Epilog
-Jesteś gotowa? -zapytała mnie Riley uśmiechając się do mnie szeroko.
-Jak nigdy -odwzajemniłam jej uśmiech gładząc swoją białą suknię.
-Camilla, córeczko! -nagle do pokoju wbiegła moja mama i mocno mnie przytuliła.
-Cześć mamo.
-Przepraszam, że się z ojcem trochę spóźniliśmy, ale... -nagle przestała mówić, gdyż się ode mnie odsunęła i zaczęła przyglądać mi się z zachwytem. W jej oczach pojawiły się łzy, a jej warga delikatnie zadrżała -Mam taką piękną córkę -wyszeptała, a ja zarumieniałam się.
-Nigdy nie pobije tego jak ty mamo wyglądasz - wyszczerzyłam się, a ona zachichotała.
-Gdzie jest moja księżniczka? -usłyszałam głos mojego ojca.
Spojrzałam na drzwi, a już po chwili w ich progu pojawił się starszy mężczyzna. Od razu do niego podeszłam i wtuliłam się w jego tors.
-Pięknie wyglądasz Camilla -wyszeptał gładząc moje plecy.
-Dziękuje, ty też tato, zdecydowanie garniak ci pasuje -odsunęłam się od niego i posłałam mu szczery uśmiech.
-Dobra Camuś, siadaj założę ci welon -oznajmiła moja mama.
-Już idę!
****
Szłam pod rękę z moim ojcem, prowadził mnie w stronę Jamesa, który stał i cierpliwie na mnie czekał tuż obok księdza. Wokół mnie było wiele ludzi, którzy uważnie mnie obserwowali, ale ja przez cały czas byłam wpatrzona w mojego przyszłego męża, który uśmiechał się do mnie. W tym momencie byłam prze szczęśliwa i cieszyłam się, że z Michaelem nie brałam ślubu kościelnego, dzięki czemu teraz bez problemu mogę to zrobić z Jamesem. Gdy dotarliśmy już pod ślubny kobierzec podszedł do nas James. Mój ojciec pocałował mnie w policzek.
-Kocham cię i zawsze będziesz moją małą księżniczką -wyszeptał.
-Wiem tato, ja ciebie też kocham -uśmiechnęłam się do niego.
-Mam nadzieje, że oddaje moją córkę w dobre ręce -mój tata skierował swoje słowa do Jamesa podając mu moją dłoń.
-W najlepsze -zapewnił go chwytając moją dłoń. Pocałował jej wierzch, a mój tata odszedł od nas i usiadł na swoim miejscu.
Po chwili staliśmy już naprzeciwko siebie z Jamesem. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy , a na naszych ustach widniały uśmiechy.
-Czy ty Jamesie Josephie Black'u bierzesz sobie za żonę Camille Jeffren i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską, w zdrowiu i chorobie, w bogactwie i biedzie, póki was śmierć nie rozłączy? -ksiądz wypowiedział te słowa, a uśmiech Jamesa się poszerzył.
-Tak -odpowiedział pewnie, a z moich zaszklonych oczu wyleciało kilka łez.
-Czy ty Camillo Jeffren bierzesz sobie za męża Jamesa Josepha Blacka i i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską, w zdrowiu i chorobie, w bogactwie i biedzie, póki was śmierć nie rozłączy?
-Tak, oczywiście że tak. -odpowiedziałam drżącym, ale szczęśliwym głosem.
-Jamesie, Camillo, ogłaszam was mężem i żoną -ogłosił ksiądz a ja jeszcze bardziej się rozpłakałam jednocześnie poszerzając swój uśmiech -Możesz pocałować pannę młodą -zwrócił się do Jamesa.
Mężczyzna złapał delikatnie za moje policzki, otarł łzy, uśmiechnął się z miłością i złączył nasze usta w czułym pocałunku. Wokół nas słyszałam oklaski, wiwaty, ale obchodziło mnie to teraz, liczyłam się jedynie ja i mój MĄŻ, liczyliśmy się jedynie MY. Gdy się od siebie oderwaliśmy, zauważyłam, że jego oczy także są zaszklone. James chwycił mnie za rękę i udaliśmy się w stronę gości. Pierwsi podeszli do nasnasi rodzice, moja mama była cała zapłakana, ale po ojcu także widziałam, że uronił kilka łez. Ojciec Jamesa szczerzył się do nas i gratulował, a jego matka mimo to, że jakoś już się dogadujemy sceptycznie patrzyła na tą sytuację.
Jakiś czas później znaleźliśmy się w wielkim ogrodzie wypełnionym stolikami, znajdowała się tu także scena, gdzie jakiś zespół grał, no i oczywiście miejsce do tańca.
-Czas na pierwszy taniec pary młodej! -krzyknęła Riley.
Uśmiechnęłam się do Jamesa i poszliśmy na środek parkietu trzymając się za ręce. Mężczyzna objął mnie w tali, a ja zarzuciłam mu ręce na kark. kołysaliśmy się w rytm muzyki, robiliśmy obroty oraz inne pozy taneczne.
-Kocham cię żonko -puścił mi oczko.
-Ja ciebie też mężusiu -uśmiechnęłam się szeroko.
-Gorzko! Gorzko! Gorzko! -usłyszeliśmy krzyki naszych gości.
Zaśmieliśmy się i pocałowaliśmy się czule.
-Ona temu winna, ona temu winna pocałować go powinna -usłyszeliśmy, gdy się od siebie oderwaliśmy. Wybuchnęłam śmiechem, a gdy tylko się uspokoiłam od razu wpiłam się w jego usta.
-On jest temu winien, on jest temu winien pocałować ją powinien -tym razem James się zaśmiał i mnie namiętnie pocałował.
- Oni temu winni oni temu winni pocałować się powinni.
-Nie za dużo tego całowania? -zaśmiałam się, ale jako że nie miałam nic przeciwko ponownie z Jamesem złączyliśmy nasze usta w pocałunku.
- Nas uczyli w szkole, że całuje się na stole! -usłyszałam krzyk jednego z gości.
-Chyba lepiej żebyśmy nie zaczynali, bo jak się do siebie dorwiemy to... -mówił śmiejąc się, ale zamilkł jak uderzyłam go w ramie, a na moich policzkach pojawiły się rumieńce.
Wszyscy razem się zaśmieli, a ja jeszcze bardziej spaliłam buraka, ale także zachichotałam.
<<<<<<<<>>>>>>>>
-Nienawidzę... Aaaa... Cię! -wydarłam się na całe gardło -Kurwa!
-Proszę oddychać -uspokoiła mnie kobieta.
-Nigdy już... Aaaa.... Nie włożysz we mnie... Aaaa... Swojego kutasa! -ścisnęłam mocno dłoń Jamesa krzycząc.
-Proszę przeć -powiedziała lekarka.
-Pierdolony dupek! Aaaa! Nienawidzę cię!
-Ty mnie kochasz -powiedział James z rozbawianiem, ale w jego głosie słyszałam zdenerwowanie. Nie ma co się dziwić, że jest zestresowany właśnie rodzi się nam nasze pierwsze dziecko.
-Jeszcze chwila, proszę przeć -powiedział jedna z pielęgniarek.
-A niby co ja kurwa robię?!
Po chwili usłyszeliśmy płacz dziecka. Od razu się uspokoiłam i spojrzałam na maluszka w rękach lekarki. Poczułam niewyobrażalnie wielką miłość do mojego synka. Moje całe ciało się rozluźniło, a w oczach pojawiły się łzy.
Jakiś czas później dostałam mojego małego chłopczyka owiniętego w kocyk na ręce. Przyglądałam mu się z czułością.
-Cześć maluszku -chwyciłam go za malutką rączkę, a po moim policzku spłynęła łza.
Potrzymałam go chwile na rękach i dałam go Jamesowi żeby go potrzymał.
-Nakarmi pani syna? -zapytała jedna z pielęgniarek uśmiechając się miło
-Tak, ale ja... nie wiem...
-Pomogę pani -uspokoiła mnie.
****
-To co skarbie jak go nazwiemy? -zapytał mnie James, gdy razem leżeliśmy na małym, niewygodnym łóżku szpitalnym i przyglądaliśmy się śpiącemu niedaleko chłopcu.
-Ryan -odpowiedziałam po chwili.
-A nie może być Owen?
-Bardziej mi się podoba Ryan, a ty już nie masz nic do gadania, bo to ja rodziłam -wytknęłam na niego język.
-No dobra, ale naszego następnego syna nazwiemy Owen -wyszczerzył się.
-Następnego? -spojrzałam na niego z uniesionymi brawami -Nie wyraziłam się jasno podczas porodu? -powiedziałam z rozbawieniem.
-Kochanie, obydwoje wiemy, że nie wytrzymałabyś bez mojego kutasa.
-Pff... Wcale nie -prychnęłam rumieniąc się przy tym, a on zachichotał.
James pocałował mnie namiętnie, a gdy się od siebie oderwaliśmy spojrzał na mnie czule.
-Podoba mi się Ryan -uśmiechnął się do mnie, a ja od razu to odwzajemniłam.
-Mi też.
-No to co jeszcze wrócimy tu cztery razy -puścił mi oczko.
-O nie, nie. Nie ma opcji -zaśmiałam się.
<<<<<<<<>>>>>>>>
-Babcia!
-Cześć maluszku!
-Babciu wiesz co mama powiedziała w samochodzie?
-Charlie!
-"Kurwa" -zacytowało dziecko
-O nie, mamusia bardzo nieładnie powiedziała -pokiwałam głową na boki -Hailey -spojrzałam na moją córkę.
-Oj mamo, wymsknęło mi się -machnęła lekceważąco ręką.
-No dobrze, dobrze -zaśmiałam się -Ale ty tak nie możesz mówić.
-Dobrze babciu -odpowiedział słodziutko się uśmiechając.
-Chodź pójdziemy się przywitać z dziadkiem i wujkiem.
-Tak! A który wujek jest.
-Wujek Ryan, ale niedługo też przyjedzie Owen.
-Jest! -ucieszył się chłopiec.
Z wnuczkiem na rękach weszłam do salonu. Siedziało w nim trzech mężczyzn, James, Ryan i jego synek Logan oraz dwie kobiety, żona Ryana, Ava z ich córką Lily.
Pobawiłam się trochę z dzieciakami, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Proszę wchodzić! Otwarte! -krzyknęłam.
Po chwili do salonu wbiegł dwudziestoczteroletni mężczyzna.
-Wujek Owen już jest! -wykrzyknął radośnie.
-Co to się stało, że nie jesteś ostatni? -zaśmiał się James, a razem z nim my wszyscy.
-Postarałem się dzisiaj -wyszczerzył się.
-Hej wszystkim! -wykrzyknęła moja najmłodsza córka, Hannah, która ma już dwadzieścia dwa lata. Wszyscy jej odpowiedzieli na przywitanie, a ona usadowiła się na kanapie.
-Widzisz siora urodziłem się wcześniej i przyszedłem też wcześniej -wyszczerzył się Owen.
-Och co to za wyjątkowy dzień, trzeba to zapisać w kalendarzu.
Nagle usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi.
-Chyba Emily przyszła -oznajmił James.
-Tak to ja!
Po chwili do salonu weszła Emily z jakimś obcym mężczyzną. Mimo, że Em jest starsza od Hailey to ona jeszcze nie założyła rodziny.
-Chciałabym wam kogoś przedstawić -uśmiechnęła się niepewnie.
Spojrzałam na Jamesa, który srogo patrzył na mężczyznę zaciskając przy tym szczękę. Tak.. On zawsze tak reaguje jak któraś z jego córeczek przyprowadza chłopaka.
-To jest Alexander, mój chłopak.
-Dzień dobry -uśmiechnął się do nas, ale jak zobaczył minę mojego męża jego uśmiech trochę zmalał i głośno przełknął ślinę.
-Alexandrze możemy chwilę porozmawiać? -zapytał ostro.
-Tato... -Emily chciała go powstrzymać.
-Tak jasne -odpowiedział Alex.
****
-Dobra jak już wszyscy tu są i tatuś zrobił przesłuchanie -zachichotała Hailey, która wygłaszała "przemówienie" -Chcieliśmy wam z Masonem powiedzieć, że spodziewamy się drugiego dziecka -uśmiechnęła się, a zaraz potem wszyscy zaczęli im gratulować.
-Tylko nie daj sobie zrobić tyle dzieciaków co ja -zaśmiałam się do niej.
-A co Cami nie podoba ci się taka duża rodzinka? -zapytał z rozbawieniem James obejmując mnie ramieniem.
Przez te wszystkie lata małżeństwa mój mąż trochę się zmienił (tak samo jak i ja) trochę przybrał mu brzuszek i siwe włosy pojawiły się na głowię.
-Bardzo mi się podoba -pocałowałam go w polik -Ale te wszystkie porody to coś przerażającego -zaśmiałam się.
Tak jak w każdą niedziele wszyscy razem usiedliśmy do stołu i zjedliśmy wspólny obiad, śmiejąc się przy tym i rozmawiając. Gwar był ogromny, ale to nieuniknione przy takiej ilości ludzi. Patrząc na wszystkie moje dzieci przypomina mi się jak James powtarzał, że chce mieć ze mną piątkę dzieci no i zobaczcie właśnie tak się stało. Ryan ma już trzydzieści lat, Emily dwadzieścia osiem, Hailey dwadzieścia sześć, Owen dwadzieścia cztery, a Hannah dwadzieścia dwa. Oni już nawet mają własne dzieci, a my jesteśmy dziadkami. Kocham całą moją rodzinę i nie wymieniłabym jej na żadną inną.
-O czym tak myślisz kochanie? -zapytał mnie na uch James.
-Jakie my mamy cudowne dzieci i wnuki -odpowiedziałam z zachwytem.
-Wiem skarbie są nieziemscy -uśmiechnął się.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też księżniczko -pocałował mnie delikatnie w usta.
THE END
Jeny nie mogę w to uwierzyć, że to już koniec historii Camilli i Jamesa 😭 Ale mi się chce ryczeć. Cały epilog napisalam z wielkim uśmiechem.na twarzy, sama xieszylam się ich szczęściem, a teraz chce mi się płakać, bo wiem, że to koniec, oczywiście moja działalność tu nadal będzie, nadal będę pisać, ale z tą historią, z tymi bohaterami byłam zżyta. Kocham Camille i Jamesa i naprawde ciężko.mi się z nim zegnac, ale przecież nic nie może trwać wiecznie 😢
Pojawia się tu jeszcze podziękowania i informacja o nowej książce 😘
Trzymajcie się kochani, mam nadzieje, że epilog się podoba!
~Patuś aka Sinevra 💋
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro