Rozdział 32
W mediach fanart zrobiony przez @Bloody_Murderess
I
dealnie odzwierciedla relacje między całą tą trójką. Kocham ten wzrok Lily mówiący "niech ktoś mnie od nich zabierze do domuuuu błagam". Mi osobiście strasznie się podoba. Jeszcze raz bardzo dziękuję:3 (chciałabym tak umieć...)
~~~~****~~~~
-Według planu, jutro wyruszamy jak tylko coś zjemy, znów czeka nas cały dzień wędrówki i zatrzymamy się znowu w kolejnym mieście-powiedziałem, wskazując Cane na mapie naszą obecną lokalizację, jutrzejszą trasę i następny postój.-Raczej nic nas po drodze nie zatrzyma, więc myślę, że jak nam szczęście dopisze, to faktycznie dotrzemy na miejsce w jakieś dwa tygodnie. I będziemy mieli okazję porozmawiać z tym całym Juanem, może wyjaśni nam łaskawie, co to wszystko ma znaczyć-dodałem, nie kryjąc swojej złości. Podniosłem wzrok na Cane.-Czego? Co się tak na mnie gapisz?-spytałem, widząc jak przypatruje mi się z głupim uśmiechem. W odpowiedzi moja siostra zaśmiała się, co jeszcze bardziej mnie wkurzyło.
-Przyszła mi do głowy śmieszna myśl!-zawołała.
-Powiedz, pośmiejemy się razem-odparłem.
-Gdybym cię nie znała, to bym chyba uznała, że Lily nie tylko tak zwyczajnie ci się podoba, ale że to coś więcej-powiedziała z uśmiechem. Tak mnie tym zaskoczyła, że omal nie zacząłem się dusić powietrzem. Spojrzałem na nią jak na skończoną debilkę. Chociaż... Ja akurat często tak na nią patrzyłem.
-Ciebie już totalnie i nieodwracalnie popierdoliło, prawda?-spytałem, a Cane zaczęła się tylko głośniej śmiać.-Co cię tak bawi?!-zawołałem.
-Twoja reakcja, braciszku!-odparła po długiej chwili, kiedy już opanowała śmiech. Posłałem jej wkurzone spojrzenie.-Ale co się tak denerwujesz? Słodka byłaby z was para... Porzuciłbyś dla niej zabijanie, to byłoby takie romantyczne!-zawołała Cane, a ja ponownie spiorunowałem ją wzrokiem.
-Nie byłoby tak. Dobrze o tym wiesz. Lily nie chciałaby ze mną być, nie w taki sposób, zwłaszcza po tym, czego się o nas dowiedziała i co jej zrobiłem. Poza tym, ja też bym nie chciał z nią być. Jest fajna, podoba mi się nawet, ale nic więcej-odparłem obojętnym tonem. Cane spoważniała nieco.
-Przecież wiem. Ani ja, ani ty, nie jesteśmy już zdolni do miłości. I, jak pokazały lata doświadczeń, nawet na nią nie zasługujemy. Szkoda... Ale tak o tym wspomniałam, bo sama mi się nasunęła taka myśl, jak znalazłam cię w jej pokoju. Naprawdę bylibyście słodką parą-powiedziała z uśmiechem Cane. Odwzajemniłem go i sam zacząłem mówić:
-A wy mogłybyście być najlepszymi przyjaciółkami na świecie. Wyswatałabyś swoją przyjaciółkę z własnym bratem, innymi słowy, wszystko zostałoby w rodzinie. Czego chcieć więcej?-spytałem. Cane zaśmiała się krótko.
-Wiesz, ja ją akurat nawet lubię, o czym parę razy już mówiłam. I jako jej przyjaciółka na pewno nie pozwoliłabym jej być z tobą. Nie skazałabym swojej przyjaciółki na tak okrutny los-powiedziała z uśmiechem Cane.
-Ej! Jaki znowu okrutny los!-zawołałem.
-No, nie oszukujmy się, szczytem marzeń to ty nie jesteś. Podrywacz, niestały w uczuciach, gwałciciel...-zaczęła wymieniać.
-Przystojny, z poczuciem humoru, inteligentny, dobry w łóżku-przerwałem jej. Na chwilę zapadła między nami cisza, popatrzyliśmy sobie w oczy i wybuchliśmy głośnym śmiechem.
-Przepraszam bardzo, ale kogo ty przed chwilą opisałeś?-zapytała Cane, kiedy przestała się śmiać.
-No siebie oczywiście!
-Od kiedy opisując siebie wymienia się wszystkie cechy, których się nie posiada?-spytała moja siostra, a ja spojrzałem na nią z udawanym politowaniem.
-Nie jesteś w tym momencie zabawna-stwierdziłem. Cane nic nie zdążyła odpowiedzieć, podczas gdy ja wykonałem szybko ruch ręką, którego na szczęście nie zauważyła. Drzwi za jej plecami same się otworzyły, a ja przybrałem przerażony wyraz twarzy.
-O matko, Lily, nic ci nie jest?!-zawołałem. W tym samym momencie Cane odwróciła się z przejęciem tylko po to, żeby zobaczyć otwarte drzwi i pustkę po ich drugiej stronie, a ja zacząłem się głośno śmiać.
-Candy! To nie było zabawne!-zawołała, odwracając się z powrotem w moją stronę.
-Było! I komu tu bardziej zależy na naszym...-nagle urwałem.-...naszym gościu-dodałem po chwili zastanowienia. Przestałem się śmiać, ale dla niepoznaki uśmiechnąłem się lekko. Cane popatrzyła na mnie podejrzliwie.
-O co chodzi?-spytała.
-O nic-odparłem.
-Akurat. Coś się stało.
-Nic.
-Powiedz!
-Nie powiem nic, bo nic się nie stało!-zawołałem trochę już wkurzony.
-To dlaczego tak się zaciąłeś?
-Widocznie zabrakło mi słów, trudno, jutro kupię sobie słowik... znaczy słownik-odparłem zdenerwowany.
-Ale jak chcesz możesz też kupić słowika. Będziemy mieli fajne zwierzątko-powiedziała Cane, a ja znowu spojrzałem na nią z politowaniem, ale tym razem już nieudawanym. Na chwilę zapadła między nami cisza. Mógłbym zdradzić Cane, że chciałem tak naprawdę powiedzieć "naszym cukiereczku", ale wolałem tego nie robić. Pewnie moja siostra, znając ją, wyśmiałaby moje postanowienie. A ja uznałem, że od tamtego wydarzenia nie będę już nazywał Lily "cukiereczkiem", bo to mogłoby mieć dla niej...złe skojarzenia.
-Ej tak teraz myślę... skoro ty też ją podobno nawet lubisz, to...może zamiast ze mną, wyswatamy ją z tobą?!-zawołałem po chwili, chcąc pozbyć się napiętej atmosfery. Cane zrobiła minę, jak bym właśnie zasugerował jej lot w kosmos i to moim balonem.
-Chyba sobie żartujesz?!-zawołała.
-Nie, dlaczego?-spytałem z uśmiechem.
-Dobrze wiesz, dlaczego!-zawołała, a ja znowu się roześmiałem.-Co cię tak bawi, wesołku?-zapytała, krzyżując ręce. Nie odpowiedziałem, tylko zacząłem się bardziej śmiać.-No co! Już ci to kiedyś tłumaczyłam, z kobietami też jest fajnie, ale nie tak przyjemnie, jak z facetami!-zawołała Cane, po czym sama zaczęła się śmiać, bo w końcu chyba dotarł do niej komizm całej tej sytuacji.
-A ja uważam, że z kobietami jest baaaaaaaaaaaaaardzo przyjemnie-odparłem, kiedy już przestałem się śmiać, po czym uśmiechnąłem się dwuznacznie. W odpowiedzi Cane uderzyła mnie lekko w ramię.
-Bo. Ty. Jesteś. Facetem-odparła, również z uśmiechem. Resztę nocy spędziliśmy, przekomarzając się właśnie w ten sposób, choć parę razy Cane wkurzyła mnie swoimi nawiązaniami do mnie i do Lily. Ją to śmieszyło, a mnie niesamowicie denerwowało. Ale żeby uciąć te wszystkie żarty, musiałem dać jasno do zrozumienia mojej siostrze, że Lily i ja to...absolutnie nie ma prawa się wydarzyć! Lubię ją, no ale nawet nie zamierzam się oszukiwać, poza tym po co mi dziewczyna? Mam w końcu swoje ofiary...
~*~
Według ustaleń z samego rana, o odpowiedniej godzinie, zjawiłam się przed pokojem Candy'ego i zapukałam. Po chwili drzwi otworzył ten właśnie człowiek.
-Yhm, co ty tutaj robisz?-spytał. Ton jego głosu był dość chłodny, co mnie nieco zaskoczyło.
-Eee...Kazałeś mi tu przyjść, nie pamiętasz? Mieliśmy się spotkać u ciebie...-odparłam trochę niepewnie. Candy spojrzał na mnie zaskoczony. Nic jednak nie powiedział, bo nagle zza niego wychyliła się Cane, po czym zrobiła krok w bok i stanęła obok nas.
-Tak właśnie mówiłeś! Sam mi potem wczoraj powiedziałeś, że zanim do was przyszłam, powiedziałeś Lily, że spotykamy się rano u ciebie! Tak właśnie powiedziałeś, nie? Czy nie powiedziałeś? Powiedz!-zawołała Cane.
-Tak, tak właśnie powiedziałem! Tylko zapomniałem!-odparł chłopak, po czym odszedł od drzwi, a ja niepewnie weszłam do środka. Zastanawiałam się, czy tylko mi się wydaje, czy on zachowuje się...dziwnie. I czy słowo "powiedzieć" zostało dzisiejszym słowem dnia, bo odniosłam wrażenie, że Cane aż za bardzo się nim cieszy.
-Nie przejmuj się nim. Pewnie ma zły humor-powiedziała Cane.
-Dlaczego?-zdziwiłam się. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
-A kto go tam wie? Jeszcze przed chwilą tryskał radością... Ej, Candy, dlaczego masz złu humor?!-zawołała, odwracając się do brata.
-Nie mam złego humoru. Zjedzmy coś lepiej i ruszajmy, a nie tracimy niepotrzebnie czas na gadanie-odparł wkurzonym tonem. Ja zaś, widząc jego stan, wolałam dać mu spokój i to samo poradziłam Cane, która na szczęście mnie posłuchała.
~*~
-Candy wydaje się dzisiaj...jakiś dziwny-powiedziała Lily, siadając obok mnie pod jednym z drzew. Spojrzałam na nią z uśmiechem.-No co? Cały dzień milczy, a na jakąkolwiek moją wypowiedź, skierowaną w jego stronę, reaguje z taką wrogością, jak bym mu co najmniej zarzuciła masowe ludobój...-Lily nagle urwała, a ja omal nie wybuchłam głośnym śmiechem.
-Gdybyś zarzuciła mu masowe ludobójstwo, to wcale nie odbiegałoby to tak daleko od prawdy-powiedziałam. Wprost nie mogłam się od tego powstrzymać. Lily nie skomentowała tego, tylko westchnęła i popatrzyła na swoje dłonie. Nie wiem czemu, ale nagle zrobiło mi się jej trochę żal. Zupełnie tego nie rozumiałam, nie chciałam tego czuć, zwłaszcza w stosunku do niej, ale postanowiłam jednak dać jej szansę i spróbować z nią nawiązać jakąś dłuższą konwersację. Może nawet poprawić jej humor, kto wie.-Candy wkurzył się pewnie nie wiadomo o co i ma fochy-powiedziałam.
-Na mnie?-spytała dziewczyna. Posłałam jej pytające spojrzenie.-Na mnie się wkurzył?-wyjaśniła. Wzruszyłam ramionami.
-A kto go tam wie? Wkurzył się i tyle, albo po prostu coś go trapi. Dopóki nie powie co, możemy się tylko domyślać-odparłam.
-No tak, ale... nie masz pomysłu, o co mogłoby mu chodzić? Może ma to związek z tym, co robiliście, kiedy spałam?-zapytała. Spowodowała tym samym, że jeszcze bardziej zaczęłam analizować moją nocną rozmowę z bratem. Hm... Jak zwykle żartowaliśmy i wkurzaliśmy się na siebie, ale niczego niezwykłego nie robiliśmy. To, co zawsze-pomyślałam.
-Nie znajduję w swojej pamięci żadnego powodu, dla którego Candy miałby mieć takiego focha. A może sam sobie coś ubzdurał?-odparłam.
-Mimo wszystko trochę mnie to martwi...-powiedziała Lily.
-Co cię martwi?
-Jego stan. Dlaczego jest taki wkurzony. Przecież jak ktoś chodzi stale zdenerwowany, to tylko mu szkodzi. Chciałabyś być stale wkurzona?-odparła dziewczyna.
-No nie, o wiele bardziej wolę być stale rozbawiona-przyznałam.
-No widzisz.
-Ale Candy chodzi stale wkurzony na własne życzenie. Coś ci powiem, Lily. Jestem jego siostrą. Nikomu nie zależy tak na nim jak mi. Bo mamy tylko siebie. Ale nawet ja tak się nie przejmuję stale jego humorami. Dziewczyno, ty naprawdę musisz przestać być taka dobra i wszystkim się przejmować, bo źle na tym wyjdziesz. Co najmniej oszalejesz od tego, i to bardziej niż Candy i ja-powiedziałam.
-Może i masz rację...-odparła po chwili Lily.-...Ale ja nie potrafię. Zawsze myślę o innych, o tym, jak się mają, czy wszystko z nimi dobrze. Nie wiem dlaczego, tak już mam, że o wszystkich się troszczę-powiedziała. Westchnęłam i położyłam jej dłoń na ramieniu.
-Jak to mówią, jak masz miękkie serce, to musisz mieć twardy tyłek. Bo życie, lub ludzie, jak wolisz, skopią cię bez skrupułów. Aż mi się ciebie żal robi-powiedziałam.
-A mi jest żal was-wypaliła nagle Lily. Przez chwilę miałam wrażenie, że wkurzyłam ją swoimi słowami, ale kiedy na nią spojrzałam, spostrzegłam, że wręcz przeciwnie, jest niezwykle spokojna.
-Dlaczego?-spytałam.
-Bo doznaliście wielu krzywd i zamknęliście się na wszelkie dobro, które mogą wam dać inni ludzie. Widzicie w nich tylko zło-wyjaśniła dziewczyna. Normalnie, gdyby powiedział mi to ktoś inny, w innych okolicznościach, pewnie byłabym zła. Ale tym razem jakoś tak ta cała szczerość mnie nie wkurzała, może dlatego, że ja też powiedziałam jej prawdę?
-Czyli wychodzi na to, że my mamy ciebie za naiwną, a ty nas za skrzywdzone biedactwa?-spytałam i lekko się uśmiechnęłam. Lily spojrzała na mnie, a widząc mój uśmiech, odwzajemniła go i skinęła głową.
-Mogę cię o coś zapytać?-spytałam po dłuższej chwili milczenia.
-Jasne.
-Czy ty możesz w jakiś sposób wybierać swoje moce? I skąd wiesz, kiedy pojawia ci się nowa moc? To od czegoś zależy? Możesz na przykład stwierdzić, że chcesz władać ogniem i się tego nauczyć?-zapytałam.
-Nie. To tak nie działa. Moce pojawiają się losowo, jaka i kiedy chce. I nie mam pojęcia, kiedy pojawia się nowa. Dowiaduję się o tym, kiedy sama to zauważę. Tak jak w przypadku tej regeneracji kosztem czyjejś energii. Gdyby nie wy, może nawet do teraz nie wiedziałabym, że mam nową moc. Chociaż trochę nad tym myślałam i mam pewną teorię...-odparła.
-Jaką?
-Bo ta moc regeneracji pojawiła się u mnie teraz, kiedy nieźle oberwałam od żołnierzy, którzy mnie złapali. Zatem, mówiąc wprost, pojawiła się u mnie, kiedy najbardziej była potrzebna-wyjaśniła Lily.
-A z innymi mocami też tak miałaś?-zapytałam. Lily pokręciła przecząco głową.
-Mam wrażenie, że one, jeśli już, pojawiały się zupełnie na chybił-trafił-odparła.
-Szkoda-westchnęłam.-Mogłabyś teraz nauczyć się jakiejś mocy kontroli umysłu albo czytania w myślach i poznać planu tego "szanownego" króla Juana-odparłam.
-Znając mnie, nie zrobiłabym tego w obawie o jego zdrowie albo samopoczucie-powiedziała Lily, po czym uśmiechnęła się lekko.
-Znając ciebie na pewno by tak było-przyznałam jej rację, po czym odwzajemniłam uśmiech.-Szkoda właściwie, że nie poznaliśmy się wszyscy w innych okolicznościach. I wcześniej-dodałam po chwili.
-Wcześniej to ja niestety nawet nie wiem, co robiłam-odparła Lily.
-Wiem. Candy też trochę mi o tobie opowiadał... Ale nie bądź na niego zła, my po prostu nie mamy przed sobą żadnych tajemnic. Wiesz, od wieków tak naprawdę mogliśmy liczyć tylko na siebie-powiedziałam. Lily kiwnęła głową.
-Candy przecież mówił mi też wiele o was. Więc równie dobrze miał prawo opowiedzieć ci moją historię-odparła.
-Teraz wychodzi na to, że Candy to dwulicowa plotkara-powiedziałam z uśmiechem. Lily zaśmiała się krótko.
-Chyba tak... A co właściwie ci o mnie powiedział?-spytała dziewczyna.
-O tym, że nie pamiętasz nic sprzed spotkania w lesie jakiegoś księcia-Lily westchnęła cicho.
-To wszystko prawda-przyznała.
-Śmiem twierdzić, że wszystko, co o naszej dwójce mówił mój brat, to też prawda. Chociaż nie wiem, czy powinnam mu na tyle ufać... Ale nie mówił o mnie niczego dziwnego? Typu, że lubię wyjadać mrówki z mrowiska albo spacerować nago o północy nad brzegiem jeziora?-zapytałam. Lily parsknęła śmiechem, a ja jej zawtórowałam.
-Nie, czegoś takiego nie mówił-odparła po dłuższej chwili, kiedy już się uspokoiłyśmy.
-To dobrze. Bo ja wcale tego nie robię. Ale jak chcesz, mogę ci poopowiadać kilka faktów o nim...dość ciekawych i zabawnych-odparłam. Lily zrobiła zakłopotaną minę.
-No nie wiem... Chyba jednak lepiej nie, jeszcze się bardziej wkurzy...-powiedziała.
-Ale kiedyś mu przejdzie...Chyba...Naprawdę nie chcesz wysłuchać fascynującej opowieści o tym, jak Candy wymieszał kiedyś wino z taką dawką... niezbyt dozwolonych substancji, że zwaliłoby to z nóg każdego człowieka? A on jeszcze po tym stwierdził, że od dziś zostaje księżniczką i idzie szukać sobie księcia wśród syren, po czym skoczył...prosto w ogromną kałużę...-powiedziałam. Od połowy mojej wypowiedzi Lily zaczęła się uśmiechać, a potem już nie mogła wyrobić ze śmiechu.
-To nie może być prawda-odparła po chwili.
-Ale jest! No przecież sama musisz przyznać, Candy i ja nie wyglądamy na istoty, które mają nudne życie, nie?-spytałam.
-No dobra, to teraz opowiedz jakiś swój przypał-odparła Lily.
-Nie. Najpierw ty opowiedz coś swojego-powiedziałam.
-Ja mogę cię zanudzić co najwyżej opowieściami o królewskich dzieciach, chcesz tego? Znaczy, ja te wszystkie dzieciaki uwielbiałam i uwielbiam, ale ty chyba niekoniecznie chciałabyś o nich słuchać, co?-odparła dziewczyna. Skrzywiłam się lekko i to wystarczyło za odpowiedź. Obie zaśmiałyśmy się krótko. Naprawdę dobrze mi się z nią spędzało czas.
-Proszę, proszę, jakie się z was nagle zrobiły przyjaciółki od serca-usłyszałam głos. Oczywiście głos Candy'ego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro