12
- Taehyung, błagam.
Spojrzał po raz ostatni na swojego najlepszego przyjaciela, który teraz wpatrywał się w niego z widocznym bólem. W jego oczach zalśniły łzy bezsilności i nawet nie dbał o to, by je ukryć. To nie miało teraz najmniejszego znaczenia.
- Poradzę sobie, Yoongi - zapewnił młodszy, odwracając się w stronę swojego chłopaka. -Jungkook się mną zajmie - dodał z uśmiechem. Był szczęśliwy, jak nigdy wcześniej.
- Zostań tu, proszę! Hoseok, zrób coś, do cholery! On zaraz z nim pojedzie! - krzyknął rozpaczliwie blondyn, robiąc krok do przodu. Przetarł szybko zmęczoną twarz.
- On cię nie posłucha, zrozum, chodź - odezwał się tamten, kładąc rękę na jego ramieniu, jakby chciał go w jakikolwiek sposób pocieszyć, co właściwie było prawdą. - Yoongi, chodź, to nie ma sensu. On wróci - zapewnił, zaciskając mocniej palce.
- Nie mogę, kiedy widzę, że idzie na pewną śmierć! - wykrzyknął z frustracją mniejszy i aż zapłakał, widząc Taehyunga, który wpatrywał się w Kooka jak w obrazek. Stali przy otwartym bagażniku, ze splecionymi palcami i uśmiechami na twarzach. Różniły się one od siebie jednak dość znacząco - Tae uśmiechał się szczęśliwy, zakochany, spełniony, a Jungkook, jakby odniósł największe w życiu zwycięstwo. Mierzył go przy tym bezczelnym wzrokiem ze świadomością, że starszy dostaje przez to palpitacji serca.
- Jedziemy? - zapytał nienaturalnie przesłodzonym głosem, a Yoongi automatycznie wyrwał się na te słowa w ich stronę.
- Taehyung, proszę! - spróbował jeszcze raz, dramatycznie do nich doskakując. - Zobacz, przejrzyj wreszcie na oczy! Zrobi to samo, oboje to wiemy! Połącz fakty!
- Yoongi, przestań! Daj mi być szczęśliwym! - krzyknął Tae w odpowiedzi, przesuwając się do Jungkooka. - Zostaw mnie. Doceniam wszystko, ale mnie zostaw - poprosił. Spojrzał wyczerpany na Hobiego, który w jednym momencie znalazł się obok trójki. Bez zapowiedzi złapał nadgarstek swojego chłopaka i go mocno pociągnął w swoją stronę. To był znak dla Jungkooka, by nie przedłużać tego śmiesznego - do niego - pożegnania. Szturchnął swojego chłopaka znacząco, a sam ruszył w stronę miejsca kierowcy, uprzednio zamykając bagażnik.
Nie liczyło się to, że Yoongi zaczął płakać i dramatycznie wyrywać się z mocnego uścisku Hoseoka, który cierpiąc, trzymał go kurczowo i niezależnie od tego, ile bólu mu sprawiał, nie zamierzał puszczać. Nie liczyło się to, że swoimi krzykami zaalarmowali sąsiadów, a w ich oknach paliły się teraz światła. Nie liczyło się nic, ani nikt. Ważne, że Taehyung wpatrywał się teraz w Jungkooka, ogarnięty przyjemnym ciepłem i wsłuchany w warkot odpalanego silnika. Było idealnie i wiedział, że tak już pozostanie.
~~~
Droga do domu minęła im w kompletnej ciszy. Obaj nie czuli między sobą żadnego skrępowania, nie wisiały w powietrzu żadne niedomówienia. Jungkook położył tylko jedną dłoń na udzie Taehyunga i trzymał ją tam aż do momentu, kiedy musieli wysiąść.
Tuż po przekroczeniu progu ich mieszkania, do nozdrzy Tae uderzył znajomy zapach, za którym zdążył się stęsknić. Dobrze znany, ukochany, najlepszy na świecie zapach domu. Potem jego chłopak wyszukał po omacku włącznik i chwilę później jasnożółte światło zalało cały przedpokój.
To wystarczyło.
Taehyung najpierw zamarł bez ruchu, nie zwracając uwagi na głupie łzy zbierające się w jego oczach, a potem przyłożył dłonie do ust, wydając przy tym zduszony jęk i pozwalając sobie na zmoczenie policzków.
Wielki transparent oparty o ścianę naprzeciwko sprawił, że nie dał rady się nie rozczulić. Litery tworzące cudowne "witaj w domu", napisane grubym markerem przez Jungkooka i nieudolna próba narysowania ich, trzymających się za ręce przy ognisku, trafiły do jego serca, sprawiając, że zatrzepotało jak zakochanemu nastolatkowi i wywołało kolejną falę słonych łez. Załkał cichutko, zawstydzony i onieśmielony, ale najszczęśliwszy na świecie.
- Jungkook... - szepnął drżąco. - Byłeś pewien, że wrócę...
- Oczywiście, że tak - usłyszał głos tuż koło swojego ucha. Młodszy oplótł jego talię od tyłu, po czym zaczął kołysać ich na boki, jakby próbował tańczyć bez muzyki. Złożył delikatny pocałunek na mokrym policzku, tym samym scałowując słone łzy swojego ukochanego. - Tęskniłem za tobą.
- Ja też, naprawdę, myślałem o tobie i... - Taehyung zaczął mówić, ale przerwał nagle, odchylając lekko głowę do tyłu i topiąc się pod dotykiem chłopaka. - Jungkook, chciałem powiedzieć, że...
- Bądź cicho, kochanie - przerwał mu brunet i przeniósł swoje usta na jego szyję. Ucałował ją z jednej strony i obserwował, jak na skórze Tae pojawia się gęsia skórka. Powtórzył czynność, tym razem prowokacyjnie przyciskając do niego usta o wiele dłużej i mocniej. - Widzę, że nic się nie zmieniło pod tym względem - powiedział z satysfakcją.
- Nigdy się nie zmieni - wyprzedził go Tae. Niespodziewanie starszy wyrwał się z jego objęć i obrócił twarzą do niego. Na ich twarze automatycznie wpłynęły uśmiechy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. - Czy mi się wydaje, czy ostatnio mało spałeś?
- Po czym to wnioskujesz?
- Masz jakoś dziwnie podkrążone oczy i jesteś bledszy...
- To z miłości - rzucił jakby od niechcenia Jungkook, oblizując usta perwersyjnie.
- Ojej, z miłości? - droczył się rozpromieniony Taehyung. - To jakaś nowa choroba? - zapytał, przekrzywiając uroczo głowę.
- Tak, nieuleczalna - kontynuował tamten.
Obaj nie wiedzieli nawet, w którym momencie przestali rozmawiać, a zaczęli się całować. Kook po prostu nie wytrzymał z frustaracji i wręcz nie byłby sobą, gdyby w pewnej chwili nie uciszył Taehyunga, zamykając jego ust w pocałunku. Pocałunek ten różnił się znacznie od ich wszystkich poprzednich, bo był jako jeden z nielicznych przepełniony tęsknotą i łagodnością, dziwnym niezadowoleniem i pretensją. Mimo to Taehyungowi podobało się to tak bardzo, że pozwolił sobie zamruczeć z przyjemności i wpleść palce w miękkie włosy swojego chłopaka.
Kiedy został przeciśnięty do ściany, a kolano Jungkooka swobodnie rozszerzyło jego uda, uznał, że to dobry moment, by przerwać. Nie czuł się jeszcze na siłach na coś więcej, to zbliżenie zdążyło go wykończyć zupełnie i wystarczyło, by przynajmniej teraz zaspokoić tęsknotę. Odsunął od siebie Jungkooka tak delikatnie, jak tylko potrafił, i zacisnął wargi, dając niemo znać, że to wszystko.
- Boże, jesteś uroczy - sapnął młodszy, próbując unormować oddech.
- Nie, nieprawda - speszył się Taehyung, patrząc uparcie w podłogę. - Dziękuję, ale...
- Nie podważaj tego nawet - ostrzegł Jungkook, przyciągając go do siebie. Objął luźno jego talię i pozwolił mu wtulić twarz w swoją szyję.
- Pachniesz tak ładnie.
- A ty cały jesteś ładny.
- Jungkook, błagam - zaśmiał się lekko Taehyung. - To brzmi jak taki tani podryw i przysięgam, że gdybym cię nie znał, to bym pomyślał, że szukasz sobie kogoś na siłę - westchnął rozbawiony.
- Ale ty mnie znasz i wiesz, że cię wcale nie muszę podrywać, bo już jesteś mój, prawda? - odpowiedział spokojnie brunet, doskonale wiedząc, jaka odpowiedź za chwilę padnie.
- Prawda.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro