Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

MASKY: I LOVE YOU AND DESPISE YOU

NA WSTĘPIE ZAZNACZAM, ŻE OPOWIADANIA NIE SĄ ZE SOBĄ POŁĄCZONE!!!

------------------------------------------------------

-Mam dość! - krzyknęłam i wyszłam trzaskając drzwiami.

Jak on mnie drażni. Słowo daję, że nie wiem co mu zrobię jak mnie pożądnie zdenerwuje.

-Hej, gdzie się tak śpieszysz?

-O, cześć Clocky, co tam?

-W porządku, za to ty chyba jesteś zła, co? - uśmiechnęła się.

-Weź mnie chociaż ty nie denerwuj.

Zaśmiała się i zeskoczyła na ziemię.

-Znowu Tim?

-Działa mi na nerwy.

-Wy oboje odkąd pamiętam skaczecie siebie do gardeł.

-To nie moja wina, że on jest takim idiotą.

-Lubisz go.

-Co!? Chyba ci się w głowie poprzewracało!

Zaśmiała się jeszcze bardziej. Co ją tak bawi?

-No dobra, przepraszam.

-Mam nadzieję. Chodź, potrzebuję się uspokoić.

Clocky jest moją przyjaciółką. Znaczy tak myślę, bo dobrze się z nią dogaduję. Mieszkam już z nimi trzy lata ale mimo to nadal nie potrafię być taka jak oni. Znaczy, może i zabijam ale wciąż sprawia mi to kłopot, nie potrafię robić tego bez wyrzutów sumienia. Jednakże czasem nawet ja potrzebowałam relaksu, przeważnie powodem moich nerwów był Tim. Jak przebywam z nim za długo w jednym pomieszczeniu, to prędzej czy później zaczynamy się ze sobą kłócić. I tak zrobiliśmy postęp, bo kiedy go poznałam i nie przypadł mi do gustu, to o mało żeśmy się nie pozabijali. Dosłownie, potrafiliśmy robić taki rozpierdziel w całej rezydencji, że musieli nas siłą rozdzielać. Teraz jesteśmy tylko na poziomie ostrej wymiany zdań, ale nie wiem jak długo to jeszcze potrwa.

-Gdzie chcesz iść? - spytała, szła za mną z rękami w kieszeniach.

-Nie wiem. Potrzebuję się trochę wyżyć, nic więcej.

-Czyli co, tam gdzie zawsze?

-Nie. Pół środki mi dzisiaj nie wystarczą. Idziemy na miasto.

Clockwork przyśpieszyła kroku i szła obok mnie z uśmiechem na twarzy. Rzadko kiedy decydowałam się na tak radykalne sposoby łagodzenia gniewu, ale nic nie poradzę na to, że mam ochotę rozwalać wszystko, co znajduje się w moim otoczeniu.

Jest już późny wieczór, gdzieś pewnie około godziny dwudziestej. Wokół panuje pół mrok i wieje lekki wiatr niosący woń deszczu. Pewnie będzie padać - pomyślałam, wciągając do płuc wilgotne powietrze. Idealny czas na zabijanie.

Znalazłyśmy sobie idealny cel i zaczekałyśmy jeszcze chwilę, żeby na ulicach zrobiło się pusto. Weszłyśmy z dwóch różnych stron budynku. To niewielka kamieniczka, myślę, że mieszkają tu może z dwie, trzy rodziny. Wślizgnęłam się do pierwszego mieszkania przez uchylone okno. Ucieczki z domu w dzieciństwie na coś się przydały. Clock, jako że jest bardziej doświadczona niż ja i umie się lepiej wspinać, zaczęła od góry. Miałyśmy spotkać się w połowie.

Nikt z domowników nie zorientował się, że właśnie ktoś wszedł im do mieszkania. Dwoje dorosłych, dwójka dzieci i pies. Nie chcę zabijać zwierząt, to już jest gruba przesada. Muszę z nim coś zrobić, zanim zacznie szczekać. Kawałkiem jakiejś szmaty związałam mu pysk i łapy, po czym wyniosłam przez okno na pole i wrociłam z powrotem do środka. Najpierw zajęłam się dziećmi. Sprawę ułatwiał mi fakt, że miały jeden pokój. Niestety narobiłam sporo hałasu, bo wywaliłam się o porozwalane na podłodze zabawki. Nosz kurwa - pomyślałam, szybko stając na równe nogi. Jeden z bachorów siedział na łóżku wpatrując się we mnie.

-Cii... - przyłożyłam palec do ust i zrobiłam krok w jego stronę.

Dzieciak zaczął się wydzierać. Rzuciłam się na niego i poderżnęłam gardło. Następnie przeskoczyłam na drugie łóżko i to samo zrobiłam z drugim bachorem. Usłyszałam szybkie kroki. Drzwi otworzyły się a w nich stał wystraszony mężczyzna. Przez kilka sekund mierzyliśmy się wzrokiem, a potem rzuciłam się na niego przewracając nas na ziemię. Kiedy miałam zatopić ostrze noża w jego piersi, zepchnął mnie z siebie, a ja przeturlałam się przez kawałek korytarza. Podniosłam się jak najszybciej mogłam i rzuciłam nożem w stronę uciekającego mężczyzny. Trafiłam go w nogę co skutkowało jego donośnym upadkiem. Usiadłam na nim okrakiem i wbiłam drugi nóż w plecy. Dla pewności dźgnęłam go jeszcze kilkanaście razy, użyłam całej siły jaką posiadałam. W oddlali już było słychać policyjne syreny, ale nie mogłam oprzeć się pokusie zabicia jeszcze jednej, ostatniej osoby w tym mieszkaniu. To pewnie jego żona zadzwoniła po gliny. Wywarzyłam drzwi do sypialni, leżała pod łóżkiem. Wyciągnęłam ją za nogi, strasznie się darła. Nie miałam czasu bawić się w jakieś zmyślne tortury, w dodatku strasznie się wyrywała i szarpała. Gdy kopnęła mnie w brzuch, straciłam cierpliwość i zatopiłam nóż w jej głowę, a następnie wyskoczyłam przez okno.

-Spadamy stąd - zarządziła Clocky.

Kiwnęłam głową. Przypomniałam sobie o psie, szybko rozcięłam krępujący go materiał i ruszyłam śladami przyjaciółki. Biegłyśmy przed siebie śmiejąc się niewiadomo z czego. Zaczęło kropić. Zwolniłam dopiero, gdy znalazłyśmy się w tej części miasta, w której dawniej mieszkałam. W moim starym domu paliło się światło, co oznaczało, że jeszcze nie spali. Deszcz zaczął padać coraz mocniej, zmywając ślady krwi z moich ubrań.

-Kate, rusz się.

Jej głos wyrwał mnie z przemyśleń. Ostatni raz spojrzałam w okna swojego dawnego pokoju i ruszyłam za Clockwork.

------------------------------------------------------

WARNING! to opowiadanie może zawierać nadmierną ilość przekleństw.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro