XIV
-Jason...? - wydukałam, a ten obrócił się w moją stronę. Zaczęłam się cofać.
Jego oczy lśniły na zielono, ręce były czarne i zakończone szponami, zaś włosy z krwistej czerwieni zmieniły kolor na śnieżnobiały. Demon - pomyślałam. Stałam sparaliżowana pod ścianą, gdy on zaczął iść w moim kierunku. Mogę uciec, ale jestem zbyt przerażona, by wykonać nawet najmniejszy ruch. Słone łzy napłynęły mi do oczu.
-Mnie też chciałeś tak urządzić? - spytałam łamiącym się głosem.
-Ależ skąd - jest coraz bliżej.
-Odsuń się! Nie podchodź do mnie!
Poszedł najbliżej jak się dało i ujął moją twarz w dłonie.
-Nie mógłbym skrzywdzić mojej laleczki.
W jego oczach kryło się pożądanie, zaś w moich lęk przed tym, co może mnie spotkać. W słabym blasku światła dostrzegłam, że jego ubranie poplamione było krwią. Mój strach osiągnął apogeum, cała się trzęsę.
Uciekłam. Odepchnęłam go od siebie i wybiegłam jak najszybciej mogłam. Nie mam się gdzie schować. Wie gdzie mieszkam. Zapłakana biegłam jednak w stronę domu licząc, że nie będzie mnie gonił. Ocierałam rękawem bluzy, łzy spływające po moich policzkach. Zauważyłam, że były czerwone, musiałam mieć krew na twarzy.
Zamknęłam się w swoim pokoju. Siedziałam skulona na łóżku, a mój wzrok utkwił na pozytywce, którą od niego dostałam..
Usłyszałam przeraźliwy hałas. Moje serce momentalnie przyśpieszyło. Zaraz tu wjedzie i mnie zabije - myślałam dociskając kolana do klatki piersiowej. Mogłam zadzwonić na policję, ale pewnie by mi nie uwierzyli.
-Loretta! - krzyczał, próbując wyaważyć drzwi.
Czułam się tak jakby moje serce miało mi zaraz wyskoczyć z piersi. Błagam, niech on sobie pójdzie.
Zawiasy zasrzypiały. Zaraz tu wejdzie i mnie zabije. Nie mam nawet jak uciec. Mogę jedynie skoczyć z okna, co w porównaniu ze śmiercią z jego rąk wydaje się być lepszą opcją. Spojrzałam na ledwo trzymające się drzwi i jak najszybciej wstałam, podchodząc do okna. Otworzyłam je na ościerz, poczułam powiew rześkiego powietrza. Stanęłam na parapecie i już miałam skoczyć ale ktoś złapał mnie w talii i wciągnął do środka. Zaczęłam krzyczeć i szarpać się z całej siły.
-Puszczaj mnie! - biłam go pięściami i kopałam, ale on nic sobie z tego nie robił.
Postawił mnie za ziemi, a kiedy chciałam mu się wymknąć, przygwoździł mnie do ściany.
-Miałaś nie uciekać - wysyczał wściekle.
-Jesteś mordercą! - wykrzyknęłam, próbując uwolnić swoje ręce, jego szpony wbijały mi się w nadgarstki.
Robiłam wszystko by go od siebie odepchnąć, ale on był zbyt silny. Ostatnie, co pamiętam nim mnie ogłuszył, to jego intensywnie zielone oczy.
Obudziłam się u niego w domu, na łóżku. Zdziwił mnie fakt, że nie byłam do niczego przywiązna, że w ogóle jeszcze żyłam. To jedyna szansa - pomyślałam - teraz albo nigdy. Po cichu wyszłam z pokoju. Ostrożnie skierowałam się do wyjścia.
-Znów próbujesz mi uciec?
Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam jego głos. Sparaliżowało mnie i znów zaczęłam płakać. Nie odpowiedziałam mu. Podszedł i chwycił mnie za rękę, a ja wyszarpnęłam ją i zamiast uciekać, pobiegłam z płaczem do łazienki jak małe dziecko. Zamknęłam się w niej i skuliłam pod ścianą. Nie chcę umierać.
Siedziałam tam przez dłuższy czas próbując ogarnąć siebie i swoje myśli. Najdziwniejsze jest to, że nie potrafię przestać go kochać, to nie jest normalne.
Wyszłam i stanęłam przed nim ze spuszczoną głową.
-Zabijesz mnie? - spytałam cicho.
-Oczywiście, że nie - powiedział, podnosząc moją głowę - nie skrzywdziłbym mojej laleczki.
Spojrzałam mu w oczy i przytuliłam się do niego. Mocno.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro