Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 59

Kolejne odepchnięcie mężczyzny kosztowało mnie już o wiele więcej sił. I zdołałam odepchnąć go tylko na niewielką odległość, Pan R niemal od razu znalazł się z powrotem przy mnie. Trzymał mnie mocno za jedną rękę, w drugiej miał sztylet który znowu przyłożył mi niebezpiecznie blisko twarzy. Wolną dłonią chwyciłam go za nadgarstek i spróbowałam powstrzymać. Na szczęście byłam jeszcze w stanie to zrobić. Niezadowolony mężczyzna odskoczył ode mnie jak oparzony i rzucił mi nienawistne spojrzenie. Opuścił sztylet, a ja, mimo wszystko, poczułam się lepiej, bezpieczniej, jednak uważnie go obserwowałam.

Nagle Pan R z powrotem zbliżył się do mnie, zamierzył się sztyletem i ciął nim mnie zanim w ogóle zdążyłam zrozumieć, co właściwie się stało. Poczułam piekący ból, natychmiast też zasłoniłam twarz rękami. Chwilę później jednak wyciągnęłam jedną z nich przed siebie, chcąc odepchnąć ponownie mężczyznę, gdyby ten chciał mnie jeszcze raz zaatakować. Pan R wykorzystał to. Chwycił mnie za wyciągniętą ręką i szarpnął mocno w swoją stronę. Użył jeszcze więcej siły i po chwili popchnął mnie na podłogę na kolana. Natychmiast podparłam się rękami i spróbowałam wstać, ale w tej same chwili poczułam najpierw kopnięcie brzuch, które sprawiło, że ponownie poczułam się, jakbym straciła całe powietrze z płuc, a potem równie mocne uderzenie w plecy, które dosłownie posłało mnie na podłogę. Czym prędzej jednak podniosłam się i odwróciłam w stronę mężczyzny, przyglądając mu się uważnie. Miałam to szczęście, że nie zadał mi głębokiej rany i tylko najwidoczniej lekko pociął mi twarz. Nie pozbawił mnie oka, tak jak planował. Ledwo trzymałam się na nogach, ale tym razem nie zamierzałam się szybko poddawać.

-Proszę, proszę, obudziła się w tobie wola walki? Może to i lepiej, będzie ciekawiej-powiedział z sadystycznym uśmiechem na twarzy. Nagle do głowy wpadła mi straszna myśl. Czy tak samo wyglądał Candy, kiedy mścił się na niewinnych ludziach za swoje cierpienie? Candy...-na myśl o nim i o tym wszystkim poczułam dziwną mieszankę uczuć, przerażenia, smutku, tęsknoty. Jednocześnie byłam tym wszystkim przerażona, nienawidziłam go teraz jeszcze bardziej, bo w końcu dokładnie to wszystko zrozumiałam, ale z drugiej strony tak bardzo chciałam, żebym jeszcze choć przez chwilę mogła z nim pobyć... Albo najlepiej cofnąć się do tych szczęśliwych, wspólnych chwil. Może i on zbudował nasze szczęście na kłamstwie, ale prawdą było, że nigdy wcześniej nie czułam się tak dobrze jak wtedy. Zaraz jednak zmusiłam się, żeby przestać o tym myśleć. Nie mogłam się rozpraszać, nie teraz, nie w takiej chwili. Pan R znów się do mnie zbliżył i zamachnął się, chcąc ponownie mnie uderzyć. Zrobiłam unik w bok, ale wtedy sama zachwiałam się, a mężczyzna wykorzystał to, doskoczył do mnie i pchnął mnie na podłogę przed sobą. Upadłam, podpierając się przy tym ponownie rękoma.

-Na kolana, suko, właśnie tak! Pokutuj, za swoje winy!-krzyknął, po czym uklęknął przede mną. Chwycił mnie wolną ręką za szyję i pchnął do tyłu, zmuszając tym samy, żebym usiadła. Natychmiast spróbowałam go jakoś od siebie odepchnąć, ale nie za wiele to dało.-Radzę ci się tak nie motać, bo przestanę być miły-powiedział, przystawiając mi nóż do szyi.

-Myślałam, że jestem dla was niezwykle ważna i nie możecie mnie zabić-odparłam, korzystając z tego, że mężczyzna poluzował uścisk na mojej szyi.

-Ja wszystko mogę, zapamiętaj to sobie. Ja jestem tutaj Panem, twoim Panem, a ty nic nie znaczącym śmieciem!-wrzasnął, a ja poczułam ból. Naciął moją skórę pod brodą, po czym przejechał ostrzem w dół, robiąc niezbyt głębokie, podłużne nacięcie. Zdawałam sobie doskonale sprawę z tego, że, gdyby tylko wbił sztylet głębiej, miałabym już poderżnięte gardło i albo czekałabym na śmierć w kałuży swojej krwi, albo już byłabym martwa. Następnie Pan R przyjrzał mi się z zadowoleniem, a potem pchnął z impetem na ziemię. Uderzyłam głową o metalową posadzkę. Potem chwycił mnie za ubranie, uniósł nieco i powtórzył to. Zaczął walić moją głową o tą przeklętą podłogę, raz za razem, sama nie mam pojęcia, jak długo to trwało. Wiem tylko, że, gdy skończył to robić, poczułam, jak podwija mi do góry bluzkę, odsłaniając brzuch. A potem znów poczułam na skórze dotyk tego lodowatego ostrza.

~*~

-Czy ktoś, ktokolwiek z tutaj zebranych osób, może mi powiedzieć coś, co chciałbym usłyszeć?!-zawołał Pan R, nie kryjąc swojej złości. Jego współpracownicy (a właściwie podwładni) popatrzyli na siebie niepewnie, usadowieni dookoła prostokątnego stołu, przy którego szczycie siedział ich szef.

-Cóż, udało nam się rozpracować całkowicie mechanizm wprowadzania nowych mocy. Możemy uaktywnić niemal każdą jej moc w każdej chwili, nawet teraz-powiedział jeden z nich.

-To dobra wiadomość, ale dziś niekoniecznie to chciałem usłyszeć. To już ustaliliśmy, nie możemy uaktywnić w niej nowej mocy. Ostatnim razem ośrodek został zniszczony, a pracujący w nim ludzie zginęli właśnie dlatego, że dali jej ich za dużo. Dając jej nową moc, ukręcimy bat sami na siebie. Jednak nowe moce przydadzą się, w swoim czasie-odparł Pan R.

-Rozpoczęliśmy też pracę nad pozbawianiem jej mocy. Uznaliśmy, że, na wypadek gdyby po uaktywnieniu w tej istocie nowej mocy coś poszło nie tak, powinniśmy potrafić ją usunąć-odezwała się kolejna ze zgromadzonych osób.

-Bardzo dobrze, słyszałem już o tym, ale jeszcze nie przyjrzałem się temu bliżej. Czy w tej kwestii są już jakieś postępy? Macie jakieś szczegóły?-zapytał szczerze zainteresowany tą sprawą Pan R. Mimo całej swej nienawiści do tych istot, pamiętał nadal o swoim oficjalnym zadaniu. Poza tym, robił to nie tylko dla króla, ale i dla samego siebie. Sam również chciał poznać wszystkie możliwości tych istot. Kiedy stracił Rosalie, jego życiu nadawała sens tylko wizja zemsty, a teraz jeszcze obok niej pojawiła się wizja stworzenia nowego porządku na świecie, gdzie król Juan będzie rządził wszystkim i wszystkimi, a on będzie jego prawą ręką. Bogaty, nietykalny, mający pełno władzy nad innymi... Żyć nie umierać, prawda?

-Usiłujemy na razie przewidzieć, jak wyglądałaby reakcja odwrotna do uaktywniania nowej mocy. Czy w ten sposób nową moc dałoby się z powrotem, że tak powiem, uśpić, jednak na razie dopiero planujemy jakie czynności w jakiej kolejności należałoby zrobić-odparł ten sam mężczyzna, który zaczął mówić o nowych badaniach.

-Świetnie. A jak idą badania nad najważniejszą kwestią? Osobiście uważam, że bez tego z niczym nie ruszymy dalej-powiedział Pan R, przenosząc wzrok na swojego towarzysza, który siedział obok niego po prawej stronie.

-Jasne, oczywiście. Otóż, jak już mówiłem, najlepiej byłoby skorzystać z tego, co już mamy, czyli ze specyfiku blokującego moce i osłabiającego ją. Problem, jak już wspomniałem, polega na tym, że mikstura działa na ciało, a nie na umysł. Razem z moimi pomocnikami mimo to nie porzuciliśmy tej idei całkowicie. Zainteresowaliśmy się bliżej substancjami psychoaktywnymi znanymi potocznie pod wspólną nazwą "serum prawdy"-zaczął mężczyzna.

-To brzmi ciekawie. Mów dalej, proszę-powiedział Pan R, przyglądając się uważnie swojemu rozmówcy.

-Jak wiadomo, substancje te zmuszają do wyjawienia prawdy niemal każdego, nawet wbrew jego woli. I to jest właśnie kluczem tego wszystkiego, WBREW JEGO WOLI. Sam specyfik zaś sprawia, że jakimś cudem jej organizm nie jest w stanie zneutralizować toksyn osłabiających jej moce. Gdyby podać jej jakąkolwiek inną substancję, nawet śmiertelnie trującą, ona najpewniej by to przeżyła, taka mikstura by na nią nie zadziałała. A nasz specyfik działa. Jeszcze raz przyjrzeliśmy się dokładnie jego składowi i odkryliśmy tą mieszankę pewnych dwóch substancji, która najpewniej blokuje samą jej moc regeneracji. Dzięki temu jej organizm nie jest w stanie obronić się przed pozostałymi składnikami specyfiku, które blokują resztę mocy. Dzięki tym konkretnym dwóm substancjom chcielibyśmy stworzyć coś nowego. Planujemy wyizolować z kilku rodzajów tak zwanego "serum prawdy" ten kompleks psychoaktywnych związków, który sprawia, że dana osoba mówi prawdę nawet wbrew swojej woli. Jeśli uda nam się połączyć oba te czynniki zgodnie z planem, to będzie odkrycie!-zawołał rozgorączkowany z radości mężczyzna.

-Jeśli dobrze rozumiem, to substancje wyizolowane ze specyfiku blokującego jej moce sprawią, że stanie się też podatna na działanie serum prawdy. A właściwie nie tyle samego serum, ile tych jego składników, które pozwalają wpływać na daną osobę i nią manipulować?-wtrącił Pan R.

-Dokładnie! Stworzymy substancję, dzięki której będziemy mogli dowolnie nią rządzić, pozbawimy ją zupełnie własnej woli! Wcześniej jednak musimy sprawić, aby ta substancja mogła w ogóle na nią zadziałać. Jeśli podamy jej samo zmodyfikowane serum prawdy lub jakikolwiek inny narkotyk, nic to nie da. Ona jest na takie rzeczy odporna. Ale jeśli połączymy to ze specyfikiem, nie całym, tylko niektórymi jego składnikami, stworzymy serum, działaniu któremu nie da rady się oprzeć. Dzięki temu będzie w pełni nam posłuszna, ale zachowa inne moce, co będziemy mogli wykorzystać-wyjaśnił naukowiec.

-Doskonale-powiedział Pan R, po czym przeniósł wzrok ze swojego obecnego rozmówcy na wszystkich pozostałych. Wskazał na na niego i zwrócił się do reszty.-Nie bez powodu to jest naszym priorytetem. Jeżeli zdołamy przejąć nad nią całkowicie władzę, ona nigdy się nam nie sprzeciwi. Nigdy nie spróbuje wykorzystać swoich mocy przeciwko nam. Nigdy świadomie nam nie zagrozi, będziemy więc mogli prowadzić dalsze eksperymenty bez obawy o własne życie. Może nawet, w naszym imieniu, przekona pozostałą dwójką, aby się poddali. Skoro są ze sobą tak blisko, to kto wie? Istnieje szansa, że jej uwierzą. Kiedy stworzycie pierwszą wersję nowego serum do testów?-spytał Pan R, wracając wzrokiem do swojego ulubieńca.

-Postaramy się jak najszybciej, oczywiście. Myślę, że za około tydzień pojawią się pierwsze próbne wersje. Kilka rodzajów, bo będziemy próbować z być może nawet kilkonastoma różnymi substancjami psychoaktywnymi naraz, aby zaoszczędzić czas-odparł mężczyzna.

-Bardzo dobrze. Od razu wtedy zajmiemy się sprawdzaniem ich. Nie możemy jej oszczędzać, w końcu nie jest na wakacjach tutaj, prawda?-powiedział Pan R. Wśród zebranych dało się słyszeć szelest, jakby cichy śmiech. Pan R uśmiechnął się do wszystkich.

-Czy to wszystko, czy też ktoś jeszcze ma coś do dodania? Bowiem jeśli nie, nie widzę sensu dłuższego odciągania nas wszystkich od pracy i w takim wypadku najlepiej będzie zakończyć nasze zebranie-powiedział, zadowolony z przebiegu spotkania, które zorganizował.

~*~

Jakimś cudem doczołgałam się w kąt mojej celi, gdzie czułam się chyba po prostu najbezpieczniej. Nawet najmniejszy mój ruch sprawiał mi ból. Droga, którą przebyłam, ozdobiona była krwawymi planami. Na szczęście jednak wyglądało na to, że teraz już przestałam krwawić, choć rany nadal były świeże i oczywiście ani myślały się goić.

Patrzyłam na nie, na swój pocięty brzuch, poranione ręce... Ran na twarzy i szyi nie widziałam, ale domyślałam się, że też nie wyglądają najlepiej. Zaczęłam się zastanawiać... Czy, skoro obrażenia zadane tą konkretną bronią goją się u mnie jak rany normalnych ludzi, to będę miała blizny? I czy grozi mi zakażenia? Ale czy jest sens się tym teraz przejmować? Blizny nic dla mnie przecież nie znaczą, czy je mam, czy ich nie mam... Moja rodzina nie pokochała mnie za mój wygląd tylko za to, kim dla nich byłam. I nie mam już teraz nikogo, komu mogłabym chcieć się podobać, a jeśli idzie o śmierć z powodu zakażenia... Mimo tego, co mówił, wątpię, żeby pozwolili mi tak szybko i łatwo stąd odejść. Zamiast się nad sobą użalać, powinnam w końcu zrobić coś, żeby stąd uciec, ale...jestem taka wykończona. Wszystko bym dała za coś do jedzenia. Albo za chociaż szklankę wody-myślałam, skulona w kącie. Zamknęłam oczy, a głowa niemal automatycznie opadła mi na kolana. Przesiedziałam tak dość długo, aż do moich uszu dotarł dźwięk otwieranych drzwi, a potem kroki. Ktoś podszedł do mnie i zatrzymał się obok.

-Nigdy przenigdy nie ignoruj mnie, kiedy do ciebie przychodzę!-krzyknął Pan R, a chwilę później poczułam ja mnie łapie za poszarpane ubrania i ciągnie w górę. Popatrzyłam na niego przerażona, ten człowiek był chyba naprawdę zdolny do wszystkiego. Oszalał od tej nienawiści, tak samo jak Candy. Chociaż może nie... Jakaś część mnie, może naiwnie, ale jednak broniła Candy'ego. Miałam wrażenie, że on wcale nie nienawidzi ludzi tak bardzo, jak ten człowiek mnie. Może u Candy'ego ta nienawiść już osłabła? Albo minęła? Albo nigdy nie była aż tak silna? W końcu przez jakiś czas nie zabijał na moją prośbę, jeśli wierzyć temu, że złamał obietnicę tylko raz. A ten człowiek nie byłby chyba w stanie dać mi spokoju bez względu na to, kto by się za mną wstawił. Ale czy ja Candy'emu mogłam teraz w cokolwiek wierzyć? To wszystko mogło być jednym, wielkim, podłym kłamstwem, manipulacją, grą, zabawą z jego strony. Zabawą mną. Ciekawie, czy bawił się mną tak dobrze jak ten tutaj-pomyślałam, po czym poczułam, jak do moich oczu napływają łzy.-Już beczysz? Jeszcze nie masz powodu!-krzyknął Pan R i puścił mnie, a ja z powrotem upadłam na podłogę.

-Przyszedłem dać ci coś do zjedzenia, ale skoro w ogóle na mnie nie zwracasz uwagi, nie dostaniesz nic. Tylko cię opatrzę, żeby ci się żadne zakażenie nie wdało, tylko tego by mi jeszcze brakowało, żebyś sobie w spokoju wykitowała. Jeśli już umrzesz, to na pewno nie w tak przyjemny sposób-powiedział mężczyzna, z uśmiechem wracając do torby, którą musiał wcześniej postawić na ziemi i którą dopiero teraz zauważyłam. Wyjął kilka najpotrzebniejszych rzeczy, jakieś igły, nitki, opatrunki, bandaże, i zbliżył się z nimi do mnie. Jak się niedługo okazało, nie miałam nawet co liczyć na najmniejsze znieczulenie, po prostu zszył szybko największe rany, resztę przemył wodą, opatrzył, a na sam koniec parę razy jeszcze mnie uderzył i poddusił. Kiedy wyszedł, zabierając ze sobą jedzenie, ledwo powstrzymałam się przed tym, żeby nie błagać go o to, aby je zostawił. Jednak głód i pragnienie nie wzięły jeszcze góry nad moją godnością, ale obawiałam się, że za niedługo tak się stanie, jeżeli nic się nie zmieni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro