Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#9

-Kto przyszedł? -usłyszałam głos kobiety dochodzący z głębi budynku.
-To ja mamo, James! -odkrzyknął mój narzeczony.
-James?! -usłyszałam trzy zdziwione głosy.
Zdjęliśmy buty oraz cienki kurtki, które mieliśmy na sobie, a już po chwili na korytarzu pojawiła się pierwsza osoba, którą była Madison.
-Cami! -pisnęła radośnie i rzuciła się na mnie mocno mnie do siebie przytulając.
-Hej -zaśmiałam się.
-A o bracie już zapomniałaś -usłyszałyśmy Jamesa, który udawał obrażonego, ale już po chwili z nim także przywitała się Mady, a na jego ustach pojawił się szczery uśmiech.
Nagle w holu pojawiło się elegancko ubrane małżeństwo. Obydwoje mieli kamienny wyraz twarzy i wyglądali na surowych. Zaczęłam jeszcze bardziej się stresować. Przełknęłam głośno ślinę, po czym przygryzłam wargę i ścisnęłam mocniej dłoń Jamesa.
-Witaj mamo -pocałował delikatnie policzek kobiety, a ta czule odpowiedziała na jego powitanie -Cześć tato -uścisnął dłoń mężczyźnie, a on to odwzajemnił i także przywitał -Chciałem wam kogoś przedstawić -spojrzał na mnie.
James przyciągnął mnie bliżej siebie i objął ramieniem. Moje policzki się zarumieniły, żołądek jeszcze bardziej się zacisnął, sprawiając mi tym ból. Uśmiechnęłam się do nich niepewnie, ale ich twarze nadal były kamienne i przez cały czas lustrowali mnie wzrokiem. 
-To jest moja narzeczona, Camilla -James uśmiechnął się z dumą.
-Dzień dobry -przywitałam się cicho.
-Dzień dobry -odpowiedziała kobieta niechętnie.
-Witamy -starszy mężczyzna uniósł lekko kącik ust do góry i chwycił mnie za dłoń, po czym ucałował jej wierzch, przez co poczułam się jeszcze bardziej skrępowana.
-Jesteście głodni? -zapytała Pani Black.
-Umieram z głodu -wyszczerzył się James.
-To dobrze, właśnie Christina przygotowała obiad. Zapraszam do jadalni -wskazała nam drogę.
-Nie stresuj się tak, kochanie -wyszeptał mi do ucha mój narzeczony -Mój ojciec już cię polubił, a matka zawsze podchodzi sceptycznie do nowo poznanych osób.
James chwycił mnie za rękę, a ja uśmiechnęłam się do niego lekko, ale nerwowo. Musnął delikatnie moje wargi, ale zaraz się od siebie oderwaliśmy i poszliśmy do dużej, eleganckiej jadalni w staromodnym stylu.

****
-Mieszkacie razem? -zapytała nagle matka Jamesa.
-Tak -odpowiedział mój narzeczony, gdyż ja przeżuwałam kurczaka, którego akurat jadłam.
-Carolina czym się zajmujesz? -ponownie zapytała kobieta.
-Camilla -poprawiłam ją, na co ona machnęła lekceważąco ręką -Aktualnie nie pracuje.
-Czyli żyjesz na utrzymaniu mojego syna -prychnęła.
-Mamo! -upomniał ją mój narzeczony. Poczułam jak mężczyzna splata nasze dłonie i kładzie je na moim udzie.
-Jaką szkołę skończyłaś? - kolejne pytanie opuściło jej usta. Przymknęłam oczy i zacisnęłam usta.
-Możesz mamo przestać prowadzić swój wywiad? -zapytał z irytacją.
-A co? Znalazłeś sobie niewykształconą dziewczynę z ulicy, która na dodatek żyje na twój rachunek?!
Spuściłam głowę. Poczułam jak w serce wbija mi się sztylet. Trafiła w czuły punkt. Nie mam wykształcenia, nie skończyłam szkoły, a to wszystko dlatego, że rzuciłam wszystko dla Michaela, ana naukę nie miałam pieniędzy, ani czasu.
-Nie będziesz jej obrażać! Nie masz prawa, nic o niej nie wiesz! -wykrzyknął i uderzył dłonią w stół.
-Pewni jej rodzice to jacyś alkoholicy i ich także utrzymujesz i jeszcze opłacasz wódeczkę, piwko...
-Proszę przestać! -wykrzyknęłam przerywając jej naglę -Moi rodzice są porządnymi ludźmi! -podniosłam się nagle z krzesła i pomrugałam kilkukrotnie by odgonić łzy -O mnie może pani mówić co tylko chce, ale moich rodziców proszę nie oczerniać, są wspaniałymi ludźmi i...
-Biedni ludzie. Współczuje im. Musiałą się im urodzić akurat taka nieudacznica. -wtrąciła się mówiąc obojętnym głosem, a na końcu uśmiechnęła się sztucznie -Pasożyt... -wysyczała.
Jedna łza spłynęła po moim policzku, ale od razu ją starłam. Wysiliłam się na uśmiech i spojrzałam na wszystkich tu obecnych.
-Dziękuję za gościnę i obiad, który swoją drogą był przepyszny pani Christino -spojrzałam w stronę służącej i uśmiechnęłam się do niej -Jeszcze raz dziękuję, a teraz już lepiej pójdę -zasunęłam krzesło i udałam się w stronę wyjścia.
-Cami! Poczekaj -usłyszałam głos Jamesa.
Gdy byłam już przy drzwiach stanął obok mnie mój narzeczony. Bez żadnego słowa po prostu mnie do siebie mocno przytulił. Od razu go objęłam. Starałam się powstrzymać od wybuchnięcia głośnym płaczem, jedynie pozwoliłam kilku łzom wypłynąć spod moich powiek. Z jadalni dochodziły głośne rozmowę i zdenerwowane głosy. Po chwili się od siebie oderwaliśmy. Jay spojrzał na mnie czule i przetarł moje mokre policzki, już chciał coś powiedzieć, ale usłyszeliśmy rozzłoszczony głos jego matki nawołujący jego imię. 
-Idź -szepnęłam widząc jego zakłopotanie.
-Zaraz do ciebie przyjdę, skarbie -pocałował mnie w czoło -Nie uciekaj mi nigdzie.
Nic nie odpowiedziałam, a James udał się w stronę pomieszczania, gdzie znajduję się jego rodzina. Jak tylko zniknął za ścianą ubrałam szybko buty i moją kurteczkę, po czym otworzyłam drzwi i jak najciszej się da wyszłam z wielkiego domu państwa Black. Jak znalazłam się na świeżym powietrzu wzięłam głęboki wdech by uspokoić trochę nerwy, ale to nie podziałało. Przez cały czas nie dawały mi spokoju słowa wypowiedziane przez tą kobietę. "Pasożyt..." ,"[...] nieudacznica." , "Znalazłeś sobie niewykształconą dziewczynę z ulicy." . Może ona ma rację?
Muszę stąd jak najszybciej odejść i wszystko przemyśleć. Może tak naprawdę powinnam zniknąć z życia Jamesa dla jego szczęścia. W ekspresowym tempie zrobiłam kilka kroków, ale zaraz zwolniłam, gdyż poczułam zawroty głowy i zrobiło mi się słabo. Poczułam jak coś ścieka z mojego nosa. O nie, nie, nie... Przyłożyłam rękę do nosa i tak jak podejrzewałam była to krew.

JAMES POV.
-Nie będę już dłużej z tobą rozmawiać na ten temat! -wykrzyknąłem mojej mamie prosto w twarz -Kocham Camille i nie zmienię swoich uczuć, ani jej nie zostawię przez twoje widzimisię!
-Czy ty tego nie widzisz?! Ona jest jak pasożyt, obchodzą ją tylko twoje pieniądze!
-Mamo, przestań -wtrąciła się Madison -Poznałam ją, jest cudowną osobą i kocha Jamesa.
-Ciebie też już sobie owinęła wokół palca -prychnęła.
-Przestań mamo! Wychodzę i nie pojawię się tu do czasu, aż nie zmienisz zdania na temat mojej narzeczonej! -powiedziałem stanowczo i skierowałem się w stronę wyjścia, gdzie powinna być Cami, ale niestety nie stała tam przez co się zaniepokoiłem. Chciałem wyjść z domu i zobaczyć czy nie ma jej na dworze, ale zatrzymała mnie moja rodzicielka, która złapała mnie w ostatniej chwili za nadgarstek.
-James... -zaczęła łagodniejszym głosem.
-Czego? -warknąłem.
-Jesteś moim synem nie chce cię stracić.
-Muszę sprawdzić gdzie jest Cami -odpowiedziałem jej szybko, bo naprawdę się martwiłem o moją ukochaną.
-Porozmawiaj ze mną chwilę, a May sprawdzi gdzie jest, proszę... -powiedziała błagalnie, a ja spojrzałem na siostrę, która skinęła twierdząco głową.
-No dobrze -westchnąłem.
-Dziękuję -odpowiedział z ulgą.
Wróciliśmy do salonu, a w tym czasie Madison ubierała na siebie buty oraz bluzę żeby wyjść na podwórze i rozejrzeć się za Cami.
-James, kocham cię, jesteś moim jedynym synem i ja po prostu nie mogę cię stracić -jej oczy się zaszkliły.
-To zaakceptuj moją narzeczoną -odpowiedziałam stanowczo.
-Nie mogę, to dla twojego dobra -chciała dotknąć mojego ramienia, ale ja się odsunąłem.
Nagle usłyszałem pisk mojej siostry, a później rozpaczliwe nawoływanie mojego imienia. Nie czekając na nic jak najszybciej pobiegłem w tamtym kierunku. Wybiegłem z domu i zobaczyłam Madison, która kuca nad leżącą Camillom.  W mgnieniu oka znalazłem się obok nich i kucnąłem przy mojej ukochanej. Leżała na boku, pod jej nosem była strużka krwi, która wpływała lekko na usta oraz ich okolice. Złapałem za jej dłoń i złapałem za jej polik.
-Dzwoń po karetkę -powiedziałem szybko do siostry -Kochanie, obudź się, błagam. Otwórz oczy, Cami -zacząłem mamrotać pod nosem mając nadzieje, że moje słowa podziałają -Kochanie... -mój głos się złamał, a z oczu pełnych łez wypłynęła jedna łza.
Wyciągnąłem chusteczki i starłem jej spod nosa drżącą ręką krew. Słyszałem jak moja siostra rozmawia przez telefon wzywając pogotowie. Przypomniałem sobie, że ona nie wie o jednym ważnym szczególe, o którym lekarze muszą wiedzieć.
-Ona ma raka -poinformowałem siostrę, a ona na mnie spojrzała marszcząc brwi -Camilla choruje na raka -powiedziałem drżącym głosem, a Mady rozszerzyła oczy, a jej usta delikatnie się otworzyły. Mimo widocznego zdezorientowania podała tą informację.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro