Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XI

Obserwowałem jak Lili cierpliwie czeka na swoją ofiarę. Jestem z niej dumny. Zrobi to, nieważne jak bardzo się boi, zabije ją, chęć zemsty jest silniejsza niż strach. Coś o tym wiem.

***

-Gotowa? - spytała, gdy przekroczyła próg domu.

Uśmiechnęłam się. Zapłaci mi za wszystko.

-Nie - wyszeptałam.

-Co mówiłaś?

-Wiesz dlaczego Marie popełniła samobójstwo? - zrobiłam krok w jej stronę.

-O czym ty mówisz? Chodź, musimy jechać.

-Nigdzie nie jadę.

-Wiem, że to dla ciebie trudne, ale na pewno sobie tam jakoś poradzisz - mówiła to z taką sztucznością, że bardziej się chyba nie da.

-To twoja wina. Przez ciebie ona nie żyje. Zabiła się przez ciebie.

-O czym ty mówisz dziecko?

-Wiem o wszystkim! Słyszałam jak na nią krzyczysz! Jesteś bezdusznym potworem!

-Grzeczniej.

-Co ona ci zrobiła!? Co JA ci zrobiłam!? Nienawidzę cię!

-Uspokój się bo pożałujesz.

-O nie, to ty pożałujesz - zrobiłam kolejne kilka kroków w jej stronę - zabiłaś ją, teraz ja zabiję ciebie - wyciągnęłam kuchenny nóż zza pleców.

Jej wyraz twarzy nagle się zmienił. Była przerażona.

-Odłóż to - nie zareagowałam, zrobiłam tylko kolejny krok - bo zadzwonię na policję! - wyciągnęła telefon, a ja wybuchnęłam śmiechem.

-Na prawdę myślisz, że ci na to pozwolę? Poniesiesz karę. Zapłacisz za moje cierpienie. Ty podła szmato.

Zaczęła się cofać, a ja nie tracąc czasu rzuciłam się na nią i przewróciłam na ziemię.

-Przepraszam! Nie rób tego, proszę! Nie zabijaj mnie!

-Jednak masz jakieś uczucia. Niespodzianka.

Zatopiłam ostrze noża w jej tłusty brzuch. Potem znowu i jeszcze raz i jeszcze. Dźgałam ją, a ona krzyczała. Czułam ulgę, niesamowitą ulgę. W pewnym momencie przestała się rzucać i krzyczeć. Umarła? Spojrzałam na jej twarz obryzganą krwią, potem na swoje ręce. Czerwone.

Siedziałam tak, dopóki nie dotarło do mnie, co zrobiłam. Zaczęłam płakać. Szybko podniosłam się i spojrzałam na rosnącą wokół niej plamę krwi. O boże... - pomyślałam - co ja zrobiłam?

Wybiegłam z domu. Zapłakana i cała we krwi.

Znalazłam się na krawędzi mostu. To dobry moment, żeby ze sobą skończyć - stwierdziłam. Przeanalizowałam pokrótce swoje dotychczasowe życie. Praktycznie od narodzin bez rodziców, zostawili mnie w szpitalu. Wychowana przez opiekunkę. Zbyt strachliwa, żeby rozmawiać z innymi. Moim jedynym przyjacielem był elf - morderca. Będzie mi go szkoda.

Zamknęłam oczy i puściłam się barierki. Jeśli nie zginę od uderzenia o taflę wody lub dno, to przynajmniej się utopię. Zawsze jest jakieś rozwiązanie. przechyliłam się do przodu i poleciałam. Czułam jak powietrze smaga moje ciało. Przyjemne uczucie. Uśmiechnęłam się i zniknęłam pod powierzchnią lodowatej wody.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro