Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

-Jesteś gotowa? -zapytała mnie Riley uśmiechając się do mnie szeroko.
-Jak nigdy -odwzajemniłam jej uśmiech gładząc swoją białą suknię.
-Camilla, córeczko! -nagle do pokoju wbiegła moja mama i mocno mnie przytuliła.
-Cześć mamo.
-Przepraszam, że się z ojcem trochę spóźniliśmy, ale... -nagle przestała mówić, gdyż się ode mnie odsunęła i zaczęła przyglądać mi się z zachwytem. W jej oczach pojawiły się łzy, a jej warga delikatnie zadrżała -Mam taką piękną córkę -wyszeptała, a ja zarumieniałam się.
-Nigdy nie pobije tego jak ty mamo wyglądasz - wyszczerzyłam się, a ona zachichotała.
-Gdzie jest moja księżniczka? -usłyszałam głos mojego ojca.
Spojrzałam na drzwi, a już po chwili w ich progu pojawił się starszy mężczyzna. Od razu do niego podeszłam i wtuliłam się w jego tors.
-Pięknie wyglądasz Camilla -wyszeptał gładząc moje plecy.
-Dziękuje, ty też tato, zdecydowanie garniak ci pasuje -odsunęłam się od niego i posłałam mu szczery uśmiech.
-Dobra Camuś, siadaj założę ci welon -oznajmiła moja mama.
-Już idę!

****
Szłam pod rękę z moim ojcem, prowadził mnie w stronę Jamesa, który stał i cierpliwie na mnie czekał tuż obok księdza. Wokół mnie było wiele ludzi, którzy uważnie mnie obserwowali, ale ja przez cały czas byłam wpatrzona w mojego przyszłego męża, który uśmiechał się do mnie. W tym momencie byłam prze szczęśliwa i cieszyłam się, że z Michaelem nie brałam ślubu kościelnego, dzięki czemu teraz bez problemu mogę to zrobić z Jamesem. Gdy dotarliśmy już pod ślubny kobierzec podszedł do nas James. Mój ojciec pocałował mnie w policzek.
-Kocham cię i zawsze będziesz moją małą księżniczką -wyszeptał.
-Wiem tato, ja ciebie też kocham -uśmiechnęłam się do niego.
-Mam nadzieje, że oddaje moją córkę w dobre ręce -mój tata skierował swoje słowa do Jamesa podając mu moją dłoń.
-W najlepsze -zapewnił go chwytając moją dłoń. Pocałował jej wierzch, a mój tata odszedł od nas i usiadł na swoim miejscu.
Po chwili staliśmy już naprzeciwko siebie z Jamesem. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy , a na naszych ustach widniały uśmiechy.
-Czy ty Jamesie Josephie Black'u bierzesz sobie za żonę Camille Jeffren i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską, w zdrowiu i chorobie, w bogactwie i biedzie, póki was śmierć nie rozłączy? -ksiądz wypowiedział te słowa, a uśmiech Jamesa się poszerzył.
-Tak -odpowiedział pewnie, a z moich zaszklonych oczu wyleciało kilka łez.
-Czy ty Camillo Jeffren bierzesz sobie za męża Jamesa Josepha Blacka i i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską, w zdrowiu i chorobie, w bogactwie i biedzie, póki was śmierć nie rozłączy?
-Tak, oczywiście że tak. -odpowiedziałam drżącym, ale szczęśliwym głosem.
-Jamesie, Camillo, ogłaszam was mężem i żoną -ogłosił ksiądz a ja jeszcze bardziej się rozpłakałam jednocześnie poszerzając swój uśmiech -Możesz pocałować pannę młodą -zwrócił się do Jamesa.
Mężczyzna złapał delikatnie za moje policzki, otarł łzy, uśmiechnął się z miłością i złączył nasze usta w czułym pocałunku. Wokół nas słyszałam oklaski, wiwaty, ale obchodziło mnie to teraz, liczyłam się jedynie ja i mój MĄŻ, liczyliśmy się jedynie MY. Gdy się od siebie oderwaliśmy, zauważyłam, że jego oczy także są zaszklone. James chwycił mnie za rękę i udaliśmy się w stronę gości. Pierwsi podeszli do nasnasi rodzice, moja mama była cała zapłakana, ale po ojcu także widziałam, że uronił kilka łez. Ojciec Jamesa szczerzył się do nas i gratulował, a jego matka mimo to, że jakoś już się dogadujemy sceptycznie patrzyła na tą sytuację.

Jakiś czas później znaleźliśmy się w wielkim ogrodzie wypełnionym stolikami, znajdowała się tu także scena, gdzie jakiś zespół grał, no i oczywiście miejsce do tańca.
-Czas na pierwszy taniec pary młodej! -krzyknęła Riley.
Uśmiechnęłam się do Jamesa i poszliśmy na środek parkietu trzymając się za ręce. Mężczyzna objął mnie w tali, a ja zarzuciłam mu ręce na kark. kołysaliśmy się w rytm muzyki, robiliśmy obroty oraz inne pozy taneczne.
-Kocham cię żonko -puścił mi oczko.
-Ja ciebie też mężusiu -uśmiechnęłam się szeroko.
-Gorzko! Gorzko! Gorzko! -usłyszeliśmy krzyki naszych gości.
Zaśmieliśmy się i pocałowaliśmy się czule.
-Ona temu winna, ona temu winna pocałować go powinna -usłyszeliśmy, gdy się od siebie oderwaliśmy. Wybuchnęłam śmiechem, a gdy tylko się uspokoiłam od razu wpiłam się w jego usta.
-On jest temu winien, on jest temu winien pocałować ją powinien -tym razem James się zaśmiał i mnie namiętnie pocałował.
- Oni temu winni oni temu winni pocałować się powinni.
-Nie za dużo tego całowania? -zaśmiałam się, ale jako że nie miałam nic przeciwko ponownie z Jamesem złączyliśmy nasze usta w pocałunku.
- Nas uczyli w szkole, że całuje się na stole! -usłyszałam krzyk jednego z gości.
-Chyba lepiej żebyśmy nie zaczynali, bo jak się do siebie dorwiemy to... -mówił śmiejąc się, ale zamilkł jak uderzyłam go w ramie, a na moich policzkach pojawiły się rumieńce.
Wszyscy razem się zaśmieli, a ja jeszcze bardziej spaliłam buraka, ale także zachichotałam.

<<<<<<<<>>>>>>>>

-Nienawidzę... Aaaa... Cię! -wydarłam się na całe gardło -Kurwa!
-Proszę oddychać -uspokoiła mnie kobieta.
-Nigdy już... Aaaa.... Nie włożysz we mnie... Aaaa... Swojego kutasa! -ścisnęłam mocno dłoń Jamesa krzycząc.
-Proszę przeć -powiedziała lekarka.
-Pierdolony dupek! Aaaa! Nienawidzę cię!
-Ty mnie kochasz -powiedział James z rozbawianiem, ale w jego głosie słyszałam zdenerwowanie. Nie ma co się dziwić, że jest zestresowany właśnie rodzi się nam nasze pierwsze dziecko.
-Jeszcze chwila, proszę przeć -powiedział jedna z pielęgniarek.
-A niby co ja kurwa robię?!
Po chwili usłyszeliśmy płacz dziecka. Od razu się uspokoiłam i spojrzałam na maluszka w rękach lekarki. Poczułam niewyobrażalnie wielką miłość do mojego synka. Moje całe ciało się rozluźniło, a w oczach pojawiły się łzy.
Jakiś czas później dostałam mojego małego chłopczyka owiniętego w kocyk na ręce. Przyglądałam mu się z czułością.
-Cześć maluszku -chwyciłam go za malutką rączkę, a po moim policzku spłynęła łza.
Potrzymałam go chwile na rękach i dałam go Jamesowi żeby go potrzymał.
-Nakarmi pani syna? -zapytała jedna z pielęgniarek uśmiechając się miło
-Tak, ale ja... nie wiem...
-Pomogę pani -uspokoiła mnie.

****
-To co skarbie jak go nazwiemy? -zapytał mnie James, gdy razem leżeliśmy na małym, niewygodnym łóżku szpitalnym i przyglądaliśmy się śpiącemu niedaleko chłopcu.
-Ryan -odpowiedziałam po chwili.
-A nie może być Owen?
-Bardziej mi się podoba Ryan, a ty już nie masz nic do gadania, bo to ja rodziłam -wytknęłam na niego język.
-No dobra, ale naszego następnego syna nazwiemy Owen -wyszczerzył się.
-Następnego? -spojrzałam na niego z uniesionymi brawami -Nie wyraziłam się jasno podczas porodu? -powiedziałam z rozbawieniem.
-Kochanie, obydwoje wiemy, że nie wytrzymałabyś bez mojego kutasa.
-Pff... Wcale nie -prychnęłam rumieniąc się przy tym, a on zachichotał.
James pocałował mnie namiętnie, a gdy się od siebie oderwaliśmy spojrzał na mnie czule.
-Podoba mi się Ryan -uśmiechnął się do mnie, a ja od razu to odwzajemniłam.
-Mi też.
-No to co jeszcze wrócimy tu cztery razy -puścił mi oczko.
-O nie, nie. Nie ma opcji -zaśmiałam się.

<<<<<<<<>>>>>>>>

-Babcia!
-Cześć maluszku!
-Babciu wiesz co mama powiedziała w samochodzie?
-Charlie!
-"Kurwa" -zacytowało dziecko
-O nie, mamusia bardzo nieładnie powiedziała -pokiwałam głową na boki -Hailey -spojrzałam na moją córkę.
-Oj mamo, wymsknęło mi się -machnęła lekceważąco ręką.
-No dobrze, dobrze -zaśmiałam się -Ale ty tak nie możesz mówić.
-Dobrze babciu -odpowiedział słodziutko się uśmiechając.
-Chodź pójdziemy się przywitać z dziadkiem i wujkiem.
-Tak! A który wujek jest.
-Wujek Ryan, ale niedługo też przyjedzie Owen.
-Jest! -ucieszył się chłopiec.
Z wnuczkiem na rękach weszłam do salonu. Siedziało w nim trzech mężczyzn, James, Ryan i jego synek Logan oraz dwie kobiety, żona Ryana, Ava z ich córką Lily.
Pobawiłam się trochę z dzieciakami, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Proszę wchodzić! Otwarte! -krzyknęłam.
Po chwili do salonu wbiegł dwudziestoczteroletni mężczyzna.
-Wujek Owen już jest! -wykrzyknął radośnie.
-Co to się stało, że nie jesteś ostatni? -zaśmiał się James, a razem z nim my wszyscy.
-Postarałem się dzisiaj -wyszczerzył się.
-Hej wszystkim! -wykrzyknęła moja najmłodsza córka, Hannah, która ma już dwadzieścia dwa lata. Wszyscy jej odpowiedzieli na przywitanie, a ona usadowiła się na kanapie.
-Widzisz siora urodziłem się wcześniej i przyszedłem też wcześniej -wyszczerzył się Owen.
-Och co to za wyjątkowy dzień, trzeba to zapisać w kalendarzu.
Nagle usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi.
-Chyba Emily przyszła -oznajmił James.
-Tak to ja!
Po chwili do salonu weszła Emily z jakimś obcym mężczyzną. Mimo, że Em jest starsza od Hailey to ona jeszcze nie założyła rodziny.
-Chciałabym wam kogoś przedstawić -uśmiechnęła się niepewnie.
Spojrzałam na Jamesa, który srogo patrzył na mężczyznę zaciskając przy tym szczękę. Tak.. On zawsze tak reaguje jak któraś z jego córeczek przyprowadza chłopaka.
-To jest Alexander, mój chłopak.
-Dzień dobry -uśmiechnął się do nas, ale jak zobaczył minę mojego męża jego uśmiech trochę zmalał i głośno przełknął ślinę.
-Alexandrze możemy chwilę porozmawiać? -zapytał ostro.
-Tato... -Emily chciała go powstrzymać.
-Tak jasne -odpowiedział Alex.

****
-Dobra jak już wszyscy tu są i tatuś zrobił przesłuchanie -zachichotała Hailey, która wygłaszała "przemówienie" -Chcieliśmy wam z Masonem powiedzieć, że spodziewamy się drugiego dziecka -uśmiechnęła się, a zaraz potem wszyscy zaczęli im gratulować.
-Tylko nie daj sobie zrobić tyle dzieciaków co ja -zaśmiałam się do niej.
-A co Cami nie podoba ci się taka duża rodzinka? -zapytał z rozbawieniem James obejmując mnie ramieniem.
Przez te wszystkie lata małżeństwa mój mąż trochę się zmienił (tak samo jak i ja) trochę przybrał mu brzuszek i siwe włosy pojawiły się na głowię.
-Bardzo mi się podoba -pocałowałam go w polik -Ale te wszystkie porody to coś przerażającego -zaśmiałam się.
Tak jak w każdą niedziele wszyscy razem usiedliśmy do stołu i zjedliśmy wspólny obiad, śmiejąc się przy tym i rozmawiając. Gwar był ogromny, ale to nieuniknione przy takiej ilości ludzi. Patrząc na wszystkie moje dzieci przypomina mi się jak James powtarzał, że chce mieć ze mną piątkę dzieci no i zobaczcie właśnie tak się stało. Ryan ma już trzydzieści lat, Emily dwadzieścia osiem, Hailey dwadzieścia sześć, Owen dwadzieścia cztery, a Hannah dwadzieścia dwa. Oni już nawet mają własne dzieci, a my jesteśmy dziadkami. Kocham całą moją rodzinę i nie wymieniłabym jej na żadną inną.
-O czym tak myślisz kochanie? -zapytał mnie na uch James.
-Jakie my mamy cudowne dzieci i wnuki -odpowiedziałam z zachwytem.
-Wiem skarbie są nieziemscy -uśmiechnął się.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też księżniczko -pocałował mnie delikatnie w usta.

THE END

Jeny nie mogę w to uwierzyć, że to już koniec historii Camilli i Jamesa 😭 Ale mi się chce ryczeć. Cały epilog napisalam z wielkim uśmiechem.na twarzy, sama xieszylam się ich szczęściem, a teraz chce mi się płakać, bo wiem, że to koniec, oczywiście moja działalność tu nadal będzie, nadal będę pisać, ale z tą historią, z tymi bohaterami byłam zżyta. Kocham Camille i Jamesa i naprawde ciężko.mi się z nim zegnac, ale przecież nic nie może trwać wiecznie 😢
Pojawia się tu jeszcze podziękowania i informacja o nowej książce 😘
Trzymajcie się kochani, mam nadzieje, że epilog się podoba!
~Patuś aka Sinevra 💋

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro