Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Brak części wspólnych ◎ Poniedziałek 2 stycznia 2040.

Hank próbował kilka raz porozmawiać jeszcze raz z Connorem o całej sprawie i tym, jaki ona ma na niego wpływ. Jednak gdy po raz kolejny android wykręcił się z dyskusji, mówiąc o obowiązkach, to Anderson też postanowił się poddać.

W milczeniu jadą do jednego z dawnych sklepów CyberLife, które od roku służą za coś na kształt placówek naprawczych i do którego trafiają ranne androidy. Po kilku dniach od znalezienia ciał dwójki pracowników Jerycha, w końcu mieli dostać pełną analizę uszkodzeń, choć lodowata woda najpewniej zatarła wszelkie ślady. Jednak, gdy tylko docierają na miejsce, ich obawy znajdują swoje potwierdzenie, w dokumentach przedstawionych im, przez jednego z techników. Connor dość szybko analizuje przedstawione dane, a Hank od razu może wyczytać z jego miny, że znalazł w nich coś niepokojącego.

– Nie udało się odzyskać żadnych fragmentów ich pamięci? – pyta brunet, a ciemnoskóry android przytakuje momentalnie.

– Nie, ich pamięć została wyczyszczona bardzo dokładnie i niestety nie znaleźliśmy sposobu na jej odzyskanie. Możemy jednak przekazać je do analizy w samym CyberLife, może tam uda się to rozpracować – odpowiada pracownik i zostawia ich samych.

– To dokładnie takie samo uszkodzenie, jak u Harrisona – tłumaczy Connor.

– Więc Banks może przekazać te dane Kamskiemu, może on coś wymyśli.

– Kamski pracuje nad tym już od kilku dni, na razie bez rezultatów. Jeśli założymy, że ten sposób uszkodzenia w plikach pamięci opracowała Marlena Scott, to oznacza, że musiała się nim z kimś podzielić.

– Z całą pewnością była już martwa, gdy ta dwójka została zaatakowana – odpowiada Hank i też przegląda dokumenty. – Sądzisz, że Kamski naprawdę próbuje nam pomóc?

– Nam? Nie. Jeśli Orla przedstawia ich relację w sposób zgodny z rzeczywistością, to Kamski będzie chciał pomóc jej, jeśli go o to poprosiła. Zwłaszcza że chodzi o chłopca, który jest dla niej istotny. – Hank przytakuje na jego słowa, co Connor przyjmuje z ulgą. Nie ma ochoty przyznać się do tego, że ostatnie czego pragnie to ponowna wizyta w zimnej, eleganckiej willi za miastem.

– Brak odcisków palców może oznaczać wodę, a może oznaczać, że zamieszany jest android. Dołączony list mógł zawsze być wprowadzeniem nas na błędny trop – wtrąca Anderson, a Connor przytakuje mu lekko. – Co o tym myślisz?

– Nie mamy na razie wystarczająco informacji, by wysnuć jakieś teorie. Choć nie widzę powodu, dla którego jakiemuś androidowi mogłoby zależeć na śmierci tych dwojga. To raczej polityczna prowokacja związana z ustawą – odpowiada brunet i rusza w stronę wyjścia. – Powinniśmy pojechać, spotkać się z tymi znajomymi, u których byli przed śmiercią, może mają jakieś informacje, czy ktoś ktoś wcześniej im groził.

Anderson tylko mu przytakuje i opuszczają budynek w milczeniu, a Connor od razu siada za kierownicą. Mimo zalewających go myśli, potrafi on perfekcyjnie podzielić swoją uwagę pomiędzy prowadzenie samochodu, a nieustające poszukiwanie poszlak, które mogli do tej pory przeoczyć. Niepewność i zmartwienia, które go dręczą, w pewnym stopniu są dla niego czymś zupełnie nowym. Wcześniej miewał już złe przeczucia, które Hank zawsze wyśmiewał, nazywając je błędami w kodzie, ale zazwyczaj się one sprawdzały. Teraz czuje coś podobnego, nieustająco mając wrażenie, że nie może znaleźć motywu, który może stać za tym, co się dzieje.

Jakby nienawiść go kiedykolwiek potrzebowała.

Connor widzi jednak, że kryje się za nią coś jeszcze, coś o wiele większego, czego nie umie na razie sprecyzować, bo żadne elementy nie łączą się we wspólną całość. To śledztwo ma za dużo niespójnych dla niego wątków, by móc wysnuć choć jedną teorię, w którą całkowicie i kompletnie by wierzył.

Sytuacji nie polepszają też wszystkie przesłuchania, które przeprowadzili do tej pory. Nikt ze znajomych zamordowanych androidów nie ma pojęcia ani o ostatnich godzinach, ani o tym, co działo się wcześniej w ich życiach. Obie ofiary na co dzień mieszkały w Waszyngtonie, więc jeśli otrzymywały pogróżki, czy miały wrogów, bardziej prawdopodobne jest to, że miały ich tam. A mimo to, ktoś cierpliwie czekał z zabiciem ich, na moment aż wrócą w okresie świątecznym do Detroit, co jasno rysuje obraz tego, że ktokolwiek stoi za ich śmiercią, najpewniej jest powiązany z ich miastem, a nie ze stolicą.

Wieczorem, gdy są już w drodze do domu, Connor dostaje wiadomość od Markusa i od razu po odstawieniu Hanka na miejsce, rusza do domu swojego przyjaciela. Od ośmiu miesięcy North i jej ukochany zajmowali piękną willę przy Lafayette Avenue, nawet jeśli według prawa testament Carla Manfreda nie mógł wejść w życie. Mimo to Markusowi udało się porozumieć z Leo, jeden zabrał pieniądze, drugi dom.

Connor do tej pory nigdy nie zastanawiał się nad tym, ile ten budynek musi znaczyć dla jego przyjaciela, choć bywał tu dość regularnie. Teraz jednak dotarło do niego to, że ta piękna willa musi być dla Markusa tak samo ważna, jak wiecznie zabałaganiony dom, który on dzieli z Hankiem.

– Nie przyjechałem zbyt późno? – pyta Connor, gdy tylko Markus otworzy mu drzwi i uśmiechnie się do niego ciepło.

– Nie, daj spokój. North jest tylko zajęta pakowaniem się, więc pewnie do nas nie dołączy. Jutro lecimy do Waszyngtonu na oficjalne podpisanie ustaw, które ma się odbyć w przyszłym tygodniu w Senacie – odpowiada, prowadząc go do środka i wskazując drogę do dawnej pracowni Carla, w której teraz to Markus tworzył swoje obrazy. – Jeśli zostalibyśmy w salonie, groziłoby nam to, że North będzie co chwila dorzucać swoje trzy słowa, krzycząc z sypialni. Lepiej jak później jej wszystko przekażę.

– Jasne – odpowiada Connor, czując nieopisaną ulgę, że porozmawiają tylko we dwóch.

– Więc? Co odkryliście? Macie jakikolwiek ślad, kto mógł to zrobić?

– Nie wiem, na razie mamy nowy trop. Dziś okazało się, że pamięć tej dwójki jest tak samo permanentnie wyczyszczona, jak pamięć Harrisona.

– Nie wiemy, czy permanentnie. Orla powiedziała, że zostawiła Kamskiemu rozwiązanie tego problemu, więc są duże szanse, że kto, jak kto, ale on powinien się z tym uporać – odpowiada Markus, siadając na krześle, a Connor od razu zajmuje miejsce naprzeciwko niego. – Zresztą, nie dziwne, że nie da się odzyskać pamięci Eve i Leo, jeśli woda zniszczyła ich biokomponenty.

– Mimo to, jest to powiązanie z chłopcem. Programistka, która go stworzyła, nie żyje, ale jutro jedziemy z potrzebnymi nakazami do CyberLife, może uda nam się czegoś dowiedzieć od jej współpracowników.

– Dobrze, powiadomię naszych ludzi w firmie, pomogą wam dostać wszystkie dane, których możecie potrzebować. Po samobójstwie poprzedniego wiceprezesa ludzie pracujący w CyberLife są dość nerwowi – mówi Markus, a przez jego usta przebiega cień uśmiechu. – Zresztą o tym akurat możesz porozmawiać z Orlą, zdaje mi się, że rozmawiała z tym człowiekiem na przyjęciu pod koniec listopada, od niego dostała te dokumenty, które mi przekazała kilka dni później. – Choć Connor przytakuje mu lekko, czuje nieprzyjemne ukłucie po tych słowach. Orla z jakiegoś powodu zatrzymała dla siebie tę informację, co nie do końca sprawia mu komfort. – Choć nie wydaje mi się, by jego śmierć miała z tym cokolwiek wspólnego.

Otwieram plik sprawy nr 1254/3165/1239
Data: 4 grudnia 2039, godzina 6:05
Lokalizacja: Wierza CyberLife
Zmarły: Jason Simone
Rozpoznanie: Samobójstwo przez skok z dużej wysokości, śledztwo nie wykazało znamion śmierci podejrzanej.

– Najpewniej nie ma, analiza miejsca śmierci nie wskazuje na nic niepokojącego – odpowiada Connor, po szybkiej analizie dostępnego w bazie raportu. – Dziękuję za informacje i tak o to popytamy.

– Tylko dyskretnie, nasi ludzie mają tam już wystarczająco dużo napięć od tamtej śmieci. Jedna i druga strona zastanawiają się nad zmianą kierownictwa, a to tworzy jeszcze więcej problemów – mówi Markus i milknie na chwilę. – To właściwie cały ostatni rok podsumowany w jednym zdaniu. Walczymy o jedną rzecz, a kiedy tylko uda nam się ją naprawić psują się trzy kolejne. Nie mamy już rozwiązań, a ciągle przybywa problemów. Gdyby nie North i jej upór, już dawno przekazałbym władzę komuś innemu, bo czasem myślę, że mnie to przerasta. Jednak na szczęście ona zawsze znajduje właściwe wyjścia z każdej sytuacji, nawet jeśli zazwyczaj na początku nie uważam, że mają one szanse powodzenia...

Connor przytakuje na jego słowa, czując się jeszcze gorzej niż kilka godzin temu. Teraz ma wrażenie, że wszystkie jego niepewności i problemu są niezwykle małostkowe w zestawieniu z tym, czym zajmują się jego przyjaciele. On sam na początku zdecydował się odejść z Jerycha i żyć swoim życiem i nigdy tego nie żałował. Teraz jednak widzi, że on przejmuje się jedną trudną sprawą, gdy Markus i North mają za zadanie zapewnić pokój dla całej populacji androidów.

– Jak będziemy w Waszyngtonie, postaramy się też dowiedzieć, czy Eve i Leo mieli jakichś wrogów, czy dostawali pogróżki. Oczywiście poza tymi, które codziennie otrzymujemy wszyscy – mówi RK200 i uśmiecha się lekko na widok miny bruneta naprzeciwko siebie. – Spokojnie, to zwyczajnie cena polityki, cena podejmowania decyzji. Nie ma dnia, żebyśmy nie dostali listów, w których ktoś grozi nam w bardzo kwiecistych słowach, co nam zrobi, czy że niebawem ulice znów spłyną krwią w niebieskim kolorze. To codzienność, większość zgłaszamy na policję w stolicy, ale są one nie do wyśledzenia.

– Powinieneś zgłosić je mnie.

– Daj spokój Connor, to tylko polityczne przedstawienie. Rok temu nikt z nas nie planował pojechać do Waszyngtonu i zabić Waren, nawet jak niektórzy o tym mówili. Teraz nikt nie zaatakuje nas bezpośrednio, ludzie tylko krzyczą – mówi spokojnym głosem i po chwili parska cichym śmiechem. – Oni myślą, że z prawami jest, jak z ciastem... że im więcej my ich dostaniemy, tym mniej zostanie dla nich. A my przecież nie prosimy o nowe prawa, tylko o takie same prawa... ludzie są zabawni.

– Nie zmienimy ich myślenia, nawet w rok, nawet w pięć. Historia pokazuje, że na to potrzeba wieków, w niektórych wypadkach. Orla opowiadała mi tym, jak w Stanach Zjednoczonych przez dziesiątki lat traktowano ludzi o jej kolorze skóry, więc co dopiero kogoś zupełnie innej rasy.

– Orla jest niezwykle umysłowo otwartym człowiekiem, to nie zdarza się często. Chciałem namówić ją, by wróciła do Waszyngtonu, bo byłam tam cholernie efektywna, ale teraz... – Markus przerywa na chwilę, uśmiechając się do swojego przyjaciela. – Widziałem was na przyjęciu, więc wiem, że macie się ku sobie. No i dzieciaki gadają dużo i niemal bez przerwy. Zależy ci na niej, prawda?

– Tak – odpowiada szybko brunet. – Orla pracowała z wami w Waszyngtonie?

– Nie powiedziała ci? Pomagała nam zdobywać głosy na naszą korzyść. Choć wtedy nie specjalnie jej ufaliśmy. Wiesz, nie dość, że jest człowiekiem, to jeszcze jej powiązania z Kamskim są niepokojące. Choć ma to też swoje plusy,, dzięki niej nie musimy rozmawiać z nim osobiście. – Connor odpowiada lekkim uśmiechem na jego słowa i na chwilę zapada między nimi cisza, którą przerywa dopiero gwałtowne otworzenie się drzwi.

– Czy wiesz może, gdzie są wszystkie moje pudełka z butami? – pyta North, wchodząc energicznie do pokoju i dopiero po chwili zauważa Connora. – Wybacz, o ósmej rano mamy samolot, a ja nie jestem w stanie pojąć, czemu muszę mieć inne buty do każdego zestawu ubrań. To głupota. Ludzie są głupi! Jednak podobno te sztuczki z marynarkami i butami mają budować zaufanie...

– Dobrze cię widzieć North – mówi brunet, a ona uśmiecha się ciepło. – Nie będę wam już zabierał czasu, dziękuje za wszystko Markus.

– Jasne, zobaczymy się, jak wrócimy.

Ściskają sobie dłonie, a Connor szybko wraca do samochodu i jak tylko usiądzie za kółkiem, czuję się odrobinę spokojniejszy. Jakby świadomość, że świat i jego problemy nie kończą się tylko na Detroit, dodała mu trochę motywacji do tego, by jutro zająć się dalej sprawą.

I mieć przy tym poczucie, że może nie uda im się naprawić całego świata, ale chociaż ten kawałek w którym żyją.

Po pierwsze i najważniejsze: 3 tysiące wyświetleń! ❤️ Dziękuję wam bardzo!

Po drugie: bardzo lubię rozdziału z Connorem w roli głównej... bo w sumie to pierwszy raz gdy w centrum uwagi mam bohatera, a nie bohaterkę. Wychodzi, jak wychodzi, ale i tak cieszę się jak dziecko z pisania tego ff.

K.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro