Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

X

-Sophie, nie wiemy gdzie to jest - mówił Tim.

-Zaraz się dowiemy - odparłam - musimy znaleźć transport.

-Uspokój się. Musimy to przemyśleć.

-Przemyślałam - wybiłam szybę i otworzyłam auto. Usiadłam za kierownicą - jedziecie ze mną?

-Pożałujemy tego - stwierdził Brian.

Najbliższy szpital psychiatryczny był w sąsiednim mieście oddalonym o jakieś trzydzieści kilometrów.

-Totalny braku umiejętności nie zawiedź mnie! - wyruszyłam z piskiem opon.

Jechałam z zawrotną prędkością.

-Zabijesz nas - skomentował Hoodie.

-My i tak już jesteśmy martwi.

Zaparkowałam jakiś kilometr od ośrodka. Było ciemno.

-Nie możemy tam tak po prostu wejść. Złapią nas.

-Nie poradzimy sobie w trójkę - powiedział Masky.

-Musimy. Nikt inny go nie uratuje.

-Więc jaki jest plan?

-Atak - ruszyłam w stronę drzwi.

Weszliśmy do środka wyważając drzwi. Na korytarzu było kilka osób.

-Kim jesteście!? - krzyknął chyba jakiś strażnik. Zastrzeliłam go.

-Twoim koszmarem - odparłam szorstko - ktoś jeszcze ma coś do powiedzenia?

Nikt się nie odezwał.

-Szukamy Toby'ego Rogersa. Gdzie on jest? - dodał Tim.

Nadal cisza. Dałam Hoodiemu znać, żeby złapał lekarza.

-Powiesz nam gdzie on jest, albo cię zabiję - wyszeptałam - prowadź.

Facet prowadził nas przez plątaninę korytarzy. Były jasnozielone, a jarzące się światło jarzeniówek raziło po oczach. Zatrzymaliśmy się przed metalowymi drzwiami.

-Otwieraj - rozkazałam.

Nie pewnie, drżącą dłonią, za pomocą karty otworzył drzwi. Gdy tylko to zrobił Brian poderżnął mu gardło.

Sprawdzaliśmy każdą salę po kolei Było ich całe mnóstwo ale w żadnej z nich go nie było. Została ostatnia. Błagam...

Otworzyłam drzwi z całą siłą.

-Toby... - do oczu napłynęły mi łzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro