VII
Wokół mnie panuje ciemność. Siedzę tutaj przywiązana już kilka godzin, znaczy tak mi się zdaje, w każdym bądź razie jestem głodna, chce mi się pić a sznur, którym związane są moje ręce, strasznie wrzyna mi się w nadgarstki.
Nie mam pojęcia czy jest dzień czy noc, tu w środku jest kompletnie ciemno, w dodatku nie wiem, czy moi oprawcy są tutaj, czy zostawili mnie żebym umarła z głodu i pragnienia.
Nie spałam, ledwo tylko przymykałam oczy na chwilę. Jeśli mam zginąć z ich rąk, to chcę przynajmniej być tego świadoma. Strasznie się bałam tego, jak okrutnie mogą mnie potraktować. Czułam, jak moje serce wali niemiłośernie. Jeszcze trochę i wyskoczy albo dostanę zawału - pomyślałam.
Nagle dźwięk otwieranych drzwi zakłócił panującą wokół mnie ciszę, a światło słoneczne wpadające do środka oślepiło moje biedne oczy.
Ktoś zapalił świeczkę i postawił ją gdzieś z boku. Obserwowałam ruchy któregoś z moich oprawców. Zamurowało mnie, kiedy rozwiązał krępujące mnie sznury, a następnie wręczył kanapkę i szklankę wody.
-Trzymaj - jego głos był cichy ale stanowczy.
-Dziękuję... - pochłonęłam kanapkę w mgnieniu oka, popijając wodą.
Chłopak już miał ponownie mnie związać, ale w porę powiedziałam:
-Mógłbyś tu ze mną zostać? I proszę nie wiąż mnie, ten sznur wrzyna mi się w nadgarstki. Nie ucieknę ci, nie mam na tyle sił - spojrzałam na niego błagalnie - proszę, Brian.
Chwilę stał w milczeniu, po czym westchnął i odrzucił sznur na bok. Uśmiechnęłam się słabo.
Chłopak oparł się o ścianę i patrzył w podłogę, a ja przyglądałam mu się jak ostatnia idiotka. Zaczęłam rozmyślać nad próbą ucieczki, ale co ja mogę mu zrobić? Nie mam na tyle sił by go porządnie uderzyć, a nawet jeśli jakimś cudem by mi się to udało, to za drzwiami czekają na mnie jeszcze dwaj jego kumple. Jestem bez szans, pozostaje mi tylko czekać na śmierć. Nagle zaczęłam się zastanawiać, jak wygląda bez swojej kominiarki.
Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że on także na mnie patrzy. Odruchowo spuściłam głowę.
-Czy mógłbyś... Zdjąć tą kominiarkę? - Spytałam cicho nadal wgapiając się w podłogę.
Nie usłyszałam odpowiedzi. Chyba nie usłyszał, chciałam zapytać jeszcze raz ale on mnie uprzedził.
-Po co?
-I tak nie zostało mi zbyt wiele czasu, więc chyba mam prawo do ostatniego życzenia, prawda? - Znów na niego spojrzałam.
Popatrzył na mnie i znów spuścił głowę. Chyba nie będzie mi dane zobaczyć jego twarzy. Znów zaczęłam rozmyślać o ucieczce.
***
Było mi jej żal. W sumie mógłbym to zrobić, nie mam nic do stracenia. Pytanie tylko czy chcę. Westchnąłem i podszedłem bliżej. Jeszcze chwilę się wachałem ale ostatecznie zdjąłem kominiarkę i spojrzałem na nią.
-Wcale nie wyglądasz aż tak strasznie - stwierdziła, a ja słysząc to uśmiechnąłem się słabo - możesz już jej nie zakładać.
Schowałem ją do kieszeni bluzy.
-Jeśli spotkałabym cię na ulicy, w życiu by mi przez myśl nie przeszło, że mógłbyś być mordercą.
-Uznam to za komplement.
Uśmiechnęła się. Teraz wydaje się być mniej wystraszona niż wcześniej. Może tak będzie lepiej.
-Jak długo zamierzacie mnie tu trzymać?
-Tylko przez jakiś czas. Potem... - nie chciałem tego mówić.
-Rozumiem... - spuściła głowę - spójrz, zamieniłeś ze mną więcej niż jedno zdanie.
-Aż sam się dziwię.
-Czy... Harvey... Mój przyjaciel... On żyje?
Pokiwałem twierdząco głową, a ona odetchnęła z ulgą.
-Brian... Mógłbyś mi coś o sobie opowiedzieć?
-A-ale po co?
-Nie chcę myśleć o tym, że w każdej chwili możesz mnie zabić. Chcę z tobą porozmawiać, normalnie, pomyśl, że dopiero się poznaliśmy i siedzimy w jakiejś miłej kawiarence.
-Masz bujną wyobraźnię.
-W końcu jestem dziennikarką - uśmiechnęła się.
-Wiem o tym. - Usiadłem na podłodze na przeciw niej. Ona także usiadła na podłodze. - Więc?
-Opowiedz mi, jak to się stało, że zostałeś mordercą.
Westchnąłem na myśl o tym, że znów będę musiał wspominać tamte czasy.
-Przykro mi... - Powiedziała, gdy już skończyłem opowiadać. - Współczuję ci.
-Pierwszy raz słyszę, żeby ktoś mi współczuł.
Uśmiechnęła się.
-Jesteś całkiem miły.
-Bo nie jestem całkiem bez serca.
-Czemu z tym nie skończysz?
-To nie jest takie proste...
Już o nic nie pytała, myślę, że sama wpadła na to, co mogłoby się stać, jeśli spróbowałbym uciec.
Ponownie przywiązałem ją do krzesła, po czym zgasiłem świeczkę i zostawiłem ją samą w ciemnym pomieszczeniu. Pierwszy raz w życiu było mi kogoś tak bardzo żal.
------------------------------------------------------
Mordki wy moje, książka z nominacjami weszła w życie. Zaglądajcie tam czasami, bo a nóż widelec dostaniecie ode mnie nominacje a wasz kochany Wattpad was o tym nie poinformuje :')
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro