Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XI

Był w kaftanie bezpieczeństwa. Poczułam łzy spływające po policzkach. Zwinięty w kłębek, siedział w kącie. Spojrzał na mnie, jego oczy były bardziej podkrążone niż zwykle, a wzrok nieobecny.

-Toby... - podbiegłam do niego, rozcięłam kaftan i przytuliłam go do siebie - już jestem, wyciągnę cię stąd.

-So-Sophie? - jego głos był ledwo słyszalny - Sophie - odwzajemnił uścisk.

Odsunęłam się i wstałam.

-Chodź, musimy iść - pomogłam mu się podnieść i wręczyłam mu dwie siekierki.

-Jesteście - rzucił Tim.

-Spadamy stąd - stwierdziłam.

Wezwali gliny, przez co ciężko było wydostać się z ośrodka, ale musieliśmy dotrzeć do samochodu. W końcu udało nam się dotrzeć do auta, chociaż nadal byliśmy pod ostrzałem.

-Jedź szybciej! - krzyczał Masky.

-Szybciej nie da rady!

-Są tuż za nami! - krzyczał Hoodie.

Goniły nas trzy wozy policyjne, w dodatku cały czas do nas strzelali. Nagle auto zaczęło wirować. Przestrzelili nam opony.

-Wysiadka!

Wyskoczyliśmy na ulicę, a samochód roztrzaskał się o drzewo. Nim zdążyliśmy się otrząsnąć, otoczyli nas.

-Nie ruszać się! - krzyknął któryś.

-Co teraz? - szepnął Tim.

-Musimy im uciec.

-Jak?

-Nie wiem.

Powoli się do nas zbliżali.

-Rzućcie broń - rozkazał, a ja mocniej zacisnęłam dłonie na toporkach.

Jeszcze chwila... - myślałam.

Gdy podszedł bliżej rzuciłam się na niego. Udało nam się przedrzeć.

Biegliśmy przez las. Słychać było strzały. Jeden wydawał się bardzo bliski, przez co zagapiłam się i poleciałam na ziemię.

-Wstawaj! - Toby podniósł mnie i pociągnął za  sobą.

Krzyk. Odwróciłam się i zawróciłam.

-Tim! Obudź się!

Widziałam jak Brian obejmował brata. Zamarłam, gdy zobaczyłam czerwone plamy na jego żółtej kurtce.

-Słyszysz!? Wstawaj! - głos mu się łamał

Miałam ochotę płakać.

-Brian, musimy iść - powiedział Toby.

-Nie możemy go zostawić!

-Już mu nie pomożesz! On nie żyje! - słyszałam z jakim trudem mu to przyszło.

Pierwszy raz w życiu widziałam jak Hoodie płacze.

-Nie zostawię go - wziął martwe ciało brata na plecy.

Byli coraz bliżej.

-Spadamy!

Znów biegliśmy przez ten cholerny las. Obracałam się co chwilę żeby zobaczyć co z chłopakiem, cały czas był tuż za nami, ale w pewnym momencie zniknął. Puściłam rękę Rogersa i wróciłam się po niego.

-Oberwałem - powiedział trzymając się na nogę.

-Pomogę ci, chodź.

-A co z nim? - wskazał na brata.

-Nie uniosę was obu, przepraszam.

Przewiesiłam jego rękę przez ramię i ruszyłam przed siebie. Gliny były coraz bliżej.

-Dostał w nogę - powiedziałam gdy tylko Toby znalazł się obok mnie.

-Tim tam został - dodał Brian.

-Toby! - krzyknęłam gdy chłopak wrócił się po martwego przyjaciela.

Chwilę później znów biegliśmy, z chwili na chwilę coraz wolniej. Byłam zmęczona a chłopak robił się coraz cięższy.

-Brian, nie zasypiaj - mówiłam.

W tym momencie pojawił się przed nami Operator. Schowaliśmy się za nim jak małe dzieci, a on pozbył się policji i zabrał nas do domu.

KILKA MIESIĘCY PÓŹNIEJ...

Po powrocie do domu, nie cieszyliśmy się zbyt długo, bo kilka dni później do rezydencji wtargnęła policja i wojsko. Nasz dom został zniszczony.

Slender zabrał nas stamtąd. Niestety i tak nas wyłapali. Znaczy, nie wszystkich. Nie mamy pojęcia co dzieje się z Brianem, prawdopodobnie go złapali, albo co gorsza, podzielił los swojego brata. A Jeff, on wałęsa się gdzieś, czasem coś o nim słychać, ale już prawie od roku go nie widziałam, ale bynajmniej nadal puszczają za nim listy gończe. Nie to co za bratem Tima. Operatora też nie widziałam od dawna. A my, żyjemy sobie dalej, z daleka od tamtego przeklętego miejsca i nadal robimy to, co robiliśmy wcześniej. Tak jak gdyby nic takiego się nie wydarzyło.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

THE END. Opowiadanie numer dwa skończone. Teraz kolej na Eyeless Jack'a. Więc... kto ma ochotę na nerki? :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro