Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VII

[Rosalie]
[Time skip, kilka miesięcy później]

   Podniosłam się, przecierając oczy. Jak zwykle wstałam pierwsza; spojrzałam na śpiącego Jeffa, który był zwinięty w kłębek jak dziecko. Podkuliłam nogi pod siebie i tak przyglądałam mu się, myśląc nad tym co stało się z moim życiem.

   - Chodź Smile, wracamy do domu - powiedział.

   Nawet nie spojrzałam w jego stronę; pustym wzrokiem nadal wpatrywałam się w niebo. Przypomniałam sobie o tym, co mówił wcześniej, że zrobi mi pranie mózgu i poczułam, że nie chcę tego. Jeśli już mam żyć, to w miarę normalnie.

   Biegiem ruszyłam za nim. On musi mi pomóc, zmuszę go do tego jeśli będzie trzeba.

   - Ja nie chcę. - Oznajmiłam, gdy przeszłam przez ogrodzenie i znalazłam się tuż za nim. On jednak nie zwrócił na mnie uwagi. - Nie chcę zostać jego bezmózgą zabawką - zatrzymał się. - Pomóż mi.

   - Nie. - Powiedział po chwili milczenia.

   - Proszę - błagałam. - Przecież jesteśmy tacy sami.

   Znów przystanął. Czekałam na jego odpowiedź.

   - Pomyśl, będziesz mógł mu zrobić na złość - przekonywałam go.

   -  Zgoda.

   - Dziękuję - jakoś mi ulżyło.

   - Nie dziękuj. Wciąż mogę cię zabić.

   Jasne - powiedziałam w myślach i szczęśliwa ruszyłam za nim.

   Nawet nie zauważyłam, kiedy się obudził i patrzył na mnie.

   - Co się gapisz? - Spytał w końcu; podskoczyłam lekko i gwałtownie odwróciłam głowę.

   Wstał z łóżka, a ja nadal siedziałam tam zażenowana. Trochę głupio wyszło.

   - Mamy coś do jedzenia? - Spytał, naciągając na siebie spodnie.

   - Chyba tylko dżem - stwierdziłam. Podniosłam wreszcie dupsko i sama zaczęłam się ubierać. - Gdzie jest moja bluzka? - Zaczęłam rozglądać się za zgubą. - Ty mały... Oddawaj. - Wyciągnęłam rękę do Smile'a, który w pysku trzymał moją własność.

   Pies jedyne co, to wesoło zamerdał ogonem.

   - Oddawaj to. - Ten jednak przykrył ją łapą.

   - Dobry piesek - usłyszałam rozbawiony głos Jeffa.

   - Pomógłbyś wiesz?

   - Po co? To nie mój problem.

   - Ciekawe co byś powiedział, gdyby zaczął gryźć twoją bluzę.

   - Moich rzeczy nie gryzie - pogłaskał go. - Najwidoczniej coś jest z tobą nie tak.

   - Coś jest z tobą nie tak - zaparodiowałam go. - On to robi specjalnie.

   - Eh... Masz - rzucił mi swoją. - I przestań w kółko marudzić.

    - Dzięki - rzuciłam, ubierając ją na siebie. Jest trochę za duża, ale może być i ładnie pachnie, lawendą. - To co z tym dżemem?

   - Ty nic nie dostaniesz. Pozwoliłem ci ze mną mieszkać. Resztę sobie sama załatwiaj.

   Spojrzałam na niego z uśmiechem. Mieszkamy razem już od kilku miesięcy, a on wciąż powtarza mi to samo, ale jak przychodzi co do czego to się ze mną podzieli.

   - Mam nerki jeśli chcesz - odwróciłam się w stronę okna, przez które właśnie wchodził Jack.

   - E.J, co tam? - Posłałam mu ciepły uśmiech.

   - Nic ciekawego.

   - Czego chcesz?

   - Wpadłem w odwiedziny - uśmiechnął się, zdejmując maskę.

   Polubiłam Jack'a odkąd wpadłam na niego na korytarzu. Jest dość miły i spokojny, choć czasem bywa sarkastyczny. I wkurzający. Nazywa nas pan i pani Killer.

   - Dobra, ja wychodzę - oznajmiłam. - Nie wiem kiedy wrócę.

   - Najlepiej nigdy.

   - Bardzo śmieszne. Do później -rzuciłam, wychodząc przez okno.

[Jeff]

   - Ale płakałabyś, gdyby naprawdę odeszła - stwierdził.

   - Oczywiście - zakpiłem.

   - Przyznaj wreszcie, że lubisz ją.

   - Toleruję. Tak jak ciebie.

   - Akurat. Ja tam swoje wiem - mówił, karmiąc Smile'a nerką.

   Może i Rose nie jest aż taka zła, ale nie powiedziałbym, że ją lubię. Bywa wsparciem dla mojej zniszczonej psychiki, ale nic więcej. Żyje, bo jej na to pozwalam.

   - Dlaczego się nie przyznasz? - Podniósł głowę do góry, jakby patrząc na mnie. - Jeśli jej nie powiesz, to ona też odejdzie.

   - Ale żeś się kurwa tego przyczepił. Niech sobie odchodzi, tylko na to czekam.

   Pokręcił głową.

   - Gdyby tak było, to już dawno byś ją zabił. Znam cię Jeff i mogę stwierdzić, że ona cię zmieniła.

   - Akurat.

   - Słuchaj - podniósł się z podłogi. - Jestem ślepy, ale nawet ja to widzę. Zastanów się nad tym - powiedział wychodząc.

   Może ma rację? - Zacząłem się zastanawiać. - Nie. Nie ma racji. Jestem mordercą bez uczuć, a ona nic nie znaczy.

[Rosalie]

   Błądziłam po ulicach miasta tak, jak to kiedyś robiłam. Odkąd moją rodzinę spotkała "tragedia" to trochę nie mam się gdzie podziać. Znaczy teraz mam, mieszkam z Jeffem, ale w sumie to nic mnie tam nie trzyma. Bałam się, że Slenderman zacznie mnie szukać, a przy Jeffie czułam się bezpieczniejsza, choć zapewne pozwolił by mu mnie zabić. Jednak wygląda na to, że o mnie chyba zapomniał, a ja nie mam się o co martwić.

   Choć tak w sumie, to dobrze mi tam. Dobrze mi... Z nim.

   Obudziłam się w środku nocy z krzykiem. Czułam jak się trzęsę; nie mogłam się uspokoić, jakbym dostała jakiegoś ataku.

   - Czego się tak drzesz? - Spojrzałam na niego przerażona. Nie myśląc, wstałam z fotela i przytuliłam się do niego.

   - Pozwól mi z tobą spać - poprosiłam. - Proszę, ja się wykończę.

   Niepewnie objął mnie w pasie i jakby lekko przyciągnął do siebie.

   - Dobra - wydukał.

   Idąc tak zamyślona nawet nie zauważyłam nadbiegającego mężczyzny.

   - Spadaj! - Odepchnął mnie na bok, a ja z hukiem wylądowałam na chodniku. Biegło za nim kilku policjantów. To pewnie jeden z moich starych "znajomych" - pomyślałam.

   - Pomóc ci? - Ktoś wyciągnął do mnie rękę.

   - Dziękuję - spojrzałam w górę; nade mną stał wysoki chłopak z szerokim uśmiechem na twarzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro