Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XIV

-Jason...? - wydukałam, a ten obrócił się w moją stronę. Zaczęłam się cofać.

Jego oczy lśniły na zielono, ręce były czarne i zakończone szponami, zaś włosy z krwistej czerwieni zmieniły kolor na śnieżnobiały. Demon - pomyślałam. Stałam sparaliżowana pod ścianą, gdy on zaczął iść w moim kierunku. Mogę uciec, ale jestem zbyt przerażona, by wykonać nawet najmniejszy ruch. Słone łzy napłynęły mi do oczu.

-Mnie też chciałeś tak urządzić? - spytałam łamiącym się głosem.

-Ależ skąd - jest coraz bliżej.

-Odsuń się! Nie podchodź do mnie!

Poszedł najbliżej jak się dało i ujął moją twarz w dłonie.

-Nie mógłbym skrzywdzić mojej laleczki.

W jego oczach kryło się pożądanie, zaś w moich lęk przed tym, co może mnie spotkać. W słabym blasku światła dostrzegłam, że jego ubranie poplamione było krwią. Mój strach osiągnął apogeum, cała się trzęsę.

Uciekłam. Odepchnęłam go od siebie i wybiegłam jak najszybciej mogłam. Nie mam się gdzie schować. Wie gdzie mieszkam. Zapłakana biegłam jednak w stronę domu licząc, że nie będzie mnie gonił. Ocierałam rękawem bluzy, łzy spływające po moich policzkach. Zauważyłam, że były czerwone, musiałam mieć krew na twarzy.

Zamknęłam się w swoim pokoju. Siedziałam skulona na łóżku, a mój wzrok utkwił na pozytywce, którą od niego dostałam..

Usłyszałam przeraźliwy hałas. Moje serce momentalnie przyśpieszyło. Zaraz tu wjedzie i mnie zabije - myślałam dociskając kolana do klatki piersiowej. Mogłam zadzwonić na policję, ale pewnie by mi nie uwierzyli.

-Loretta! - krzyczał, próbując wyaważyć drzwi.

Czułam się tak jakby moje serce miało mi zaraz wyskoczyć z piersi. Błagam, niech on sobie pójdzie.

Zawiasy zasrzypiały. Zaraz tu wejdzie i mnie zabije. Nie mam nawet jak uciec. Mogę jedynie skoczyć z okna, co w porównaniu ze śmiercią z jego rąk wydaje się być lepszą opcją. Spojrzałam na ledwo trzymające się drzwi i jak najszybciej wstałam, podchodząc do okna. Otworzyłam je na ościerz, poczułam powiew rześkiego powietrza. Stanęłam na parapecie i już miałam skoczyć ale ktoś złapał mnie w talii i wciągnął do środka. Zaczęłam krzyczeć i szarpać się z całej siły.

-Puszczaj mnie! - biłam go pięściami i kopałam, ale on nic sobie z tego nie robił.

Postawił mnie za ziemi, a kiedy chciałam mu się wymknąć, przygwoździł mnie do ściany.

-Miałaś nie uciekać - wysyczał wściekle.

-Jesteś mordercą! - wykrzyknęłam, próbując uwolnić swoje ręce, jego szpony wbijały mi się w nadgarstki.

Robiłam wszystko by go od siebie odepchnąć, ale on był zbyt silny. Ostatnie, co pamiętam nim mnie ogłuszył, to jego intensywnie zielone oczy.

Obudziłam się u niego w domu, na łóżku. Zdziwił mnie fakt, że nie byłam do niczego przywiązna, że w ogóle jeszcze żyłam. To jedyna szansa - pomyślałam - teraz albo nigdy. Po cichu wyszłam z pokoju. Ostrożnie skierowałam się do wyjścia.

-Znów próbujesz mi uciec?

Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam jego głos. Sparaliżowało mnie i znów zaczęłam płakać. Nie odpowiedziałam mu. Podszedł i chwycił mnie za rękę, a ja wyszarpnęłam ją i zamiast uciekać, pobiegłam z płaczem do łazienki jak małe dziecko. Zamknęłam się w niej i skuliłam pod ścianą. Nie chcę umierać.

Siedziałam tam przez dłuższy czas próbując ogarnąć siebie i swoje myśli. Najdziwniejsze jest to, że nie potrafię przestać go kochać, to nie jest normalne.

Wyszłam i stanęłam przed nim ze spuszczoną głową.

-Zabijesz mnie? - spytałam cicho.

-Oczywiście, że nie - powiedział, podnosząc moją głowę - nie skrzywdziłbym mojej laleczki.

Spojrzałam mu w oczy i przytuliłam się do niego. Mocno.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro