Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II

[Kagekao]

   Wziąłem kolejny solidny łyk wina i odchyliłem głowę poza oparcie skórzanego fotela. Choć minęło już tak dużo czasu, to wciąż nie mogę zrozumieć dlaczego to zrobiła. Czy to moja wina?

   - Eh... - Odetchnąłem głęboko i znów wziąłem butelkę do ust.

   Wszedłem do jej sypialni przez okno, tak jak zawsze.

   - Seikyo, jesteś w domu? - Spytałem. Jednak nikt mi nie odpowiedział. Powolnym krokiem opuściłem pokój. Może jest w kuchni i mnie nie usłyszała - myślałem.

   Na podłodze w salonie dostrzegłem ciemno czerwone plamy; nie, one były wszędzie, a wyglądały tak, jakby ktoś przeciągnął po ziemi czyjeś ciało. Poczułem coś dziwnego w środku na myśl o tym, że mogło jej się coś stać.

   - Seikyo? - Wszedłem do kuchni, gdzie na ziemi leżała ona, cała we krwi. Wyglądała tak, jakby zaatakowało ją jakieś zwierzę. Jakbym to ja to zrobił.

   Widząc ją w takim stanie czułem coś dziwnego; jakby złość zmieszaną ze smutkiem i rozpaczą. Nigdy wcześniej się tak nie czułem, przynajmniej sobie nie przypominam. Nawet nie wiem skąd znam takie uczucia.

   Tępo wpatrywałem się w poszarpane ciało dziewczyny; co się mogło stać? - Myślałem, lecz jakoś nic nie przychodziło mi do głowy.

   Tłumiąc te wszystkie dziwne uczucia, schyliłem się i podniosłem ją z ziemi. Była taka zimna, martwa. Wyszedłem z domu i niosąc ją na rękach skierowałem się na najbliższy most.

   Stanąłem na barierce i upuściłem ciało do rzeki.

   Tak właściwie to po co to zrobiłem? - Zastanawiałem się teraz. - Przecież to nie ma najmniejszego sensu. Mogłem zostawić ją tam i... I co wtedy? Nic. Nic by się nie stało, nie ożyłaby.

   Wziąłem kolejny łyk, rozkoszując się wspaniałym smakiem trunku.

   - A ty nadal się opijasz - usłyszałem tak dobrze znajomy mi głos.

   - Witaj - powiedziałem.

   - Źle z tobą mój drogi przyjacielu - stwierdził. - Od śmierci tej dziewczyny pijesz więcej niż wcześniej.

   - Nie baw się w terapeutę dobra? Nikt nie potrzebuje twoich uwag. Pedofilu. - Syknąłem.

   - Nie obrażaj mnie. Nie jestem pedofilem.

   - Akurat. Wszyscy wiedzą, że gwałcisz wszystko co się rusza.

   - Jesteś bardzo niemiły dla swoich przyjaciół.

   - Bywa.

   - Taka ilość alkoholu chyba ci nie służy - zapalił papierosa. - Powinieneś iść odreagować ten stres.

   - Może później.

   - Minęło już tyle czasu, a ty nadal przejmujesz się tą dziewczyną. Jak w ogóle możesz się tak ograniczać?

   - Tak się składa, że była kimś ważnym dla mnie. Zresztą, nie jestem jak ty.

   - Wyjątkowo ciężko się dzisiaj z tobą rozmawia.

   Zignorowałem go, otwierając kolejną butelkę. Chcę poczuć ten uspokajający błogi stan, gdy w moim ciele znajduje się już zbyt duża ilość alkoholu. To wspaniałe uczucie.

   - Kurwa, idzie się udusić od tego dymu. - Warknąłem, gdy zapach tytoniu wdzierał mi się do nozdrzy.

   - Strasznie drażliwy jesteś.

   - Idź lepiej coś zgwałcić. - Podniosłem się z fotela, zataczając małe kółko.

   - A ty się prześpij.

   - Zrobię co będę chciał. - Zgarnąłem maskę i szalik, i chwiejnym krokiem opuściłem budynek. Pierdolony wybryk natury - myślałem.

   Czułem jak gniew wypełnia całe moje ciało. Nienawidzę wszystkich i wszystkiego - myślałem w kółko. - Oni wszyscy powinni umrzeć.

°°°

   Powoli wbijałem moje pazury w szyję młodego chłopaka, który panicznie starał się wyszarpnąć, bijąc mnie po ręce.

   Gdy poczułem jak słabnie coraz bardziej, zacząłem szeptać coś w rodzaju modlitwy do Boga Śmierci. Stary wierszyk, nawet nie mam pojęcia skąd go znam.

   - Byłeś strasznie nudny - powiedziałem, odrzucając jego ciało.

   Schowałem ręce do kieszeni i opuściłem ciemny zaułek. Czas znaleźć nową ofiarę.

------------------------------------------------------

Iformacja dla ciekawskich: poprawiłam opowiadanie o Jeffie w pierwszej części. Napisałam je całkowicie od nowa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro