Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 65

-Ok, zatem plan jest taki. Odczekamy kilka dni, żeby nasza dwójka odzyskała energię, Lily przy okazji trochę wypocznie, i wracamy do jej rodziny. Może kiedy zjawimy się tam w jej towarzystwie, nie wezmą nas od razu za bezwzględnych morderców, którzy zjawili się tam tylko po to, aby wszystkich wymordować-powiedział Candy, po czym spojrzał na Lily i posłał jej uśmiech, który ona natychmiast odwzajemniła. Obie siedziałyśmy obok siebie i wcinałyśmy ciastka, a mój brat na zmianę stał i chodził w tę i z powrotem, jednocześnie wszystko nam tłumacząc.

-Ble. Niedobrze się robi od patrzenia na was, zakochane gołąbeczki-powiedziałam. Candy odwrócił się w moją stronę i pokazał mi język.

-Zazdrościsz-stwierdził. Prychnęłam cicho.

-Niby komu i czego? Tobie nie zazdroszczę, nie kręcą mnie dziewczyny. A Lily, jak już to wielokrotnie mówiłam, bardziej współczuję fatalnego gustu-powiedziałam z uśmiechem.

-Hahaha, normalnie zaraz pęknę ze śmiechy-odparł Candy.

-Byle nie w cyrku, nie zamierzam potem czyścić ścian z twoich fioletowo-niebieskich wnętrzności-odparłam. Nagle, zupełnie niespodziewanie, Lily zerwała się, odstawiła talerz z ciastkami i pobiegła gdzieś. Wyglądało to niemal dokładnie tak, jak wtedy, kiedy od nas odeszła.-A tej co się stało?-spytałam zaskoczona.

-Nie mam pojęcia. Pójdę jej poszukać-odparł Candy.

-Iść z tobą?-zapytałam, wstając i również odstawiając talerz z ciachami.

-Może lepiej nie? Jak będziesz potrzebna to cię zawołam-odparł.

-A co ja? Pies, żeby przybiegać na zawołanie?-zapytałam z uśmiechem, siadając z powrotem.

-Zawsze mówiłem, że suka z ciebie-powiedział na odchodnym mój brat.

-Idiota!-zawołałam za nim, ale on nic więcej nie powiedział, tylko zaśmiał się, najwyraźniej zadowolony z tego, że udało mu się mnie wkurzyć.-A wypchaj się!-dodałam jeszcze, wracając do jedzenia ciastek. Miałam tylko nadzieję, że szybko to załatwią, bo nie chciałam znowu samemu się nudzić.

~*~

Pierwsze miejsce, do którego się udałem, był oczywiście pokój, w którym Lily zawsze spędzała najwięcej czasu. To już był właściwie jej pokój. Wszedłem do środka, ale, o dziwo, nie znalazłem jej tam, choć sprawdziłem dokładnie każde miejsce. Wróciłem do Cane i, jak się okazało, Lily już też tam wróciła.

-Gdzie byłaś? Co się stało?-spytałem, widząc jej minę w style "zaraz chyba umrę".

-Nic, po prostu...źle się poczułam-odparła dziewczyna.

-Ale teraz już wszystko dobrze?-zapytałem, przyglądając się jej uważnie.

-Tak, tak, już jest ok-powiedziała Lily.

-Musisz na siebie uważać, nie wiadomo, jakie skutki może mieć to, co oni ci robili. Ale na pewno nic ci nie będzie, tylko...

-Tak, wiem, mam na siebie uważać-przerwała mi dziewczyna, przewracając oczami.

-Proszę, proszę, myślałam, że to ja się porzygam, a zrobiła to...Avenida-powiedziała z uśmiechem Cane. Posłałem jej wkurzone spojrzenie.

-Żadna tam Avenida, tylko nasza Lily!-odparłem. Dziewczyna zaś tylko pokręciła głową.

-Dziwnie jest w ogóle wiedzieć, że tak naprawdę masz zupełnie inaczej na imię. Myślałam w sumie, czy nie powinnam wrócić do "Avenidy" skoro to moje prawdziwe imię-powiedziała Lily.

-Możesz mieć na imię tak, jak sama uważasz. Oba twoje imiona są równie prawdziwe-odparłem.

-A jeśli chcesz, to możemy nawet razem z Candy'm wołać na ciebie "Krzesło". Albo "Ciastko"!-zawołała Cane, unosząc do góry wspomniane ciastko, a następnie wkładając je do ust i pałaszując z zadowoleniem. Lily zaśmiała się cicho. Nagle jednak dało się słyszeć jakiś hałas i wszyscy umilkliśmy.

-Pójdę to sprawdzić!-zawołała Cane, wstając.

-Iść z tobą?-zapytała Lily, a moja siostra przewróciła oczyma.

-Może lepiej nie? Jak będziesz potrzebna, to cię zawołam-odparła Cane, po czym popatrzyła na mnie i zaśmiała się. Nie mogłem się powstrzymać i też się uśmiechnąłem.

-Co jest? O co chodzi?-zapytała zdezorientowana Lily, czym tylko nas bardziej rozbawiła.

-O nic. Ruszaj, agentko Cane, sprawdzić co i jak-powiedziałem, gdy już przestałem się śmiać. Usiadłem obok Lily, na miejscu swojej siostry, i wziąłem ciastko.

-Tylko nie zjedźcie wszystkiego do mojego powrotu!-powiedziała Cane.

-W razie czego wyczarujesz sobie jeszcze-odparłem. Siostra posłała mi wkurzone spojrzenie, nic jednak nie powiedziała, tylko poszła w końcu sprawdzić, co spowodowało ten hałas.-Właściwie jednak myślę, że Lily znacznie bardziej do ciebie pasuje-powiedziałem po chwili, kiedy Cane już z nami nie było.

-Myślisz?

-Ja nie myślę, ja to wiem. Lily, lilia, symbol czystości i dobroci, idealnie pasuje do ciebie-odparłem, po czym odchyliłem głowę do tyłu i położyłem się swojej dziewczynie na kolanach.

-Ej! Nie pozwalaj sobie na za dużo!-zawołała z uśmiechem Lily.

-Dobrze wiesz, że ja potrafię sobie pozwolić na znacznie więcej. Daj mi ciastko-zażądałem, a ona posłusznie wzięła ciastko i włożyła mi do ust.

-Tak sobie jeszcze myślę, Lily Jester faktycznie brzmi chyba lepiej niż Avenida, to drugie jest takie zbyt...poważne-powiedziała dziewczyna.

-A wiesz, co brzmi jeszcze lepiej?-zapytałem, wpadając nagle na nowy pomysł.

-Co niby?

-Candy Lily!-zawołałem, po czym szybko podniosłem się i krótko pocałowałem dziewczynę. Kiedy się od niej odsunąłem, Lily sprawiała wrażenie co najmniej bardzo zaskoczonej.

-Żeś wymyślił. Długo nad tym myślałeś?-zapytała w końcu, z lekkim uśmiechem.

-Nie...Nie muszę długo myśleć, bo ja praktycznie wszystko wiem, umiem i na wszystkim się znam-odparłem. Lily zaśmiała się cicho i zatopiła swoją dłoń w moich włosach, przeczesując je delikatnie.

-To był jednak tylko jakiś szop, który wlazł nam do cyrku, więc go pogoniłam!-zawołała Cane, wracając. Westchnąłem.

-Ojej, mogłaś chociaż dać mu coś do jedzenia...-stwierdziła Lily.

-Nie dokarmia się dzikich zwierząt! Jeszcze sprowadzi tutaj całe swoje stado, żebyśmy je wykarmili!-zawołała moja siostra.

-Szopy nie żyją w stadach, z tego co wiem-powiedziała Lily, podczas gdy Cane usiadła obok niej, z drugiej strony, i sięgnęła po kolejne ciastko. Wzruszyła przy tym ramionami

-A ja tam nie wiem. Ale wiem za to, że lepiej tych dzikusów nie karmić, bo zaraz się tutaj pół lasu sprowadzi-odparła moja siostra. Kiedy skończyliśmy nasz posiłek i posprzątaliśmy, nie mieliśmy za bardzo nic do zrobienia, więc poszliśmy na mały spacer, w czasie którego Lily i Cane oddały się na jakiś czas dyskusji na temat dzikich zwierząt, potem mówiliśmy też trochę o naszych planach, w tym także na kilka najbliższych dni, które będziemy musieli znów spędzić w naszym cyrku.

~*~

Po powrocie Lily była dziwnie zmęczona, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że to był tylko spacer. Zdecydowała jednak, że pójdzie się trochę przespać, więc ja zostałem sam na sam z Cane.

-Wiesz, tak sobie o czymś myślę...-zaczęła dziewczyna.

-No o czym niby?-spytałem.

-Powinniśmy chyba spróbować pomóc Lily-powiedziała moja siostra, a ja popatrzyłem na nią zaskoczony.

-Przecież robimy to cały czas-stwierdziłem. Zupełnie nie rozumiałem, o co jej chodzi.

-Ale w innym sensie-odparła Cane.

-W jakim innym sensie? Oświeć mnie, jeśli łaska-powiedziałem, nie kryjąc swojego zdziwienia.

-Wiesz, chodzi o te jej moce-wyjaśniła.

-A konkretnie to co z nimi?-zapytałem. Nadal nic nie rozumiałem.

-Lily sama mówiła, że nie ma wpływu na to, kiedy i które się pojawiają. No i teraz, jak już wiemy, ma te nowe moce przez eksperymenty. I wiemy też, że drzemie w niej ogromna siła, skoro była w stanie zniszczyć cały ten ośrodek kilkadziesiąt lat temu.

-Do czego zmierzasz?-spytałem.

-Do tego, że powinniśmy spróbować jakoś pomóc Lily w opanowaniu ich. Odkryć sposób, w jaki one powstają, pojawiają się, może wtedy ona mogłaby, że tak powiem, wybrać sobie jeszcze kilka nowych mocy i się ich...no nie wiem, nauczyć się ich?-wyjaśniła Cane.

-To brzmi, jakbyś chciała wykorzystać jej zdolności, ale...

-Nie o to mi chodziło!-zawołała.

-Wiem przecież. Znam cię i doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że w tej kwestii byś tak nie postąpiła. Tylko nie wzięłaś jeszcze pod uwagę tego, że moce Lily ją wyczerpują. Już teraz nie jest w stanie funkcjonować bez przynajmniej kilku godzin snu, a co dopiero, gdyby miała jeszcze inne moce. Ale masz rację, musimy coś z tym zrobić. Może jeśli pogadamy z nią, razem nad tym pomyślimy, znajdziemy jakiś sposób opanowania tych jej mocy. Oczywiście inny, niż szprycowanie jej tym cholerstwem, które w ogóle ją tych mocy pozbawia. Musimy o tym pogadać w wolnej chwili, jak Lily trochę odpocznie-przyznałem rację siostrze.

-Ok. Bo inaczej to może być niebezpiecznie nie tyle dla nas, ile dla samej Lily. Ona jest trochę jak...chodząca bomba. Normalnie w każdej chwili może wybuchnąć, uaktywni jej się jakaś moc i koniec!-zawołała moja siostra.

-Tak, Cane, zrozumiałem twoją aluzję i zdaję sobie z tego wszystkiego sprawę, nie traktuj mnie jak ułomnego debila!-odparłem.

-Tyle że ty jesteś ułomnym debilem, więc jakim cudem mam cię tak nie traktować?-spytała Cane niewinnym tonem.

-Cane! Nie udawaj, że nie wiesz, o co chodzi!-krzyknąłem.

-Ale ja nie mam pojęcia, o co ci chodzi, niebieski pojebie!-zawołała, rozkładając ręce na boki i wzruszając przy tym ramionami. Następnie zaczęła się śmiać.

-Zamorduję!-krzyknąłem, po czym w moich rękach pojawił się kolorowy młot. Następnie rzuciłem się w stronę Cane, która od razu zaczęła uciekać i krzyczeć. Który to już raz miałem ochotę ją zabić?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro