Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

Taehyung otworzył powoli oczy, próbując przyzwyczaić się do światła. Wziął głębszy oddech, by po chwili jęknąć z bólu. Każdy ruch, nawet tak mały jak oddychanie, sprawiał, że stawał się nie do wytrzymania. Rozejrzał się leniwie po pokoju i z ulgą zauważył, że Jungkooka nie było. Musiał wyjść jakiś czas temu, skoro jego część łóżka zdążyła się wychłodzić.

Poprzedniego dnia nie będzie wspominał dobrze. Zaczęło się całkiem zwyczajnie, jak zawsze: coś zdenerwowało jego chłopaka, potem doszukał się jakiegoś błędu Tae i pretekst gotowy. A on się naprawdę starał. Był miły, dawał się nawet głaskać po kolanie i bardzo dobrze udawał szczęśliwego. Spojrzał raz czy dwa na tego kelnera, ot tak, bez większego powodu, trochę pożartował, a wyszedł na najgorszego. Miał dość takiego życia. Miał dość, nie dało się ukryć. Z obrzydzeniem liczył każdego dnia ilość siniaków, jakie powstały wskutek gniewu Jungkooka, był wykorzystywany, czuł się zupełnie niepotrzebny jak jakaś zabawka.

Przecież wszystko kiedyś się układało. Był najszczęśliwszy na świecie. Jego chłopak okazywał mu czułość, zapewniał o swojej miłości, codziennie jedli razem kolację, wychodzili ze znajomymi, bawili się i szaleli. Wszyscy nazywali ich parą, z której trzeba brać przykład, którą obierano za wzór. Skoczyliby za siebie w ogień, oddali życie bez zawahania.

Dzień, kiedy Taehyung został uderzony po raz pierwszy, pamięta bardzo dobrze. Jungkook wrócił zdenerwowany do ich wspólnego domu. Oczywiście, że starszy to rozumiał, w końcu każdy może nie mieć humoru. Jego zachowanie różniło się jednak od poprzednich. Nic mu nie pasowało: ani obiad, ani to, jak jest posprzątane, ani nawet wygląd Tae. Ten za to próbował się dowiedzieć, co jest powodem jego złości. Gdyby wiedział, że chwilę później zostanie za to uderzony, nawet by nie podchodził. Był w kompletnym szoku, nie spodziewał się tego. Od razu złapał się za piekący policzek, patrząc zszokowany to na Kooka, to na jego rękę, która zawisła w górze, drżąc niebezpiecznie.

- Nie wierzę - wyszeptał wtedy, cofając się o kilka kroków. Nie czekał na wyjaśnienia, od razu pobiegł do sypialni, gdzie zamknął się na klucz na całą noc. Wyszedł nad ranem, kiedy Jungkook już dawno był w pracy. Wrócił z bukietem kwiatów. Błagał o wybaczenie. Obiecał poprawę.

Sytuacja powtórzyła się kilka dni później. Tym razem przepraszał od razu. Tłumaczył się impulsem. Taehyung wybaczył, bo czemu miałby nie wybaczać?

Kiedy już cała sprawa poszła w niepamięć, a oni ponownie wpadli w rutynę codzienności, wszystko wróciło. Tym razem zaatakował go pijany Jungkook, uderzył kilka razy, a później wykorzystał. Udawał, że tego nie pamięta i kazał Taehyungowi przestać wymyślać. Następnym powodem był Yoongi. Kiedy przyszedł do nich domu pod nieobecność młodszego, tamten wpadł we wściekłość. Chwilę po tym, jak przyjaciel zamknął za sobą drzwi, już go okładał.

Zaczął chodzić jak w zegarku. Starał się jak mógł, by nie było rzeczy, do której możnaby się przyczepić, ale jak na złość zawsze się taka znalazła. Przez sytuację z Jungkookiem przestał spotykać się ze wszystkimi znajomymi, byleby tylko więcej nic mu nie zrobił. Zauważył, że zawsze jest bity, gdy tamten znajdzie sobie powód do zazdrości.

Jego znajomi zauważyli zmiany. Ich Taehyung w towarzystwie swojego chłopaka chodził cały spięty, kontrolował każde słowo, jakie wypływało z jego ust, nawet pił wtedy, kiedy otrzymał takie pozwolenie. Milion razy próbowali go przekonać do odejścia od takiego tyrana, ale on nie słuchał. Trzymał się uparcie zdania, że Jungkook go kocha.

Bo tego był pewien. Wiedział o tym, że wszystko, co mu robi, jest dla jego dobra. On po prostu nie potrafił mu tego okazać we właściwy sposób i wybierał ten krzywdzący. Ale Tae nie umiałby go zostawić za nic w świecie. Uważał go za cały swój świat i jego życie nie miało sensu bez niego.  Spędzili razem trzy lata i doskonale wiedział, że Jungkookowi w końcu minie ten stan, wróci jego dawny, kochający Kookie, którego tylko on znał i wszystko się ułoży.

Zawsze, kiedy czuł, że nie wytrzyma więcej tego bólu i cierpienia, wspominał ich dni, kiedy byli najlepszą parą na świecie. Kiedy się kochali, mieli za wszystko i traktowali jak swój tlen. Jak robili sobie pikniki, spontaniczne wycieczki, jak byli o siebie uroczo zazdrośni i jak wszyscy mówili, że chcą takiego Jungkooka. A Tae nie był na nich zły. Sam uważał się za szczęściarza i nie brał pod uwagę innej możliwości niż spędzenie reszty życia z tym chłopakiem.

Czasem płakał, bo nie mógł spotkać się z mamą czy Yoongim, ale potem się opanowywał i przypominał, że nikt inny prócz niego nie jest mu potrzebny. Każdego dnia wstawał z nadzieją, że może tym razem będzie inaczej.

Zwlókł się bardzo powoli. Nie mógł się powstrzymać. Podszedł do lustra i spojrzał na swoje nagie ciało. Przerażał go ten widok. Kilka małych odcisków na szyi przypomniało mu podduszanie. Nienawidził, gdy Jungkook go podduszał, jakby chciał go zabić. Zjechał niżej. Na biodrach utworzyły się ciemne siniaki sporej wielkości. To było nic w porównaniu z udami. Wstrzymał oddech, widząc fioletowe ślady na całej wewnętrznej stronie. Zaschnięta krew w połączeniu z tymi sińcami go obrzydzała.

W jego oczach automatycznie zebrały się łzy, które starł szybkim ruchem ręki. Po co miał ryczeć? Jungkook tego nie lubił. Ubrał na siebie przydużą koszulkę swojego chłopaka, którą znalazł w szafie i wsunął bokserki, próbując nie dotknąć ran. Później postanowił zejść na dół. Starał się tłumić każdy jęk bólu próbujący wydostać się z jego ust.

Wszedł do salonu, gdzie zastał młodszego. Leżał na kanapie, cichutko mrucząc. Musiał zasnąć, oglądając telewizję. Tae podszedł powoli do niego, kucnął i szturchnął delikatnie w ramię.

- Jungkookie... - wyszeptał. - Idź się położyć na górę...

- Mhm... - usłyszał, na co automatycznie się uśmiechnął. Kochał tę wersję Kooka. Kochał praktycznie każdą jego wersję. Prawie każdą.

- Chodź, proszę, tam się przynajmniej wyśpisz... - ciągnął łagodnie. - Słyszysz?

- Tak, kurwa, słyszę - warknął tamten, podnosząc się gwałtownie do pozycji siedzącej. Nie zraził go swoim zachowaniem ani trochę. - Nie jestem głuchy.

- Dobrze, wiem - westchnął Taehyung. Usiadł koło niego i uśmiechnął się zachęcająco. - Hej, czy mogę się przytulić? - zapytał. Włożył ręce pod uda, by skrzyżować palce.

- Jak chcesz - Jungkook wzruszył ramionami obojętnie. - Wszystko mi jedno.

Tae aż pisnął ze szczęścia. Nie mogło mu być wszystko jedno, bo wtedy kazałby mu dać spokój, a tutaj ani nie zaprzeczył, ani się nie zgodził. Odnotował to za lekki progres.

- Dziękuję - szepnął z wdzięcznością. Po chwili oparł nieśmiało głowę o ramię chłopaka, a rękami oplótł jego pas. Przywarł do niego jak najszczelniej, wdychając dobrze znany zapach. Nie mogło mu być lepiej.

- Tae... - usłyszał. Czyżby koniec? - Tae, przepraszam za wczoraj. Nie chciałem cię skrzywdzić.

Jego serce zatrzepotało. Od dłuższego czasu przeprosiny były rzadkością. Gdy został przyciągnięty jeszcze bliżej i poczuł lekki, ledwo wyczuwalny ucisk na ramionach, nie mógł w to uwierzyć. Kilka sekund później siedział na kolanach Jungkooka, wtulony w jego klatkę piersiową.

- Proszę, nie rób tego więcej - zapłakał niespodziewanie.

- Postaram się - obiecał mu. Oboje doskonale wiedzieli, że wcale się nie postara, ani nie zmieni, ale to nie miało dla Taehyunga większego znaczenia. Liczył się ten moment, ręce Jungkooka głaskające jego plecy, jego ciepły oddech na szyi i czułe słowa wlatujące wprost do ucha. Niczego więcej nie było mu potrzeba. - Kochasz mnie jeszcze?

- Kocham i nie przestanę za nic w świecie - odpowiedział zgodnie z prawdą. Lekki pocałunek złożony gdzieś w okolicach obojczyka wywołał u niego dreszcze. Tęsknił za tym.

- Dobrze. Nie mogę w to uwierzyć, ale niech będzie.

- Jesteś wszystkim, Jungkookie, wiesz? - wyznał, odsuwając się nieco, by móc spojrzeć mu w oczy. - Wszystkim, przysięgam. Nie istnieję bez ciebie - dodał.

- Wiem o tym doskonale. Nie poradzisz sobie beze mnie, bo umrzesz. 

Z zawodem zauważył, jak jest zsuwany z kolan swojego chłopaka. Zrobiło mu się automatycznie przykro. Miał nadzieję, że to potrwa chwilę dłużej.

- Gdzie idziesz? - zapytał z wyczuwalnym zawodem w głosie, gdy młodszy wstał z kanapy.

- Muszę ci się tłumaczyć? - odparł chłodno tamten. Wrócił stary Jungkook. Tae nigdy nie wyjdzie z podziwu, jak szybko potrafił się zmieniać. - Za chwilę wychodzę. Jak wrócę, niech dom będzie wysprzątany, jasne? - nakazał i bez czekania na odpowiedź, wyszedł.

- Jasne - mruknął do siebie smutno Taehyung. On też chciałby wyjść gdzieś z Yoongim i nie musieć bać się o to, czy zostanie zauważony, jak kiedyś.

Kiedyś. Odległe czasy. Teraz wszystko wyglądało inaczej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro