Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VII

-To był strasznie męczący dzień - stwierdził Jim.

-Chyba trochę dramatyzujesz - uśmiechnęłam się i usiadłam przy ladzie.

-To nie ty stoisz i robisz zamówienia - odparł odwzajemniając gest. - Eh... Że też Vera musiała się rozchorować.

Wzruszyłam ramionami w geście bezradności.

Rozejrzałam się w poszukiwaniu pewnego zakapturzonego chłopaka. Niestety nie było go w pobliżu.

-Liu już poszedł?

-Chyba tak. Nadal jakoś mu nie ufam.

-A ja owszem. Jest miły.

-Jak uważasz. Ja cię ostrzegałem.

Zignorowałam jego uwagi i poszłam po swoje rzeczy. Pora zbierać się do domu...

Lubię kiedy pada. Jakoś mi się wtedy lepiej myśli.

Do domu dotarłam trochę przemoczona więc szybko przeszłam do łazienki i wzięłam prysznic.

Gdy już leżałam sobie spokojnie w łóżku, myślałam o Liu. Na prawdę bardzo go polubiłam. Chyba nawet za bardzo. Zarumieniłam się na samą myśl o tym.

Następnego dnia z samego rana ktoś zapukał do drzwi. Zaspana i wyglądająca jak zombie z The Walking Dead, ruszyłam otworzyć nieznajomemu przybyszowi.

-Nie mów mi, że spałaś - jego głos natychmiastowo mnie rozbudził.

-C-co ty tutaj robisz?

-Stoję. Wpuścisz mnie do środka czy mam tak stać?

Wpuściłam go.

Zmierzył mnie wzrokiem kilka razy po czym dziwnie się uśmiechnął. W tym momencie zorientowałam się, że ja przecież stoję przed nim w samej koszulce i majtkach! Spaliłam takiego buraka jak nigdy w życiu i pobiegłam się ubrać. Za plecami słyszałam tylko jego śmiech.

Wróciłam już w pełnym ubiorze i bardziej ogarnięta ale on nadal uśmiechał się jak pedofil.

-Przestań bo zacznę się ciebie bać.

-Wybacz.

-To co cie do mnie sprowadza tak wcześnie?

-Pomyślałem, że moglibyśmy się gdzieś przejść.

-Z chęcią - uśmiechnęłam się.

Spacerowaliśmy po mieście obserwując ludzi śpieszących się do pracy. A my jak gdyby nigdy nic szliśmy środkiem chodnika rozmwiając na różne tematy. Nagle jego dłoń musnęła moją. Odruchowo zabrałam rękę i odwróciłam głowę.

-Coś się dzieje?

-Nie. Skąd w ogóle taki pomysł?

-Bo jakoś dziwnie się zachowujesz.

-Po prostu trochę mi zimno - skłamałam.

Poczułam jak owija swój szalik wokół mojej szyi. Cholera...

-Dzięki - wyszeptałam starając się ukryć rumieńce.

Tak ślicznie pachnie... Tak słodko... Weź się w garść Sharon! - skarciłam się w myślach.

Chłopak się zatrzymał i popatrzył w górę.

-Serio robi się trochę zimno. Może pójdziemy do mnie? To nie daleko.

Zgodziłam się.

W kilka minut byliśmy już w środku małego mieszkania w jednym z bloków.

-Wybacz za bałagan - podrapał się niezręcznie po karku - raczej nie mam zbyt wielu gości.

-Nie szkodzi - uśmiechnęłam się.

-Rozgość się a ja zrobię coś ciepłego do picia.

Kiwnęłam głową.

Rozejrzałam się po pokoju i usiadłam na jego łóżku.

-Trzymaj.

-Jejciu.. Zrobiłeś mi kakao - oczy mi zalśniły ze szczęścia - dziękuję.

-Nie ma za co - uśmiechnął się.

-Wiesz, masz tu całkiem przytulnie.

-Dzięki. Małe ale zawsze coś.

-Prawda - pociągnęłam długiego łyka.

-Wiesz trochę się ubrudziłaś - zaśmiał się.

-Co?

Po chwili zobaczyłam, że Liu także ma "wąsy"

-Kto by pomyślał, że kakao nadal może sprawiać tyle frajdy - powiedział wpatrując się w kubek.

-A na przykład ja - uśmiechnęłam się.

Niedługo potem za oknem zrobiło się całkiem ciemno.

-Chyba będę się już zbierać.

-Zostań. Jest już późno, ciemno i zimno.

-Nie no, nie będę ci głowy zawracać.

-Wcale tego nie robisz. Zostań - uśmiechnął się ciepło.

-No dobrze. Gdzie mam spać?

-No ze mną. To chyba oczywiste.

Zatkało mnie totalnie.

-N-no tak - znów się rumienię.

Tego wieczoru zasnęłam wtulona w jego klatkę piersiową.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro