Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. Generalne Porządki, Żeby Joker Nie Poderwał Lily

Nasza rozmowa była tylko z chwili na chwilę coraz bardziej niezręczna, szybko więc dobiegła końca. Joker i ja opuściliśmy pokój Lily, aby mogła odpocząć. Rozeszliśmy się w spokoju, nie miałem pojęcia, gdzie on zniknął, ale średnio mnie to obchodziło. Gdyby przypadkiem zgubił się gdzieś tutaj, na przykład na zawsze, nie rozpaczałbym za nim zbytnio. Jedynym pocieszeniem było to, że miałem swoją kochaną siostrzyczkę, która jak tylko ją odnalazłem, zaczęła swój ironiczno-sarkastyczny wywód na temat tego, że "w naszym cyrku są trzy osoby oprócz niej i każdy ją olewa", czym rozbawiła mnie i poprawiła mi choć trochę humor. Zaczęliśmy rozmowę na temat całego tego dnia, tego, co nas być może czeka, jak to dalej będzie z nami, z Jokerem i Lily, która jest święcie przekonana, że jest Avenidą...

- A imię? - spytała nagle Cane, czym zupełnie zbiła mnie z tropu.

- Jakie "imię"? - zapytałem zaskoczony.

- No, jakie imię nadacie dziecku? Jak to będzie dziewczynka, to proponuję Cane, po najlepszej cioci na świecie! - zawołała moja siostra.

- Cane! Ja nawet nie mam jeszcze pewności, że zostanę tym ojcem! A może Lily nie jest w ciąży? Szczerze mówiąc, nadal na to liczę, bo jeśli się okaże, że my naprawdę...będziemy mieli dziecko, to to będzie katastrofa po całości. Ja będę okropnym ojcem, a Lily byłaby wspaniałą matką, ale czy Avenida poradzi sobie w tej roli? Ona zupełnie nie wie, co się wokół niej dzieje, obecnie ledwo radzi sobie sama ze sobą, a co dopiero z opieką nad czymś takim - odparłem.

- Nazywasz swoje dziecko "czymś takim"? - spytała Cane.

- Nie łap mnie za słowa! Poza tym, jak to inaczej nazwać? - zapytałem. Skrzyżowałem ręce, oparłem się wygodniej o oparcie krzesła i przyjrzałem uważnie swojej siostrze.

- Dziecko. "To" nazywa się dziecko. Wiesz, to taka istota, która wygląda jak jego rodzice, tylko jest dużo mniejszea Powstaje wtedy, kiedy ojciec, czyli mężczyzna, matce, czyli kobiecie, wkłada...

- CANE TY DEBILKO NIE TŁUMACZ MI TERAZ SKĄD SIĘ BIORĄ DZIECI! - zawołałem.

- A TY NIE KRZYCZ NA MNIE! - odparła moja siostra.

- To zrozum w końcu, że to nie są żarty!

- Wiesz przecież, że ja do wszystkiego tak podchodzę! Ale nie jestem głupia, wiem, jakie to wszystko poważne. No ale co my możemy zrobić? Jedynie żyć dalej i się nie załamywać. Czas pokaże, jak to się wszystko dalej potoczy - stwierdziła Cane.

- Ale co, jak to się własnie potoczy źle? Jak stanie się coś złego? Tobie, Lily? - spytałem.

- Dobra... Kim jesteś i co zrobiłeś z moim bratem, który był wiecznie robiącym z siebie pajaca optymistą? - spytała Cane, po czym uśmiechnęła się do mnie lekko. Na mojej twarzy również zagościł na chwilę smutny uśmiech.

- Twój brat ewoluował - odparłem.

- Nie podoba mi się kierunek jego ewolucji - stwierdziła moja siostra. Nasza rozmowa zaczęła się kręcić wokół tego tematu, potem zaczęliśmy też rozmawiać o różnych innych rzeczach. Doszło aż do tego, że z powodu nudy Cane zaproponowała sprzątanie i ogarnianie całego cyrku, na co ani odrobinę nie miałem ochoty, ale ona uznała, że robienie czegoś sprawi, że nie będę musiał tyle myśleć o tym wszystkim i się martwić.

Podzieliliśmy się całym cyrkiem po połowie, a raczej to Cane nas podzieliła, mało tego, zaproponowała zawody w sprzątaniu, a ja, mimo wszelkich zmartwień, nie mogłem przegrać z moją siostrą! Miotła stała się więc chwilowo moją najlepszą przyjaciółką i razem z nią zacząłem gorączkowo biegać po całym pierwszym pomieszczeniu, żeby je jak najdokładniej wyczyścić. Musiałem przyznać Cane rację, po jakimś czasie pochłonęło mnie to zupełnie i na chwilę przestałem myśleć o wszystkich swoich dotychczasowych zmartwieniach i problemach. Nie miałem czasu, aby myśleć więcej o Lily, naszym dziecku, czy całym tym Jokerze, ani też o królu Juanie, królowej Adele i wszystkich innych ludziach, którzy za najważniejszy cel obrali sobie zniszczenie nas, w szczególności niewinnej i kochanej Lily.

Ta cała sytuacja była tak absurdalna, że wydawała się zupełnie niemożliwa, a jednak tak właśnie było. Ale cóż, oni nienawidzili nas, a my jeszcze bardziej ich. Ale tym razem to dla nich to wszystko skończy się źle. Skoro nie chcą nam odpuścić, to ja już dopilnuję, żeby cierpieli, za wszystkie nasze krzywdy, w szczególności za te wyrządzone Lily. Sami się o to proszą i się doigrają - pomyślałem, w drodze do następnego pokoju, który miałem posprzątać.

Mimowolnie zacząłem przypominać sobie wszystkie powody i sytuacje, które sprawiły, że znienawidziłem ich wszystkich jeszcze bardziej, niż zwykłych ludzi. I przypomniałem też sobie tamtą sytuację, kiedy oni...kiedy on, ten potwór, prawie odebrał...a właściwie to nawet nie "prawie", tylko po prostu odebrał Lily życie. Ty, którego tak często i tak bardzo broniła. Ty, na którym jej tak bardzo zależało. O kogo tak strasznie się martwiła. W kogo wierzyła. Kogo chciała odzyskać. Kogo kochała całym sercem, kogo niemalże wychowywała... Ty, właśnie ty postanowiłeś z jakiegoś powodu odebrać jej to, co najcenniejsze. Nie zajęło im długo przekonanie cię do tego... Mam nadzieję, że kiedyś zdechniesz w najgorszych męczarniach, a sprawcą tej śmierci będę ja! - pomyślałem, czując, jak narasta we mnie z chwili na chwilę coraz bardziej złość.

Odrzuciłem tą głupią miotłę, nie patrząc nawet gdzie poleciała, po czym natychmiast najkrótszą drogą skierowałem się w stronę drzwi. Czułem, że potrzebuję świeżego powietrza, żeby się trochę uspokoić. I pomyśleć, że sprzątanie miało mnie odprężyć, a zamiast tego przypomniałem sobie te wszystkie okropieństwa - pomyślałem. Traf chciał, że najkrótsza droga na zewnątrz prowadziła zaraz obok pokoju Lily, z czego może nawet nie zdałbym sobie sprawy, gdyby do moich uszu nie dotarły jakieś głosy.

Przystanąłem i zacząłem się przysłuchiwać, ale nic więcej nie usłyszałem. Moja ciekawość jednak nie dała za wygraną. Zawahałem się przez chwilę, po czym podjąłem szybką decyzję. Użyłem swojej mocy i stałem się niewidzialny, a następnie wszedłem do pokoju. Szybko pokonałem nieco długi korytarz i na jego końcu przyczaiłem, po czym wyjrzałem ostrożnie zza jednej ze ścian. Kiedy tutaj szedłem, znów zacząłem słyszeć jakieś ciche głosy, szmery i szepty, ale dopiero kiedy znalazłem się tak blisko, mogłem zrozumieć coś więcej. Wychyliwszy się nieco zza rogu, chciałem sprawdzić, co się właściwie dzieje, do kogo należą te głosy i czy z Lily wszystko w porządku. I przekonałem się. A o czym? O tym, że Joker nie do końca dał jej już na dziś spokój! Lily leżała na swoim łóżku, a on siedział na krześle obok i rozmawiali o czymś szeptem ze sobą. Nagle Joker pochylił się, przez co znalazł się jeszcze bliżej Lily... Poczułem, jak wzbiera we mnie jeszcze większa złość! Nagle ona coś szeptem powiedziała, a on wybuchnął głośnym śmiechem. Lily natychmiast poderwała się z miejsca i zaczęła go uciszać.

- Ciszej, ciszej, nie jesteśmy tu sami! - zawołała szeptem. Joker niewiele później faktycznie się uspokoił.

- A co, boisz się, że tamta dwójka nakryje nas na nielegalnych schadzkach? - spytał. Przysięgam, nie wiem, jakim cudem nie rzuciłem się wtedy na niego i go nie udusiłem.

- Nie! Poza tym, to ty do mnie przyszedłeś, tobie by się oberwało - odparła dziewczyna.

- Mi? A za co niby? Odwiedzanie przyjaciółki jest karalne?

- W środku nocy, kiedy ona próbuje spać? Chyba nie, ale powinno być - stwierdziła Lily. - Ale ja nie chcę, żebyśmy za bardzo hałasowali i im przeszkadzali, może robią coś ważnego? - dodała po chwili. Jedyną odpowiedzią Jokera było ciche westchnięcie. A więc to tak, on tutaj znowu przyszedł i utrudnia Lily wypoczynek, do tego tak bezczelnie z nią...rozmawia! Jego niedoczekanie, dłużej na to nie pozwolę! - pomyślałem ze złością. Następnie wróciłem do korytarza, odszedłem parę kroków w jego głąb i zacząłem się zastanawiać nad tym, co powinienem zrobić. Dość szybko wpadłem na idealny plan. Stałem się znów widzialny i jak gdyby nigdy nic skierowałem się korytarzem z powrotem prosto do pokoju Lily. Gdy się tam znalazłem, nie musiałem długo czekać na ich reakcję.

- Ty tutaj? - pierwszy odezwał się Joker, najwyraźniej bardzo zaskoczony moją obecnością. I niepocieszony.

-  Tak, kto by się mnie spodziewał w moim własnym cyrku, prawda? - odparłem, następnie przeniosłem wzrok z niego na Lily, łagodząc jednak przy tym swoje spojrzenie.

- Coś się stało? Dlaczego przyszedłeś? - zapytała Lily. Widać, że przejęła się moim pojawieniem się. O to samo mógłbym spytać jego - pomyślałem, ale darowałem sobie wypowiadanie tych słów na głos.

- Tak się właśnie składa, że szukałem Jokera, a przechodząc obok, usłyszałem jakieś głosy i przyszedłem sprawdzić, co się dzieje. Spiskujecie tu sobie po cichu przeciwko mnie i Cane? - spytałem, oczywiście z ironią, po czym uśmiechnąłem się lekko. Lily chyba jednak nie załapała sarkazmu i wzięła to na poważnie, a przynajmniej takie odniosłem wrażenie.

- Nie! Nie, nie, to nie tak, my tylko sobie rozmawialiśmy - odparła.

- Właśnie, tylko rozmawialiśmy. A mógłbym wiedzieć, dlaczego to mnie szukałeś? - zapytał Joker.

- O! To proste! Cane i ja, korzystając z tego, że i tak całą noc nie śpimy, postanowiliśmy wykorzystać jakoś czas i zrobić porządki. Liczyliśmy, że ty nam pomożesz, skoro rzekomo również nie potrzebujesz snu. Tyle chyba mógłbyś dla nas zrobić, zważywszy na to, jak bardzo już ci pomogliśmy - powiedziałem. Joker nic nie odpowiedział, tylko zacisnął usta w wąską kreskę, a z całej jego postaci zaczęła wręcz emitować złość.

- O rety, w takim razie ja też powinnam wam pomóc - stwierdziła Lily, po czym wstała z łóżka. Natychmiast do niej podszedłem.

- Nawet o tym nie myśl! Zaplanowaliśmy to na noc po to, żeby się nie nudzić. Ty w nocy masz inne zajęcia, musisz spać, bo sen jest ci potrzebny, a nam nie. Ty sobie lepiej odpocznij - odparłem. Dziewczyna jednak nadal wyglądała na nieco zmartwioną.

- Ale ja też powinnam wam się jakoś odwdzięczyć za pomoc i ogółem, za wszystko - stwierdziła. Znałem ją i spodziewałem się oczywiście takiej reakcji, dlatego byłem na nią przygotowany. Najchętniej powiedziałbym jej, że ona nie ma się co martwić, bo przecież to też jej dom. Wiedziałem jednak, że Lily nienawidzi jakiegokolwiek wychwalania jej albo traktowania lepiej od innych, więc postanowiłem obrać inną strategię.

- Skoro tak bardzo chcesz, na pewno znajdziemy jeszcze jakiś sposób, żebyś dała radę odwdzięczyć się nam za pomoc i nie musiała przy tym zarywać nocy. Więc nie masz się co martwić, skup się na tym, żeby się wyspać - powiedziałem, uśmiechając się przy tym lekko. Lily odwzajemniła niemal od razu mój uśmiech.

- Wydaje mi się, że to dobry pomysł - odparła po chwili. - Muszę wam jakoś za to wszystko podziękować - dodała. Wystarczającym podziękowaniem byłoby, gdybyś już nigdy więcej nie wpadała w żadne kłopoty. No i ewentualnie gdybyś mi powiedziała, że mogę stąd wyrzucić Jokera - pomyślałem. Nic jednak więcej nie powiedziałem, tylko popatrzyłem na nią przez chwilę z uśmiechem, po czym spoważniałem, jednocześnie przenosząc wzrok na Jokera.

- A co z tobą? - zapytałem. Przewidywałem jednak, że teraz, w takiej sytuacji, nie chcąc wypaść źle w oczach Lily, zgodzi się mi pomóc w sprzątaniu, a to by oznaczało, że musiałby opuścić ze mną ten pokój. Dałby spokój Lily i przy okazji ja sam miałbym pretekst, aby mieć na niego oko, lepiej być wprost nie mogło. Joker popatrzył na mnie ze złością, po czym wrócił spojrzeniem do Lily i lekko się do niej uśmiechnął.

- Na pewno znajdziemy jeszcze mnóstwo czasu i okazji, żeby jeszcze porozmawiać. A teraz musisz mi niestety wybaczyć, zmuszony jestem odwdzięczyć się pewnej przemiłej dwójce błaznów za ratunek - odparł. Robił wokół siebie istny cyrk, a najgorsze w tym wszystkim było to, że Lily to rozbawiło. Pożegnała się jednak z nim i w końcu Joker, razem ze mną, opuścił jej pokój. Na szybko wyjaśniłem mu, jak i którą częścią cyrku ma się zająć, po czym poszedłem odszukać Cane. Zamierzałem ją wtajemniczyć w mój plan, po czym wrócić do niego, żeby mieć na niego oko. Na szczęście szybko odnalazłem swoją siostrę.

- Cane, sprzątamy cyrk, jak ustaliliśmy. Ale pomoże nam w tym Joker - powiedziałem.

- Co? Jak? Dlaczego? Kiedy? Gdzie? - zdziwiła się.

- Bo tak powiedziałem Jokerowi - odparłem.

- Dlaczego?

- Nie zrozumiesz tego.

- Jednak się postaram, tylko mi powiedz dlaczego - odparła Cane.

- Joker dobierał mi się do dziewczyny - powiedziałem ze złością, zaciskając przy tym pięści.

- Ok, to bardzo niefajnie i rozumiem twoją złość, ale co to ma wspólnego ze sprzątaniem? - spytała.

- Powiedziałem, że ty i ja postanowiliśmy poświęcić noc na sprzątanie i musi nam pomóc w tym. Wszystko, byleby go od niej zabrać - odparłem.

- Ok, mogę ci pomóc w twojej małej intrydze, ale wiesz... Zdobywanie Lily, wykluczając rywala za pomocą intryg i kłamstw to nie najlepszy pomysł. Normalnie z całą przyjemnością pochwaliłabym taki sposób postępowanie, tyle że tu chodzi o Lily. Poza tym, miałam wrażenie, że ty też się przy niej trochę zmieniłeś i już nie jesteś taki chętny do stosowania tego typu metod - powiedziała Cane.

- Wiem o tym! Wiem o tym wszystkim! Tak samo jak wiem, że oni nawet nic złego nie robili tak naprawdę, tylko rozmawiali, ale... Nie jestem w stanie znieść ich widoku razem! A nawet jak widzę tylko jego, to mam wrażenie, że zaraz szlag mnie jasny strzeli! On...On był dla Lily wsparciem przez cały ten czas i cieszy mnie, że nie była w tym wszystkim sama, ale też mnie to martwi. Za bardzo się do siebie zbliżyli, a ja muszę to teraz odkręcić - powiedziałem.

- Rozumiem, rozumiem. I naprawdę ci współczuję, że musisz to wszystko znosić - odparła Cane, gdy ja skończyłem mówić.

~*~

Z jednej strony nie do końca pochwalałam plan brata, ja chyba też zmieniłam się trochę pod wpływem Lily, choć nie wiedziałam jeszcze, czy to dobrze czy źle. Z drugiej strony, rozumiałam go i jego obawy. Jednak nie chciałam, żeby musiał męczyć się widokiem czy spędzaniem czasu z Jokerem, a do tego ja sama byłam nim trochę zaintrygowana, więc namówiłam Candy'ego, żeby to mi pozwolił go pilnować. Szybko go odnalazłam.

- Co ty tutaj robisz? - spytał, przerywając na chwilę sprzątanie.

- Brat przysłał mnie, żebym ci pomogła - odparłam.

- Dzięki, ale sam dam sobie świetnie radę - powiedział obojętnie.

- Dzięki, nie żebym nie wierzyła twoim zapewnieniom, ale wolę jednak wiedzieć, jak ktoś sprząta mój dom i czy robi to dobrze. Zwłaszcza, że robi to pierwszy raz w życiu - odparłam. Joker nic już nie odpowiedział, tylko wrócił do przerwanej czynności. Co mogłam zrobić? Ogarnęłam sobie też jakąś miotłę i zaczęłam zamiatać kurz z drugiego końca pokoju.

- Skąd ty właściwie jesteś? - zapytałam mimochodem po kilku minutach. Nie dostałam jednak żadnej odpowiedzi, więc powtórzyłam pytanie. Joker westchnął.

- Czy możemy zająć się tym sprzątaniem? - spytał.

- Teoretycznie moglibyśmy, ale praktycznie byłoby nudno - odparłam.

- Byłoby spokojnie - stwierdził Joker. Mówił to wszystko spokojnym, obojętnym tonem, jakby za bardzo cała ta rozmowa go nie obchodziła.

- No to mówię przecież, że byłoby nudno - powiedziałam. Nagle on przerwał swoje zajęcie i odwrócił się w moją stronę.

- Byłoby spokojnie. SPOKOJNIE! Cicho i spokojnie, po prostu. Spokój nie oznacza nudy, chociażby Avenida, jest spokojna, ale wcale nie nudna. Mogłabyś się od niej tego uczyć - powiedział, po czym wrócił do sprzątania.

- Jeju, coś ty taki zły. Ale tu się mylisz, widzisz, Lily, znaczy Avenida, wcale nie jest aż tak spokojna. Gdybyś znał ją tak jak my i tak długo jak my, wiedziałbyś, jakie z niej ziółko! Wiesz, że kiedyś Candy miał fazę na straszenie jej, uwielbiał po prostu pojawiać się znienacka, albo budzić ją, i doprowadzać do zawału. W akcie zemsty zagadała do niego i tak go zamotała, że mój brat zostawił jej swój młot, a ona całego go przemalowała. Głównie na różowo, dała też masę różowych wstążek i kokardek, a nawet z moją pomocą narysowała na nim jakieś urocze króliczki, kotki, pieski, a na koniec wszystko obsypała brokatem.

- Bardzo to wszystko interesujące, ale wiesz, jakbyś nie zauważyła, to to zrobiła LILY! Nie Avenida, która teraz tutaj z nami jest. Naprawdę rozumiem wasz punkt widzenia, to że Lily była dla was kimś ważnym, na pewno też nie czujecie się z tym wszystkim najlepiej. Ale myślę, że ona jednak ma najgorzej, jest Avenidą, ale jednocześnie jest też Lily. Więc może dla jej dobra przestań postrzegać ją przez pryzmat tego, kim była Lily i zrozum, tak jak twój brat, że to ja lepiej znam Avenidę niż wy, ja jestem też jej przyjacielem, a wy obcymi osobami. Tylko ją swoim zachowaniem krzywdzicie, więc dajcie już spokój mi i jej - powiedział Joker, odwróciwszy się znów na chwilę w moją stronę.

~*~

Niemal od razu wróciłem do przerwanego zajęcia, pewien, że ta cała Cane nic sobie jak zwykle nie zrobi z moich słów i będzie dalej coś trajkotać. Ku mojemu zdziwieniu jednak, tak się nie stało. Na początku byłem szczęśliwy, że mam spokój, jednak po czasie trochę się tym przejąłem. Ukradkiem sprawdziłem co robi ta dziewczyna. Zajmowała się sprzątaniem, w ciszy, czego chciałem od początku. Byłem zły, że jej brat przerwał mi rozmowę z Avenidą, a ponadto denerwowało mnie też wszystko to, co powiedziałem Cane. Ona i jej brat wciąż nie mogli tego wszystkiego jednak zrozumieć, że to nie jest żadna "ich" Lily i przez to mogli co najwyżej Avenidzie zaszkodzić.

Jednak mimo że wiedziałem, iż mam rację, coś nie dawało mi spokoju. Jakby...wyrzuty sumienia? A nasilało się to za każdym razem, kiedy przyglądałem się Cane, która niby tylko w ciszy wykonywała swoją pracę, ale jednocześnie wydawała się taka... Smutna? Może i smutna to zbyt wielkie słowo, ale brakowało w niej tej jej radości. Ironia losu, jeszcze chwilę temu radosna Cane mnie denerwowała, a teraz martwi mnie widok smutnej Cane - pomyślałem. A im dłużej nad tym myślałem, tym bardziej czułem się winny. Coś podpowiadało mi, że przecież ona faktycznie wygląda, jakby chciała jak najlepiej dla Avenidy. A to całkiem nowa sytuacja dla nas wszystkich i to jasne, że trudno nam się odnaleźć, znaleźć jakiś dobry sposób postępowania. Może i ja popełniam jakieś błędy. Pewnie tak. Nie powinienem więc tak się o to pieklić - pomyślałem. W końcu te wyrzuty sumienia, o ile tak mogę je nazwać, wzięły nade mną górę i podszedłem do Cane zajętej sprzątaniem.

- Coś się stało? - spytała dziewczyna, nie przerywając zamiatania podłogi.

- Tak. Wiesz, chyba trochę za ostro to wszystko powiedziałem. Przesadziłem, ale proszę, nie miej mi tego za złe, ja się po prostu martwię o to wszystko i próbuję odnaleźć się jakoś w tej nowej sytuacji - powiedziałem, starając się zachować spokój.

- Spoko. Za to mi jest super łatwo, kilka razy już moja niemal bratowa traciła pamięć, będąc przy tym w ciąży, więc luz, mam doświadczenie i mi lepiej - odparła z ironią Cane, nawet na mnie nie patrząc. Chyba naprawdę się na mnie obraziła  - pomyślałem, nieco zaskoczony. Siostra Candy'ego cały czas zachowywała się bowiem tak radośnie i beztrosko, że nie brałem nawet pod uwagę, iż ona też może się tym wszystkim martwić. I że może się na mnie obrazić.

 - Wiem, że tak nie jest - odparłem.

- Brawo, umiesz rozpoznać ironię - powiedziała z sarkazmem Cane.

- Ej! Przestań na chwilę i spójrz na mnie! - zawołałem. Dziewczyna rzeczywiście przestała sprzątać i popatrzyła na mnie.

- Co? - spytała, do tego takim tonem, jakby życzyła mi rychłej śmierci. Przez chwilę aż... Może to dziwne, ale wystraszyłem się jej. Naprawdę wydała mi się wtedy groźna, kiedy popatrzyła na mnie z taką wrogością, jak na ofiarę albo przeszkodę, do tego z chęcią mordu w oczach. Odruchowo cofnąłem się o jeden krok, ale zaraz przywołałem się do porządku. Przecież ona nic ci nie zrobi, ogarnij się - pomyślałem.

- Ja naprawdę chciałem cię przeprosić. Szczerze. Tak się skupiłem na Avenidzie i na sobie, że nie pomyślałem nawet, co ty możesz czuć - powiedziałem.

- Nie tylko ja, ale i mój brat, nie zapominaj o nim. Do nas masz pretensje, że rzekomo nie myślimy o tym, jak czuje się Lil...Avenida, a sam postępujesz dokładnie w ten sam sposób, myślisz tylko o sobie, a jedynie przy okazji o Avenidzie! Kto ci dał prawo nas w ogóle oceniać, co? - zapytała ostro Cane.

- Jestem przyjacielem Avenidy, dlatego martwię się o nią i nie chcę, aby ktokolwiek ją skrzywdził, również wy - odparłem.

- A jesteś pewien, że ona uważa cię za przyjaciela? - spytała dziewczyna.

- Oczywiście, sama mnie tak niejednokrotnie nazwała! - zawołałem, lekko już poddenerwowany całą tą naszą rozmową. Cane przez chwilę mi się przypatrywała, bardziej już ze znudzeniem, po czym wzruszyła ramionami i wróciła do przerwanej czynności.- Czyli wybaczasz mi i zakopujemy topór wojenny, czy walczymy ze sobą dalej? - spytałem.

- Może ci wybaczę, jak się przyłożysz do sprzątania, PRZYJACIELU - powiedziała, nawet na mnie nie spoglądając. Z tonu jej głosu dało się jednak zrozumieć, że nie jest na mnie już zła i tylko tak sobie zażartowała. Mimowolnie uśmiechnąłem się lekko i też wróciłem do sprzątania tego ich cyrku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro