widok za oknem. Piją w milczeniu, pogrążeni we własnych myślach.

– Dziękuję – szepcze cicho Orla po dłuższej chwili, całkowitej pustki w głowie.

– Przestań. Powinnaś wiedzieć, że zrobię wszystko, żebyś nie musiała cierpieć kolejny raz. Zrobiłem wszystko, co się dało. Mam nadzieję, że wystarczająco.

– Wiem, że zrobiłeś wszystko. Wiem, że zawsze mi pomożesz.

– Chciałbym, żebyś została. To egoistyczne, ale przecież nie spodziewasz się po mnie czegokolwiek innego.

– Każdy z nas jest trochę egoistą, Elijah. Ty jesteś nim do granic ludzkiego pojęcia i nie zawsze mogę to po prostu przełknąć i żyć dalej. Czasem posuwasz się za daleko, za bardzo mącisz w moim życiu, jakbym nie miała w nim nic poza tobą, gdy ja naprawdę chciałabym mieć coś tylko mojego.

– I nigdy więcej się do mnie nie odezwać.

– Nie bądź dziecinny. Potrzebujemy granic, ale masz rację... Nie powinnam odchodzić. Jesteś moją jedyną rodziną.

Elijah uśmiecha się lekko, a ona odpowiada mu tym samym i wypija duszkiem zawartość szklanki. Zanim jednak zdąży się podnieść, by dolać im whisky, koło nich pojawia się od razu Chloe z butelką w dłoniach. Po raz pierwszy od dość dawna Orla widzi, że blondynka uśmiecha się w swój charakterystyczny pogodny sposób. Banks ma ochotę ją uściskać, jakby mając wrażenie, że uśmiech Chloe jest zwiastunem tego, że wszystko będzie dobrze.

Orla budzi się o świcie, mając wrażenie, że wypiła wczoraj o jedną szklankę za dużo. Zwłaszcza, że od pogrzebu Hanka piła o wiele mniej niż do tamtej pory i dziś o wiele bardziej odczuwa skutki wlania w siebie tych paru drinków. Idzie do łazienki, włącza prysznic i siada na podłodze pod strumieniem gorącej wody, pozwalając sobie na tę chwilę całkowitego rozpadu. Jakby podświadomie przeczuwając, że gdy na dobre zacznie ten dzień, będzie musiała znów udawać o wiele silniejszą niż jest w rzeczywistości.

W końcu podnosi się i zaczyna się myć, a po głowie nieustająco błąka jej się jakaś stara melodia, której nie potrafi do końca nazwać. Jest jedynie przekonana, że na pewno słyszała ją też u Chloe i będzie musiała ją o nią zapytać.

Serce Orli zatrzymuje się na ułamek sekundy, gdy wchodzi do sypialni. Connor stoi plecami do niej, spoglądając na rwący nurt rzeki za oknem, jest ubrany w jeden z podkoszulków, który musi należeć do Kamskiego i swoje spodnie od grafitowego garnituru. Banks zbiera się w sobie i rusza w jego stronę.

Odgłos kroków bosych stóp na kamiennej posadzce jest niezwykle cichy i to raczej głośne bicie serca poinformowało go w pierwszej kolejności o obecności drugiej osoby w pomieszczeniu. Connor obraca się w kierunku dziewczyny, która uśmiecha się do niego nerwowo i od razu kryje to, przygryzając swoje pełne wargi.

– Jak się czujesz? – pyta Orla, a on mierzy ją niezwykle zagubionym spojrzeniem. Jakby szukał właściwej odpowiedzi na za dużą ilość pytań w jednej chwili. – Connor? – Banks odzywa się jeszcze mniej pewnym głosem, podchodząc do niego powoli. – Czy pamiętasz, co się wczoraj wydarzyło?

– Obawiam się, że nie – odpowiada i unosi dłoń do swojej skroni, na której nie ma śladu po diodzie. – Obawiam się, że nie mam żadnych wspomnień...

– Nie szkodzi, może to i lepiej. Najważniejsze, że żyjesz, a Gavin wprowadzi cię w sprawę, jak tylko wrócisz do pracy. – Orla robi jeszcze jeden krok w jego stronę, ale Connor się wycofuje, więc dziewczyna zatrzymuje się i znów na niego spogląda. – Poprosiłeś mnie, żebym usunęła twój led jakiś czas temu.

– Dlaczego?

– Connor, czy wiesz, kim jestem? – Brunet analizuje rysy jej twarzy, a ona bierze głęboki wdech, mając cholernie złe przeczucia.

Orla Rosa Banks ↴
Urodzona: 2 maja 2010
Obecnie wykonywany zawód: prywatny detektyw

Kartoteka ↴
18 grudnia 2036 - prowadzenie pojazdu pod wpływem środków psychoaktywnych
2 listopada 2039 - zatrzymana za utrudnianie śledztwa

Orla Banks i Elijah Kamski ↴
Winona Banks ↴
Winona Banks urodzona 1987, zmarła 2029.
Dyrektorka generalna CyberLife po opuszczeniu stanowiska przez Elijah Kamskiego.

– Kimś bliskim Kamskiemu, poznaliście się dzięki twojej matce...

– Nie, Connor. Czy ty wiesz, kim jestem dla ciebie? – pyta, wchodząc mu w słowo.

– Chyba moja pamięć została uszkodzona. Mogę polegać w tej chwili jedynie na posiadanej bazie danych – odpowiada, widząc, że poziom stresu dziewczyny wyraźnie podskoczył. Nawet jeśli Banks uśmiecha się do niego i kręci lekko głową.

– Nie szkodzi, to czasowe. To wynik wczorajszego uszkodzenia, którego doznałeś. – Brunetka stara się mówić pewnie, choć ma wrażenie, że dużo bardziej niż jego, próbuje przekonać samą siebie. – Jesteśmy przyjaciółmi. Pracowałeś w policji wraz z moim ojcem chrzestnym... Pamiętasz Hanka? – pyta, a on kręci głową i siada na brzegu łóżka obok nich. Brunetka zajmuje miejsce obok niego i tylko nerwowy oddech zdradza to, że dziewczyna wcale nie do końca wierzy we własne słowa. – Przypomnisz sobie. Pomogę ci sobie wszystko przypomnieć... Musisz być bardzo zagubiony – dodaje ciepłym głosem i na ułamek sekundy kładzie dłoń na jego przedramieniu, ale od razu ją cofa i się podnosi. – Zostawię cię na chwilę samego, możesz sobie przejrzeć wiadomości z ostatniego roku... Czy coś.

– Oczywiście. – Dziewczyna utrzymuje jego spojrzenie, zanim wyjdzie z sypialni. Rusza przez willę szybkim krokiem i zbiega po schodach do pracowni Elijaha.

Kamski obraca się do niej na krześle, kręcąc głową i przezornie odstawia kubek z kawą, spodziewając się, że Banks zaraz rzuci się na niego z pięściami. Udaje mu się wstać niemal w ostatniej chwili i odpycha ją od siebie, gdy Orla próbuje wymierzyć mu policzek.

– Opanuj się do cholery! Twoja złość w niczym nie pomaga! – fuka na nią, ale dziewczyna nic sobie z tego nie robi. Wpada na niego i zaczyna uderzać go zaciśniętymi pięściami w pierś, co wbrew pozorom wcale nie jest objawem wściekłości, a kompletnej i całkowitej histerii. Elijah obejmuje ją mocno i przytrzymuje tak długo, aż Banks w końcu przestaje się rzucać. – To nie jest moja wina, Orla.

– Więc czyja?

– Tego, że został postrzelony i to w ogóle cud, że żyje. A raczej nie cud, tylko moja cholerna ciężka praca.

– Mówiłeś, że to nie było nic poważnego, że to będą tylko...

– Wiem, co mówiłem – odpowiada Elijah i ją puszcza. – I teraz tego żałuję, nie powinienem mówić ani słowa, dopóki nie uruchomiłem jego systemów na nowo. To było spięcie, Thirium zalało obwody i udało mi się wymienić komponenty, ale jak widać, uszkodzenie sięga dalej.

– Są szanse, żeby sobie przypomniał?

– Oczywiście – mówi pewnie, ale ona od razu krzyżuje dłonie na piersiach, patrząc na niego nieufnie. – Uważasz, że zrobiłem to celowo? Jaki miałbym cel w zadawaniu ci bólu, Orla? Gdy cały czas, próbuję cię raczej przed nim ochronić.

– Nie wiem. Ja... ja nie wiem, co dalej.

– Ja też – odpowiada już ze znacznie mniejszą pewnością siebie Elijah i opiera się o biurko, spoglądając na nią przepraszająco. – Nie jestem w stanie zrobić nic więcej, problem nie leży już w tej chwili w komponentach tylko w systemie. A to już nie w mojej kwestii leży zmiana tych jedynek na zera, by wrócił do siebie.

– Więc co? Mam mu opowiedzieć o nim samym, licząc, że wróci do siebie?

– Nie ma lepszego rozwiązania.

Orla opada na krzesło i chowa twarz w dłoniach. Ma ochotę krzyczeć, ma ochotę wrzeszczeć na całe gardło z bezsilności, jednocześnie aż za dobrze wiedząc, że to nie przyniesie jej żadnej ulgi. Jedynym co dawało jej odrobinę wytchnienia w ostatnim czasie, była obecność Connora, a teraz odebrano jej nawet to. Teraz tą słodka pewność, że ma kogoś, kto jest gotowy się o nią troszczyć, została zastąpiona przez kolejny strach. Orla jest całkowicie przerażona tym, że nie odzyskała go w całości i tym, jak cholernie skomplikowanym polem minowym będzie komunikowanie się z nim.

Nie może przecież zarzucić go wszystkim na raz, nie może narzucić mu brzemienia ich relacji, gdy on nie pamięta, kim jest. Kim był, zanim ją poznał.

– Muszę zadzwonić do Shailene i do Markusa – mówi Banks, biorąc głęboki wdech. – Lene, musi zabrać do siebie Harrisona, dzieciak już przeszedł wystarczająco. Nie potrzebuje jeszcze dodatkowej traumy w postaci tego, że Connor go nie pamięta. A Markus...

– Musi podzielić się z nim wspomnieniami. Masz rację, to naprawdę dobry plan.

– Wiem. Miewam czasem dobre pomysły – odpowiada i spogląda mu prosto w jego zimne, niebieskie oczy. – Nie masz przypadkiem jakichś papierosów?

Kamski wzdycha ostentacyjnie, ale przegrzebuje kilka szuflad w biurku i podaje jej pomiętą paczkę, którą Orla kiedyś u niego zostawiła. Banks uśmiecha się w podziękowaniu i wychodzi z pracowni. Dłuższą chwilę zastanawia się, gdzie mogła zostawić wczoraj torebkę i znajduje ją dopiero pod płaszczem przy wejściu do domu. Ubiera się i wychodzi na niewielki pomost nad rzeką. Zapala pierwszego papierosa od dawna, rozkoszując się chwilę tym, jak niezwykle łatwo koi on, chociaż na ułamek sekundy jej skołatane nerwy. Przez ten krótki moment nie ma dla niej absolutnie nic więcej, tylko drapiący dym w płucach i szum rzeki przed nią.

W pierwszej kolejności dzwoni do Shailene, próbując zachować resztki pozorów, że jakoś się trzyma i nie rozpadła się na milion kawałków. Szybko wymyślają też jakąś wymówkę, która mogłaby przekonać Harry'ego do tego, by bez marudzenia został z Lene, chociaż na jeden dzień. Orla doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że prędzej niż później będzie musiała powiedzieć chłopcu prawdę, ale nie ma na to najmniejszej siły dziś.

Po zakończeniu pierwszej rozmowy niemal natychmiast kontaktuje się z Markusem.

– Dobrze, że dzwonisz Orla. Co z Connorem? – pyta od razu android, a ona przygryza usta po raz kolejny, zbierając się do odpowiedzi. W końcu zaczyna mówić, starając się z całych sił przekazać mu wszystkie techniczne aspekty, którymi podzielił się z nią wcześniej Elijah. Nawet jeśli Banks ma pewność, że połowy z nich i tak do końca nie pojęła, technologia nigdy nie była dla niej czymś niezwykle klarownym. I teraz cholernie żałuje, że nie zgłębiła jej, choć odrobinę mocniej. – Mam przyjaciółkę w Kanadzie, której na pewnym etapie wymazano pamięć. Udało jej się ją odzyskać bardzo szybko, nie potrzebowała nawet spotkać swoich bliskich, wystarczyły drobiazgi. Może w przypadku Connora będzie tak samo.

– Nie pozostaje nam nic innego, jak w to wierzyć – odpowiada Orla, siląc się na odrobinę optymizmu.

– Może wszystko wróci do normy, ja tylko wrócicie do domu.

– Oby. – Banks odpada kolejnego papierosa, chcąc głęboko wierzyć w to, że będzie dobrze. – A jak sprawa z napastnikiem?

– Nie pamięta nic...

– Wygodnie – sarka od razu Orla, wchodząc Markusowi w słowo.

– Prawdopodobnie użyli do tego metody opracowanej przez Marlenę Scott – mówi dalej android, nie robiąc sobie nic z kpiącego tonu swojej rozmówczyni. – Kasowali jego wspomnienia po każdym ataku, później go budzili, wydawali rozkazy i czekali, aż ukończy swoją misję. Zrobili z niego doskonałą maszynę do brudnej roboty.

– I co teraz? Obudzicie go? Oddacie policji?

– Sam przełamał swój program – mówi Markus. – Prawdopodobnie dlatego wszyscy jeszcze żyjemy.

– Tak... więc? Co teraz?

– Myślimy.

– Myślicie?! On zabił...

– Wiemy o tym Orla, ale prawo jasno stawia sprawę, jeśli chodzi o przestępstwa popełnione przed wybudzeniem. Nie traktuje ich tak samo, jak zbrodni wolnych osób.

– Wiem, byłam w Waszyngtonie, jak wprowadzono tę poprawkę. Prawdopodobnie poniekąd sama znalazłam kilku ludzi, którzy ją poparli i...

– Orla. – Markus przerywa jej stanowczym głosem, a brunetka od razu milknie. – Masz dość zmartwień na głowie. Skup się dziś na swojej rodzinie, jutro przyjedź do nas z Connorem i porozmawiamy.

– Dobrze, masz rację. Przepraszam, przesadzam...

– Spokojnie, kobiety, które przesadzają w swoich wypowiedziach to moja codzienność – odpowiada, a ona od razu parska śmiechem. – Do jutra.

Orla czeka, aż Markus się rozłączy i chowa telefon do kieszeni płaszcza. Jeszcze dłuższą chwilę nie wraca do środka, tylko pali spokojnie papierosa, patrząc martwym wzrokiem przed siebie. Dałaby w tej chwili wszystko, by móc uwierzyć w słowa i optymizm Markusa, jednak niestety Banks nie czuje się na to na siłach. Mimo tego wraca do środka, zostawia płaszcz przy wejściu i wchodzi do sali z basenem, chwilę rozgląda się po dużym pomieszczeniu, aż usłyszy głosy z wnętrza domu. Rusza korytarzem do przestronnej jadalni i staje w drzwiach, opierając się o futrynę.

Connor i Elijah siedzą u szczytu stołu, rozmawiając o czymś, a dokładniej Kamski tłumaczy coś androidowi, który nieznacznie przytakuje na co drugie słowo. Orla nie ma zamiaru podsłuchiwać, dlatego w ogóle nie skupia się na tym, by usłyszeć, o czym mówi Elijah, tylko przygląda się Connorowi. Jakby rozpaczliwie potrzebując dostrzec w nim coś, co przekona ją, że wszystko będzie dobrze.

– Chloe przygotowuje śniadanie – mówi nagle głośniej Kamski, obracając się w stronę Banks. – Jedziecie stąd do Markusa?

– Nie, do domu. Jutro zobaczymy się z Markusem – odpowiada dziewczyna, ruszając do salonu. Elijah wstaje i zostawia ich na chwilę samych, a Orla wie, że nie zrobił tego po to, by sprawdzić, jak radzi sobie Chloe, tylko by dać im sposobność do rozmowy.

– Elijah właśnie opowiadał mi o pierwotnej roli mojego modelu oraz o rewolucji, której miałem zapobiec...

– Na szczęście ci się to nie udało.

– Tak – odpowiada bez przekonania Connor i spogląda na Orlę swoimi ciemnymi oczami. Dziewczyna jest zestresowana, choć z jakiegoś powodu próbuje to przed nim ukryć, a on nie ma pojęcia, dlaczego to robi. Jeśli jego obecność nie jest dla niej do końca komfortowa, to logicznym byłoby, gdyby od razu go o tym poinformowała, a nie próbowała to zamaskować nerwowym uśmiechem. – Czy Markus będzie w stanie przekazać mi, jak wyglądało moje życie od czasu demonstracji?

– W jakimś stopniu na pewno, jednak głównie otaczałeś się ludźmi Connor. Czy to w pracy, czy to poza nią.

– Rozumiem. To może stanowić poważne utrudnienie dla mojego powrotu do pełnego funkcjonowania.

– Niestety tak.

– Wiem, że porucznik Anderson nie żyje. Przykro mi z powodu twojej straty, Orla.

– Nie była to tylko moja strata, Connor... – Dziewczyna kładzie dłonie przed sobą, na samym brzegu stołu. Android spogląda na jej drobne ręce i to, jak Banks próbuje rozdrapać oberwaną skórkę, przy i tak przeraźliwie krótkim paznokciu. Bez problemu rozpoznaje oznakę nerwicy i to, że dziewczyna musi znęcać się nad swoimi palcami od dłuższego czasu, a nie tylko od wczoraj. Szybko łączy to z żałobą po stracie porucznika oraz sytuacją w Detroit, która jak donosiła prasa i policyjne zgłoszenia, daleka jest od stabilnej. Orla milczy, wpatrując się w swoje dłonie, a on przez ułamek sekundy czuje niezrozumiałą dla niego potrzebę, by położyć swoją rękę, na jej dłoniach. A program podpowiada mu, że ten ludzki gest może znacząco obniżyć poziom stresu brunetki obok niego. Mimo to rezygnuje z tego pomysłu, nie mając pewności co do tego, jaki stosunek ma wobec niego Orla. – Jak będziesz miał jakieś pytania Connor, to zadawaj je śmiało.

Brunet przytakuje jej, tuż przed tym, jak do jadalni wejdzie Elijah. Orla od razu podnosi się, by zabrać od niego dzbanek z kawą i koszyk z pieczywem. Jedzą śniadanie w krępującej ciszy, której absolutnie żadne z nich nie ma najmniejszej ochoty przerwać nawet na ułamek sekundy. Po posiłku Orla idzie zebrać swoje porozrzucane rzeczy i w drzwiach żegna się jeszcze krótko z Elijahem, obiecując mu, że wbrew temu wszystkiemu, co powiedziała kilka dni temu, nadal będzie do niego dzwonić. Banks owija się płaszczem i wychodzi przed dom, Connor przygląda się staremu samochodowi zaparkowanemu przed willą Kamskiego, gdy Orla rzuca mu kluczyki.

– Nie znoszę go prowadzić, ty za to chyba to lubisz – informuje go, znów uśmiechając się nerwowo. Connor spogląda ponownie na tablicę rejestracyjną pojazdu, analizując jego dane.

Tablica rejestracyjna: GP8 - 79D ↴
Pierwszy właściciel: Hank Anderson ↴
Obecny właściciel: Connor Anderson

– To mój samochód – stwierdza nagle android, cofając się o krok, a Orla wrzuca torebkę na tylne siedzenie i spogląda na niego zaskoczona. – Connor Anderson?

– Zapisał ci samochód, dom i wszystkie inne graty... Mogłam cię uprzedzić, zapomniałam, że teraz będziesz analizował każdą najmniejszą rzecz. W tym mnie, choć zabroniłam ci to robić już pierwszego dnia, gdy się poznaliśmy – odpowiada brunetka spokojnie. – Zacząłeś używać jego nazwiska, bo traktowałeś go jak ojca.

– Przepraszam, ale... ja całkowicie tego nie rozumiem. – Connor wycofuje się o krok. Ma poczucie, że analizuje za wiele rzeczy naraz, od wszelkich ustaw w prawie cywilnym, jakie zostały ratyfikowane w ciągu ostatniego roku, przez wszystkie doniesienia prasowe na temat zmarłego porucznika i w końcu każdą najmniejszą, nawet mikroskopijną reakcję na twarzy dziewczyny naprzeciwko siebie.

– Spokojnie. To wróci, to wszystko wróci w swoim czasie, Connor – mówi cicho Orla, ruszając w jego stronę i kładzie mu dłonie na ramionach. – Spójrz na mnie i skup się na mnie. Cała reszta ułoży się w czasie, dobrze? – Android przytakuje jej i zaciska palce na kluczykach do auta, które trzyma w dłoni.

– Michigan Drive 115? – upewnia się, a ona przytakuje mu lekko.

Wsiadają do samochodu, a gdy tylko Connor włącza silnik, z głośników zaczyna lecieć muzyka, której słuchali wczoraj w drodze do CyberLife. Orla od razu dotyka radia i zaczyna przerzucać piosenki na swojej składance, aż natrafi na muzykę filmową sprzed dobrych dwudziestu lat i w końcu rozpoznaje melodię, która dręczyła ją od kilku tygodni. Connor prowadzi samochód, co jakiś czas spoglądając na brunetkę na siedzeniu obok, dziewczyna oparła czoło o szybę i pustym wzrokiem patrzy na drogę za oknem.

We were a pair, but I saw you there. Too much to bear. You were my life, but life is far away from fair. – Orla nuci słowa piosenki płynącej z radia niemal bezgłośnie. Kiedy ma pewność, że Connor akurat jej się nie przygląda, wyciera rękawem łzy, które mimowolnie napłynęły jej do oczu. – Was I stupid to love you? Was I reckless to help? Was it obvious to everybody else...

– Czy wszystko w porządku Orla?

– Tak, jestem po prostu trochę w tym wszystkim zagubiona.

– Rozumiem – odpowiada Connor, nie odrywając wzroku od drogi. – To tak, jak

A na drugie mam: Królowa Dram...

Więc. No. Nie zabiłam Connora.
Nie zabiłam nikogo.

To chyba dobrze, nie?

(zostały 4 rozdziały i epilog!)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro