Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

V

Siedemnaście lat temu, pewna młoda para przyjechała do tego miasta. Kupili dom znajdujący się w lesie. Mężczyzna od nieruchomości ostrzegał ich, że nie jest to bezpieczne miejsce, ale mimo to oni nie zmienili zdania. Pewnej nocy spotkali wysoką, smukłą postać bez twarzy. Mąż kobiety zaczął błagać i tłumaczyć, że jego żona jest w trzecim miesiącu ciąży, błagał, by ich oszczędził. Po chwili namysłu tajemnicza postać zgodziła się, ale w zamian, zażądała ich córki.
-Nie możemy ci jej oddać - protestowali - to nasze jedyne dziecko.
"Nie musicie mi jej oddawać. Ona sama do mnie przyjdzie." wyjaśnił zniżając się do poziomu brzucha kobiety. "Gdy przekroczy próg mojego domu, będzie należeć do mnie, a ja obiecam, że was nie skrzywdzę."
-Dobrze.
Tak rodzina przeżyła siedemnaście lat mieszkając w lesie. Ale dziewczynka rosła, a wraz z nią, chęć poznania dziczy znajdującej się za oknem. Rodzice zabraniali wychodzić jej do lasu. Wiedzieli bowiem jak może się to skończyć. Ale ona była nie ugięta. Nie wiedziała dlaczego z każdym dniem ciągnie ją tam coraz bardziej.

***

Tata wparował do domu jak burza. Jestem pewna, że wie, że wymykam się, gdy ich nie ma - myślałam.

-Kochanie, twoja mama jest w szpitalu - zwrócił się do mamy.

-Jak to? Co się stało? - miała już łzy w oczach.

-Miała atak.

Babcia Loren ciężko choruje. Jeżdżę do niej w każde wakacje, pomagam i opiekuje się jak tylko mogę. Normalnie ma zapewnioną specjalną opiekunkę, ale daje jej miesiąc ulropu na lato. Mam nadzieję, że nic jej nie jest.

-Muszę do niej pojechać.

-Pojedziemy.

-Ja też? - spytałam odrywając się na chwilę od obiadu.

-Twoja babcia na pewno bardzo by chciała byś przy niej była, ale masz przecież szkołę.

-No tak. - głupia szkoła, zwłaszcza, że to już ostatnie dwa miesiące.

-Wyjedziemy wieczorem.

-Pozdrówcie ją ode mnie.

Było około dwudziestej, gdy wsiedli w samochód i odjechali. Bardzo chciałam z nimi jechać.

Spojrzałam na zegarek już chyba setny raz w ciągu pięciu minut.

-Za dziesięć dwunasta - skomentowałam głośno.

Opadłam na łóżko. Nie mogłam zasnąć. No po prostu coś mi nie pozwalało. Rano będę pewnie wyglądała jak zombie - myślałam.

Wpatrywałam się w sufit, na którym były przyklejone gwiazdki świecące w ciemności. Teraz lśniły słabym, zielonym blaskiem.

Nagle coś mnie tknęło. Otworzyłam drzwi na balkon i przez chwilę stałam w progu.

-Trochę zimno - stwierdziłam.

Owinęłam się kocem i tak wyszłam na zewnątrz. Obiegłam wzrokiem ciemną przestrzeń. Niczego ani nikogo w zasięgu wzroku, czyli bardzo małym.

Zawiał mocniejszy wiatr. Chyba pora wracać do środka - pomyślałam, ale nim zdążyłam się obrócić, zobaczyłam go. Stoi tam, na dole, jak gdyby nigdy nic. Zastanawiam się czy się odezwać. Prawdopodobnie mnie nie widzi. Przybliżyłam się do barierki i lekko wychyliłam.

-No cześć - zaczęłam.

-Jeśli wypadniesz, to nie będzie moja wina.

-A gdzie jakieś cześć albo chociaż dobry wieczór?

-Cześć. Nie powinnaś przypadkiem już spać?

-Nic ci do tego.

-Wiesz, już po północy. - Nie wiem jak on to robił, ale znalazł się obok mnie.

-I co? Zamierzasz mnie straszyć opowieściami o duchach?

-Nie. Gdzie twoi rodzice?

-Pojechali do mojej babci. Leży w szpitalu - chwila, dlaczego ja mu się zwierzam!?

-Przykro mi.

-Mi też.

-Niech zgadnę, nie możesz zasnąć.

-Normalnie czytasz mi w myślach - odparłam sarkastycznie.

Z jego strony usłyszałam tylko westchnięcie.

-Nie masz tego dość? No wiesz, nie robisz nic więcej, tylko cały czas za mną łazisz.

-Ta, to trochę wkurzające. Uwierz, mam lepsze rzeczy niż pilnowanie cię.

-W to nie wątpię. Więc w czym jest problem.

-Nie zamierzam oberwać od Operatora.

-Jasne.

Rozmawiałam z nim dopóki na zegarze nie wybiła godzina szósta. Niby szkoła nie zając, nie ucieknie, ale rodzice mnie zabiją jeśli znów się spóźnię.

Pozbierałam się do kupy i wyszłam z domu. Po drodze kupiłam dwa energetyki, żebym nie zachowywała się jak zombie. Miałam na dzisiaj bardzo ambitny plan. Spać.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro