Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18: Głupi pacyfista

Lodowate powietrze wdarło się do pomieszczenia, wyrywając z drzemki opiekuna domu. Manul drgnął niechętnie, po czym otworzywszy jedno oko, posłał mordercze spojrzenie w stronę powodu jego pobudki. Nagły błysk szalejącej na zewnątrz burzy, rozświetlił sylwetkę farashanki, zniekształconej przez kogoś uwieszonego na jej szyi. Absynt zmarszczył nos na ich widok i leniwie się przeciągnął. Ulewa nie robiła na nim najmniejszego wrażenia, ale zimne powietrze czeszące jego świeżo ułożone futro zdecydowanie zakłócało przyjemną drzemkę. Kotowaty podszedł do podłokietnika kanapy i wdrapał się na niego, z ledwością mieszcząc tłusty tyłek na i tak sporym oparciu. Uważnie przyjrzał się przybyszom. Rasha, z fioletowymi wypiekami na twarzy siłowała się z sflaczałym rudzielcem. Przeszła trzy kroki i bez ceregieli puściła chłopaka.

Po salonie rozniósł się nieprzyjemny plask. Błoto, woda i do tego zwłoki. Tego było za wiele. Manul położył po sobie niedźwiedzie uszy i niezadowolony zasyczał. Potworzyca nie zwróciła jednak na niego najmniejszej uwagi. Odetchnęła z ulgą, pozbywając się niewygodnego balastu i potrząsnęła głową, rozbryzgując wszędzie kropelki wody z włosów. Przeczesała palcami mokre kosmyki i dopiero teraz spojrzała w kierunku, oburzonego Absynta.

- Ty cholerna kupo futra, co się patrzysz? - warknęła do kota, po czym zamknęła drzwi kopniakiem, tak, że ich trzask rozniósł się po całym domu. W odpowiedzi manul nastroszył futro niczym rasowa, bardzo gruba wiewiórka i ewidentnie wkurzony zasyczał. Rasha uniosła brew, po czym machnęła ręką.

- To truchło to nie moja sprawa. Jak ci przeszkadza, że leży w przejściu, to się nim zajmij - skwitowała, doskonale odczytując powód jego wyrzutu - I nie. Nie zamierzam po nim sprzątać.

Absynt zmaterializował się obok głowy Rudiego i nieufnie go powąchał. Skrzywił się, odsłaniając jeden z kłów. Rasha prychnęła, widząc malujący się na jego pysku wyrzut. Zawsze coś mu nie pasowało. Przecież to nie jej wina, że dzieciak dał się pobić i porzucić w ciemnym zaułku. Wystarczająco dużo dla niego zrobiła i nie czuła się w obowiązku robić czegoś więcej.

- No przestań, nic mu nie będzie. Złego licho nie bierze.

~*~

Lir zdążył już się przebrać i wytrzeć włosy, gdy doszedł go hałas z dołu. Wywrócił oczami. Czy ta dziewucha zawsze musiała rozrabiać? Westchnął, jednocześnie szykując się do spotkania z siostrzenicą. W głowie nadal odtwarzał sobie wiadomość Erre. Wiedział, że wiecznie nie będzie mógł ukrywać swoich czynów z przeszłości, jednak oskarżenie o zdradę, poważnie nadszarpnęło jego stosunki z Erregelą, a po tej ulewie miał pewność, że Rasha również wie o ciążących na nim zarzutach. Mimo, to musiał ostrzec ją przed pojawieniem się bohatera w Brave, już nie wspominając o tym, że na głowie miał powstrzymanie ataku na miasto. Czuł, że jak dalej będzie tyle myślał to oszaleje. Dlatego postanowił już się tym nie martwić. Przecież wszystko pójdzie po jego myśli. Zapobiegawczo wziął parę ręczników, na wypadek, gdyby Rasha stwierdziła, że siedzenie mokrym tyłkiem na jego nowej, skórzanej kanapie to dobry pomysł, po czym ruszył na dół.

- Rasho, dobrze, że jesteś. Musimy poro... - Ręczniki wypadły mu z rąk - zmawiać. Co się stało?!

Podbiegł do nieprzytomnego chłopaka. Odwrócił go na plecy i sprawdził puls. Rudi wyglądał okropnie. Wyraźnie spuchnięty policzek zaczynał już powoli sinieć, na rozpalonej od gorączki skórze, a prawa powieka coraz bardziej przypominała dorodną śliwkę. Ewidentnie potrzebował pomocy medyka. Nie uzyskawszy odpowiedzi, szybko doszedł do wniosku, który mu się nie spodobał. Niestety nie mógł wykluczyć, że to ona mu to zrobiła. Wiedział, że była do tego zdolna.

- Rasha, czy ci już totalnie odbiło?! - Posłał siostrzenicy pełne wyrzutów spojrzenie. Przeczesał nerwowym ruchem włosy i nie wierzył, że mógł aż tak zawieść jako opiekun. Gdzie popełnił błąd?

Potworzyca, wzruszyła ramionami i sięgnęła po upuszczone przez Lira ręczniki. Przewiesiła sobie jeden z nich na szyi, a resztę rzuciła na kanapę.

- Sama się zastanawiam, powinnam smarka zostawić na ulicy, to rozwiązałoby sporo problemów - stwierdziła z przekąsem, racząc go zimnym spojrzeniem. Mimo to jej słowa zdecydowanie mu ulżyły. Łatwiej było szukać medyka, niż kopać grób w ogródku, by ukryć zwłoki. - O czym chciałeś porozmawiać?

- To może poczekać, najpierw trzeba pomóc twojemu przyjacielowi.

Rasha roześmiała się, siadając mokrym tyłkiem na kanapie i kładąc nogi na stoliku kawowym. Lir nie podzielał jej wesołości. Naprawdę nie chciał mieć trupa w mieszkaniu.

- Jakiś ty troskliwy. I tak nic mu nie pomożesz, wszyscy się pozamykali w taką ulewę. Ma szczęście, że jakimś cudem na niego trafiłam. Jak się obudzi, to damy mu trochę wódki i bez problemu się wyliże.

Lir nie wyglądał na przekonanego. Zdawał sobie sprawę, że Rasha po prostu nie była troskliwą osobą, ale nigdy nie posądziłby jej o taką znieczulicę... Spojrzał na chłopca i zreflektował się w myślach. Jednak to było do niej podobne. Westchnął i przetarł kąciki oczu.

- Co mu się stało? - ponowił pytanie, głosem pełnym rezygnacji.

- Nie o tym chciałeś rozmawiać - stwierdziła, ugniatając końcówki włosów w ręcznik. - Ale abyś mógł się skupić, to zaspokoję twoją ciekawość. Nie wiem. Znalazłam go podczas spaceru.

Zwróciła twarz w stronę mężczyzny, skupiając na nim uwagę jasnego oka. Oszpecona część, połyskiwała od spływających po niej kropel. Lir skrzywił się, marszcząc nos niemal identycznie jak siedzący u jego nóg manul. Najwyraźniej oboje nie mieli ni krzty zaufania do słów dziewczyny. Rasha nie wyglądała jakby się tym przejęła.

- Absyncie, zaopiekuj się proszę chłopcem. - Posłał przepraszające spojrzenie kotu, który prychnął niechętnie, ale ostatecznie dało się dostrzec w jego oczach zgodę. Lir zmusił się do wdzięcznego uśmiechu, który zniknął tak szybko jak się pojawił. - Niech ci będzie, porozmawiajmy...

Rasha, o dziwo bez słowa wstała z kanapy i ruszyła za wujem do jego gabinetu. Pomieszczenie niewielkich rozmiarów, było nadzwyczaj przytulne, a przynajmniej tak postrzegał je Lir. Bał się jednak, że po rozmowie z Rashą jego ulubione miejsce może skończyć tak samo jak salon. Już miał zaproponować pójście do jego pokoju, ale było na to za późno, farashanka przesunęła część papierów i usiadła na krawędzi burka. Widząc jej wyczekujące spojrzenie, oparł się o drzwi, jednak nie zamierzał zaczynać tej rozmowy. W głowie miał pustkę. Serce trawił strach. Nie mógł zebrać myśli.

- Zatem? Jak zamierzasz mi się wytłumaczyć?

Lir uniósł brwi.

- Wytłumaczyć?

- Nie zgrywaj się. Erre twierdzi, że działasz w konspiracji. Trudno mi w to uwierzyć. Nie jesteś aż tak szalony. - Przeciągnęła palcem po gładkim drewnie, jednocześnie uważnie, śledząc poczynania Lira. Czuł, że musi uważać na słowa i na język ciała. Znał siostrzenicę wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że potrafiła być nieobliczalna.

- W takim wypadku, nawet nie powinniśmy poruszać tego tematu... Wiem, co ubzdurała sobie twoja kuzynka. Próbuje mnie zdyskredytować, by móc zrównać Brave z ziemią. Wiesz, że na to nie pozwolę. Mieliśmy umowę.

- Wiem. - Rasha zacisnęła zęby. Jej również nie podobała się samowolka Erre.

- W takim razie, powinnaś wiedzieć też, że nie powinnaś zostawiać jej samej. Na Udnuni! Wiesz, jaka ona jest. Spali świat w naszym imieniu. Nie wierzę, że zdołamy zbudować nasz dom na popiołach. Przez jej niedosyt wszyscy przypadniemy!

- Nie unoś się - upomniała go siostrzenica. Nie wyglądała na poruszoną. Czuł się, jakby jego słowa odbijały się od jej porcelanowej skóry i uciekały w popłochu, nie docierając do jej uszu. - Powiedziałam, że wiem. Nie, że zamierzam ją powstrzymywać. Nie obchodzi mnie świat. Mam jeden cel i dopóki go nie osiągnę, to nie zamierzam interweniować. Nawet, jeśli twój plac zabaw jest zagrożony. Może złapałabym się na te twoje ckliwe przemowy wujku, ale mam je głęboko w poważaniu. - Lirowi nie spodobał się wyraz twarzy, jakim go obdarzyła. Lodowate spojrzenie okraszone cynicznym uśmiechem. - My nie chcemy palić świata. Chcę go odzyskać, a jeśli w jakikolwiek sposób będziesz mi przeszkadzał to... - Lir przerwał jej uderzeniem pięścią o drzwi.

- To, co? Wybacz młoda, ale chyba się zapomniałaś. W moich żyłach również płynie krew władców. Nie możesz mnie zabić nawet, jeśli byś chciała. Więc nie rzucaj słów na wiatr i lepiej uważaj na siebie, bo twój jedyny cel pojawił się w Brave. To po to do mnie przyjechałaś? Śledzisz go?

Rasha roześmiała się.

- Nie, jedynie oprowadzam.

- To nie jest zabawne!

Rasha nie podzielała jego zdania. Chichotała w najlepsze, ocierając łezkę rozbawienia. Tym bardziej, gdy widziała oburzoną minę wujka.

- Zapewniam, że jest jak na razie nieszkodliwy. W innym wypadku nie wpuściłabym go do tego domu.

Farashanin zdębiał, niedowierzając własnym uszom.

- Co? - wydusił z siebie, gdy pierwszy szok minął.

- No nie udawaj, że nie wiedziałeś. - Rasha uniosła brew i musiał przyznać, że jeszcze nigdy nie była tak bardzo do niego podobna. - Uważałam cię za bardziej spostrzegawczego. Niby po jaką cholerę miałaby się włóczyć z ludźmi, co?

Lirowi zrobił się słabo. Wydawało mu się, że to nie jest normalne i że Rasha coś kombinuje, ale nie spodziewał się, że sprowadzi do domu największe zagrożenie, jakie mu przyszło do głowy! Co więcej, gościł tego człowieka i nawet go polubił. Ciarki przeszły mu po plecach. Wyraźnie spochmurniał.

- I nie przyszło ci przez myśl, by mi o tym powiedzieć?! - obruszył się, jednocześnie analizując wczorajszą rozmowę z bohaterem. Ze wszystkich ludzi na świecie, akurat jemu nie powinien dać swojej książki. Chociaż... W jednej chwili wróciła do niego nadzieja. Zawsze istniała szansa, że dobrze go ocenił i faktycznie Ragnar nie był taki jak pozostali złotokrwiści. Rasha czuła się przy nim swobodnie. Do tego mężczyzna był raczej pokojowo nastawiony do farashan... Może Lir mógł to obrócić na własną korzyść. Ta myśl podniosła go na duchu i postanowił jej się uchwycić, jakby od tego zależała przyszłość świata.

- Nie widziałam takiej potrzeby - przyznała wreszcie. - Zresztą nie miałam kiedy, bo zanim chociaż pisnęłam słówko, ty już witałeś go z szeroko rozwartymi ramionami, ciesząc się jak dziecko, że zdobyłam ludzkich przyjaciół. - Ostatnie słowo zaakcentowała, dając jasno do zrozumienia, że uważała taką możliwość za niedorzeczną.

- No dobrze, to było mało prawdopodobne, ale nadal bardziej możliwe, niż że nie pozabijacie się nawzajem przy pierwszej lepszej okazji... W takim razie jakim cudem złotokrwisty znalazł się w moim domu?

Rasha skrzywiła się, odwracając od wuja wzrok. Złapała z biurka ozdobione stalówką galwarze pióro. Misternie żłobienia nadawały mu elegancji i cieszyły oko. Zielone lotki połyskiwały fioletem, gdy obracała je w dłoniach. Bawiła się nim chwilę, zbierając myśli.

- On jest pacyfistą - mruknęła niechętnie. - I do tego głupim.

Lir nie wiedział co na to odpowiedzieć, z jednej strony miał ochotę się roześmiać, a z drugiej, po minie Rashy czuł, że to nie był powód, dla którego narażała ich życie. Nawet jeśli Ragnar nie zamierzał ich zabić, to słyszał o Mordecy umysłów tyle opowieści, że był pewien, że spotkanie z nim mogło się skończyć gorzej niż śmierć. Czekał więc, z założonymi rękami, aż siostrzenica zmięknie i podzieli się swoim absurdalnym pomysłem. Jednak, gdy ta nie zamierzała powiedzieć nic więcej doszedł do własnego wniosku.

- Uważasz, że nie zasłużył na śmierć - podsumował, na co Rasha gwałtownie na niego spojrzała, wyraźnie oburzona.

- Oczywiście, że nie! Wszystkie te szumowiny zasłużyły na wymazanie - stwierdziła wściekła. - Chociaż... sama już nie wiem - przyznała, tracąc rezon. - Nie mogę zapomnieć, jak nie przeszedł obojętnie, gdy przyłapali mnie na przeszpiegach. Pomógł mi, chociaż to jego śledziłam i mógł mieć przez to problemy... Dlatego stwierdziłam, że damy mu więcej czasu, ale ten się skończył. - Ton jej głosu na powrót stał się twardy i bezlitosny. - Nie po to szykowałam całą tę intrygę by teraz się wycofać.

- Czasami powinnaś być bardziej ze sobą szczera. W innym wypadku staniesz się takim samym potworem co Erregela.

Rasha spiorunowała wuja wzrokiem.

- Na to już za późno, a winić możesz jedynie swoich ukochanych ludzi.

~*~

Ragnar był bliski załamania, gdy zdecydował się jednak zaprzestać poszukiwań Rudiego i skierować swoje kroki w stronę domu Lira. Miał koszmarne przeczucia, a zimna ulewa i dziwne spotkanie z szewcem przyprawiało go o gęsią skórkę. Próbował wyciągnąć od mężczyzny, co ten miał na myśli, jednak starzec nie zamierzał więcej się do niego odezwać, co tylko zirytowało bohatera. Skręcił w znajomą alejkę, gdy dostrzegł cień przemykający między budynkami. Zatrzymał się, zwiększając czujność. Rozbłysk, a następnie grzmot natychmiast przypomniał mu, że burza mogła ze sobą nieść coś więcej niż ulewę i niepokój czający się z tyłu głowy. W mieście z pewnością był jakiś wędrujący. Skarcił się w myślach, że skojarzył ten fakt tak późno. Dał się ponieść emocjom i przestał trzeźwo myśleć.

Strzeż się burzy, słowa szewca wydawały się szeptać mu do ucha. Ragnar nie zamierzał jednak dać się znowu wyprowadzić z równowagi. Ruszył pewniej w głąb uliczki. Wędrujący nie powinni być niebezpieczni, jednak nie mógł być pewny, że tymczasowy rozejm dotyczył także Rudiego. Może jego obecność stała się dla farashan nie wygodna? Zaraz porzucił ten pomysł, przecież Rudi nie stawił się na spotkanie z nim jeszcze zanim zaczęło padać. Westchnął wzdrygając się od nagłego powiewu wiatru. Przydługie włosy wchodziły mu do oczu, przez co obiecał je wreszcie obciąć, jak tylko znajdzie Rudiego.

Myśli mimo wszystko wracały do słów szewca. Przecież mężczyzna nie mógł wiedzieć, że Ragnar jest bohaterem. W tym ostrzeżeniu musiało się kryć coś więcej, a ta świadomość jedynie go rozdrażniła. To był bardzo zły czas na gubienie towarzysza, farashanie planowali atak na miasto, co jeśli już zaczęli swoje obławy? Nie... to nie było w ich stylu, byli na to zbyt dumni. Dobiegł do końca alejki i skręcił za dostrzeżoną postacią. Musiał chwilę przyglądać się ciemności by dostrzec odzianego w wiele warstw futer sylwetkę. Wysoki mężczyzna zatrzymał się i odwrócił w jego stronę. Jasne oczy błysnęły w ciemności.

Ulewa przybrała na sile. Wędrujący uniósł dłoń ku niebu. Po alei rozniósł się huk, nie będący grzmotem. Potwór zachwiał się. Zaniepokojony bohater skrócił dystans, ale nie zdążył go złapać. Burza w jednej chwili oszalała. Zimny i gorący deszcz bombardował powietrze, jakby pragnął zniszczyć miliardem igieł całe miasto. Wiatr, straciwszy towarzysza błądził, porywając ze sobą wszystko na swojej drodze. Ragnar zmlął w ustach przekleństwo, z trudem utrzymując się przy ciele wędrującego. Zdezorientowany skulił się na pokrytym błotem bruku. Woda szczypała go w oczy, jakby pragnąc przygwoździć bohatera do ziemi. Wyciągnął dłoń i mocno chwycił za rękę farashanina. Zawierucha ustała, pozostawiając za sobą pozrywane materiały i liście rozrzucone po okolicy.

Bohater z ulgą przyjął delikatnie siąpiący deszcz. Był pewien, że jeszcze chwilę i wiatr rozerwał by go na strzępy. Spojrzał na miarowo unoszącą się klatkę wędrującego.

Żył.

Kolejny huk. Ragnar poczuł ukłucie. Natychmiast złapał się za bolące miejsce i dostrzegł niewielką lotkę. Wyrwał ją, kierując wzrok w stronę wystrzału. W odchodzącym od alejki zaułku stał mężczyzna o sowiej twarzy. Bohater wstał i skierował się w stronę napastnika, który drżącą dłonią załadował broń i ponownie strzelił. Lotka przeszyła powietrze, trafiając w wyciągniętą rękę Ragnara. Bohater wyrwał lotkę i rzucił ją na ziemię. Zrobił pięć kroków. Zdecydowanie za mało, by złapać napastnika, gdy nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Jednak to nie powstrzymało go przed zajrzeniem głęboko w sowie oczy. Już otworzył usta, gdy poczuł kolejne ukłucie. Język odmówił mu posłuszeństwa. Wybełkotał coś niewyraźnie, po czym padł nieprzytomny na ziemię.

~*~

Mężczyzna drżącą dłonią przeładował broń. Nie spodziewał się takich komplikacji. Serce biło mu w zastraszającym tempie, a oczy uważnie śledziły leżących na bruku mężczyzn. Ostrożnie podszedł do pierwszego z nich. Nogą odwrócił go na plecy i zaklął nerwowo. Teraz rozumiał, czemu dopiero przy trzeciej lotce środek zadziałał. Oblizał nerwowo usta. Rozejrzał się szczerze przerażony. Teraz i tak już nie miał wyjścia, facet widział jego twarz, a tym samym był udupiony już na starcie. Pośpiesznie wyciągnął z kieszeni strzykawkę, niby miała być dla upolowanego potwora, ale pozbycie się tak niewygodnego świadka wydawało się o wiele rozsądniejszym rozwiązaniem. Bez ceregieli wbił igłę w kark mężczyzny i już miał nacisnąć tłoczek. Powstrzymał się w ostatniej chwili, cofnął delikatnienie rękę i wtedy dostrzegł złoto otulające metal. Przełknął głośno ślinę i ostatecznie wyciągnął strzykawkę, nie aplikując morderczego serum. Zabicie bohatera było ostatnim, co w tej chwili powinien zrobić.

----------------

Hej potworki!

I oto mamy kolejny rozdział za nami. Nie da się ukryć, że akcja ruszyła z kopyta i wątek Brave zaczyna się poważnie rozkręcać. Tym bardziej cieszy mnie to co właśnie piszę ^^ Otóż może nie mamy zwyczaju dostawać prezentów na święte Wielkanocy, ale pewna osoba postanowiła zrobić mi dzień, za co mu bardzo dziękuję <3

Otóż, trochę niezamierzenie, bo Ytty nie wiedział co planuję, ale sprezentował mi niespodziankę, idealnie wpasowując się w czas, gdy Rasha zaczyna pokazywać pazurki. Jeszcze dzisiaj podesłał mi fanarta przedstawiającego Rashę <3 Jest cudowny :D

Nie mogę się napatrzeć, bo ta komiksowa kreska jest cudowna. Także kochani, w podzięce za ten prezent chciałam was zaprosić na profil Yttjslel, zajrzyjcie może wam się coś spodoba(w co nie wątpię) ;) A teraz czas przyszedł na arta *. *

Ach to spojrzenie! Jak sam autor obrazka stwierdził, tak widzi naszą Rashę za dwa lata, gdy odrosną jej trochę włosy. Mogę się z tym w pełni zgodzić i dopowiem, że ten zielankowaty odcień z pewnością jest spowodowany ciągłym przebywaniem z Ragnarem i Rudim :D Zieleniała z zazdrości o ich relacje XD

Jeszcze raz dziękuję ^^ I jeśli ktoś będzie kiedyś chciał sprawić mi trochę radości to zachęcam do podsyłania z pewnością znajdzie się dla nich specjalne miejsce w moim serduszku jak i w samej publikacji ^^

A teraz zmykam pisać, powiedźcie co myślicie o Rashy i reszcie bohaterów i oczywiście zachęcam do komentowania <3 Do następnego rozdziału!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro