Czerń i biel ◎ Poniedziałek 7 listopada 2039.
Trzecia kawa, którą od rana zdążyła wlać w siebie Orla, wcale nie daje lepszego efektu niż dwie poprzednie. A właściwie podbija tylko jej zdenerwowanie przez scysję z Gavinem i dziewczyna zdaje sobie sprawę z tego, że jeśli dokończy zawartość kubka, zaczną trząść jej się dłonie, więc decyduje go od siebie odsunąć. Banks nie wie nawet za bardzo, co w ogóle jeszcze robi na komisariacie, złożyła swoje zeznania i powinna mieć resztę głęboko w poważaniu tak, jak ma to zazwyczaj, a jednak siedzi tu dalej. Connor poszedł uzyskać informacje o stanie Ellen, a Orla i Hank milczą zawzięcie, jakby ostentacyjnie nie chcąc ze sobą porozmawiać.
– Więc jak wam się razem pracuje? – zagaduje w końcu kobieta, a porucznik obraca się do niej plecami i sięga po tablet.
– Nie zaczynaj nawet.
– Kurwa, chciałam tylko o niego spytać.
– Trzymaj się od niego z daleka Banks.
– Na razie, to ty go ciągle do mnie przysyłasz, każesz mu mnie wozić i...
– Posłuchaj mnie uważnie Orla – mówi ostro Hank, obracając się w jej stronę. – Connor to dobry dzieciak, tak samo, jak ty kiedyś byłaś dobrym dzieciakiem i nie chcę, żeby on...
– Skończył jak ja? No dziękuję kurwa bardzo Hank – odpowiada od razu Orla. – Jakbyś nie zauważył, radzę sobie całkiem nieźle, jakby nie ta pierdolona sprawa nawet byś nie wiedział, że wróciłam do Detroit.
– I może tak byłoby lepiej.
– Oczywiście, że byłoby lepiej – ucina dziewczyna, krzyżując ręce na piersiach.
Powinnam przestać być naiwna, za stara się na to robię. Zawsze wiedziałam, że Hank jest upartym bydlakiem i żaden pieprzony small talk nie ma przy nim żadnego sensu. I tak skończy się on aferą.
Chociaż tu akurat powinnam mieć też sobie trochę do zarzucenia, ale nie będę o tym myśleć dzisiaj.
Pomyślę o tym jutro.
– I co z Ellen? – pyta Orla, gdy tylko Connor podchodzi do nich z powrotem.
– Jutro będzie mogła wrócić do domu...
– Dobrze, w takim razie, jak sprawa jest zamknięta, to ja zbieram się do Jerycha, przekazać informację tej małej i Shailene – mówi kobieta, sięgając po płaszcz.
Hank też wstaje i zarzuca na siebie kurtkę, a Connor przygląda mu się pytająco.
– No co? Banks ma rację, zamknęliśmy sprawę, więc nie mam zamiaru tu siedzieć, tylko jadę coś zjeść.
– Smacznego – odpowiada ciepło Orla i rusza przodem, nie żegnając się z nimi dłużej.
Android chwilę zastanawia się, czy zostać w biurze, ale ostatecznie rusza za porucznikiem, a gdy są już przy bramkach, Hank wzdycha cicho.
– No idź za nią, nie potrzebuję cię w barze i tak nie jesz – mówi chłodno Anderson.
– Nie rozumiem, czemu miałbym iść za Orlą, nie wyraziła przecież chęci, bym jej towarzyszył poruczniku.
– Bo jest kobietą, one nigdy nie mówią wprost. Jak chcesz, to ją dogoń i jak wpłynie jakieś zgłoszenie, to wiesz, gdzie mnie szukać. – Hank idzie w stronę swojego samochodu, a Connor jeszcze chwilę stoi na chodniku nie wiedząc do końca, w którą stronę powinien iść.
W końcu jednak biegnie za dziewczyną, która nie zdążyła odejść zbyt daleko.
– Kazał ci iść ze mną? – pyta Orla, spoglądając na niego chłodno.
– Nie, porucznik uznał, że widzi sensu, bym jechał z nim do restauracji – odpowiada android, patrząc przed siebie. – I chciałem iść z tobą.
Kątem oka Connor dostrzega, że po jego słowach Orla uśmiecha się lekko i ku własnemu zaskoczeniu nachodzi go myśl, że chciałby powodować, by robiła to znacznie częściej.
Nocami, gdy porucznik śpi u siebie, a on najczęściej przesiaduje z Sumo w salonie, czytając książki należące do Hanka, stara się nie myśleć o pracy. Jednak odkąd Banks pojawiła się na komisariacie, jest mu o wiele trudniej, może wynika to z tego, że jako detektyw ma zaprogramowaną niechęć do zagadek, a może przez to, że dziewczyna wprowadza do jego świata nowy nieporządek. Przez ostatni rok Connor wypracował sobie życie, z którego jest naprawdę zadowolony, jest wręcz... szczęśliwy mogąc pracować w policji z Hankiem, wychodząc na spacery z psem i przede wszystkim obserwując, jak porucznik nie próbuje już zapić się na śmierć. I teraz nazbyt tajemnicza dziewczyna po prostu wzbudza jego ciekawość i powoduje, że nocami układa w głowie długie listy pytań, które ma ochotę jej zadać.
– Ciesz się, że tym razem wszystko się dobrze skończyło, że tak szybko znaleźliście tę sukę i że udało się uratować Ellen – mówi Orla i odpala papierosa, nawet nie zwalniając przy tym kroku. – Pomyśleć, jak smutna jest historia, jeszcze w latach pięćdziesiątych w tym kraju nie można było wejść w związek z osobą o innym kolorze skóry... może dlatego zawsze byłam taka empatyczna wobec was. Kiedyś rasizm dotykał moich ludzi, a teraz także ci "moi" ludzie są gotowi zgotować wam piekło, byleby tylko przywrócić dawny porządek.
– Sytuacja się stabilizuje, mamy swoich przedstawicieli w kongresie, w CyberLife i wszystko zmierza w dobrą stronę Orla.
– Chciałabym w to wierzyć, naprawdę bym chciała. Jednak my, jako społeczeństwo chyba zawsze potrzebujemy kogoś do bicia. Żydów, czarnych, latynosów, imigrantów, gejów a w końcu i androidy.
– Jak sama właśnie podkreśliłaś, nastroje cały czas się zmieniają. Markus jest po prostu kolejną zmianą, na którą świat nie był przygotowany.
– Nigdy nie jest i nigdy nie będzie – odpowiada dziewczyna, uśmiechając się smutno. – Właściwie to ja chyba wolę androidy, ludzie są zawistni, brutalni, skorzy do przemocy... – przerywa na chwilę, by parsknąć śmiechem i wyrzuca papierosa do pobliskiego kosza. – Was rok temu karano za wolną wolę, za pragnienia, za miłość... za emocje. A my chyba wcale nie jesteśmy pod tym względem lepsi, skoro jesteśmy w stanie wtargnąć komuś do domu, do domu, w którym jest dziecko i próbować dokonać morderstwa. I to kurwa za co? Za coś tak błahego, jak zdrada.
– Emocje, jak widać, komplikują wszystko i w przypadku was, jak i nas.
– Och, co do tego nigdy nie miałam żadnych wątpliwości Connor.
– Jesteś pierwszym człowiekiem, którego znam, który woli otaczać się androidami niż ludźmi. Z czego to wynika?
– Może po prostu jestem wyjątkowa. – Śmieje się Orla, przyspieszając kroku i obraca się do niego, by chwilę iść tyłem. – A może wiem o was więcej niż inni ludzie. Ludzie boją się, gdy czegoś nie znają, dlatego też tak panicznie boją się zmian.
– Więc znałaś inne androidy niż Shailene przed demonstracją?
– Tak, znałam ich całkiem sporo Connor. – Orla uśmiecha się do niego i zrównuje z nim krok.
Dziewczyna ma ochotę opowiedzieć o tych długich miesiącach przed tym, jak pojawił się Markus i jego rewolucja. O życiach, które pomogła uratować i świecie, w którym miała wrażenie, że robi coś dobrego, ale każda historia ma w pewnym momencie swój koniec. A ta miała w dźwiękach wystrzałów, które słyszała za oknami zeszłorocznej listopadowej nocy i teraz Orla nie chce za nic do tego wracać. Zwłaszcza że obecność Connora daje jej coś, czego nie czuła od bardzo dawna — poczucie wolności, której przecież tak bardzo życzyła wszystkim wokół. Jednocześnie samemu nie mogąc się uwolnić.
Ciemne chmury pojawiają się niemal znikąd i oboje zaczynają się obawiać, że ich dalszy spacer do siedziby Jerycha zostanie brutalnie przerwany, zmieniającą się pogodą. Przyśpieszają kroku, przemierzając jeden z placów w centrum miasta, a dziewczyna, która od dłuższego czasu narzeka na listopad w Detroit, nagle milknie. Connor obraca się do niej i dopiero wtedy zdaje sobie sprawę z tego, że z nieba zaczął padać śnieg. Orla stoi na chodniku z twarzą skierowaną do nieba i zamkniętymi oczami, a drobne płatki wirują w powietrzu, osiadając na jej czarnych włosach, skórze i ustach, które ułożyły się w lekki uśmiech.
– Mówiłaś, że nie lubisz śniegu – mówi android, podchodząc do niej bliżej.
– Mówiłeś, że nie będzie padać.
– Widać coś się musiało zmienić.
– Właśnie – odpowiada Orla, opuszczając głowę i spoglądając prosto na niego. – Widać coś się zmienia.
– Powinniśmy iść, są ogromne szanse na nagłe ochłodzenie i zwiększenie opadów, a ty nie masz czapki. – Kobieta wybucha śmiechem i gdy Connor chce się obrócić łapie go za rękę.
– Zamknij oczy – mówi pogodnie, patrząc na niego. – Zrób to, co ja i daj sobie, chociaż pięć sekund bez tej pogoni myśli w głowie.
Brunet przytakuje jej niepewnie i zamyka oczy, jednak zrealizowanie drugiej prośby dziewczyny nie przychodzi mu już tak łatwo. Zwłaszcza że jej zimna dłoń dalej zaciska się na jego ręce.
– To, co Hank mówi na mój temat, w dużym stopniu ma pokrycie w rzeczywistości, jeśli są jakieś minimalne szanse na to, że coś się nie uda, to w moim wypadku stają się one pewnością... – zaczyna mówić Orla, ale Connor zaciska niepewnie palce na jej dłoni.
– Hank wcale nie mówi dużo na twój temat, oboje jesteście raczej skryci.
– Tak, to akurat prawda. Jesteśmy niestety pod wieloma względami do siebie bardzo podobni, ja i Hank – odpowiada dziewczyna, puszczając jego rękę i ruszając dalej do przodu z lekkim uśmiechem.
– Nie jesteście AŻ tak podobni – stwierdza Connor, a Orla parska śmiechem. – No może poza zamiłowaniem do whisky.
No ładnie, ostatnie czego się spodziewałam to sarkastyczny android. Ewidentnie za dużo czasu spędza z Andersonem, trzebą będzie coś z tym zrobić.
– Jesteś też o wiele ładniejsza – dodaje jeszcze brunet, a Banks jest prawie pewna, że się przesłyszała, ale gdy na niego spogląda, widzi nie tylko jego lekki niepewny uśmiech, ale też czerwone światło na jego skroni.
– Spokojnie kolego, może najpierw postaw mi kolację – żartuje Orla, a on od razu poważnieje.
– To tylko obiektywna opinia, nie znam zbyt wielu kobiet poza tymi pracującymi na posterunku. I jeśli jesteś głodna, możemy pójść coś zjeść zanim udamy się do Jerycha.
– Nie, nie jestem. Chodźmy – odpowiada dziewczyna, przyspieszając odrobinę, by zdążyć, przejść na zielonym świetle.
– Wspomniałaś o kolacji, a nie jadłaś nic od czasu śniadania, które przerwałem ci swoim pojawieniem się w twoim mieszkaniu. To rozsądne, że po takiej dawce kofeiny powinnaś coś zjeść.
– Naprawdę nie jestem głodna i nie to miałam na myśli. Chodź.
– Więc co miałaś na myśli, mówiąc o kolacji? Ja nie jadam, ale oczywiście mogę ci towarzyszyć.
– Connor, do kurwy nędzy, chodźmy do organizacji. Zaczyna coraz mocniej sypać – wykręca się Banks, skręcając gwałtownie w boczną uliczkę.
Nie, jednak nie będziemy nic z nim robić. Niech dalej uczy się sarkazmu od Hanka, a ja po prostu powstrzymam się od wszystkich durnych uwag, które mi ślina na język przyniesie. Powinnam sobie tu wyznaczyć jasną granicę, by nawet nie sugerować takich rzeczy Connorowi. To skończy się przecież pieprzoną katastrofą.
Jak wszystko w twoim skromnym życiu do tej pory.
– Powiesz mi, dlaczego wspomniałaś... – odzywa się znów brunet, a Orla wzdycha głośno i obraca się do niego ze sztucznym uśmiechem.
– Miałam na myśli randkę. I to był żart.
– Och. Rozumiem – odpowiada od razu Connor, nadal nie mając pojęcia ani trochę, dlaczego dziewczyna nagle zażartowała na ten temat. A Banks też ewidentnie nie ma najmniejszego zamiaru mu teraz tego tłumaczyć, tylko idzie szybkim krokiem ostatnią prostą dzielącą ich od Jerycha.
W recepcji budynku fundacji Orla dłuższą chwilę szuka identyfikatora, podarowanego jej przez Shailene ostatnim razem i prowadzi za sobą Connora w głąb budynku. Siedziba Jerycha mieściła się w starej szkole, którą miasto podarowało organizacji po zeszłorocznym przewrocie i teraz poza sprawami politycznymi, zajmowano się tu głównie tymi socjalnymi. Tysiące wolnych androidów potrzebowało mieszkań, pracy, pomocy z dokumentami, czy zwykłego wsparcia, wszystkich łączyło w końcu to samo rozpaczliwe pragnienie.
Pragnienie spokoju.
– Idę do dzieciaków, jak chcesz, to piętro wyżej jest biuro Josha i Shailene, oni ewentualnie pokierują cię dalej – mówi Orla i uśmiecha się chłodno.
– A mogę iść z tobą? – pyta, a ona od razu przytakuje lekko.
– Jasne, ale uprzedzam cię, że to może być najtrudniejsze kilka godzin w twoim życiu – odpowiada, puszczając do niego oko i przechodzi przez duże drzwi do jasnej świetlicy, zaaranżowanej w mniejszej sali gimnastycznej.
Kilkanaście dzieciaków, które są tam zgromadzone, robią większy hałas od przejeżdżających pociągów i z całą pewnością największy rozgardiasz, jaki Connor widział kiedykolwiek do tej pory. Grupka chłopców ubranych w podobne, znoszone ubrania zaczyna biec w kierunku Orli, wołając ją po imieniu, a ona od razu kuca. Najmniejszy z nich wskakuje jej na plecy, drugi za to łapie ją za rękę, jak tylko kobieta się podniesie.
– A nie mówiłam. – Śmieje się Orla i obraca się do wnętrza. – Hej wszystkim! To jest Connor i możecie się nad nim poznęcać.
◎
Banks po godzinie pada na podłogę, gdy przegrywa kolejną grę w berka, która od początku jest przecież skazana na porażkę, jeśli ścigasz się z małymi androidami. Dlatego nie patrząc na protesty i prośby, po prostu kładzie się na materacu gimnastycznym, a mała Zoe układa się obok niej. Connor od razu proponuje, że przyniesie jej wodę i gdy wraca, uśmiecha się, lekko widząc, jak Orla gestykuluje w powietrzu, opowiadając o czymś dziewczynce. Odkąd tu przyszli Banks sprawia wrażenie zupełnie innej osoby, pogodnej, ciepłej, rodzinnej i umiejącej zapanować nad chaosem, a to zdecydowanie nie jest żadna z cech, które by jej przypisał po ich pierwszym spotkaniu.
– Ratujesz mi życie detektywie – mówi z uśmiechem, gdy brunet wręcza jej butelkę wody i siada, uśmiechając się do Zoe. – Mam do ciebie wielką prośbę, znajdziesz ciocię Shailene i powiesz jej, gdzie jesteśmy? – Dziewczynka przytakuje entuzjastycznie i biegnie w stronę wyjścia, a Orla ponownie opada na materac. – Najgorsze w nich jest to, że one się nigdy nie męczą.
– Często tu przychodzisz? – pyta Connor, a ona od razu klepie materac koło siebie, dając mu znak, że ma usiąść.
– Staram się jak najczęściej, te dzieciaki naprawdę mnie lubią, a to miłe. Lubię dzieci, lubię to, jak naiwnie i niewinnie patrzą na świat, nie mając pojęcia o tym całym piekle... – mówi Orla, uśmiechając się lekko.
– Spotkałem raz defekta z dzieckiem, ojciec dziewczynki zeznał, że została porwana i mogłem je złapać, ale Hank mi na to nie pozwolił i dobrze się stało. Później widziałem je już w Jerychu.
– Każde dziecko, które tu widzisz to jedna smutna historia, a jednak z jakiegoś powodu przeżyły, więc każde z nich jest naszym małym sukcesem. – Orla pociąga kolejny łyk z butelki, mając pewność, że jutro będzie zachrypnięta, a Connor spogląda znów na nią.
– Chcesz mieć dzieci? – Dziewczyna zaczyna się krztusić i odsuwa się od niego lekko.
– Nie, absolutnie nigdy nie.
– Zdajesz się mieć z nimi doświadczenie, lubisz je, poza tym statystycznie większość kobiet posiada instynkt macierzyński...
– Skończ, proszę. Większość to nie wszystkie. A z mojego doświadczenia wiem, że niektóre osoby nie powinny mieć dzieci – ucina ostro Banks. – W tym ja. Czy możemy zmienić temat?
– Oczywiście. Nadal nie jesteś głodna? – pyta Connor, a dziewczyna wybucha śmiechem.
– Dalej nie odpuściłeś tej kolacji, co?
– Zwiększony wysiłek fizyczny wpływa znacząco na odczuwanie głodu.
– Tak, wiem. Zjem coś, jak wrócę do domu – mówi, siadając po turecku naprzeciwko niego. – Jak nie masz planów, możesz iść ze mną, ja będę jadła, a ty dalej nie będziesz rozumiał moich dowcipów.
– Z chęcią – odpowiada bez zastanowienia, a ona na ułamek sekundy uśmiecha się szeroko.
Prowadzona za rękę, do sali wchodzi Shailene i dłuższą chwilę rozgląda się po dzieciach i zajmujących się nimi opiekunach, zanim w kącie sali dostrzeże swoją przyjaciółkę. Orla i Connor prowadzą rozmowę, a sposób, w jaki się do siebie uśmiechają, jasno wskazuje, że oboje darzą się sympatią. Właściwie Shailene najchętniej zostawiłaby ich samych sobie, ale wie, że jak zaraz nie przyjdzie się przywitać, Orla wyśle na jej poszukiwania kolejnego małego pomocnika. Dlatego niechętnie idzie do nich i staje przy brzegu materaca, na którym siedzą.
– Cześć, jak tam dzień? – zagaduje z uśmiechem. – Tu mamy straszny kocioł, ale to akurat logiczne, patrząc na to, który dziś jest. A co u was, spokojnie?
– Tak, musiałam odwołać spotkanie, żeby pojechać na posterunek, a później Connor przyszedł ze mną.
– To super z twojej strony, cholernie to docenią, jak będziesz wpadał częściej – mówi do niego blondynka. – Więc co robimy dalej? Masz ochotę iść gdzieś na drinka Orla?
– Właściwie plan był taki, by wrócić do mnie i coś zjeść – mówi brunetka, a jej przyjaciółka od razu wyłapuje, co kobieta ma na myśli. – Będzie miło, jak do nas dołączysz.
– Och, wiesz bardzo chętnie, ale jestem zawalona pracą, więc z chęcią się z wami przejdę, ale zaszyję się u siebie w mieszkanku i będę dalej odpisywać na wiadomości – mówi Shailene, a Orla uśmiecha się szerzej.
– Connor, zbieramy się? – pyta go Banks, ale mężczyzna kręci głową.
– Niestety, ale właśnie wpłynęło zgłoszenie i muszę jechać po Hanka, a później na posterunek – odpowiada brunet, wstając i poprawia koszulę, która i tak nosi liczne zagniecenia po walce z dzieciakami. – Do zobaczenia.
– Do zobaczenia Connor – mówi Orla i odprowadza go wzrokiem, a Shailene podaje jej dłoń, by pomóc jej wstać. – Więc tak, drinki.
Pomimo tego, że tylko jedna z nich odczuwa zimno panujące na zewnątrz, obie owijają się płaszczami, a blondynka rozkłada jeszcze parasolkę, by ochronić je przed padającym śniegiem. Nie idą daleko, między ich budynkiem a siedzibą Jerycha jest zaledwie kilka przecznic, a po drodze ich mała ulubiona knajpa. Orla w pierwszej kolejności zamawia rum, a w drugiej uświadamia sobie, że przez to całe droczenie się o kolacji naprawdę jest głodna i bierze jeszcze frytki.
– Wiesz, ile one mają soli? To potworne co robisz swojemu organizmowi – poucza ją Shailene, obracając w dłoni kieliszek czerwonego wina, którego i tak nie wypiję. Jednak blondynka wychodzi z założenia, że strasznie jej głupio przesiadywać w lokalach i nic nie zamawiać. A zdaniem Orli, jej przyjaciółka po prostu lubi to, jak prezentuje się, siedząc w ładnym wnętrzu z kieliszkiem w dłoni.
– Wiem, ale mam to gdzieś. Wypocę to rano, ćwicząc – odpowiada Orla i upija trochę słodkiego drinka.
– Więc Connor... – zaczyna blondynka i spogląda znacząco na Banks.
– Co z nim?
– Nie zgrywaj idiotki, o co chodzi?
– O nic, chyba go polubiłam. Ma potencjał na to, by ze mną wytrzymać, jeśli tak dzielnie znosi Hanka.
– Widziałam, jak się do niego uśmiechasz! – mówi oskarżycielskim głosem Shailene.
– To coś złego? Że się uśmiecham? Zwłaszcza teraz?
– Nie, po prostu uważam, że go lubisz i jestem odrobinę zaskoczona, spodziewałam się między wami jednak pewnego dystansu przez dłuższy czas. – Orla opiera się wygodniej na krześle i powoli sączy drinka, czekając, aż jej przyjaciółka rozwinie temat. – No wiesz, dla ciebie białe jest białe, czarne jest czarne i strasznie nienawidzisz wszystkich szarości, próbując się cały czas wybielić. I niby wiem, z czego to wynika, ale... – mruczy pod nosem blondynka. – Ale Connor przeszedł naprawdę trudną drogę i nikt z nas nie był przekonany, gdy Markus mu wybaczył, po tym co się stało w Jerychu. Dopóki w noc demonstracji nie przyprowadził wyzwolonych androidów z CyberLife...
– Shailene. Stop. Ja nic nie wiem.
– Jak to nic nie wiesz?
– Jaki wpływ miał Connor na rzeź Jerycha? O czym ty mówisz?
Blondynka chowa twarz w dłoniach załamana swoją gadatliwością, mogła najpierw wybadać, ile jej przyjaciółka wie o Connorze, a dopiero później zacząć mówić. Uniknęłaby w tej sposób tego, co musi powiedzieć teraz i już boi się, jak Banks może to wszystko przeżyć.
– Model RK800 był zaprojektowany w jednym celu Orla, jako łowca defektów. I naprawdę się baliśmy, że do końca będzie po stronie CyberLife, ale Markus...
Łowca defektów. Specjalny model androida zaprojektowany do pracy w policji, pamiętam przecież doskonale moment, jak usłyszałam o tym w telewizji. Dlaczego więc do cholery nie połączyłam faktów? Może po prostu moja percepcja nie spodziewała się, że to stanowisko może posiadać ktoś tak, na pierwszy rzut oka uroczy.
Brawo CyberLife, widać wasi architekci kolejny raz spisali się na medal.
Lene ma rację, jeśli czegoś się boję, to właśnie boję się tych cholernych szarości, bo jak o wiele byłoby łatwiej jakby wszystko w życiu było czarno białe.
Może właśnie dlatego nikogo nie mam poza Lene? By się więcej nie rozczarowywać.
Nie wiem, kompletnie nie wiem, co ja głupia sobie myślałam, sądząc, że wszystko się ułoży. Że zaprzyjaźnię się z nim, że może w końcu dogadam się z Hankiem...
A teraz? A teraz. Teraz znów mam ochotę wrócić do swojego łóżka i nie wyjść z niego do wiosny.
Dzień dobry, kolejny rozdział z małym opóźnieniem, bo zjada mnie choroba i milion innych projektów do napisania.
Jednak już jestem.
Zostawcie po sobie jakiś znak 😉
Kons.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro