#12
-Proszę pana! Proszę się obudzić - usłyszałem nad sobą stanowczy lecz cichy głos. Poczułem jak ktoś mnie szturcha w ramię więc otworzyłem powoli oczy. Nade mną pochylona była jedna z pielęgniarek. Przyjrzałem się jej uważniej i zorientowałem się, że była to ta sama, która wczoraj surowym tonem informowała mnie o tym, że niedługo kończy się czas na wizyty.
-O co chodzi? - przetarłem zasypane oczy rękoma i usiadłem na łóżku.
-Musi pan jak najszybciej stąd wyjść. Dopiero za godzinę można odwiedzać pacjentów, a jak zorientują się, że pozwoliłam panu nocować z narzeczoną to będę miała kłopoty -oznajmiła poddenerwowanym głosem, ale jej ton nadal był surowy.
-Pani pozwoliła mi...? -nie dokończyłem, gdyż kobieta przerwała mi w połowie zdania.
-Tak, tak, tak -machnęła lekceważąco ręką -A teraz błagał pana niech pan stad wyjdzie i nikomu o tym nie mówi.
-Nikt się nie dowie -posłałem jej delikatny uśmiech, który ona odwzajemniła jak tylko wstałem z łóżka i skierowałem się do wyjścia.
Mimo, że ta pielęgniarka wydaje się należeć do tych niemiłych i upierdliwych to jest wręcz przeciwnie, ma ona ogromne serce tylko ukrywa to.
*Kilka dni później*
CAMILLA POV.
-Kochanie dzisiaj wracamy do domu! -oznajmił James radosnym głosem.
-Nareszcie -odetchnęłam z ulgą.
-Ale za nim to zrobimy musisz pójść na pierwszą chemioterapię.
-Zawsze musi być jakieś 'Ale' -skrzywiłam się.
-To dla twoje zdrowia -ścisnął delikatnie moją dłoń.
-Wiem, wiem -mruknęłam pod nosem.
James zaczął pakować moje rzeczy do torby, a ja przez cały czas leżałam na tym niewygodnym łóżku do którego zdążyłam się już przyzwyczaić przez te parę dni. Po moim przebudzeniu cieszyłam się, że mam obok siebie Jamesa, ale z każdą chwilą zaczęłam coraz bardziej się od niego odsuwać. Nie pozwalam za bardzo mu się do siebie zbliżyć. Na dodatek jego matka była u mnie żeby mnie "przeprosić". Sama nie wiem co bardziej mnie trzyma przy tym by mieć Jamesa na dystans słowa jego matki czy może moje własne myśli.
JAMES POV.
Spakowałem wszystkie ubrania Cami i czekałem na nią aż się przebierze. Wyczułem, że od jakiegoś czasu trzyma mnie na dystans, ale pewnie jest to spowodowane tym, że to wszystko ją przerasta. Byłem pod wrażeniem gdy moja mama się tu pojawiła i postanowiła ją przeprosić, niestety Camilla kazała jej wyjść po krótkiej rozmowie, byłem zawiedziony jej zachowanie, ale nie zostawiłbym jej z powodu takiej błahostki, za bardzo ją kocham. Gdy moja narzeczona wyszła chwyciłem torbę założyłem ją sobie na ramię i złapałem moją ukochaną za dłoń, a ona niepewnie odwzajemniła ten gest. Poprowadziłem ją na salę, ale ona zatrzymała się tuż przed drzwiami. Spojrzałem na nią niepewnie, a ona przygryzła wargę i spuściła wzrok.
-Pójdę sama, ty lepiej tu zostań i poczekaj na mnie. -odezwała się niepewnie.
-Kochanie nie zostawię cię, pójdę z tobą i koniec tematu -chciała się odezwać, ale nie pozwoliłem jej na to składając delikatny pocałunek na jej ustach, po czym od razu popchnąłem drzwi i wszedłem do środka ciągnąc ją za rękę tuż za sobą.
****
Cami siedziała na fotelu, a do jej żyły była wprowadzona rurka podłączona do jakiegoś urządzenia. Miała przymknięte oczy i czekała na koniec zabiegu. Przez cały czas siedziałem obok niej i trzymałem ją za rękę. Pielęgniarka uśmiechnęła się do niej i zaczęła odpinać ją od urządzenia, a Cami nagle zakryła swoje usta dłonią lekko się podnosząc. Pielęgniarka pośpiesznie podała jej miskę, a ona puściła moją dłoń. Camilla od razu zaczęła wymiotować do miski. Byłem lekko zdezorientowany i przypatrywałem się wszystkiemu, a pielęgniarka przytrzymała jej delikatnie włosy.
-Wyjdź James -wychrypiała na chwile zaprzestając wymiotować.
-Nigdzie się nie wybieram -odpowiedziałem stanowczo.
-Wyjdź! - krzyknęła. Widziałem jak zbiera jej się na drugą falę torsji.
-Niech lepiej pan wyjdzie -poradziła pielęgniarka posyłając mi pocieszający uśmiech.
Postanowiłem nie robić scen i wyszedłem z sali. Usiadłem na krzesełku, schowałem twarz w dłoniach i czekałem aż Camilla wyjdzie.
****
Z pomieszczenia wyszła pielęgniarka, która zajmowała się moją narzeczoną.
-Chciałam z panem porozmawiać -oznajmiła siadając obok mnie.
-Tak, oczywiście -spojrzałem na nią.
-Była to pierwsza chemioterapia pańskiej żony, nie przeszła jej najlepiej i wiem, że kolejne też nie będą dla niej za łatwe. Ona teraz dużo przeżywa musi pan ją wspierać.
-Staram się, ale jak pani widziała wyrzuciła mnie z sali.
-Tak bywa. Często pacjentki wyrzucają swoich partnerów, bo nie chcą żeby widzieli je w takim stanie, musi pan jej udowodnić, że mimo wszystko nie opuści pan jej. Myślę, że ona stara się też pokazać panu, że jest silna i da sobie z tym radę sama, ale nawet najsilniejszej osobie na świecie nie da się przejść tego samemu.
Pokiwałem w zrozumieniu głową, a ona poklepała mnie po ramieniu i wstała.
-Pańska żona zaraz wyjdzie -uśmiechnęłam się do mnie i odeszła.
Podoba mi się jak ludzie nazywają Cami moją żoną. Uśmiechnąłem się delikatnie, może niedługo dojdzie do tego, że naprawdę nią będzie.
****
-Cami chce z tobą porozmawiać.
-Jestem zmęczona, daj mi odpocząć.
Kobieta rzuciła się na łóżko i okryła szczelnie kołdrą.
-Ostatnio w ogóle nie chcesz ze mną rozmawiać -mruknąłem zawiedziony.
-James, jestem po chemioterapii nie mam sił -odpowiedział zmęczonym głosem -Lekarz mówił, że mogę nie mieć sił.
-No dobrze, to położę się z tobą -uśmiechnąłem się delikatnie, ale mój uśmiech zaraz zniknął, gdy usłyszałem jej słowa.
-Nie, chce zostać sama.
-Ale... -nagle przerwał mi dźwięk mojego telefonu.
Wyjąłem go z kieszeni spodni i zauważyłem kilka wiadomości.
-Muszę jechać szybko do firmy -oznajmiłem i zacząłem w pośpiech się przebierać.
-Jasne... -mruknęła pod nosem, wydawało mi się to jakoś nie przekonujące, ale postanowiłem to zignorować, gdyż naprawdę się spieszyłem.
CAMILLA POV.
James pocałował mnie w czoło i pospiesznie wyszedł. Nie chciało mi się wierzyć, że jechał do firmy, na pewno ma kochankę i to do niej się tak spieszył.
Po moich policzkach zaczęły spływać łzy, a ja załkałam cicho.
****
Nie wiem która była godzina, ale obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi, mimo że ta osoba starała się zachowywać cicho. Spojrzałam w stronę skąd dochodził dźwięk i w ciemności dostrzegłam Jamesa. Przymknęłam oczy i postanowiłam udawać, że śpię. Po chwili mężczyzna położył się obok mnie. Przyciągnął ,moje plecy do swojego nagiego torsu, po czym pocałował w policzek i położył głowę na poduszkę. Przez tą chwile, gdy się do mnie zbliżył wyczułam nieprzyjemną woń alkoholu. Wiedziałam, że on nie jedzie do pracy, no po prostu wiedziałam... Zacisnęłam mocno oczy, przygryzłam wargę i z całych sił starałam się nie rozpłakać. Po kilku minutach usłyszałam miarowy oddech Jamesa co mnie uświadomiło w tym, iż śpi. Wyplątałam się z jego objęć i szybko lecz bardzo ostrożnie udałam się do łazienki. Zamknęłam drzwi na klucz i zaczęłam cicho płakać. Spojrzałam na siebie w lustrze. Wyglądałam okropnie, podpuchnięte, zaczerwienione oczy, usta bez koloru i spierzchnięte, a włosy roztrzepane. Kto by chciał kogoś takiego?! Zdjęłam ostrożnie z siebie koszulkę i przyjrzałam się bandażowi na mojej klatce piersiowej. Zaszlochałam głośniej dotykając opatrunku. Który mężczyzna będzie chciał żyć z kobietą, która nie ma jednej piersi?! Zapłakałam żałośnie. Nagle usłyszałam delikatne pukanie w drzwi.
-Cami? -zza drewnianej powłoki wydobył się łagodny głos Jamesa.
Wzięłam głęboki wdech i powstrzymałam się od zaszlochania.
-Tak? -starałam się unormować mój głos, ale pomimo moich starać lekko zadrżał.
-Co się dzieje kochanie? -zapytał zaniepokojony.
-Nie nic, po prostu zasnęłam po twoim wyjściu i nie zdążyłam się wykąpać więc postanowiłam zrobić to teraz -poniekąd nie skłamałam, gdyż naprawdę tak się stało tylko nie taki był cel pójścia do łazienki. Mój głos przez cały czas drżał, ja z trudnością brałam kolejne oddechy, a z moich oczu nieustannie wydobywały się łzy.
-Camilla martwię się...
-Wszystko jest ok -wymamrotałam.
-Skarbie otwórz proszę drzwi -powiedział stanowczo, ale łagodnie.
-Ale ja właśnie wchodzę pod prysznic - przygryzłam mocno wargę.
-Camilla -powiedział ostrzegawczo.
-Daj mi spokój -nagle wybuchnęłam głośnym płaczem.
-Kochanie, proszę nie płacz i otwórz drzwi.
-Nie, nie chce cię widzieć -wyszlochałam.
-Nie odejdę dopóki mi nie otworzysz i nie wytłumaczysz co się dzieje.
-W takim razie będziesz tam siedzieć do końca swojego pieprzonego życia! -wykrzyknęłam rozpaczliwie.
-Cami... -usłyszałam jego błagalny, troskliwy i zaniepokojony głos, a moje serce połamało się na małe kawałeczki.
Nie odezwałam się do niego weszłam do wanny i w niej leżałam wpatrując się w sufit. Słyszałam głos Jamesa, który cały czas do mnie mówił, ale nie rejestrowałam jego słów, wyłączyłam się na otoczenie.
Przez głowę przebiegł mi wieczór, gdy byliśmy w Paryżu i spędziliśmy tak samo jedną noc. Chciałabym się cofnąć w czasie, wtedy było to spowodowane błahostką, małą sprzeczką, kilkoma słowami powiedzianych w nerwach, a teraz? Podejrzewam mojego narzeczonego o zdradę, on mnie oszukuje, miałam operacje usunięcia piersi, mam chemioterapie... Życie jest popieprzone. Dlaczego to wszytko musiało nas spotkać czy nie możemy być po prostu szczęśliwi?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro