Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XII

Żeby nie było nieporozumień, cały rozdział jest pisany z perspektywy Simona :)

------------------------------------------------------

Obudziłem się zalany potem. Nie mogłem przypomnieć sobie, co mi się śniło, w każdym bądź razie nie był to zbyt przyjemny sen.

Musiałem wstać bo nagle poczułem okropną suchość w gardle. Idąc do kuchni nie zapalałem światła, znam swoje mieszkanie więc nie było takiej potrzeby. W ciemnościach zauważyłem parę świecąchych, zielonych oczu. Zamrugałem parę razy i już ich nie było. Mam zwidy czy jak? Pokręciłem głową i włączyłem światło w kuchni. Dla pewności rozejrzałem się wokół ale niczego ani nikogo tu nie było. Wzruszyłem ramionami i wróciłem do łóżka.

Poczułem jak coś silnego tagra mną i zamyka dłonią usta, kiedy chcę krzyknąć.

-Cii... Let me fix you up.

Wściekle zielone oczy wgapiały się we mnie. Tylko tyle byłem w stanie dostrzec.

Poczułem niewyobrażalny ból. Mój brzuch został rozszarpany. Krzyczałem z bólu próbując uciec ale nic z tego, przeciwnik był za silny. Mój oddech był szybki i nierównomierny. Umrę, cholera, zaraz kurwa umrę!

Szarpałem i krzyczałem, dławiąc się wsłasnymi łzami. Wtedy jego szpony przebiły mi gardło, coraz ciężej było mi oddychać.

Zostałem brutalnie zrzucony z łóżka na podłogę. Chwyciłem się za brzuch i próbowałem doczołagać do drzwi, o wstaniu nawet nie było mowy. Złapał mnie za kostkę wbijając pazury tak głęboko, że aż poczułem ten okropny ból w kościach. Choć bardzo chciałem krzyczeć nie mogłem, pozostał mi jedynie płacz i walka o własne życie.

Sprawną nogą kopnąłem napastnika, ten tylko lekko zatoczył się do tyłu nadal nie puszczając mojej kostki. Kopałem w jego rękę. Nie było to zbyt inteligentne posunięcie. Chwycił obiema rękami drugą nogę i wykręcił jak szmatę. Zwinąłem się z bólu. Teraz już kompletnie nie mam szans na ucieczkę.

Znów mną szarpnął po czym na żywca zaczął obdzierać mnie ze skóry. Chyba tylko adrenalina utrzymywała mnie przy życiu. Dusiłem się z powodu braku powietrza. O kurwa, o kurwa, o kurwa!

Szarpałem się i wyrywałem najmocniej jak mogłem ale to nie powstrzymało mojego oprawcy. Słyszałem tylko jego głuchy śmiech.

Ostatnie co poczułem, to jego szpony wbijające się w moją klatkę piersiową, dokładnie tam, gdzie mieści się serce. Słyszałem jeszcze trzask moich żeber, a potem tylko okropny ból. Wyrwał mi serce. Sekundę później umarłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro