Epilog
"Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny."
Sala wypełniona była ludźmi aż po brzegi, chociaż wcale nie powinno ich tu być. Takie przynajmniej wrażenie miał Yoongi, kiedy do niej wszedł razem z Hoseokiem chcącym złapać go za rękę. Nie miał na to ochoty, szczególnie teraz, gdy wolał skupić całą swoją uwagę na bukiecie kwiatów.
Pomieszczenie wydawało się dość duże. Dominowały tu kolory żółci, pomarańczy i brązu w różnych odcieniach, wszystkie perfekcyjnie dobrane i współgrające ze sobą. Wzdłuż sali ustawiono ogromne wieńce przyozdobione długimi wstęgami, na których napisano kondolencje dla rodziny i przyjaciół.
Sęk w tym, że nie było tu żadnej rodziny czy przyjaciół, nie licząc tej dwójki. Wszyscy zgromadzeni wydawali się nieznajomymi, przypadkowymi ludźmi, którzy potraktowali tę uroczystość jak imprezę otwartą.
- Zrób coś - poprosił Yoongi drżącym głosem. Sam nie miał siły wyprosić kogokolwiek, dlatego chciał, by jego chłopak go w tym wyręczył. - Proszę.
- Poczekaj tu na mnie.
Hoseok zniknął w tłumie i zaczął coś tłumaczyć zebranym, którzy bez słowa sprzeciwu postanowili usunąć się z sali, zupełnie pozostając obojętnymi na to, co się dzieje.
Yoongi stanął na końcu pokoju, tuż przy wyjściu, i zamknął na moment oczy. Czuł, że nie jest gotowy, mimo że zdążył odwiedzić Taehyunga dzień wcześniej w szpitalu. Musiał zmierzyć się z tym, co nieuniknione.
Nastała cisza. Kompletna, głucha cisza, której potrzebował najbardziej. To on kochał Taehyunga jak nikt inny, to z nim spędził całe swoje życie i to on był najbliższy jego sercu.
- Mam wyjść? - usłyszał. Pokiwał delikatnie głową, wiedząc, że musi pożegnać się w samotności.
Dźwięk zamykanych drzwi dał mu do zrozumienia, że nikogo prócz niego nie ma w sali. Prócz niego i Taehyunga, bo jego też brał pod uwagę. Uchylił powieki i spojrzał na niski, drewniany podest. Stała na nim masywna trumna, otwarta i prosząca się o to, by do niej zajrzeć. Za nią ustawiono wysoką szafkę w tym samym kolorze, na której postawiono zdjęcie Taehyunga, a dookoła rozsypano płatki białych kwiatków.
Yoongi uśmiechnął się przez łzy, pierwsze z wielu tego dnia. Jego Tae patrzył na niego z fotografii zadowolony, szczęśliwy, rozbawiony. Było to zdjęcie z czasów liceum, kiedy miał nieco dłuższe włosy i eksperymentował ze swoim makijażem. Mimo to wyglądał najpiękniej na świecie i Yoongi cieszył się, że dokonał właśnie takiego wyboru.
Zrobił krok do przodu, potem następny i kolejny. Zatrzymał się dopiero wtedy, gdy stanął tuż nad trumną i mógł patrzeć teraz na swojego najlepszego przyjaciela z góry.
Taehyung wyglądał idealnie, był perfekcyjny w każdym calu. Jego skóra błyszczała w nieskazitelny sposób, usta wykrzywiały się w delikatny uśmiech, a włosy wpadały mu w oczy tak, że zakrywały częściowo powieki. Jego ręce zostały ułożone na klatce piersiowej, a pomiędzy nie włożono mały kwiatek. Ubrany był w swoją ulubioną koszulę i ulubione spodnie, wszystko dzięki Yoongiemu, który zadbał o całą ceremonię. Jedyna rzecz, jaka mu przeszkadzała, to zapach Tae, a raczej jego brak. Wydawało mu się, że uleciał z niego razem z życiem.
Wyciągnął drżącą rękę w stronę twarzy Taehyunga i ostrożnie odgarnął blond kosmyki z czoła. Potem zjechał nieco niżej, do policzków, które pogładził z czułością. Wtedy coś w nim pękło i wszystkie emocje przestały być tłumione - niekontrolowany szloch wstrząsnął jego ciałem. Opadł na kolana, ukrywając twarz w dłoniach, i rozpłakał się na dobre.
- Taehyung... - zapłakał. - Taehyung, przepraszam...
Czuł się bezsilny, bezużyteczny i osamotniony. Razem z Taehyungiem umarła ważna część Yoongiego, ważniejsza, niż ktokolwiek przypuszczał.
Nie dbał o to, co robił. Złapał jedną dłoń swojego przyjaciela i ścisnął ją mocno. Gdyby tylko mógł cofnąć czas, oddałby dosłownie wszystko, byleby tylko Tae żył.
- Zawiodłem cię, wiem - szepnął cały we łzach. - Nie jestem dobrym przyjacielem. Nie jestem, Taehyung, a przecież obiecałem ci kiedyś, że zawsze przy tobie będę i o ciebie zadbam. Byłeś moim młodszym bratem...
Nie miał siły. Chciał zamienić się z nim miejscami, żeby tylko żył, oddychał, mógł robić wszystko. Zamiast tego trzymał jego rękę i nie zamierzał jej puszczać.
- Boże, Taehyung, dlaczego to musiałeś być ty... - zaszlochał ponownie. - Przecież ty nie masz nawet dwudziestu lat, jeszcze ta dużo przed tobą, miałeś masę planów, a skończyłeś tutaj. Nie ufałeś mi nawet na tyle, żeby do mnie przyjść w potrzebie, jak okropny dla ciebie byłem...
Nie wiedział, ile czasu spędził w ten sposób, ale nie miało to żadnego znaczenia. Nie potrafił pogodzić się z tym, że musi pożegnać Taehyunga i pogodzić z jego odejściem. Nie chciał się godzić, wolał spędzić tak całą wieczność, niż być zmuszonym puścić go i więcej nie zobaczyć jego twarzy.
Takiego zastała go postać, która po cichu wsunęła się do sali pogrzebowej i bezszelestnie podeszła do trumny. Chłopakowi na sam widok zmarłego zebrało się na płacz, ale postanowił z tym jeszcze zaczekać.
- Yoongi - powiedział ochryple. Obserwował, jak tamten podnosi głowę, przez kilkanaście sekund wpatruje się w jego twarz, jakby sprawdzał, czy się nie przewidział, a potem wstaje z kolan.
- Wyjdź - nakazał drżącym głosem.
- Poczekaj - poprosił młodszy, składając ręce razem. - Proszę, poczekaj.
- Nie mam na co, wyjdź - powtórzył blondyn. - Nie każ mi krzyczeć tutaj, nie przy nim.
- Daj mi minutę, błagam, to nie zajmie długo - ciągnął Jungkook. Wytarł szybko twarz z pierwszych łez, którym zdążył już ulec.
- Nie! Nie zasłużyłeś na chociażby sekundę, wypierdalaj - starszy złapał go za ramię i szarpnął resztkami sił w stronę wyjścia.
- Yoongi, zgłosiłem się na policję! - wrzasnął desperacko tamten. Przyniosło to oczekiwany efekt - blondyn puścił go i odsunął na niewielką odległość. - Przyznałem się do tego, co mu robiłem. Do wszystkiego.
- Żartujesz?
- Nie, mówię poważnie - potwierdził, przesuwając się w stronę trumny. - Pójdę siedzieć. Wytoczą mi proces.
- Wiesz co? - zaczął Yoongi, odwracając głowę w stronę wyjścia, by nie musieć patrzeć na jego twarz. - Mam w dupie cały twój proces, więzienie i przyznawanie! Zrobiłeś to za późno, nie widzisz, że on leży i się nie rusza?! Zabiłeś go, zabiłeś kogoś, kto kochał cię mimo wszystko, jak nigdy nikt tego nie zrobi! Szkoda, że był zaślepiony, bo mógłby teraz żyć!
- Ja wiem... - wyszeptał Jungkook, chowając twarz w dłoniach. - Nie wybaczę sobie tego, rozumiem swój błąd i...
- Ja też ci nie wybaczę. Nienawidzę cię prawie tak bardzo, jak nienawidzę siebie, bo go nie powstrzymałem - warknął starszy. - Idź stąd.
- Daj mi się z nim pożegnać - poprosił błagalnie brunet. - Proszę, daj mi minutę.
- Z jakiej racji?
- Wiem, że mi nie uwierzysz, ale on naprawdę był dla mnie ważny. Najważniejszy. Nie potrafiłem mu w dobry sposób okazać uczuć, wyrządziłem masę krzywdy, zabiłem go... Ale pozwól mi. Nie cofnę czasu, chociaż chcę. Potrzebuję tylko na niego spojrzeć po raz ostatni.
Yoongi zacisnął usta w cienką kreskę, kalkulując w głowie wszystkie za i przeciw. W końcu wziął głęboki oddech i powiedział:
- Masz minutę. Liczę z zegarkiem w ręku.
Jungkook został sam. Nie tracił ani sekundy - od razu podszedł do trumny swojego śpiącego chłopaka i spojrzał na niego ze łzami w oczach. Przez jego głowę przebiegło milion myśli - ich pierwszy pocałunek, wakacje, każda randka, spotkanie z rodzicami, wszystkie przyjęcia i imprezy, a potem momenty, kiedy podniósł na niego rękę, wykorzystał, poniżył, a ostatecznie zdradził. Na końcu zobaczył żywy, wciąż świeży obraz karetki, lekarza obwieszczającego zgon, załamanego Yoongiego duszącego się łzami.
Był tyranem, to wszystko spowodował on sam, bezmyślnie nie doceniając swojego chłopaka i wyładowując na nim swoją złość. Nie widział sensu żyć bez niego.
Nachylił się nad martwym Taehyungiem i złożył ostatni pocałunek na jego bladych wargach, smakował metalicznie. Jego łzy spłynęły na twarz starszego, ale nie pofatygował się, by je zetrzeć.
- Przepraszam cię za wszystko, Taehyung - wyszeptał nienaturalnym głosem. - Kocham cię najbardziej na świecie.
Nie hamował łez, kiedy podnosił się do pionu, a potem wsuwał powoli rękę do tylnej kieszeni swoich spodni. Wyciągnął z niej malutki woreczek foliowy, zwinięty w rulonik i wypełniony jakimiś cukierkami.
Rozwinął go niespiesznie, próbując opanować drżenie rąk. Wreszcie sięgnął do jego środka, skąd wyciągnął kilka białych pastylek w kształcie koła, dokładnie tych samych, które miał Tae. Włożył je bez wahania do buzi i z trudem połknął. Był roztrzęsiony, nie panował nad sobą i jedyne, o czym marzył to to, by pastylki szybko zaczęły działać.
Wysypał resztę leków na rękę i wepchnął do buzi, zupełnie nieświadomie naśladując swojego chłopaka. Czuł, jak każda z nich dociera do jego żołądka.
- Zaraz będziesz szczęśliwy, obiecuję - powiedział do Taehyunga, zalewając się kolejną falą łez. W tym samym momencie Yoongi wszedł do sali razem z Hoseokiem. Odwrócił się w ich stronę ociężale. - Minęła minuta?
- Tak.
Stawał się coraz słabszy, z trudem przychodziło mu oddychanie i miał problemy z widzeniem, a mimo to ponownie ucałował Taehyunga, tym razem w czoło, a następnie ruszył w stronę drzwi, przystając na moment przy parze.
- Przepraszam was za wszystko. Nie jestem w stanie ubrać w słowa tego, jak się czuję, ale przepraszam. Nie zapominajcie o tym, jak bardzo go kocham, dobrze?
Nie czekał na odpowiedź. Yoongi znowu zaczął płakać, a Hoseok był jedynie w stał przyciągnąć go do siebie i przytulić. Sam jednak nie wytrzymał i również uronił kilka łez.
Jungkook za to wyszedł z sali pogrzebowej, po raz ostatni spoglądając za siebie. Taki obraz zapamiętał - płaczący Yoongi i Hoseok, Taehyung w trumnie i masa białych kwiatów. Towarzyszyło mu to do samego końca i było ostatnią myśl przed śmiercią.
Potem już tylko zamknął za sobą drzwi, usiadł pod ścianą i zamknął oczy. Dalej widział tylko ciemność.
"Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy."
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro