Rozdział 9
Adele, mocno przejęta, chodziła w tę i z powrotem po całej sali. Nie dziwiłam się jej. Mogła jedynie czekać na jakieś wieści, podczas gdy gdzieś na drugim końcu stolicy strażnicy starali się jakoś stłumić zamieszki. Co się tam działo? Dlaczego? Jak? No niestety my nic na ten temat nie wiedzieliśmy. Co gorsza, Alexander nie dał się przekonać i postanowił pognać na miejsce razem ze strażnikami. Jak na przyszłego króla przystało, powinien umieć walczyć i wspomagać swoich ludzi, ale po tym, jak Gideon zginął podczas bitwy, dla Adele zwykła wyprawa, aby stłumić zamieszki, była kolejnym powodem, by martwić się o bezpieczeństwo najstarszego syna. Podsumowując, nie wiedzieliśmy co i dlaczego się dzieje, a do tego miałyśmy pełne prawo martwić się o Alexandra. Nagle drzwi komnaty uchyliły się i do środka wszedł strażnik.
-Pani, posłańcy króla Juana chcą z Panią porozmawiać. Czy mam pozwolić im wejść?-spytał. Adele przystanęła, zaskoczona.
-Oczywiście-powiedziała, po czym popatrzyła na mnie z wahaniem. Wzruszyłam ramionami, dając jej w ten sposób znać, że ja też nie mam pojęcia, czego mogą oni teraz chcieć. Po chwili obydwaj weszli do sali.
-Wasza Wysokość, doszły nas słuchy na temat pewnych problemów w stolicy. Bardzo nas to zaniepokoiło i chcieliśmy dowiedzieć się, co się dzieje i czy nie możemy jakoś pomóc?-zapytał Helges. Podszedł przy tym do mnie i Adele, czujnie obserwowany przez obecnych przy drzwiach strażników.
-Dziękuję za troskę i chęć pomocy, ale niech się panowie tym nie przejmują. Sytuacja zaraz się wyjaśni-odparła Adele, siląc się na uśmiech. Helges także się uśmiechnął, tyle że jakby...jadowicie. Nagle doskoczył do kobiety, odepchnął mnie na bok z taką siłą, że upadłam na podłogę, a sam chwycił Adele, obrócił ją do siebie tyłem i przystawił jej do szyi niewielki nóż, który...nie wiem nawet, skąd go miał!
-Niech nikt się nie rusza!-zawołał, widząc, że strażnicy rzucili się już w naszą stronę.
-Inaczej ją zabiję. Zwłaszcza ty, nie waż się nawet wstawać. Znam już te twoje magiczne sztuczki-dodał mężczyzna, spoglądając na mnie. Posłałam mu wściekłe spojrzenie, ale co miałam zrobić? Mogłam jedynie zrobić wszystko, aby Adele nic się nie stało.
-Co się stało? Co wy wyprawiacie?-zapytała kobieta. Na początku trochę się wyrywała, ale przestała, kiedy Helges lekko naciął jej skórę.
-Zostaw ją!-zawołałam, zrywając się na równe nogi.
-Nie ruszaj się, bo ją zabiję!-odparł mężczyzna. Chcąc nie chcąc, musiałam się jakoś opanować, choć nie zamierzałam tak tego zostawić. Nagle Helges uśmiechnął się do drugiego posłańca.
-Rób swoje-powiedział. Drugi człowiek wyjął coś ze swojego płaszcza. Pistolet. Dziwny pistolet, nigdy wcześniej takiego nie widziałam. Niektóre z jego części były przezroczyste, nie zdążyłam się jednak dokładniej temu przyjrzeć. Mężczyzna skierował broń w moją stronę i strzelił, trafiając mnie w ramię. Krzyknęłam z bólu i chwyciłam się za bolące miejsce, po czym spojrzałam na swoją dłoń. Nie widziałam na niej jednak krwi, co mnie zaskoczyło.
-Lily!-zawołała przerażona Adele.
-Nic mi nie jest-powiedziałam, spoglądając na nią. Nie chciałam, aby przejmowała się mną, kiedy sama w każdej chwili mogła zginąć. Nagle jednak poczułam się słabo i musiałam oprzeć się rękami o podłogę, aby na nią nie upaść.
-Gwoli ścisłości, dostałaś właśnie specjalny środek, dzięki któremu...stracisz trochę na sile-powiedział drugi posłaniec. Popatrzyłam na niego. Chciałam wyglądać groźnie, ale za dużo energii wymagało ode mnie samo utrzymanie pozycji i niewylądowanie na ziemi. Mój oddech mimowolnie przyspieszył, a wzrok jakby trochę stracił na ostrości.
-Co jej zrobiliście?-zapytała przerażona Adele.
-Przecież mówię, tylko ubezpieczyliśmy się, aby nie zaatakowała nas, chcąc chronić ciebie, Wasza Wysokość-powiedział szyderczo posłaniec.
-A teraz tak. Grzecznie odwołasz swoich ludzi, aby nasi przyjaciele mogli zrobić, co do nich należy-powiedział Helges.
-Co? Jacy przyjaciele?-spytała Adele.
-Ci, którzy wywołali te zamieszki. Wiesz, pożar, kilka morderstw, między innymi tak mieli postąpić-odparł Helges.
-A co oni niby mają zrobić?-zapytała kobieta.
-Tego już wkrótce się dowiesz-powiedział drugi z posłańców.
-To podstęp Juana, tak? To on wam kazał tak postąpić?! Nie zamierzam zgadzać się na nic, czego on chce! Bo znam go i wiem, że skoro dopuścił się takiego oszustwa, to tylko dlatego, że pragnie wyrządzić o wiele więcej zła! Nie zmienię zdania, możecie mnie nawet zabić!-zawołała królowa.
-Adele!-krzyknęłam, zaskoczona, ale i przestraszona jej słowami. Nie mogłam pozwolić na to, aby oni coś jej zrobili.
-Cicho siedź. Zrób cokolwiek, zniknij, zamień się w kolorowy dym, zamachaj ręką, a obiecuję, że już po niej. Chociaż, w obecnym stanie ty nie możesz nawet wstać-powiedział Helges. Rzuciłam mu kolejne wściekłe spojrzenie. Nie wiem, czy bardziej denerwował mnie on i to, co robi, czy może to, że ma rację. Jestem bezsilna i nie mogę pomóc Adele, chociaż to moje zadanie! Powinnam ją chronić!
-A teraz, Wasza Wysokość, chciałbym zadać kilka pytań. Czyż razem z nami nie przybyło 4 rycerzy? Jak myślisz, gdzie oni teraz są? Odpowiem ci, załatwiają pewną sprawę, ale już wkrótce do nas dołączą-powiedział Helges. Kilka minut później drzwi sali otworzyły się i do środka weszło czterech towarzyszy posłańców...z dziećmi.
-Mamo! Lily!-zawołał Maks, po czym spróbował do nas podbiec, ale jeden z rycerzy chwycił go i przyciągnął z powrotem do siebie.
-Zostaw mnie!-zawołał chłopak, ale wtedy mężczyzna pchnął go na ziemię i wycelował w jego stronę swój miecz, uniemożliwiając mu w ten sposób wstanie. Patrzyłam na to wszystko i nie mogłam, nie chciałam w to uwierzyć. Spostrzegłam, że ich bronie są brudne od krwi. Helges też to zauważył.
-Chyba mieliście drobne problemy ze strażnikami. Ale grunt, że się wam powiodło-powiedział mężczyzna.
-Maks! Chris! Aurora!-zaskoczona Adele po kolei wykrzyczała imiona swoich dzieci. Dwójka najmłodszych rozglądała się z przerażeniem. Wyciągnięci nagle z łóżka, w środku nocy, byli jeszcze zbyt zaspani i za mali, aby zrozumieć, co się właściwie dzieje.
-Może jeszcze raz przemyślisz swoją odpowiedź na naszą drobną prośbę?-spytał Helges, uśmiechając się z wyższością i zadowoleniem. Adele tylko spojrzała na niego wystraszona.
-Więc czego właściwie chcecie?-spytała.
-Wyślij kogoś, kto przekaże informację, że misja zostaje odwołana. Strażnicy niech wrócą, i tyle. A, i ma się tutaj zjawić także twój najstarszy syn. Nie udało nam się go niestety znaleźć, ale nie chcemy, żeby zaczął coś kombinować-powiedział Helges, wyraźnie zadowolony z siebie.
~~~~****~~~~
Na razie, jak widać, skupiam się na życiu naszej kochanej Lily i jej bliskich. Candy'emu i Cane dałam chwilę spokoju, niech sobie mordują ludzi w międzyczasie, zanim rzucę ich w wir akcji XD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro