Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♣️ 1 ♣️

Aaron Burr wyszedł z baru nad ranem. Wyglądał źle. Blada skóra i podkrążone oczy się odbijały na jego aparycji, lekki się też dawał we znaki kac. Kiedy kierował się do swojego domu, bał się patrzeć w twarze ludzi, których mijał, co było słusznie, gdyż go oglądano z odrazą.

Powód był mniej niż oczywisty - stał się mordercą. To nie było to samo jak strzelanie na ludzi przed siebie podczas wojny, co robił wielokrotnie, widząc ich jako punkciki bez większego namysły, tak jak każdy żołnierz. Tym razem miał jeden cel, tak bliski mu cel, z którym jeszcze jakiś czas wcześniej prowadził interakcje, z którym jeszcze dawniejszy czas wcześniej się przyjaźnił.

  Musiał się otrząsnąć. Nikt nie powinien na niego tak patrzeć, nie powinien on również też tak myśleć. Jeszcze nie było przecież faktem potwierdzonym, czy Alexander Hamilton zmarł. Jedyne, co było wiadome, to że trafił go między żebra, a ten został zabrany do lekarza. Mógł żyć.
Dokładnie. Miał jeszcze całe życie przed sobą.

Minął dzień od pojedynku, w którym strzelił w niego. Czuł ogromny żal do siebie, że tak postąpił, ale przecież nie wszystko było stracone, jeżeli żył. Mógł jeszcze wszystko odbudować. Okropne było, jak przez tyle lat kierowała nim jedynie zazdrość i zawiść wobec Hamiltona. Zamiast patrzyć na siebie i poprawiać wszystko swoje, co mu nie wychodziło, patrzył na niego i tylko go obwiniał o wszystko. Tyle musiało się zadziać, żeby doszło do niego, że to on był winien temu, że nikt mu nie ufał i tylko jego populistyczne zachowania mogły go doprowadzić do zwycięstwa w wyborach, nic więcej.

Sekundant Burr'a miał wysłać do niego list z wiadomością czy Hamilton to przeżył. Ciągle się o to modlił. Mimo iż bóg nikogo nie wyklucza biorąc na śmierć, a dzień Alexandra wyglądał jakby miał nadejść, to się modlił. Gdy dotarł pod swój dom, zobaczył w skrzynce list, na który czekał. Zadrżał, gdy go otwierał, wtem ważyło się jego życie, a krew pulsowała mu nerwowo w żyłach nie dając mu chwili wytchnienia na wieść, jaką miał zgłębić.

Zaczął czytać:

"Drogi Aaronie Burr'rze,

Dowiedziałem się, jak skończył Alexander Hamilton. Niestety, nie udało mu się dłużej pociągnąć swojego żywota, gdyż rana mu zadana okazała się być zbyt poważna. Zmarł dzisiejszego dnia o trzeciej nad ranem.

Twój sekundant."

Burr zadrżał z jękiem. Patrzył na list, gdy jego ciało nie przestawało się trząść. To było zbyt bolesne, to było nie do uwierzenia. Czytał raz jeszcze i raz jeszcze, słowo za słowem, jednak nic nie było inne niż za pierwszym razem. Fakt, że nie przeżył, odbijał się w jego głowie raz po raz, nie przestając wiercić mu dziur w skroniach, na czole i właściwie na całej głowie. Dziur tak bolących, że niemalże mdlał w miejscu.

— P-Przepraszam, Alexandrze – wyrzekł przez nie dający litości ból.

Nie mógł zrozumieć, jakim cudem tyle osób ginęło bez jego wpływu - dlaczego zginęli jego rodzice i żona - dlaczego śmierć wybrała akurat ich Teraz gdy kolejna osoba, jaką dobrze znał zmarła, tym razem miał na to wpływ, mógł podjąć tyle różnych, innych decyzji, ale wybrał śmierć.

Uniósł głowę, gdy usłyszał głosy ludzi, przechadzających się na drodze nieopodal. Każdy choć starał zachować się pozór obojętności, zerkali więc na niego nieznacznie i ze sobą rozprawiali szeptem. On już wiedział o czym i szczególnie się co do tego upewnił, gdy usłyszał słowo od jednej z osób, z głosem przepełnionym odrazą:

— Morderca.

♣️♣️♣️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro