Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VI

JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ...

-Hej Jason - uśmiechnęłam się do niego.

-Hej. Idziesz gdzieś?

-Yhym. Muszę załatwić pewną ważną sprawę. Swoją drogą widziałeś gdzieś Jack'a?

-Jeszcze nie wrócił.

-No trudno. Jakby pytał, powiedz, że wrócę wieczorem - pomachałam mu i wyszłam.

***

-Jesteś pewien, że chcesz mnie tu trzymać? - Spytała siadając na łóżku.

-Dlaczego o to pytasz?

-Nie wiem. Chcę się upewnić, że mnie nie zabijesz.

-Nie zrobię tego - drugi raz nie popełnię tego błędu, dodałem w myślach.

-Ale obiecujesz? - Patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem. Widziałem w niej małego Isaaca. Bolało mnie to i jednocześnie cieszyło.

-Obiecuję - usmiechnąłem się, patrząc jej prosto w oczy.

Mieszka z nami już od dłuższego czasu. Na początku bała się w ogóle wychodzić z pokoju i rozmawiała tylko ze mną, ewentualnie z Jasonem. Potem przestała się nas tak bardzo bać, choć nadal unika Candy'ego.

-Cały ten pokój jest twój - oznajmiłem.

-A gdzie jest twój?

-Cóż... Ciężko to wyjaśnić. Widzisz, często bywam zajęty - widziałem strach w jej oczach. - Ale nie bój się. Nie skrzywdzę cię - otarłem łzę spływającą po jej policzku. - Przecież obiecałem - posłałem jej ciepły uśmiech.

-Wiem. Pamiętam. Mogę cię o coś zapytać?

-Słucham.

-Ale masz mi odpowiedzieć.

-Dobrze.

-Co się właściwie stało Jack? - Zamarłem. Zauważyła, że coś jest nie tak. - Rozumiem... Jeśli nie chcesz to nie mów.

-Nie. Miałem ci odpowiedzieć. Więc odpowiem - mimo iż bardzo mnie to boli. - To było dawno temu. Poznałem pewnego chłopca, mojego przyjaciela. Miał na imię Isaac - usmiechnąłem się, przypominając sobie jego dziecięcy uśmiech. - Bo widzisz, ja jestem zabawką z pudełka. Byłem tam uwięziony dopóki nie trafiłem w jego ręce. Nie był zbyt szczęśliwy nim się pojawiłem. Jego ojciec był potworem, a matka wyżywała się na nim. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Pewnego dnia, gdy się bawiliśmy, zbiłem niechcący kota sąsiadów. Próbował wytłumaczyć matce, że to była moja wina, ale ona mu nie uwierzyła i wysłała do szkoły pokładowej. Nie widziałem go przez trzynaście lat. Wrócił dopiero wtedy, gdy oboje jego rodzice umarli. Ale nie pamiętał o mnie, a przez ten długi czas moje kolory się rozmyły. Straciłem nadzieję, że kiedykolwiek jeszcze otworzy to głupie pudełko. - Westchnąłem. - Koszmarnie się zmienił. Stał się potworem gorszym niż jego ojciec, a ja razem z nim. Pewnego dnia półka, na której czekałem na niego w pudełku spadła na ziemię. Wtedy sobie o mnie przypomniał. A potem... Stało się coś złego. Coś, co nigdy nie powinno się wydarzyć.

-Przykro mi - poczułem jak mnie obejmuje.

Czekając na jej powrót, siedziałem na łóżku i coraz bardziej się niecierpliwiłem. Boję się, że ona też o mnie zapomni. Nie chcę tego.

-Hej - usłyszałem jej wesoły głos.

-Wróciłaś - przytuliłem ją.

-A dlaczego miałabym nie? - Zaśmiała się.

-Nie wiem.

-Idę się umyć - uśmiechnęła się i wyszła z pokoju.

***

Jest mi tutaj dobrze. A tego się nie spodziewałam. Choć doskonale wiem z kim mam do czynienia i co oni robią, to jakoś przestałam się tym przejmować. Są dla mnie mili więc chyba nie mam powodów do obaw. Tak myślę.

Idąc do łazienki o mało nie wpadłam na Puppeteera. Chociaż w sumie nie wiem czy tak można. Przecież jest jakby duchem czy czymś w tym rodzaju. Nie wiem, rzadko z nim rozmawiam.

-Wybacz - uśmiechnęłam się do niego.

-Jasne. Gdzie idziesz?

-Do łazienki. A co?

-Nic - wyminął mnie. Obejrzałam się za nim. Jest lekko dziwny. Wzruszyłam ramionami.

Wychodząc spotkałam Candy'ego. Miałam pecha bo byłam w samym ręczniku.

-No cześć cukiereczku - oblizał usta patrząc na mnie. Cofnęłam się o krok.

-Chyba ci mówiłam, że masz mnie tak nie nazywać.

-Oh marudzisz. Jesteś przecież taka słodka - złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.

-Puść mnie.

-O nie - czułam jego rękę na swojej talii. Chciałam go odepchnąć ale był zbyt silny.

-Puszczaj mnie! - Zaczęłam się szarpać, przez co mój ręcznik lekko się osunął. Usłyszałam jego cichy śmiech. Cudem się wyswobodziłam i uciekłam do pokoju zatrzaskując za sobą drzwi.

Jack patrzył na mnie z niemałym zaciekawieniem. Zapomniałam, że jestem w samym ręczniku.

-Coś się stało? - Stałam pod drzwiami ze spuszczoną głową, czerwona jak burak.

-Nie. To tylko Candy. Mógłbyś... Wyjść? Muszę się ubrać.

-Ale musisz mnie wypuścić.

Odsunęłam się i pozwoliłam mu wyjść. Jeszcze przez chwilę stałam oparta o ścianę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro