Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II

Bawiłam się włosami, gdy ktoś wszedł do sali. Lekko uniosłam głowę chcąc sprawdzić kto to. Wysoki, czarnowłosy mężczyzna w białym fartuchu stał przede mną usmiechając się ciepło.

-Jestem Doktor Smiley - powiedział.

-Sylvia - odparłam. - Dlaczego Smiley?

-Nie jestem zwyczajnym lekarzem. Chcę, aby moi pacjenci byli szczęśliwi i uśmiechnięci.

-A potrafi ich pan wyleczyć? - Po tym pytaniu nastała cisza. - Właśnie.

-Potrafię - powiedział w końcu, siadając na krześle obok mojego łóżka.

-Przekonamy się - mruknęłam pod nosem, ale raczej mnie usłyszał.

-Więc, widzę, że poważnie chorujesz na serce, a twoje płuca są w fatalnym stanie. Wiesz może dlaczego?

-Bo choruję? - Boże co za debil - pomyślałam.

-Nie, z jakiego powodu na to chorujesz? - Wzruszyłam ramionami.

-Nie mam pojęcia. To się zaczęło, gdy byłam jeszcze dzieckiem. Ciągłe przeziębienia, grypy, wirusy, zakażenia.

-Masz słabą odporność.

-Domyśliłam się. - To było trochę niemiłe, ale ten lekarz jest dziwny. Zadaje pytania, na które sam zna odpowiedzi.

-Chcesz żebym ci pomógł? - Teraz dopiero zauważyłam, że jego tęczówki są czerwone. Pewnie nosi soczewki - pomyślałam.

-Jeśli pan może, to tak. Chcę żeby mi pan pomógł.

-Smiley.

-Chcę żebyś mi pomógł Smiley - uśmiechnął się ukazując białe i zaostrzone zęby - zdziwiłam się nieco; co z nim nie tak? Żaden normalny lekarz tak nie wygląda.

Nie jestem zwyczajnym lekarzem.

Przypomniało mi się. Faktycznie, nie jest. Ale jest miły, to jego atut.

-Pomogę ci Sylvio. Obiecuję.

-A czy mogłbyś też pomóc moim przyjaciołom? Dziewczynie Loreen, która choruje na raka i chłopakowi, Gabrielowi, z anoreksją? Chcę żeby też mieli jakieś szanse.

-Zobaczę co da się zrobić - jego uśmiech sprawiał, że podnosiłam się na duchu i sama miałam ochotę się uśmiechać.

-Dziękuję ci Smiley. Będę wdzięczna, jeśli ci się uda - uśmiechnęłam się.

-Od tego tu jestem, żeby pomagać pacjentom szpitala. Nawet jeśli nie chcą mojej pomocy.

-Myślę, że każdy chciałby wyzdrowieć. Życie w ciągłej chorobie nie jest przyjemne.

-Niektórzy chcą umrzeć - wypalił. - Wolą by choroba ich zabiła niż żyć dalej.

Przypomniała mi się nasza poprzednia rozmowa.

-Zróbmy to w trójkę, umrzemy w tym samym czasie.

-Myślałam, że chcesz żyć.

-Ja chcę. Ale oni nie chcą.

-Mnie pasuje.

-Wchodzisz w to? - Spojrzeliśmy na nią.

-Jasne - uśmiechnęła się.

-Za śmierć - powiedział.

-Za śmierć.

To opcja numer dwa. Wierzę, że Smiley mnie wyleczy, nie wiem dlaczego. Skoro grupa lekarzy z całego szpitala nie jest w stanie mi pomóc. Ale on ma w sobie coś takiego, co sprawia, że jest wiarygodny w tym co mówi. Liczę, że mnie wyleczy. Mnie, Loreen i Gabe'a.

-Czasem nie mają wyjścia, bo nikt nie jest w stanie im pomóc - spuściłam głowę. - Tak będzie ze mną.

-Chyba powiedziałem, że ci pomogę.

-Boję się, że nie będziesz w stanie.

-Zapamiętaj jedną rzecz, ja nie jestem typowym lekarzem. Stosuję niekonwencjonalne metody jak i własne sprawdzone sposoby. Jeszcze żaden pacjent się na nic nie skarżył.

-To dobrze. Ale ja miałam mieć przeszczep. Wczoraj.

-Dlaczego się nie odbył?

-Stwierdzili, że mój stan się poprawia i że mogę jeszcze poczekać.

Przyglądał mi się, a potem spojrzał na stertę zakrwawionych chusteczek na szafce obok łóżka.

-Kaszlesz krwią, a oni odwołali przeszczep. Super.

-Nieprawdaż? A to nie pierwszy raz, to już któryś z rzędu.

-Ładnie dbają o pacjentów - skomentował. - Ja się tym zajmę. Załatwię ci przeszczep i to jak najszybciej.

-Naprawdę? - Czułam się taka szczęśliwa.

-Tak.

-Dziękuję ci Smiley - przytuliłam go, rzucając mu się na szyję. On chyba naprawdę jest moją ostatnią nadzieją.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro