Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

37. Jaskinia

Zgodnie z naszym planem, musieliśmy działać szybko. Wróciliśmy razem z Aleksandrem do naszego cyrku. Dosłownie biegliśmy, nawet ja starałam się, jak tylko mogłam, pomimo mojej ciąży. Na szczęście jeszcze nie była aż tak zaawansowana. W końcu dotarliśmy do cyrku, a wtedy Candy i Cane przenieśli go w odpowiednie miejsce, to znaczy w miejsce, które znała Cane. Znała jego lokalizację mniej więcej, dzięki temu zdołali przenieść cyrk w pobliże. Kiedy wylądowaliśmy już na miejscu, ruszyłam razem z innymi do wyjścia, ale wtedy właśnie zatrzymał mnie Candy. Westchnęłam ciężko.

~*~

Chwyciłem Lily za ramię i zatrzymałem ją, na co ona westchnęła z rezygnacją.

- A ty dokąd się wybierasz, co? - spytałem, nieświadomie unosząc lekko jedną brew.

- Już nigdzie - odparła potulnie Lily, na co rozluźniłem się lekko, puściłem też ją już.

- I bardzo dobrze - skomentowałem, zadowolony.

Nasz plan zakładał, że po przeniesieniu, Lily zostanie tutaj, a ja razem z nią. To wszystko dla jej bezpieczeństwa, jej i dziecka, żeby ich nie narażać, a ja miałem być dodatkową ochroną. I tak najważniejszy był Aleksander oraz żeby ktokolwiek z nas mu towarzyszył, obowiązkowo Cane, a jej towarzyszem mógł być Joker. Niestety nie mogłem się rozdwoić i pilnować jednocześnie i Lily, i Cane. A lepszy taki Joker jako dodatkowe zabezpieczenie niż nikt. Tak więc oni wyruszyli na poszukiwania pod dowództwem Cane, a ja zostałem, żeby pilnować Lily, która była oczywiście... może nie tyle niezadowolona, ale smutna przez to, że nie mogła iść z nimi. Ona rzecz jasna poszłaby z każdym nawet do piekła. Była za dobra i nie myślała praktycznie wcale o swoim dobru i bezpieczeństwie, ale na szczęście, od tego miała mnie i ja tego uważnie pilnowałem.

~*~

Znałam mniej więcej odpowiednią lokalizację oraz wiedziałam co i jak zrobić. Całą trójką zaangażowaliśmy się w dokładne poszukiwania i w końcu, po jakiejś godzinie, udało nam się znaleźć odpowiednie miejsce. I tak dobrze nam poszło, że zeszła nam na to "tylko" godzina, ale oczywiście wszyscy byliśmy cholernie zdenerwowani i zniecierpliwieni. W końcu jednak odnaleźliśmy odpowiedni, ogromny głaz, zakrywający w całości wejście do podziemnej jaskini, doskonale ukrytej i niewidocznej z zewnątrz dzięki temu kamieniowi. Schyliłam się do głazu, Aleksander rzucił się, żeby mi pomóc, ale ja go jednak ubiegłam i z uśmiechem chwyciłam cały ogromny głaz i przesunęłam.

- No dobra chłopcy, wskakujcie! - zawołałam.

Joker przewrócił oczami. Coś w stylu "boże co za cyrk", ale nic nie powiedział i wskoczył do dziury. Po nim Aleksander, a na końcu ja. Ludzie pewnie sporo się męczyli, żeby od środka przesunąć z powrotem ten głaz i zakryć nim wejście. Na szczęście nie był on wysoko i można było dosięgnąć, ale ja i tak nie zamierzałam się tak męczyć. Zamiast tego użyłam swojej magii, a po zakryciu wszystkiego, zrobiło się oczywiście strasznie ciemno. Ale ja wiedziałam, gdzie są ukryte pochodnie, a Aleksander miał krzemień i krzesiwo, tak więc po chwili ogień rozświetlił to miejsce.

- Ruszajmy! - zawołałam, chcąc faktycznie ruszyć, ale zatrzymał mnie jeszcze Joker.

~*~

Zatrzymałem jeszcze na chwilę Cane. Wiedziałem, że Cane, moja Cane, to nieobliczalna wariatka i wojowniczka. Kochałem ją, ale byłem też realistą. Mimo wszystko, nie chciałem jej zbytnio narażać, bo przecież mi na niej zależało.

- Może ja pójdę przodem? - zaproponowałem.

Z twarzy Cane nie schodził radosny uśmiech, kiedy obrzuciła mnie zwyczajnym spojrzeniem.

- A co? Obudził się w tobie nagle dżentelman? To miłe i doceniam to, ale nie oddam ci miejsca na przedzie! To moje ostatnie słowo! - zawołała.

I chociaż mówiła trochę, jakby szła z nami na wycieczkę, to jednocześnie zabrzmiało to jak ostateczna decyzja. Jakoś tak poczułem, że uparła się i nic nie ugram, więc pozostało mi tylko westchnąć, zaakceptować swoją rolę, i ruszyć na samym końcu, bo Aleksander szedł pomiędzy nami. Oby tylko decyzja o współpracy z ludźmi okazała się dobrą decyzją...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro