Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19. Zielony pocałunek

Fanart w mediach jak zwykle zrobiony przez Bloody_Murderess Dziękuję za niego i podziwiam że tyle ich robisz 😅❤️❤️

~~~~****~~~~

- Dobra, kolacja prawie gotowa, więc ja pójdę po Jokera i Lily - powiedziałem do swojej siostry.

- Ok. Ja na was zaczekam - odparła, zajmując już miejsce przy stole. Ja zaś odwróciłem się i udałem w stronę korytarza prowadzącego do wyjścia. Na wieczór Joker znów wyciągnął moją dziewczynę na spacer we dwoje, ale przynajmniej, mając na uwadze zdarzenia z poprzedniego dnia, sam uznał, że najlepiej będzie, jak się za bardzo nie oddalą. Toteż liczyłem, że nie będę musiał się za nimi uganiać po lesie ani po tych górach, aby ich znaleźć. 

Swoją drogą ten dzień zaliczyłbym do tych zdecydowanie udanych. Według mnie udało mi się dokonać tego, czego chciała ode mnie Cane i dziś nie byłem aż tak nieprzyjemny dla Jokera. Można właściwie powiedzieć, że oboje skupiliśmy się głównie na ignorowaniu siebie nawzajem i zamiast tego poświęcaliśmy uwagę Cane albo Lily. Według mnie to była oznaka, że jesteśmy na dobrej drodze i może kiedyś w końcu zakopiemy topór wojenny, jeśli tylko on w końcu zaakceptuje swoje miejsce, które jest z dala od mojej dziewczyny, inaczej chyba naprawdę kiedyś go zabiję, bez względy na prośby Lily i Cane - pomyślałem. 

Jednocześnie też zacząłem myśleć o tym wszystkim, co obecnie było między mną, a moją dziewczyną. Cieszyło mnie, że mimo wszystko sprawiała wrażenie, jakby coraz bardziej mi ufała. Byliśmy na dobrej drodze i liczyłem na to, że nawet jeśli nie odzyska jeszcze pamięci, to przynajmniej znów zbliżymy się do siebie tak jak dawniej. Zakładając, że nie rozdzieli nas z powrotem to głupie dziecko. Nie mam nic do dzieci, po prostu ich nie lubię, ale nie przeszkadza mi, że ktoś je sobie ma i wychowuje. Ale to konkretne dziecko, jeśli naprawdę się urodzi, to będzie mi przeszkadzać. Bo ja będę chujowym ojcem, a Lily pewnie będzie chciała dla niego jak najlepiej i będzie ode mnie wymagała, żebym był idealnym tatą i jednocześnie wsparciem dla niej. A ja nawet nie wiem jak się trzyma poprawnie dziecko! Wiele jestem w stanie znieść dla Lily, ale czuję, że z tym sobie nie poradzę - ponownie naszły mnie wątpliwości. Spróbowałem się jednak jakoś pozbyć tych negatywnych myśli, w końcu z Lily układało mi się coraz lepiej, z Cane sobie wszystko wyjaśniliśmy, a Joker nie był dziś aż tak wkurzający. Miałem więc wszelkie powody do radości i nie powinienem się tak tym wszystkim zadręczać. Zamiast tracić energię na to, powinienem planować, jak sprawić, żebyśmy Lily i ja jeszcze bardziej się do siebie zbliżyli. Gdy nad tym wszystkim rozmyślałem, dotarłem już do wyjścia z cyrku. Kiedy znalazłem się na zewnątrz, okazało się, że nie musiałem nawet szukać tej dwójki, byli praktycznie tuż przed cyrkiem. Ale gdy ich odnalazłem, poczułem się tak, jakby grunt usunął mi się spod nóg.

~*~

Joker i ja przespacerowaliśmy się trochę, a potem wróciliśmy w pobliże cyrku, gdzie usiedliśmy obok siebie na jakimś kamieniu. Za nami mieliśmy cyrk, a przed nami rozciągał się widok na piękny zachód słońca za górami.

- Naprawdę podoba mi się tutaj - stwierdziłam.

- To prawda, to bardzo ładna okolica. Ale nic nie dorównuje pięknem tobie, Avenido - odparł Joker. Spojrzałam na niego nieco zaskoczona i spostrzegłam, że on też mi się przygląda, szybko więc spuściłam wzrok, starając się ukryć swoje zawstydzenie.

- Daj spokój, Joker, nawet tak nie żartuj - odparłam.

- Kiedy ja wcale nie żartuję - stwierdził chłopak. Jakoś dałam radę z powrotem na niego popatrzeć, ale dość niepewnie.

- Zmieńmy może lepiej temat - powiedziałam cicho. Joker odchylił się nieco do tyłu i oparł się na rękach.

- No dobrze. To o czym chcesz porozmawiać? - spytał.

- Ja... Eeee... - nie byłam w stanie powiedzieć nic sensownego. Ani wymyślić żadnego dobrego tematu do rozmowy. Poza tym jeszcze nadal męczył mnie fakt, że go okłamałam, chciałam mu powiedzieć prawdę, ale Candy prosił, bym jeszcze trochę zaczekała. Nagle Joker wyprostował się i przez to zbliżył się do mnie.

- Avenida, zamierzasz tutaj zostać? Z nimi? W tym cyrku? Także po urodzeniu dziecka? - zapytał.

- Chyba tak. Nie widzę innej opcji - odparłam po chwili namysłu. - A co?

- Nic, chciałem się tylko upewnić, że nie zmieniłaś zdania - stwierdził chłopak.

- Rozumiem. A ty w takim razie zostaniesz ze mną? Znaczy z nami? - spytałam.

- Oczywiście, że tak! - zawołał Joker.

- Chciałam się tylko upewnić, że nie zmieniłeś zdania - powiedziałam, po czym uśmiechnęłam się do niego lekko. Joker to odwzajemnił, następnie pochylił się jeszcze i dotknął delikatnie mojej twarzy.

- Och, Avenido, jesteś taka piękna i dobra - stwierdził cicho. Zanim zdołałam jakkolwiek zareagować, Joker pokonał kilka ostatnich, dzielących nas centymetrów i nasze usta zetknęły się ze sobą. Byłam tak zaskoczona, że mimowolnie lekko je rozchyliłam, ale Joker tego nie wykorzystał. Całował mnie ostrożnie, delikatnie, jakby bał się mnie niechcący uszkodzić, jedną dłonią opierał się nadal o kamień, na którym siedzieliśmy, a drugą dotykał lekko mojego policzka.

~*~

ZAMORDUJĘ GADA! - pomyślałem wściekły. Jednocześnie jednak, jakby mimowolnie, zamiast podejść do nich i to przerwać, cofnąłem się do cyrku. Czułem się jakbym był pijany. I poniekąd chciałem, żeby tak było, bo wtedy mógłbym uznać to wszystko za jakieś pijackie przewidzenia. Ale to się działo naprawdę, wiedziałem to. Oni się całowali. On całował Lily. Nie... On pocałował Avenidę, nie moją Lily. Mojej Lily już nie ma, jest Avenida, a ona nie kocha mnie, tylko Jokera - pomyślałem. W końcu to wszystko do mnie dotarło. Jak bezsensowna od samego początku była moja walka o Lily. Przegrałem już na samym początku, bo nie miałem nawet o kogo walczyć. Lily już z nami nie było. Poczułem, jak uginają się pode mną nogi. Omal nie upadłem, na szczęście uratowała mnie ściana cyrku. Osunąłem się powoli na ziemię i chwyciłem się za włosy. Do moich oczu napłynęły łzy. To naprawdę koniec. Ona mnie nie chce, woli jego. Woli Jokera - pomyślałem. Poczułem, że łzy zaczynają mi spływać po policzkach. Dlaczego? Dlaczego?! Co takiego zrobiłem źle, że znów ją straciłem, bezpowrotnie? Nie zasługuję nawet na tą odrobinę szczęścia? Przecież się zmieniłem! Byłem tak dobry jak tylko potrafiłem! Dlaczego to właśnie mnie musiało to spotkać? Dlaczego? - wciąż powtarzałem w myślach to pytanie, naiwnie sądząc, że znajdę na nie jakąś odpowiedź, która ukoi mój ból, choć wiedziałem w gruncie rzeczy, że nie ma takich słów, które umniejszyłyby jakoś i pozwoliły mi się pogodzić z moją stratą.

~*~

Przez chwilę byłam tak tym zaskoczona, że w ogóle nie byłam w stanie w żaden sposób zareagować. W końcu jednak odsunęłam się nieznacznie od Jokera, choć sama nie wiem, jak zdołałam się na tyle opanować.

- Joker... - powiedziałam cicho. On przyglądał mi się przez chwilę tak, że miałam wrażenie, że zaraz znów mnie pocałuje, ostatecznie jednak nie zrobił tego.

- Tak?

- My... nie powinniśmy - stwierdziłam, odsuwając się od niego nieznacznie.

- Co? Dlaczego? Co się stało? Zrobiłem coś nie tak? Myślałem, że ci się podobało - odparł, nieco zdumiony, ale też i zasmucony.

- Nie, to nie tak - odparłam.

- Więc jak? - spytał. Przyglądał mi się uważnie przez chwilę, jakby chciał mnie prześwietlić na wylot, podczas gdy ja zastanawiałam się, jak wybrnąć z tej sytuacji. W końcu jednak Joker spuścił wzrok i westchnął cicho. - Widocznie źle to wszystko zrozumiałem - stwierdził cicho.

- Ja... Przepraszam, Joker... - powiedziałam szeptem. Przez chwilę miałam nawet obawę, czy mnie usłyszał.

- Nie masz za co, to moja wina. Źle odczytałem twoje zachowanie. Albo bardziej miałem zbyt wielkie nadzieje i chciałem to wszystko przyspieszyć... Zresztą, to już nieważne. Po prostu cię przepraszam - powiedział, po czym ponownie na mnie spojrzał. Wyglądał niczym zbity pies. Uśmiechnęłam się niepewnie, chcąc go jakoś pocieszyć.

- Nie martw się, w gruncie rzeczy nic strasznego się nie stało - odparłam. Joker nieco się ożywił.

- Więc to nie wpłynie na naszą przyjaźń? - spytał z nadzieją.

- Oczywiście, że nie! - zawołałam. - Zapomnijmy po prostu o tym - dodałam po chwili. Joker kiwnął lekko głową, więc uznałam, że się ze mną zgadza. - I chodźmy może lepiej zobaczyć co porabiają Cane i Candy - powiedziałam. Chłopak od razu przystał na moją propozycję, po chwili więc opuściliśmy nasze obecne miejsce, gdzie mogliśmy do woli obserwować zachód słońca, i udaliśmy się z powrotem w stronę cyrku. Absurdu tego dnia dopełnił fakt, że niedaleko wejścia natknęliśmy się na siedzącego pod ścianą Candy'ego, z twarzą schowaną w dłoniach. Joker i ja popatrzyliśmy na siebie zaskoczeni. Następnie przeniosłam wzrok z powrotem na niebieskiego błazna i zbliżyłam się do niego.

- Hej, wszystko dobrze? - spytałam. Candy popatrzył na mnie zaskoczony, a potem jego spojrzenie przybrało wrogi wyraz. Nie wyglądał najlepiej, sprawiał wrażenie, jakby był jednocześnie smutny i zły. I sprawiał wrażenie jakby...trochę płakał?

- Tak, wszystko w najlepszym porządku - powiedział, wstając przy tym powoli. - Skończyliście już się wałęsać? To dobrze, bo kolacja na was wiecznie czekać nie będzie. Chodźcie! - zawołał, a potem nas minął i skierował się w głąb cyrku. Joker i ja ponownie popatrzyliśmy na siebie zaskoczeni, po czym ruszyliśmy za nim. Natychmiast zrównałam się z Candy'm. Wyglądało na to, że coś zepsuło mu humor, a ja chciałam spróbować jakoś mu go poprawić.

~*~

- Co się stało? - spytała. Nawet na nią nie spojrzałem. Ani tym bardziej się nie odezwałem, więc ona powtórzyła pytanie. A potem jeszcze raz. Za trzecim razem już nie wytrzymałem.

- Nic się nie stało - powiedziałem. Starałem się mówić powoli i spokojnie, jednak ton mojego głosu i tak przesycony był złością, sam to słyszałem.

- Przecież widzę, że coś cię gryzie - stwierdziła Lily. Właściwie to nie Lily. Avenida. Skoro tak bardzo tego chce, tak ją teraz powinienem nazywać, nawet w myślach - pomyślałem.

- Daj mi po prostu spokój. Zajmij się lepiej Jokerem - odparłem. Następnie przyspieszyłem i ją wyprzedziłem. Po paru minutach obejrzałem się przez ramię. Spostrzegłem, że Joker do niej podszedł i coś cicho jej mówił, ale ona spoglądała cały czas za mną, przez co teraz na chwilę nasze spojrzenia się ze sobą spotkały. Wyglądała na zmartwioną, co jednocześnie bardziej mnie zasmucało i denerwowało. Kochałem ją za to, że była taka idealna i taka dobra, zawsze się o wszystkich martwiła, tak jak teraz o mnie. A mimo że darzyłem ją tak ogromną miłością, musiałem zaakceptować fakt, że ona woli innego. W końcu zjawiliśmy się w pokoju, gdzie razem z Cane przygotowaliśmy wcześniej kolację. Na szczęście wesoła gadanina mojej siostry rozluźniła trochę atmosferę. Udało jej się wciągnąć w rozmowę podczas kolacji Jokera i trochę też Lil... Avenidę. Ja też się od czasu do czasu odzywałem, żeby nie wyglądało to podejrzanie, ale podejrzewałem, że Cane już i tak coś ogarnęła, tylko nie chciała poruszać tematu mojego złego samopoczucia przy wszystkich. 

Joker i Avenida opowiadali trochę o swoim spacerze, a Cane z zaciekawieniem ich o wszystko wypytywała. Co jakiś czas moja była dziewczyna spoglądała też na mnie, jakby się czymś martwiła. Na początku wszystko to tylko coraz bardziej mnie dobijało. Była tak blisko mnie, a jednocześnie tak daleko, a najgorsze było to, że już nigdy miała nie być moja. Bo teraz należała do Jokera, a Joker należał do niej. Mam nadzieję, że stworzą razem zgraną i szczęśliwą rodzinkę, razem z tym bękartem - pomyślałem ze złością. Powoli cały mój smutek zastępowany był przez nienawiść, głównie do Jokera, ale też po części do Avenidy. Nienawidzę ich oboje. Powinni stąd zniknąć, niech zamieszkają gdzieś daleko stąd i wychowują tego małego potworka. Jak chcą to niech nawet zrobią sobie więcej dzieciaków, całą gromadkę małych, zielonych glonów. Ale niech stąd spadają - pomyślałem. Mimowolnie zacisnąłem pod stołem ręce w pięści. Z tego całego zamyślenia wyrwał mnie głos Cane, która zapytała mnie o coś nieistotnego. Coś tam jej odpowiedziałem, po czym znów się zamyśliłem. Kolacja jakoś minęła, potem posprzątaliśmy po niej. Minęło następnych kilka godzin, podczas których gadaliśmy o różnych niemających znaczenia bzdetach. Trochę zaskoczyło mnie to, że Avenida nieco jakby unikała Jokera, do tego cały czas zerkała na mnie z niepokojem. Raz mnie to cieszyło, raz smuciło, a raz denerwowało. Sam nie do końca rozumiałem, co się ze mną właśnie dzieje. Wreszcie jednak Avenida uznała, że jest zmęczona. I tu kolejna niespodzianka, tym razem Joker nawet nie zaproponował, że ją odprowadzi czy coś. Patrzył się za nią jedynie, a gdy zniknęła, wrócił spojrzeniem do mojej siostry i kontynuował rozmowę z nią. Minęło znów trochę czasu, oni oboje całkiem dobrze dogadywali się i nawet trochę żartowali. Ja zaś w końcu podjąłem decyzję. Byłem zły. Byłem wściekły i zrozpaczony, ale chyba zasługiwałem na prawdę?! Wstałem i udałem się w stronę jednego z korytarzy.

- Dokąd idziesz? - spytała zaskoczona Cane.

- Do toalety - odparłem. Chwilę później zniknąłem im z oczu i oczywiście udałem się wprost do pokoju Avenidy. Jeżeli ona naprawdę wybrała tego szmaciarza i zamierzała z nim być, to chciałem, aby przynajmniej powiedziała mi to prosto w twarz i aby wyjaśniła, dlaczego właśnie on, a nie ja.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro