PUPPETEER: PEOPLE ARE PUPPETS
To oto opowiadanie dedykuję mojej znajomej z klasy (bo ja podobno nie mam przyjaciół xD) - Weronice. Główna bohaterka zawdzięcza jej imię 😉
------------------------------------------------------
Ludzie - myślałam idąc zatłoczoną ulicą. Ciągle gdzieś się śpieszą, coś muszą zrobić, bo ktoś im każe. A ja? Mam wrażenie, że jestem ponad tym, ponad nimi; gdzieś tam wysoko w chmurach. Podniosłam głowę i spojrzałam na zachmurzone niebo. Lada chwila zacznie padać - powiedziałam w myślach. Nie mam nic przeciwko temu, lubię deszcz. Założyłam słuchawki, puściłam The GazettE* i ponownie, wolnym krokiem ruszyłam przed siebie. Czułam jak moja obojętność do świata i wszystkiego co mnie otacza wzrasta z każdą chwilą.
Przemoczona weszłam do swojego mieszkania, gdzie panuje wieczny bałagan bo jestem zbyt leniwa by posprzątać.
Ściągnęłam buty i odrzuciłam je w kąt. To samo zrobiłam z kurtką i mokrymi rzeczami. Czarne, krótkie włosy spięłam w niedbałego koka i przeszłam do łazienki.
Zanurzyłam obolałe ciało w gorącej wodzie. Tak, tego właśnie było mi trzeba, chwili odprężenia i względnego spokoju. Zanurzyłam się całkowicie. Zamknęłam oczy pod wodą i powoli odliczałam czas. Byłam w stanie wytrzymać tak dwie minuty.
Wyszłam dopiero, gdy woda stała się lodowata. W samej bieliźnie stanęłam przed ogromnym, lekko zabrudzonym lustrem, wiszącym w moim pokoju. Blizny, siniaki, zadrapania; sylwetka anorektyczki o bladej cerze; wory pod oczami, mokre włosy i nic na czym można by zawiesić wzrok. Beznadzieja i totalna żenada. Eh... - Westchnęłam ciężko i włożyłam na siebie za dużą, męską koszulkę.
Przeszłam do salonu i włączyłam telewizor. Następnie postawiłam wodę na herbatę i otworzyłam paczkę chipsów. Jak zwykle rozwaliłam się na starej kanapie po czym włączyłam jakiś pierwszy lepszy, durny serial. Odrobina głupoty jeszcze nikomu nie zaszkodziła - pomyślałam.
Ostatecznie zasnęłam przy dźwiękach telewizora.
TIME SKIP...
Z samego rana stawiłam się w pobliskim klasztorze. Grzecznie zaczekałam aż wszyscy wyjdą, po czym sama weszłam do środka. Zdjęłam z głowy kaptur i spojrzałam na księdza stojącego przed ołtarzem.
-Szczęść Boże - powiedział miło się do mnie usmiechając.
-Daruj sobie Kaz, wszyscy już wyszli.
-Chwała Bogu - powiedział rozluźniając koloratkę. Uśmiechnęłam się pod nosem, kręcąc głową. - Napijemy się?
-Wina mszalnego?
-Co? Nie. Wódki.
-Nie mogę. Jestem w pracy, pamiętaj o tym.
-Ja też i co?
-Jesteś niemożliwy Kaz - zaśmiałam się.
Młody pastor skinął ręką i zaprosił mnie do zachrystii.
-To co? Jak ci idzie? - Pozbył się swojego ubrania, przebierając się w czarną koszulę i granatowe jeansy.
-Coś ostatnio kiepsko. Nie mogę niczego znaleźć, jakby wszystkie nagle gdzieś się pochowały.
-Wystraszyły się ciebie.
-Parszywe demony.
-Co cię do mnie sprowadza?
-Nic szczególnego. Nudzi mi się po prostu. No i w sumie to liczyłam, że masz coś dla mnie.
-Niestety skarbie.
-Nie mów tak do mnie.
-Zapomniałem o twoim uczuleniu na wszystko co dobre i miłe - zażartował.
-Śmiej się, śmiej klecho.
-Jak możesz obrażać Bożego wysłannika!?
-Jak Boży wysłannik może zachowywać się tak jak ty?
-Lubisz to - poruszył brwiami.
-Jesteś skończonym idiotą, wiesz?
-Niech Bóg w takim razie ma mnie w opiece - powiedział składając ręce i spoglądając w sufit.
Ja i Kaz jesteśmy w tym samym wieku; znamy się jeszcze z czasów dzieciństwa, bo razem chodziliśmy do szkoły. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że ktoś taki jak on mógł zostać księdzem. Jest nienormalny, wulgarny, zboczony i generalnie nie zachowuje się jak typowy klecha. Ale to "powołanie" więc się nie wtrącam. Ja z powołania zajmuję się tępieniem demonów, tak jak mój ojciec.
-Wiesz, tak w sumie, to chyba jednak mam coś dla ciebie - zmarszczył brwi.
-Słucham. Zaskocz mnie.
------------------------------------------------------
*dla niewiedzących The GazettE to prawdziwy zespół:
I jeszcze wstawię to:
Bo jest w chuja urocze i mi się podoba xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro