32. Spotkanie rodzinne
Powiem tak, gdybym miała opisać Morderczą Miłość piosenką, to byłoby to zdecydowanie to. Nawet pisząc ten rozdział jej słuchałam. No po prostu idealny opis mojego ff. Wydawało mi się, że odkryłam tą piosenkę przypadkiem, jakiś czas temu, ale... Podobno Lumiriel mi o niej kiedyś wspominała... A ja naprawdę tego nie pamiętam, i przepraszam cię jeszcze raz za moją sklerozę;-;
~*~
- To wszystko jest... Jest... Brzmi niemożliwie - powiedziała Adele.
- Niemożliwie? Niemożliwie to brzmi to, że ktoś tak bliski Lily jak Aleksander ją zabił! - zawołałam, nie kryjąc nawet swojej złości. Poczułam czyjeś ręce na ramionach. Doskonale wiedziałam, do kogo należą. Spojrzałam w bok i moje oczy napotkały spokojne i uważne spojrzenie Jokera.
- Spokojnie Cane, nie denerwuj się tak. Emocje nie są dobrym doradcą - powiedział. Chciałam mu się wyrwać i zapytać, jak niby mam się w takiej sytuacji nie denerwować, ale jakoś się powstrzymałam, zważywszy na to, co mi dziś powiedział. Tamta rozmowa musiała być dla niego bardzo trudna, więc nie chciałam go dodatkowo denerwować ani ranić. Skinęłam mu lekko głową, po czym wzięłam głęboki wdech i odwróciłem się ponownie w stronę tej kobiety. Przyglądała mi się przez chwilę uważnie, po czym jej wzrok spoczął na Jokerze. W tej samej chwili on zabrał swoją rękę z mojego ramienia.
- A więc... Ty też jesteś przyjacielem Lily? I poznałeś ją... Kiedy oboje was schwytał Juan? - spytała.
- Dokładnie tak - odparł Joker.
- I... naprawdę było tam aż tak okropnie? - zapytała kobieta.
- Masz czelność, żeby pytać go o takie okropne przeżycia takim tonem, jakbyś mu się pytała, jak było na wakacjach - stwierdziłam. Kobieta spojrzała na mnie zakłopotana.
- Cane, daj spokój, nic takiego strasznego się nie dzieje, mogę odpowiedzieć na kilka niegroźnych pytań - odparł Joker. Adele spojrzała na niego.
- Przepraszam, ja... w ogóle nie pomyślałam o tym, że nie powinnam o to pytać - odparła.
- Nic takiego się nie stało. Ale muszę przyznać, że tak, tam było okropnie. I przerażająco. Właściwie to dałem radę chyba tylko dzięki temu, że towarzyszyła mi Ave... Lily. Pomagaliśmy sobie nawzajem. Nie wiem, jakim cudem zniosła zamknięcie w takim miejscu po raz drugi, a właściwie to po raz trzeci. I nie dziwię się, że wcześniejsze przeżycia całkowicie wyparła ze swojej pamięci, też bym to najchętniej zrobił - powiedział Joker.
- Tak mi przykro... Nie miałam nawet pojęcia, że Juan planuje coś takiego. To znaczy, interesował się Lily, ale myślałam, że... że po prostu widzi w niej zagrożenie dla siebie. Głupia, uwierzyłam mu, a on tak naprawdę po prostu pragnął Lily i tego, co ona potrafi - powiedziała Adele, utkwiwszy wzrok w podłodze.
- To fakt, byłaś głupia - odparłam.
- Cane! - zawołał Joker. Spojrzał na mnie z naganą w oczach.
- No co? Mówię prawdę! - odparłam.
- Nie, nie, ona ma rację. Byłam naprawdę głupia. W całym tym zamieszaniu dałam się idealnie zmanipulować Juanowi. Zresztą myślę, że nie tylko ja - powiedziała kobieta, ponownie podnosząc na nas wzrok.
- Co masz przez to na myśli? - spytałam.
- Równie dobrze to właśnie mógł zakładać jego plan. Żeby nastawić nas przeciwko sobie - powiedziała Adele.
- Cóż, jak widać nie musiał się długo męczyć z tym, aby wmówić wam, że Lily jest zepsuta do szpiku kości i abyście zapragnęli jej śmierci - odparłam.
- To nie tak! - zawołała Adele.
- Nie? A jak mam niby rozumieć to, co jej zrobiliście? Rozumiem, że Aleksander wbił jej ten nóż Juana w serce na znak miłości i wdzięczności? - spytałam.
- Cane, naprawdę, daruj sobie te złośliwości - wtrącił się Joker.
- Kiedy ja tylko stwierdzam fakty! Proszę bardzo, my wszystko wyjaśniliśmy, teraz niech ona się tłumaczy! - zawołałam. Następnie ruszyłam w stronę kobiety. Ta, przerażona, zaczęła się cofać, aż trafiła na ścianę. Była uwięziona między nią, a mną.
- O-odsuń się ode mnie - powiedziała cicho, drżącym głosem. Odezwała się we mnie moja dawna natura. Widząc ją, taką przestraszoną, zdruzgotaną, załamaną, miałam ochotę zrobić wszystko, aby bała się i cierpiała jeszcze bardziej.
- Bo co? Bo wezwiesz pomoc? Wtedy ostatecznie pokażesz, po czyjej jesteś stronie - odparłam.
- A co niby miałam sobie pomyśleć po tym, jak dowiedziałam się, że Lily zadaje się z mordercami i że zabiła Laurę? Wszyscy mówili, że to zrobiła! - zawołała kobieta, bliska płaczu. Mnie to jednak nie ruszało. Koło mnie pojawił się Joker.
- Cane, dość...
- Nie, nie dość - powiedziałam, odwracając się w jego stronę. - To ja zadecyduję, kiedy z nią skończę - dodałam, po czym spojrzałam z powrotem na Adele. - Wszyscy tak mówili? To dziwne, bo Lily zawsze mówiła coś innego. Próbowała powiedzieć, że jest niewinna, ale nikt z was, jej RODZINY, jej nie słuchał. Z kim więc miała się zadawać, skoro własna rodzina się jej wyparła i tylko my, mordercy, wyciągnęliśmy do niej pomocną dłoń? - spytałam. Po twarzy Adele spłynęły pierwsze łzy. Mogła sobie beczeć do woli, miałam to gdzieś. Między innymi przez nią cierpieli moi bliscy, nic się nie stanie, jeśli teraz ona trochę pocierpi. To samo powiedziałam Jokerowi, gdy znów chciał mi przerwać.
- Wiem, wiem, że popełniłam błąd, byłam zbyt pochopna w swej ocenie, nie wysłuchałam Lily, nie chciałam jej pomóc, popełniłam mnóstwo błędów, teraz już o tym wiem. Ale chciałabym z nią porozmawiać i to wyjaśnić. Proszę - powiedziała Adele, spoglądając na nas błagalnie. Odwróciłam się w stronę Jokera. Popatrzyliśmy na siebie niepewnie. Nie ustaliliśmy, co powinniśmy zrobić w takiej sytuacji.
~*~
Siedzieliśmy razem przed cyrkiem. Ja byłem oparty plecami o kamień, a Lily siedziała przede mną. Obejmowałem ją od tyłu i razem podziwialiśmy krajobraz. Na niebie nie było ani jednej chmurki, słońce świeciło w najlepsze, oblewając wszystko swoim blaskiem i co jakiś czas przelatywał jakiś ptak albo przebiegała jakaś wiewiórka. Normalnie bajka, gdyby nie fakt, że oboje niecierpliwie wyczekiwaliśmy powrotu Cane i Jokera. Nie chciałem jednak, aby Lily aż tak się denerwowała, dlatego postanowiłem spróbować ją czymś zająć. Zaproponowałem, żebyśmy poszli na zewnątrz. Mieliśmy się trochę przejść, ale skończyło się na tym, że siedzieliśmy razem przed cyrkiem. Jedną ręką bawiłem się włosami Lily, drugą ją objąłem, kładąc jej dłoń na brzuchu. Po tym wszystkim nawet gdy była tak blisko mnie cały czas bałem się, że nagle ją stracę, dlatego tym bardziej doceniałem takie chwile. Ona była tak krucha i delikatna, że wprost nie mogłem się temu nadziwić. W jaki sposób ona zniosła to wszystko?
- Delikatna, ale jednak silna - powiedziałem cicho.
- Co takiego? - spytała Lily. Odchyliła się do tyłu, oparła głowę o moją klatkę piersiową i spojrzała w górę, na moją twarz. Uśmiechnęła się lekko.
- Mówiłem o tobie - odparłem, odwzajemniając uśmiech. - Jesteś delikatna, ale silna - dodałem.
- Raczej bezsilna - stwierdziła, spoglądając z powrotem na widok przed nami. Z tonu jej głosu zniknęła cała radość i beztroska, którą emanowała jeszcze chwilę temu.
- Wcale nie - odparłem, przesuwając dłonią po jej brzuchu. Nagle wpadła mi do głowy pewna myśl. - Kiedy będziemy mogli poczuć, że się rusza? - spytałem. W tej samej chwili poczułem, jak Lily sztywnieje w moich ramionach. Następnie chwyciła mnie za rękę, którą miałem na jej brzuchu, i zabrała ją, po czym odwróciła się do mnie twarzą. W jej oczach dostrzegłem strach.
- Co jest? Coś się stało? Powiedziałem coś nie tak? - spytałem. Lily wyglądała na poważnie przestraszoną.
- Biorąc pod uwagę wszystko, co ustaliliśmy... - zaczęła cicho, spoglądając na mnie ze strachem w oczach. - To jestem prawdopodobnie w piątym miesiącu. Jeśli tak, powinnam już coś poczuć, a nie czułam zupełnie nic - dodała.
- Naprawdę? Skąd to wiesz? - zdziwiłem się.
- Przecież wiesz, że w Guard zajmowałam się głównie doradzaniem władcy, opieką nad dworem i jego dziećmi. Wiem coś o tym, jak powinna wyglądać ciąża, nieraz miałam do czynienia z kobietami w ciąży - odparła Lily.
- No faktycznie, wspominałaś o tym. Ale tak to wygląda u ludzi, może u genyrów jest inaczej? - spytałem.
- Ale to już piąty miesiąc, a ja nie czułam w ogóle nic! - zawołała zdenerwowana Lily.
- Hej, hej, spokojnie - powiedziałem, po czym przysunąłem się do niej i chwyciłem jej twarz w dłonie, a następnie zmusiłem, żeby na mnie spojrzała. - Nie mamy nawet pewności, że to piąty miesiąc. Mogliśmy się pomylić, nie znamy dokładnej daty, poza tym, tak jak mówiłem, u genyrów może to wyglądać trochę inaczej. Myślę, że powinnaś dać sobie jeszcze trochę czasu, zamiast panikować - odparłem. Lily westchnęła. Opuściła wzrok. Zabrałem swoje dłonie, a ona pochyliła się w moją stronę, opierając czoło o moją klatkę piersiową. Wydała mi się w tamtej chwili tak bezbronna, że niemal od razu przytuliłem ją. Jeśli tylko to było możliwe, chciałem zrobić wszystko, aby ochronić ją przed złem tego świata.
- Może i masz rację... - powiedziała cicho. Po chwili jednak odsunęła się ode mnie i spojrzała na mnie z powagą. - Ale to nie zmienia faktu, że martwię się, czy z dzieckiem wszystko w porządku - dodała.
- Na pewno. Z naszym synem wszystko ok, bardziej się martwię o panikującą mamę - odparłem. Uśmiechnąłem się, co Lily odwzajemniła, ale bez przekonania.
- Nie możesz tego wiedzieć na pewno - stwierdziła.
- Ale na pewno wiem, że nie pomaga mu, gdy jego mama się tak zamartwia - odparłem. - Poza tym - dodałem, po czym pochyliłem się i pocałowałem ją szybko i przelotnie w usta. - Znam lepsze sposoby na spędzanie wolnego czasu, niż martwienie się bez sensu - dodałem, ponownie się uśmiechając. Lily pokręciła głową, patrząc przy tym na mnie z lekkim oburzeniem.
- Tobie tylko jedno w głowie! - zawołała.
- Jak ty mnie dobrze znasz! - odparłam, po czym zacząłem się śmiać.
- Candy, ja teraz całkiem na poważnie mówię, co jeśli... - przestałem się śmiać i ponownie popatrzyłem na Lily. Zanim dokończyła, schyliłem się i pocałowałem ją po raz kolejny. Tym razem jednak trwało to dłużej. Objąłem ją i przyciągnąłem do siebie, wpijając się przy tym w jej usta. Nigdy nie będę miał tego dość. Gdy już jakimś nadludzkim wysiłkiem się od niej odsunąłem, kontynuowałem, zanim ona doszła do siebie:
- Co jeśli nic złego się nie dzieje, tylko niepotrzebnie się martwisz? Wszyscy tutaj pilnujemy, aby nic ci się nie stało, tobie i dziecku, i abyście byli bezpieczni. Na pewno wszystko będzie dobrze, a jedyne, co może naprawdę zaszkodzić dziecku, to twoje zamartwianie się bez sensu na zapas - powiedziałem.
- Chyba faktycznie masz rację. Powinnam przestać o tym tyle myśleć...
- No dokładnie, o tym cały czas mówię! - zawołałem.
- Przeszkadzamy wam, gołąbeczki? - usłyszałem zza swoich pleców. Spojrzałem w górę i napotkałem wzrok uśmiechniętej Cane. Nim zdołałem jakkolwiek zareagować, Lily już wstała i znalazła się przy Cane.
- I co? Jak było? Co się stało? Wszystko z wami w porządku? Z moją rodziną też? Ustaliliście już coś? - spytała.
- Spokojnie, nie tyle pytań na raz - odparła moja siostra. W chwili w której ja wstałem, obok nas teleportował się też Joker.
- Jak widać, cała nasza rodzinka w komplecie. No więc? Co takiego ciekawego ustaliliście? - zapytałem.
~*~
- Musiałaś to robić? - spytałem.
- Niby co takiego? - odparła Cane.
- Zachowywać się tak wrednie! - zawołałem ze złością, po czym natychmiast zamilkłem i rozejrzałem się po okolicy, żeby się upewnić, czy nie zwróciłem niepożądanie niczyjej uwagi. Na szczęście nie. Wróciłem spojrzeniem z powrotem do Cane.
- I co? Kto teraz zachowuje się głośno? - spytała. - Podczas powrotu mamy być przecież tak samo uważni, jak w drodze do Adele, nie? - dodała Cane. Westchnąłem.
- Tak, wiem, poniosło mnie. Ale ciebie też, gdy byliśmy u Adele. Mówiłaś, że chcesz porozumienia, a nie zachowywałaś się jak ktoś, kto tego chce - odparłem.
- To dlatego, że... naprawdę tego chcę. Chcę, abyśmy wszyscy mogli żyć wreszcie w spokoju. Szczęśliwie. Tyle że, kiedy znaleźliśmy się w Guard, u Adele... Oprócz tego wszystkiego, poczułam też na nowo złość. Wściekłość na nich wszystkich za to, co zrobili. I że jeszcze Adele próbowała ich usprawiedliwiać. Nie potrafiłam się opanować - powiedziała. Gdy to usłyszałem, zrobiło mi się jej strasznie żal. Wszystko to, co miało miejsce, raczej nie było szczytem jej marzeń. No i nie mogła do końca kontrolować tego, co czuje, prawda? Kiedyś uważałem inaczej. Sądziłem, że uczucia da się trzymać na wodzy, jeśli bardzo się tego chce. Tylko dzięki temu pozbierałem się jakoś sam po tym wszystkim, co się stało. Ale pojawienie się Cane uzmysłowiło mi, że byłem w błędzie. Choćbym nie wiem jak chciał, nie potrafiłem być wobec niej obojętny. Przeżywałem wszystko to co ona, i co było z nią związane, zwłaszcza w tak ważnej kwestii.
- Rozumiem. Bardzo mi przykro, że... - Cane nagle spojrzała na mnie i bezceremonialnie mi przerwała.
- Nie musi ci być przykro. Powinnam się była lepiej opanować. Takie zachowanie raczej nie przekona ich, że mamy dobre zamiary - odparła. Uśmiechnąłem się lekko.
- To fakt, ale ostatecznie udało nam się osiągnąć cel, w dużej mierze dzięki tobie. Przekonałaś ich przynajmniej do spotkania, i to na naszych warunkach. Jesteś niesamowita - odparłem. Cane prychnęła.
- Ja? Gdyby nie ty, pewnie rozszarpałabym Adele, zamiast z nią porozmawiać - stwierdziła, kręcąc przy tym ledwie zauważalnie głową. Na dźwięk jej słów po plecach przebiegł mi nieprzyjemny dreszcze. Spróbowałem zmienić nieco temat.
- Uznajmy to w takim razie za nasz wspólny sukces - odparłem, ponownie lekko się uśmiechając. Cane przyglądała mi się przez chwilę uważnie, po czym rozluźniła się. Chyba udało mi się ją uspokoić i pocieszyć.
- Ok. I chodźmy lepiej jak najszybciej przekazać wieści Candy'emu i Lily - odparła, odwzajemniając wreszcie uśmiech.
~*~
- A co tam u was? Wszystko było w porządku pod naszą nieobecność? - spytałam Lily, kiedy szłam obok niej korytarzem. Zdecydowaliśmy się, że porozmawiamy w cyrku. Candy szedł na przodzie, a Joker za nami. Lily skinęła lekko głową.
- Tak, nic poważnego się nie działo, Candy i ja trochę rozmawialiśmy, o nas, o dziecku, o tym, czy wszystko z nim w porządku. Szczerze mówiąc, trochę się martwię - odparła dziewczyna.
- Zupełnie niepotrzebnie - wtrącił mój brat, spoglądając na nas przez ramię.
- Dlaczego się martwisz? O co? - spytałam.
- Lily nie poczuła jeszcze ruchów dziecka i uważa, że to powód do bicia na alarm. A ja jej uświadomiłem, a przynajmniej starałem się uświadomić, że nie powinna zamartwiać się na zapas i że na pewno wszystko będzie dobrze - odparł mój brat. Popatrzyłam ponownie na moją przyjaciółkę.
- Serio? Ale cóż, skoro tak, Candy na pewno ma rację - odparłam.
- Mam nadzieję - powiedziała cicho Lily. W tej samej chwili obok niej zjawił się Joker.
- Jakby nie patrzeć, nie ma powodów, dla których coś powinno być nie tak, prawda? Nic się przecież nie działo przez cały ten czas - powiedział. Lily spojrzała na mojego brata, który w tej samej chwili popatrzył na nią, obejrzawszy się przez ramię. Aż za dobrze znałam to spojrzenie.
- Więc coś się jednak stało? - spytałam. - Co takiego? O czym nam nie mówicie?
- Cóż... Mieliśmy trochę problemów... - odparła Lily.
- Problemów? Jakich problemów? - zapytał Joker. Lily ponownie spojrzała niepewnie na mojego brata.
~*~
Czułem na sobie spojrzenie Lily. I doskonale wiedziałam, o co mnie nim pyta. Nie była pewna, czy powinna o tym mówić. A ja? Nawet nie wiedziałem, co mam jej teraz powiedzieć. Wcześniej byłem pewien, że Lily się tylko bezpodstawnie i niepotrzebne zamartwia na zapas. Zupełnie zapomniałem o tamtej sytuacji, gdy zaatakowałem Jokera, a ona wybiegła za mną i potem się kłóciliśmy. Wtedy stało się z nią przecież coś złego. Przeze mnie. Poza tym była jeszcze ta sytuacja, gdy spotkali nas tamci ludzie, których musiałem zabić. Wtedy też... nie skończyło się to najlepiej. Zemdlała, gdy wróciliśmy do cyrku. A co, jeśli coś jednak się jej stało? I to przeze mnie? Jak mogłem być aż takim idiotą, tak ją narażać?! Nie wybaczę sobie, jeśli naprawdę coś się stało jej albo dziecku...
- Cóż, najwyraźniej nie chcecie nam zdradzać swoich tajemnic. Ok, ja to rozumiem, nie musicie nam się ze wszystkiego tłumaczyć ani spowiadać, ale pamiętajcie, że w razie jakichkolwiek problemów, zawsze możecie na nas liczyć - powiedziała Cane.
- Candy ma rację - powiedziała nagle Lily. Chyba cała nasza trójka spojrzała na nią w tym samym momencie. Ona nadal trzymała jedną rękę na swoim brzuchu. Spojrzała prosto na mnie. - Właściwie nie powinnam zamartwiać się na zapas. Musimy się skupić na tym, na co mamy jakikolwiek wpływ. Musimy doprowadzić sprawę z Adele i Juanem do końca - dodała. Wciąż zastanawiałem się, jak to było możliwe, że była jednocześnie tak krucha, wrażliwa i tak silna. Czasem miałem wrażenie, że zupełnie traci wiarę we własną wartość i umiejętności i uważa siebie samą za problem, a innym razem wykazuje się niezwykłą siłą i determinacją. Sam nie byłem pewien, co odpowiedzieć. Jeszcze przed chwilą ona się martwiła, a ja podchodziłem do tej sprawy ze spokojem, a teraz role się odwróciły. Ostatecznie jednak, nim cokolwiek powiedziałem, dotarliśmy do pomieszczenia, w którym usiedliśmy razem przy stole, aby omówić to, co mieli nam do przekazania Cane i Joker. Szybko streścili nam przebieg całej rozmowy, która zaczęła się i przebiegała niezbyt ciekawie. Pod pewnymi względami Cane była bardzo podobna do mnie, również w tym przypadku. Ona nie wytrzymała i ledwo powstrzymała się przed odgrażaniem się Adele (nad czym czuwać musiał Joker), przez co rozmowa przebiegała naprawdę ciężko i zaczęła się od tego, że Cane wylała na Adele wszystkie swoje żale. Cóż, poniekąd ją podziwiałem, ja bym pewnie przy konfrontacji z tą dwulicową żmiją nie powstrzymał się i dał jej to, na co zasługiwała. Dałbym jej poczuć całej to cierpienie, na które oni sami skazali nas, a w szczególności swoją "kochaną" Lily. Zaczynałem dopuszczać do siebie możliwość, że pomysł wysłania z Cane Jokera nie był aż taki zły. Wolałem, aby Lily się nie narażała, a ja chyba naprawdę nie dałbym rady powstrzymać się od zabicia tych ludzi po tym wszystkim. Ostatecznie jednak, choć trwało to dość długo, udało im się osiągnąć jakieś porozumienie.
- Adele była bardzo przejęta wszystkim, co jej powiedzieliśmy. A przynajmniej taka się wydawała - powiedziała Cane.
- Nie zdziwiłbym się, gdyby udawała - odparłem, nie kryjąc swojej niechęci. I nieufności względem królowej, jak i całej reszty jej przydupasów i bachorów. Zwłaszcza jednego. Lily jednak to się nie spodobało. Spojrzała na mnie ze złością.
- Mówisz o mojej rodzinie, poza tym, oni mogą nam pomóc! Może to jedyna szansa na to, abyśmy mogli żyć w spokoju, więc daj im wreszcie szansę! - zawołała.
- Dałem im już niejedną - odparłem.
- Obiecałeś, że się zmienisz i że dasz ludziom kolejną szansę. Więc daj ją też mojej rodzinie - powiedziała Lily. Westchnąłem cicho. Miała rację, jakby nie patrzeć. Obiecałem jej, że spróbuję się zmienić. Dzięki niej dostrzegłem wiele rzeczy, których wcześniej nie widziałem. Krzywdzenie ludzi... było dla mnie i dla Cane jak narkotyk, który pozwalał zapomnieć o dręczącym nas bólu. No i pozwalało nam to odegrać się na ludziach, których winiliśmy za nasze cierpienie. Ale na dłuższą metę nie dawało nam to prawdziwego szczęścia, choć Cane i ja staraliśmy się na to nie patrzeć.
Oszukiwaliśmy samych siebie, a spostrzegłem to dopiero, kiedy poznałem Lily. Ona, mimo wielu doznanych krzywd, była szczęśliwsza niż my, bo wciąż ufała ludziom. A Cane i ja naprawdę szczęśliwi byliśmy lata temu, gdy jeszcze żyliśmy w przyjaźni z istotami ludzkimi. Sam zacząłem się więc zastanawiać, czy nie warto dać im kolejnej szansy. Tyle że wciąż nie byłem pewien, czy korzyści z tego przewyższą straty. Ludzie wciąż mogli nas nienawidzić i chcieć posiąść naszą moc, chcieć nas wykorzystać. Pocieszała mnie jedynie myśl, że przynajmniej teraz, jeśli mieliby nas zdradzić i skrzywdzić, Cane i ja nie mieliśmy tylko siebie. Nie byliśmy już z tym sami. Ja miałem Lily, ona Jokera... miałem nadzieję, że on mimo wszystko jest dla niej tym, czym Lily dla mnie. Siłą i motywacją do dalszego działania, do niepoddawania się i do walki z otaczającą nas rzeczywistością. Dzięki nim na pewno łatwiej byłoby nam znieść kolejny zawód ludźmi, ale my też musieliśmy być dla nich wsparciem. Lily chciała nas chronić, na swój sposób. Chciała aby jej dawny dom stał się też naszym, widziałem to w jej działaniach. Joker chyba też dążył do ochronienia nas wszystkich. Pomagał nam w realizacji naszego planu. Oni na swój sposób chronili nas, a Cane i ja ich. Tylko dzięki temu mogliśmy jakoś przetrwać. I spróbować na nowo zaufać ludziom. Popatrzyłem uważnie na Lily.
- Wiem. Wiem, że to obiecałem, i z całych sił będę się starał obietnicy dotrzymać. Dam im szansę, ostatnią. Ale jeśli znów nas skrzywdzą, wtedy marny ich los - odparłem. Moje słowa wyraźnie uspokoiły Lily.
- Tym razem na pewno się nie zawiedziesz - powiedziała pewnie. Nie chciałem psuć jej już więcej humoru, więc nie powiedziałem nic więcej. Nie podzielałem jednak jej optymizmu, choć bardzo bym chciał. Koniec końców, aby jednak cokolwiek zdziałać, musieliśmy się dowiedzieć, co ustalili Joker i Cane. Spojrzałem z powrotem na ich dwójkę. Siedzieli naprzeciwko mnie i Lily.
- A więc? Co ostatecznie ustaliliście? - spytałem.
- Adele, jak wspomniałam, bardzo się przejęła tym wszystkim. Nawet nas przeprosiła, choć z drugiej strony nie wydawała się do końca przekonana, więc nie uznałabym tych przeprosin za szczere i prawdziwe. Ale nie negowała tego, co jej powiedzieliśmy. Chciałaby jedynie przekonać się, czy to wszystko prawda - powiedziała Cane. Następnie przerwała i spojrzała na Lily. - Chciałaby usłyszeć to wszystko z twoich ust - dodała.
- Z jej ust? Po tym, jak Lily kilka razy próbowała do nich dotrzeć i wszystko to wytłumaczyć? To już jest zwykła bezczelność - stwierdziłem.
- Też tak uważam, ale to zapewne jedyny sposób na to, aby doprowadzić to do końca - powiedziała Cane.
- Zgadzam się - wypaliła nagle Lily. Wszyscy spojrzeliśmy na nią. - Zgadzam się z nią porozmawiać. Mogę pójść do pałacu nawet teraz - dodała. Zanim zdążyłem zaprotestować, ponownie odezwała się Cane.
- Hola, hola, spokojnie, nie tak prędko. Joker i ja wszystko to przemyśleliśmy. Chcieliśmy, aby wszystko wiązało się z jak najmniejszym ryzykiem, więc wyjaśniliśmy Adele, że nie ma tak łatwo. Po kolejnej długiej rozmowie i ustaleniu wszystkiego stanęło na tym, że wszyscy się z nią spotkamy, jeszcze dziś, godzinę przed zachodem słońca. Ustaliliśmy też miejsce spotkania. Adele... nadal się nas obawia, więc zgodziliśmy się, aby wzięła ze sobą czworo swoich dworzan. Takich, których Lily na pewno zna. Nasz plan zakłada, że dotrzemy na miejsce spotkania wcześniej, wszyscy czworo. Skorzystamy z naszych mocy i staniemy się niewidzialni, potem poczekamy na przybycie Adele z jej obstawą. Jeśli Lily wszystkich rozpozna, zostaniemy i porozmawiamy z nimi. Jeśli Adele zjawi się z żołnierzami Juana albo z ludźmi, których Lily nie zna, po prostu stamtąd odejdziemy, bo wtedy zachodziłaby taka możliwość, że ci ludzie to tak naprawdę ludzie Juana w przebraniach. A jeśli to będą dworzanie i zdecydujemy się zostać, aby z nimi porozmawiać, a oni spróbują coś nam zrobić, myślę że razem poradzimy sobie z piątką ludzi. Joker i ja uznaliśmy to za najlepszą opcję - wyjaśniła Cane. Zarówno Lily, jak i ja, przyznaliśmy im rację. Ta umowa wydawała się najlepsza i najbezpieczniejsza dla wszystkich stron, choć nadal groziło nam jakieś niebezpieczeństwo. Mimo wszystko jednak nie dziwiłem się aż tak, że Adele chce porozmawiać z Lily. Ostatecznie ją znała z nas wszystkich najlepiej i najdłużej. Nie mogłem jedynie przeboleć jej zakłamania, bezczelności i hipokryzji. Gdy Lily szukała z nimi kontaktu, mieli ją gdzieś, nie chcieli z nią rozmawiać. A teraz Adele sama prosi, aby Lily się z nią spotkała i wszystko jej wyjaśniła. Ironia losu.
- Zatem pozostaje nam tylko przygotować się do spotkania się z Adele i jej dworzanami oraz wyjaśnienia im wszystkiego. Bułka z masłem - stwierdziła Lily, choć jej głos zdradzał, że tak naprawdę była tym wszystkim bardzo zdenerwowana. Wyciągnąłem w jej stronę rękę i chwyciłem ją za dłoń. Popatrzyła na mnie lekko zaskoczona.
- Nie zapominaj, że nie jesteś z tym sama. Masz jeszcze mnie - powiedziałem.
- I nas! - zawołała Cane. Lily popatrzyła z wdzięcznością na mnie, a potem na Jokera i moją siostrę.
- Dziękuję wam. Jestem wam wszystkim bardzo wdzięczna za cały wasz trud i pomoc - powiedziała.
- Drobiazg! Odwdzięczysz się, nazywając swoje dziecko na cześć kogoś z nas. Chłopca możesz nazwać Joker, a jeśli będzie dziewczynka, to Cane. Wtedy, jeśli macie w planach i następnym razem trafi wam się syn, to możecie go nazwać Joker. Albo Cane, jeśli syn będzie teraz, a córka potem - odparła radośnie Cane. Lily i ja popatrzyliśmy na siebie w tej samej chwili. Z racji tego, że nawet nasze pierwsze dziecko nie pojawiło się jeszcze na świecie, nie mówiliśmy nic na temat kolejnych. Czy tego chcemy, jeśli tak, to ile, kiedy. Nie wiemy nawet, jak skończy się ta sytuacja, ciąża, poród, potem opieka nad brzdącem, a co tu dopiero mówić o kolejnych dzieciach. W gruncie rzeczy byłem pewien, że Lily podziela moje zdanie. Ona również na pewno była zbyt zdenerwowana teraz tym wszystkim, aby myśleć o kolejnych dzieciach. Sam nie sądziłem też, abym kiedykolwiek zdecydował się, aby mieć ich więcej. Jasne, pogodziłem się już z tym, że zostanę ojcem, a myśl o dziecku sprawiała mi radość, ale czułem, że więcej dzieci to byłoby już dla mnie za dużo. Poza tym pozostawała jeszcze kwestia tego, że nie wiedzieliśmy do końca, jak Lily zaszła w ciążę. Jasne, ona i Cane żartowały czasem o okresie i innych sprawach dotyczących ludzkich kobiet, jak różne dolegliwości, choroby, humory, ale, z tego co wiedziałem, żadna z nich tak naprawdę nie miała nigdy okresu. Chyba bym wiedział, gdyby Lily go miała, prawda? A Cane... Ona byłaby zdolna wręcz ogłosić z radością całemu światu, że go ma, więc niby jakim cudem Lily i ja spłodziliśmy dziecko? Musieliśmy to jakoś odkryć, gdy już cała ta sytuacja się uspokoi.
~*~
Po wyjściu niezwykłych istot Adele potrzebowała wiele czasu, aby do siebie dojść. I aby zrozumieć i przetrawić wszystkie rewelacje, które usłyszała. Zakładając, że było to prawdą (a Adele nie potrafiła znaleźć powodu, dla którego ta dwójka miałaby ją okłamywać), to Juan wszystko idealnie zaplanował. I wprowadzał z powodzeniem w życie swój okropny plan. Wyglądało na to, że jego celem od samego początku była Lily, i to nie dlatego, że się jej obawiał, tylko dlatego, że pragnął jej mocy. Z tego powodu zaatakował ich i poróżnił, a oni wszyscy, również ona, tańczyli tak, jak Juan im zagra. Zachodziła też oczywiście możliwość, że Cane i Joker kłamali, mówiąc jej to wszystko, ale po co mieliby to robić? Gdyby chcieli, mogliby po prostu stąd odejść, oni, Lily i ten czwarty genyr. Albo mogliby po prostu zaatakować i pozabijać ich wszystkich, Adele przekonała się, że dla nich nie jest to problemem. Co w takim razie powstrzymywało ich przed tym? Adele mogła znaleźć na to tylko jedną odpowiedź: Lily. Przez wszystko to, co miało miejsce, uwierzyli oni, że Lily jest zła, a ona tak naprawdę cały czas starała się do nich dotrzeć i ich uratować. Mam nadzieję, że dziś wreszcie to wszystko już się wyjaśni. Chciałabym, aby Lily znów była z nami, taka jak dawniej, i aby wszystko z powrotem się ułożyło. A powrót Lily oraz list, który otrzymałam, mogą nam dać na to szansę - pomyślała Adele.
List, o który jej chodziło, dawno już zniszczyła. Teraz musiała wybrać czworo najodpowiedniejszych osób, z którymi uda się na spotkanie, uważając przy tym, aby Juan nie zorientował się, że cokolwiek dzieje się tuż pod jego nosem. Adele udała się ze swojego biura prosto do swojej komnaty. Przebrała się tam, a dla bezpieczeństwa zrobiła to sama, bez pomocy żadnego służącego. Wolała nie mieszać w to zbyt wielu osób. W tym czasie też podjęła decyzję co do wyboru dworzan, których z sobą weźmie. Pozostała jeszcze kwestia Juana.
Musiała jakoś odwrócić jego uwagę i niepostrzeżenie się wymknąć, co mogło być trudne, zważywszy na to, że król Królestwa Wschodu czuł się w jej pałacu jak u siebie. Żałowała, że nie było przy niej Aleksandra, mogłaby go wtajemniczyć w swój plan i uzyskać od niego jakąś pomoc. Niestety, chłopak od jakiegoś czasu popadł w szał pracy, prawdopodobnie tak odreagowywał swoje problemy. Służył w wojsku Juana, dzięki czemu mógł stale dowiadywać się, co planują, i mieć na wszystko oko. Co jakiś czas zjawiał się w pałacu, relacjonując matce wszystko, czego się dowiedział. Juan na szczęście oszczędził jej najstarszego syna, choć po śmierci Laury był blisko skazania go na śmierć, gdyż według niego, Aleksander był jej współwinny. Na szczęście wstawiło się za jej synem kilkoro dość ważnych i doświadczonych dowódców, którzy dostrzegli jego talent w walce i podsunęli królowi pomysł aby, zamiast zabijać chłopaka, pozwolił mu służyć w swoim wojsku, w zamian za darowanie życia jego i reszty rodziny królewskiej. Tak oto powstał między nimi ten niecodzienny układ, przez co Adele obecnie nie mogła skontaktować się ze swoim synem. Miał wrócić za kilka dni. Adele w tym czasie musiała sobie radzić w inny sposób.
- Mam! - zawołała nagle. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że powiedziała to na głos, choć była sama w komnacie. Uśmiechnęła się sama do siebie z zakłopotaniem, po czym wyszła na zewnątrz. Rozejrzała się, po czym ruszyła prosto w stronę pokoju jej córki. Na szczęście nikt z żołnierzy Juana jej nie niepokoił. W pokoju Aurory dziewczynka bawiła się wraz ze swoją obecną opiekunką, Vashą. Adele niestety musiała im to przerwać. Kazała córce pobawić się chwilę samej, a Vashę odciągnęła na bok.
- Muszę z tobą porozmawiać - powiedziała przy tym.
- Tak jest, Wasza Wysokość. Czy coś się stało? - spytała kobieta.
- Nie, na szczęście nie. Ale mam bardzo ważną sprawę do załatwienia. To kwestia życia i śmierci. Dlatego muszę cię prosić o pomoc - powiedziała królowa. Opiekunka skinęła głową.
- Oczywiście, Wasza Wysokość - odparła kobieta. - Możesz na mnie liczyć w każdej kwestii, o Pani. Wiesz, że zawsze byłam wobec ciebie lojalna - dodała kobieta. To fakt, Vasha służyła na królewskim dworze od lat, większość czasu była zwykłą służką, dbała o ład i porządek. Po zniknięciu Lily spadła na nią odpowiedzialność za opiekę nad Chrisem i Aurorą. Adele czuła, że może jej zaufać, i postanowiła to zrobić.
- Muszę udać się w pilnej sprawie, a Juan nie może nic o tym wiedzieć. Jeśli zatem mogłabym cię prosić, to chciałabym, abyś zabrała Aurorę do królewskich ogrodów. Gdyby Juan zaczął mnie szukać, długo nie mógłby mnie znaleźć, ale zanim zacząłby coś podejrzewać, mogłabyś mu przekazać, że bawię się albo spaceruję razem z wami w ogrodzie. Mogłabyś powiedzieć, że gramy w chowanego albo cokolwiek, lub że po prostu nagle gdzieś zniknęłam. On wtedy zacząłby mnie tak szukać, a kiedy by mnie nie znalazł, powiedziałabyś, że zaniemogłam i udałam się na spoczynek. Myślę, że to dałoby mi odpowiednią ilość czasu na załatwienie tej pilnej sprawy. Przepraszam, że cię tak narażam, i oczywiście zrozumie, jeśli mi odmówisz, nie musisz się na to zgadzać, tym bardziej, że okłamywanie Juana może być bardzo niebezpieczne, o czym sama na pewno wiesz - powiedziała Adele.
Vasha niemal od razu zapewniła ją, że Adele może na nią liczyć i że służąca zrobi wszystko, co w jej mocy, aby odwrócić uwagę Juana od zniknięcie królowej. Adele wyraziła swoją wdzięczność, po czym ustaliła ze służącą pozostałe szczegóły, prosząc ją przy tym także o pożyczenie ubrań. Adele, w swoich ubraniach, zbytnio zwracałaby na siebie uwagę. Następnie odnalazła tych zaufanych dworzan, których planowała ze sobą zabrać. Zgromadziła się z nimi wszystkimi w królewskich ogrodach. Wiedziała, że w ten sposób wzbudzi mniejsze podejrzenia, niż gdyby zorganizowała spotkanie w swoim biurze lub komnacie.
Wyjaśniła swoim ludziom wszystko, uważając, aby nie zwrócił na nich uwagi ani nie usłyszał tego o czym mówią żaden z żołnierzy Juana. Gdy wszystko już było ustalone, zjawiła się Vasha z Aurorą. Adele odprawiła pozostałych poddanych, którzy mieli trochę czasu, aby zapewnić jakieś alibi również sobie, a potem udać się potajemnie na miejsce ich spotkania. Królowa pobawiła się chwilę z córką, po czym Vasha zasugerowała, aby pobawiły się w chowanego. Mała Aurora była tym pomysłem zachwycona. Najpierw rozegrały kilka rund, albo królowa szukała Vashy i swojej córki, albo one jej. Zadbały przy tym o to, aby obecni w ogrodach żołnierzy Juana widzieli, jak grają w tą grę. W razie konieczności, mogliby oni potwierdzić swojemu panu, że Adele faktycznie bawiła się ze swoją córką. Za którymś zaś razem, gdy dziewczynka odliczała, Vasha i Adele odeszły od niej kawałek. Królowa podziękowała służącej jeszcze raz za pomoc, po czym odeszła. Uważając, aby nikt jej nie dostrzegł, wróciła do swojej komnaty, gdzie przebrała się ponownie, tym razem w ciuchy Vashy, po czym wymknęła się z pałacu jednym z wyjść, o których wiedziało niewiele osób. I którego Juan na szczęście jeszcze nie odkrył. Gdy znalazła się za murami pałacu, udała się w ustalone miejsce spotkania, w mieście. Czekali tam na nią jej dworzanie, przebrani w stroje przypominające jak najbardziej typowe ubrania podróżników. Królowa podziękowała im za ich pomoc i towarzyszenie jej, po czym udali się na ustalone miejsce spotkania.
~*~
- Strasznie się denerwuję... - powiedziałam cicho.
- Spokojnie, jesteśmy z tobą - odparł Joker, który stał chyba obok mnie, jednak mogłam to wywnioskować tylko po tym, skąd dochodził jego głos, bowiem nie widziałam go, kiedy używał swojej mocy niewidzialności. Kiedy mieliśmy się udać na miejsce, okazało się, że gdy wykorzystujemy swoją moc niewidzialności, wtedy Candy dostrzega tylko Cane i mnie, ja tylko Candy'ego, Cane Candy'ego i Jokera, a Joker z kolei tylko Cane, co było bardzo dziwne i dość mocno utrudniało nam to nasze zadanie. Musieliśmy sobie jednak jakoś z tym poradzić. Uznaliśmy, że później postaramy się rozpracować i zrozumieć tą kwestię. Z każdą chwilą okazywało się, że tak naprawdę sami nie wiemy za wiele o własnej rasie. Po chwili Candy się do mnie zbliżył, stanął z drugiej strony i delikatnie mnie objął.
- Znając ciebie, pewnie teraz martwisz się o to, jak to wszystko przebiegnie, co? - spytał. Pokiwałam lekko głową. "Martwię się" to było mało powiedziane. Ja dosłownie szalałam z niepokoju, choć starałam się zachować spokój. W dodatku od całych tych nerwów zrobiło mi się już niedobrze i rozbolała mnie głowa. A może to od ciąży? Albo z powodu tego, co rzekomo podali mi w tamtym ośrodku? Candy uparł się, że musimy tą kwestię jak najszybciej omówić i jakoś sobie z tym poradzić. Bardzo się bał, że faktycznie zostałam otruta, a to nie wpłynęłoby dobrze ani na mnie, ani na dziecko. Przez długi czas wokół nas panowała cisza, wreszcie jednak dało się słyszeć ciche rozmowy. Atmosfera wokół nas strasznie zgęstniała, a napięcie sięgało zenitu. W końcu na horyzoncie pojawiły się jakieś postaci. Na początku nie byłam w stanie ich rozpoznać, dopiero po jakimś czasie mogłam to zrobić, zwłaszcza że mieli na sobie przebrania. Poznałam ich dopiero, gdy zatrzymali się, zaskoczeni, niemal tuż przed nami, i zdjęli swoje kaptury. Poczułam się, jakby stanęło mi serce. Candy pochylił się w moją stronę i szeptem zapytał mnie, czy ich rozpoznaję, a ja czułam się w tamtej chwili, jakby dosłownie wyrosły mi skrzydła. To była moja Adele oraz kilku dworzan, z którymi dość dobrze kiedyś się dogadywałam i znaliśmy się dosyć blisko. Nie miałam co do tego wszystkiego wątpliwości.
- Znam ich - odparłam cicho. - Znam ich wszystkich! - nie zdawałam sobie sprawy, jak głośno to powiedziałam, dopóki piątka ludzi nie zaczęła się rozglądać, zapewne w poszukiwaniu kogoś, kto wypowiedział te słowa. Nie byłam w stanie dłużej czekać. Candy zaczął coś mówić, ale nawet nie byłam pewna, co dokładnie. Przerwałam mu, zanim skończył. Po prostu stałam się na powrót widoczna dla każdego. Wzrok wszystkich zebranych osób natychmiast spoczął na mnie, podczas gdy ja skupiłam się głównie na jednej z nich. Zrobiłam kilka niepewnych kroków w jej stronę, po czym poczułam, jak Candy chwyta mnie za rękę i ciągnie lekko w swoją stronę. Zignorowałam to. Wyrwałam mu się i niemal w tej samej chwili Adele i ja dopadłyśmy do siebie i przytuliłyśmy się mocno.
~*~
Lily tuliła się z tą całą Adele, za nimi stała czwórka zaskoczonych, ale i przestraszonych ludzi, podczas gdy Cane, Joker i ja staliśmy się również widoczni. Obserwowałem wszystko uważnie, gotów w każdej chwili wkroczyć do akcji, w razie gdyby chcieli zagrać nieczysto. Wcześniej planowaliśmy, że najpierw upewnimy się, czy na pewno przyszli sami, ale widocznie Lily nie potrafiła już dłużej czekać. Spojrzałem na chwilę na swoją siostrę, która w tej samej chwili popatrzyła na mnie. Wymieniliśmy się krótkimi spojrzeniami i to nam wystarczyło. Oboje wiedzieliśmy, że nadal musimy zachować czujność i być w każdej chwili gotowi na atak z ich strony. Mógłbym przysiąc, że czekanie aż Adele i Lily się od siebie odsuną, trwało wiecznie. Może miałem takie wrażenie dlatego, że zaczęło się już robić trochę niezręcznie, a może dlatego, że czułem tym większą złość oraz strach i obawę o moją ukochaną, gdy widziałem ją w pobliżu tych ludzi. Wreszcie jednak obie odsunęły się od siebie.
~*~
Chciałam tyle jej powiedzieć, ale słowa nie chciały przejść mi przez usta. Nie wiedziałam, JAK powiedzieć to, co pragnęłam jej przekazać, przez co to Adele odezwała się jako pierwsza.
- Lily... Tak bardzo się cieszę, że nic ci nie jest! - zawołała. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, choć w kącikach oczu dostrzegłam łzy. Pokiwałam lekko głową, bo tylko na to byłam w stanie się zdobyć. Adele przez chwilę wpatrywała się we mnie, po czym uśmiech na jej twarzy dość mocno przygasł. - Czy to wszystko, co oni mi opowiedzieli, to prawda? Jeśli tak, to przepraszam, bardzo, ale to bardzo cię przepraszam, nie powinnam była... Nie powinnam była nigdy w ciebie wątpić, ty nigdy być tego nie zrobiła, nigdy byś nas nie zostawiła ani nie oszukała, ani nie porzuciła. Naprawdę przepraszam cię za to wszystko, ja... Nie wiem, co więcej powiedzieć, ja... - poczułam, że nie zniosę dłużej tego potoku słów i obwiniania się z jej strony. Po prostu po raz drugi ją przytuliłam, choć trwało to dużo krócej niż za pierwszym razem. Potem odsunęłam się od niej. Nadszedł czas, aby wreszcie to wszystko wyjaśnić.
- Tak, to wszystko, co mówili Cane i Joker, to prawda. Juan od samego początku pragnął mnie, i tylko mnie. W ten sposób to przeze mnie spotkały was wszystkie te...przykrości - powiedziałam.
- Daj spokój Lily, to absolutnie nie twoja wina - przerwała mi Adele. Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, królowa cofnęła się z przerażeniem w oczach. W tej samej chwili poczułam obok czyjąś obecność i już wiedziałam co, a raczej kto, tak bardzo ją przestraszył.
- Ja też uważam, że nie masz za co przepraszać. Wybacz Lily, miałem siedzieć cicho i się nie odzywać, ale nie mogę słuchać czegoś takiego. To, co się stało, nie jest twoją winą - powiedział Candy. Westchnęłam cicho, spoglądając na niego. Błazen patrzył na mnie tak, jak zwykle. Z pewnością siebie i zdecydowaniem w oczach, pod którymi kryła się miłość. I troska o mnie, o czym doskonale wiedziałam. Zanim cokolwiek odpowiedziałam, ponownie odezwała się Adele.
- Ja... uważam że on ma rację - powiedziała cicho. Candy i ja popatrzyliśmy na nią niemal w tej samej chwili. Ona przez moment jeszcze patrzyła z przerażeniem na błazna, po czym spojrzała na mnie. Po chwili nawet uśmiechnęła się niepewnie.
- No, może ta rozmowa nie będzie aż tak bezsensowna jak sądziłem - stwierdził Candy. Popatrzyłam na niego z wdzięcznością, po czym wróciłam do rozmawiania z Adele, Musiałam jej to wszystko wyjaśnić.
- Juan pragnął przede wszystkim mojej mocy, dlatego też zaatakował mnie, zabrał mnie... Jeju, to wszystko jest tak skomplikowane, że nawet nie wiem, od czego zacząć. W każdym razie, ja... Ja miałam siostrę, jak zresztą wiesz - powiedziałam. Adele skinęła lekko głową, przysłuchując się moim słowom, kontynuowałam więc. - Moja siostra... Cindy, oraz ja, jak się okazało, żyłyśmy razem wiele lat. Podróżowałyśmy, odwiedzałyśmy różne miejsca, w których ludzie przyjmowali nas lepiej lub gorzej. Wiem to, bo jakiś czas temu przypomniałam sobie o tym wszystkim. Cindy i ja zostałyśmy pewnego razu schwytane, trafiłyśmy do miejsca, gdzie ludzie eksperymentowali na nas, więzili nas... Aż pewnego razu...Cindy...umarła. Nie była w stanie znieść tego wszystkiego, i zginęła.
Kiedy to się stało, wpadłam w szał. Rozwaliłam cały ośrodek, zabiłam wiele osób, po czym uciekłam. Później straciłam niemal zupełnie pamięć, miesiącami błąkałam się, starając jakoś się odnaleźć. Wtedy właśnie znalazłam Leonalda, kiedy on zgubił się w lesie. Pomogłam mu wrócić do waszego królestwa, a wtedy zostałam przyjęta przez jego rodziców, którzy zaopiekowali się mną, pomogli mi, dali mi schronienie i miejsce do życia, w zamian za służbę u nich. Miałam ich strzec i doradzać im. Zgodziłam się na to, bo nie miałam innego wyjścia. Następną część historii doskonale znasz. Spędziłam u was całe wieki, aż do teraz. Juanowi udało się odkryć zniszczony ośrodek, który zresztą znajdował się na terenie jego królestwa. Zgromadził wokół siebie wielu ludzi, którzy z różnych powodów nas nienawidzą. Juan pragnął mnie i mojej mocy, oraz mocy każdego genyra, stąd zabrał mnie od was. Potem jakoś trafiłam do Candy'ego i Cane. Porzucili mnie u nich, ze wszczepionym nadajnikiem, prawdopodobnie po to, aby znać zawsze miejsce pobytu moje oraz Candy'ego i Cane. Później kilka razy atakowali nas, chcąc nas schwytać. Ze mną dwa razy im się udało... - tutaj musiałam na chwilę przerwać. Głos mi lekko zadrgał na myśl o tym, o czym teraz będę musiała opowiedzieć. Nie byłam pewna, czy sobie poradzę. Nagle poczułam, jak ktoś mnie obejmuje. To był oczywiście Candy.
- Spokojnie, nie denerwuj się, mamy czas aby o wszystkim opowiedzieć - powiedział. Jego słowa podziałały na mnie naprawdę uspokajająco. Po chwili przerwy mogłam kontynuować. Opowiedziałam pokrótce o moich obu pobytach w ośrodku, o tym, czego dokładnie chcieli, jak mnie traktowali, czego się dopuścili. Adele co rusz przerywała mi, wybuchając płaczem lub przepraszając mnie za to wszystko, ale ja jej za to absolutnie nie winiłam, co wciąż jej powtarzałam. Opowiedziałam jej o wszystkim, aż do chwili obecnej. Także o tym, jak naprawdę wyglądała śmierć Laury, że to nie ja byłam za nią odpowiedzialna, po prostu znalazłam się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Starałam się wszystko wytłumaczyć jak najlepiej.
- Przepraszam, że nie byłam w stanie pomóc wam wcześniej, ani że nie ocaliłam was przed tym wszystkim - powiedziałam na sam koniec.
- Przepraszasz? Ty przepraszasz? To my powinniśmy przepraszać ciebie, za to, że w ciebie zwątpiliśmy, a do tego nie pomogliśmy ci... Tyle wycierpiałaś, to się w głowie nie mieści...
- Ale moim zadaniem było was chronić... - odparłam. Adele pokręciło lekko głową.
- Jesteśmy rodziną. Powinniśmy chronić cię nawzajem, tymczasem my... Zawiedliśmy cię, i musiałaś szukać wsparcia u... morderców - powiedziała Adele, spoglądając niepewnie na Candy'ego. Westchnęłam ponownie. Musiałam im jeszcze wyjaśnić tą kwestię.
- To jest - zaczęłam, kładąc dłoń na ramieniu Candy'ego - Candy Pop. Tam stoją Candy Cane i Joker - dodałam. Odwróciłam się i wskazałam na dwójkę stojąca za nami, a potem zwróciłam się znów do Adele.
- Wszyscy oni bardzo mi pomogli. I też wiele przeszli. Wszyscy wiele wycierpieliśmy z różnych powodów - powiedziałam.
- Zwłaszcza z powodu ludzi, którzy nienawidzą nas za to, jacy jesteśmy - dodał Candy. Adele spojrzała na niego zaskoczona.
- O czym ty mówisz? - spytała.
- Mówię o nienawiści, jaką do nas wszyscy żywicie. Wszyscy pragniecie tylko naszej mocy, albo naszej śmierci, bo się nas boicie. I wykorzystujecie nas do swoich celów. Uważasz zapewne mnie i moją siostrę za potwory, ale ludzie wcale nie są lepsi... - stwierdził Candy.
- Nigdy czegoś takiego nie powiedziałam! - zawołała Adele.
- Nie musiałaś! Od razu widać, że tak właśnie myślisz. Boisz się nas, ufasz tylko Lily, a i tego nie jestem pewien. Uważasz nas za potwory. Poznałaś teraz prawdę, świetnie, zrozumiałaś, jak głupi byliście i jak zraniliście Lily, oraz ile przez was wycierpiała. Ale co teraz? Juan rządzi waszym królestwem, Lily jest z nami, a wy nienawidzicie nas. Sytuacja się więc troszeczkę komplikuje - powiedział błazen.
- Candy! - zawołałam oburzona. On spojrzał na mnie.
- No co? Przecież tak właśnie jest! Nie powiedziałem niczego, co nie byłoby prawdą! - zawołał. Nie odpowiedziałam mu, bo poniekąd miał rację. Sytuacja była naprawdę trudna, z powodów, które wymienił. Między nami zapadła cisza. Po chwili Candy zbliżył się do mnie i przytulił mnie. - Przepraszam. Wiem, że nie tak to sobie wyobrażałaś, chciałaś nas wszystkich razem pogodzić, pomóc wszystkim... ale nie da się. To nie wyjdzie, Lily - powiedział. Poddałam mu się i wtuliłam twarz w jego ramię. Chciałam na chwilę zapomnieć o tym wszystkim, nie pozwolił mi jednak na to głos Adele.
- Jeżeli Lily wam ufa, to ja też - powiedziała. Odwróciłam się w jej stronę i popatrzyłam na nią z niedowierzaniem, ale i nadzieją.
- Wasza Wysokość - odezwał się jeden z milczących do tej pory, towarzyszących jej dworzan. - Czy aby na pewno jest Pani pewna swoich słów? - spytała kobieta. Od razu ją rozpoznałam, gdy tylko zjawiła się tutaj razem z Adele. To była doskonale mi znana nadworna malarka, specjalizująca się w malowaniu portretów rodziny królewskiej i pozostałych dworzan. Miała na imię Bloody.
- Jestem pewna - powiedziała Adele, spoglądając w jej stronę. Potem zwróciła się znów do nas. - To prawda. Boję się was - mówiąc to, spojrzała na Candy'ego. - Nie wiem, do czego jesteście zdolni. Ale wiem za to co innego - Adele przeniosła wzrok na mnie. - Nie popełnię drugi raz tego samego błędu i już zawsze będę ufać mojej najbliższej przyjaciółce. Jeśli ty im ufasz, Lily, to ja też - dodała. Jej słowa... w życiu nie marzyłam nawet, że coś takiego usłyszę. Potrzebowałam chwili, aby przemyśleć to, co powinnam dalej powiedzieć.
- Oczywiście! Oczywiście, możesz im zaufać! Możesz zaufać nam wszystkim! Pragniemy tylko bezpieczeństwa dla was, a także dla nas. Chcemy pokonać Juana i móc żyć spokojnie, bez strachu o to, co stanie się jutro. To jest naszym głównym celem, waszym pewnie też, więc moglibyśmy połączyć siły - powiedziałam. Gdy to powiedziałam, podeszli do nas jeszcze Cane i Joker.
- Moim zdaniem to nie najgorszy pomysł, musimy tylko wszystko ustalić, jeśli jesteście zainteresowani współpracą - powiedział Joker. Adele popatrzyła na niego, po czym znów na mnie.
- Oczywiście, że chcemy współpracy! Chcemy tego samego co wy, poza tym nie wyobrażam sobie zostawić was teraz...
- O, jakaż łaska, jesteśmy niezmiernie wdzięczni za pomoc - stwierdził z ironią Candy. Dostał za to ode mnie łokciem w brzuch. Na szczęście w odpowiedzi tylko syknął cicho, wyrażając w ten sposób swoje niezadowolenie.
- Świetnie! - zawołałam. - W takim razie musimy ustalić jakiś wspólny plan działania... - przerwałam, gdy usłyszałam szepty wśród poddanych, których wzięła ze sobą Adele. Część z nich wyraziła swoją obawę na temat tego, czy na pewno powinni z nami współpracować, zwłaszcza z Candy'm i Cane. Adele jeszcze raz ich uspokoiła, zapewniając, że można mi ufać, a więc im także, podczas gdy ja wyjaśniłam im niektóre rzeczy.
- Candy i Cane wiele w życiu przeszli, tak jak i ja. Też nie pochwalam tego, co robili kiedyś, że zabijali ludzi, ale nikt przecież nie jest bez wad i każdy popełnia błędy. A nasze wspólne życie ma sens tylko wtedy, gdy potrafimy te błędy wybaczać - powiedziałam. Następnie chwyciłam Candy'ego za rękę i posłałam mu uśmiech, który odwzajemnił. Poczułam, że w ten sposób wyraża swoją aprobatę dla moich słów. Nie miałam prawa mówić nikomu, przez co przeszli Candy i Cane. To była tylko ich sprawa i od nich zależało, czy i komu o tym powiedzą. Mi powiedzieli, za co byłam im wdzięczna, ale nie zamierzałam teraz tego wszystkim rozpowiadać. Jednocześnie chciałam jednak, aby moi bliscy uwierzyli, że Candy i Cane naprawdę się zmienili i są teraz dobrzy, a przynajmniej starają się tacy być.
- Zabijanie... to nie jest drobny błąd, który łatwo można wybaczyć. Nie każdy jest tak wspaniałą osobą jak ty, Lily, i nie każdy potrafi wybaczyć coś takiego. Nie wiem, czy ja to potrafię. Ale jeśli nie będę w stanie wybaczyć, to chcę przynajmniej zapomnieć. Ufam tobie, Lily, a przez to ufam i pozostałej waszej trójce, choć nadal momentami odczuwam przed wami silny lęk. Ale bardziej obawiam się tego, co może się stać z nami wszystkimi, jeśli nie połączymy sił, by pokonać Juana - powiedziała Adele. Jej słowa wiele dla mnie znaczyły. Nawet w snach nie mogłam marzyć, że kiedyś usłyszę od niej coś takiego. Wyglądało na to, że wszystko zaczyna się wreszcie układać. Już chciałam podziękować za to wszystko Adele, ale ona mnie uprzedziła.
- Zatem, jeśli chcemy razem współpracować, musimy obmyślić wspólny plan. Ale najpierw chciałabym wiedzieć, jak się czujesz? Wszystko dobrze? - spytała z troską. Na początku nie zrozumiałam, o co jej chodzi.
- Eee... tak, czuję się doskonale, jak zawsze zresztą - odparłam.
- A z dzieckiem wszystko w porządku? - zapytała Adele. Dopiero teraz pojęłam prawdziwy sens jej słów. Nim zdążyłam pomyśleć, położyłam sobie rękę na brzuchu.
- Wszystko dobrze... tak sądzę - odparłam. Wolałam na razie nie poruszać kwestii moich wszystkich zmartwień. Mieliśmy masę innych rzeczy na głowie.
- Tak nie do końca wszystko dobrze - wtrącił się Candy. Zarówno ja, jak i Adele, spojrzałyśmy na niego. On popatrzył na mnie, a potem przeniósł wzrok na królową.
- Lily została otruta w ośrodku jakąś substancją, która podobno działa powoli, ale może zagrozić jej albo dziecku. Albo obojgu - powiedział.
- To nie jest teraz ważne, musimy skupić się na... - zaczęłam, ale Adele mi przerwała.
- To jest bardzo ważne! Jak zwykle zapominasz, żeby myśleć o sobie. I o swoim zdrowiu! A teraz już nie chodzi tylko o ciebie, ale i o dziecko! A dziecka nie obchodzi to, co ty planujesz, robisz, uważasz. Nie obchodzi go, że chcesz nam pomóc wygrać tą wojnę. Dziecko obchodzi tylko to, że jesteś jego matką, a jego życie w pełni zależy od ciebie. Tylko ty o nim decydujesz, nikt inny. Teraz więc nie powinnaś myśleć nigdy o sobie, tylko o was. Jesteś mu potrzebna do życia, od ciebie zależy, czy i jak będzie się rozwijało, więc musisz stale o tym pamiętać i dbać o siebie, a przy tym też i o nie - powiedziała Adele. Byłam w takim szoku, że aż nie wiedziałam co jej odpowiedzieć. - Czy nie tak zawsze mi powtarzałaś, kiedy brałam na siebie zbyt dużo obowiązków, będąc w ciąży? - spytała.
- Właściwie to masz rację - odparłam cicho po chwili. Jej słowa dały mi sporo do myślenia. Niby wiedziałam o wszystkim, o czym mi powiedziała, ale teraz, gdy usłyszałam to dodatkowo z jej ust, z ust przyjaciółki, a do tego matki, wszystko to nabrało jeszcze większego znaczenie. Adele przeniosła wzrok znów na Candy'ego.
- Jeśli jest tak, jak powiedziałeś, musimy jak najszybciej dowiedzieć się, co to za substancja i pozbyć się jej albo znaleźć na nią antidotum - powiedziała Adele.
- Brzmi łatwo, gorzej z wykonaniem - stwierdziła Cane. Adele popatrzyła na nią.
- Jest sposób, aby temu zaradzić - odparła.
- Jaki? - spytał Joker. Adele przeniosła wzrok na niego.
- W moim pałacu przebywa obecnie Juan...
- TEN CHUJ TAM JEST?! DOSKONALE, PRZYNAJMNIEJ BĘDĘ MIAŁ OKAZJĘ DAĆ MU WRESZCIE TO, NA CO ZASŁUŻYŁ! - zawołał Candy. Zarówno Adele, jak i towarzyszące jej osoby, cofnęli się o kilka kroków. Nie dziwiłam się im, sama omal nie przeraziłam się w tamtej chwili Candy'm i jego nagłym wybuchem, choć rozumiałam, skąd się wziął. Ostrożnie położyłam mu dłoń na ramieniu.
- Candy, uspokój...
- Jak mam być spokojny? Skoro on tam jest, tak blisko, to zakończmy to wreszcie tak, jak on sobie na to zasłużył - odparł Candy.
- Nie mówisz poważnie...
- Mój brat mówi jak najbardziej poważnie, doskonale o tym wiesz - wtrąciła się Cane. Spojrzałam na nią.
- Nie możemy tak tego zakończyć - odparłam.
- Śmierć Juana nie rozwiąże wszystkich naszych problemów - powiedziała Adele. Wszyscy znów popatrzyliśmy na nią.
- Może i nie, ale od czegoś przecież trzeba zacząć, prawda? Trzeba działać, a nie tylko czekać bezczynnie, aż zjawi się ktoś, kto nas uratuje, jak niektórzy - odparł Candy, patrząc wprost na Adele. Iluzja co do zachowania królowej była jednoznaczna.
- Candy! Doskonale wiesz, że to nie jest rozwiązanie! Poza tym, nie miej pretensji do Adele, ona...
- Ona tylko pozwalała Juanowi cię oczerniać, sama uwierzyła w jego kłamstwa i wraz ze swoją rodziną doprowadziła do twojej śmierci? To chciałaś powiedzieć? - spytał błazen, spoglądając na mnie.
- Nie, Adele wcale nie...
- Lily, on ma rację - przerwała mi Adele. Wszyscy ponownie popatrzyliśmy na nią. - Już mówiłam. Znam cię, a tak łatwo uwierzyłam w to, co mówił na twój temat Juan. To tylko dowodzi, że nie zasługiwałam na twoją miłość i oddanie, dlatego rozumiem jego gniew. Szczerze mówiąc, dziwie się, że nawet ty, po tym wszystkich, chcesz nam jeszcze pomóc. Masz naprawdę złote serce - stwierdziła Adele. Nie miałam pojęcia, co jej odpowiedzieć. Podczas gdy ja zastanawiałam się nad doborem słów, aby najlepiej wyrazić to, co czuję i uważam, Adele zwróciła się do Candy'ego. - Nie możemy zapominać o całym wojsku Juana, które przybyło tutaj wraz z nim. Jesteście silni, ale czy wasza czwórka, a właściwie trójka, bo Lily nie powinna teraz walczyć, poradzi sobie z nimi wszystkimi? - spytała.
- Słuszna uwaga, musimy mieć jakiś plan - stwierdził Joker. Adele odwróciła się w stronę swoich dworzan i wymieniła z nimi spojrzeniami. Czwórka osób skinęła jej głowami, a ona ponownie odwróciła się do nas.
- O co chodzi? - spytał Candy.
- Uznaliśmy, że powinniśmy wam o czymś powiedzieć - odparła Adele.
- O czym? - spytała Cane.
- O czymś, o czym dopiero ja sama dowiedziałam się całkiem niedawno - wyjaśniła królowa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro