Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#10

-Pańska narzeczona jest już przytomna, za chwile będzie mógł pan do niej pójść, ale najpierw muszę z panem chwilę  porozmawiać -oznajmił lekarz.
-Dobrze -zgodziłem się bez żadnego sprzeciwu.

CAMILLA POV.
Obudziłam się kilkanaście minut temu leżąc na tym nie wygodnym łóżku w jasnym pokoju, gdzie nadal jestem. Dowiedziałam się od pielęgniarki, że zemdlałam i zostałam tu przywieziona.
Czułem delikatny ból głowy i byłam trochę osłabiona, ale poza tym nie dolegało mi nic więcej.
Nagle do pokoju wszedł James, na którego widok mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Część kochanie -podszedł do mnie i pocałował mnie delikatnie w usta.
-Hej -odpowiedziałam lekko ochrypniętym głosem.
-Napędziłaś mi stracha -chwycił mnie za rękę i lekko ścisnął.
-Przepraszam cię... -odwróciłam wzrok i przygryzłam wargę.
-To przecież nie twoja wina Cami -położył dłoń na moim policzku i odwrócił moją głowę tak abym na niego spojrzała -Rozumiesz? -zapytał, gdy wreszcie patrzyłam w jego oczy.
-Tak -odpowiedziałam cicho.
-To dobrze -posłał mi uroczy uśmiech, którego nie potrafiłam nie odwzajemnić -Camilla chciałem cię przeprosić za moją matkę, ja naprawdę nie wiem co w nią wstąpiło -powiedział po chwili, a w jego głosie słyszalne było zawiedzenie.
-Nie musisz mnie za nią przepraszać.
-A właśnie, że muszę, to co mówiła było...
-Poniekąd prawdą -wtrąciłam się.
-Nie waż się tak mówić to były kłamstwa. Nie wiem co ty niby uważasz za prawdę?
-Jestem dla ciebie trochę takim pasożytem. Jestem nieudacznikiem, nie skończyłam szkoły...
-Przestrzeń -tym razem to on mi przerwał -Nie chce tego słuchać. Nie masz prawa tak myśleć, dla mnie jesteś skarbem. Jesteś jedyna w swoim rodzaju. Kocham cię i nie zmieniłbym cię na nikogo innego -pocałował mnie czule, a ja od razu to odwzajemniłam.
-Ja też cię kocham -odpowiedziałam gdy się od siebie oderwaliśmy.
-Jak już wszystko sobie wyjaśniliśmy to się przebieraj, pakuj i wracamy do Nowego Jorku.
-Co? Ale już tak teraz? -zapytałam zdezorientowana.
-Tak, teraz. Szybko Cami, bo nie ma czasu -uśmiechnął się do mnie, ale jego uśmiech nie sięgał oczu i już wiedziałam, że coś jest nie tak.

****
-Pani stan jest gorszy niż myśleliśmy -oznajmił mój onkolog -Jutro z samego rana będzie miała pani operacje -zrobił krótką przerwę i nabrał więcej powietrza do płuc -Niestety konieczne jest usunięcie prawej piersi.
Zachłysnęłam się powietrzem i zaczęłam kaszleć. James ścisnął moja dłoń mocniej i poklepał mnie delikatnie po plecach.
-Pan żartuje, prawda? -zapytałam, gdy się uspokoiłam.
-Niestety nie. Do czasu operacji musi pani już zostać w szpitalu, tak samo jak po.
Po wymienieniu jeszcze kilku zdań lekarz wyszedł z pokoju, w którym przebywałam.
-Cami... -James chciał coś powiedzieć, ale ja pokręciłam przecząco głową.
-Chce zostać sama -wyszeptałam drżącym głosem.
-Ale...
-SAMA, James -powiedziała bardziej stanowczo.
-No dobrze, jakby co będę przed pokojem.
Nic nie odpowiedziałam. James spojrzał na mnie ostatni raz, pocałował mnie w policzek i wyszedł. Spod moich powiek zaczęły wydobywać się strumienie łez. Zaszlochałam cicho i położyłam się na łóżko, na którym przez cały czas leżałam. Zwinęłam się w kłębek i cicho płakałam, pociągając raz na jakiś czas nosem.
Moje życie jest bezsensowne...

****
-Riley przywiozła ci rzeczy -James wszedł do pokoju, w którym leże -Niestety nie mogła wejść, chociaż bardzo chciała. Prosiła bym cie pozdrowił i przekazał, że masz być silna.
Nie odezwałam się. Leżałam wpatrzona cały czas w jeden punkt, jedynie raz na jakiś czas mrugając.
-Camilla odezwij się -poprosił podchodząc bliżej mnie, lecz ja milczałam -Kochanie, przecież to nie koniec świata, można żyć bez jednej piersi. Najważniejsze żebyś żyła i była zdrowa.
-Żebym żyła -powtórzyłam jego słowa szeptem -A jak nie przeżyje operacji?
-Przeżyjesz, musisz przeżyć -usiadł na skraju łóżka i chwycił mnie za rękę.
-Znajdź sobie jakąś cudowną kobietę wartą ciebie...
-Nie -przerwał mi -Nie chce nikogo innego, chce ciebie. Chce żebyś została moją żoną, chce zasypiać obok ciebie każdej nocy i budzić się obok ciebie każdego ranka.
-Nie chce cie skazywać na to, że jeżeli coś się nie uda zostaniesz wdowcem, nie chce być egoistka... Bądź szczęśliwy jak mnie nie będzie
-Przestano tak gadać! Ty przeżyjesz!
-Nie możemy być pewni. Najgorsze rzeczy w życiu przychodzą do nas za darmo.
-Będziesz żyć, nie pozwalam ci odejść.
-James wróć do domu, wyśpij się, widzę, że jesteś zmęczony -chciał coś powiedzieć, ale ja mu nie dałam dojść do słowa -I weź pierścionek...
-Nie! Camilla mogę nawet teraz wszystko zorganizować i zaraz możesz zostać moja żoną.
-Sam wiesz jak wygląda moja sytuacja.
-Trzeba być dobrej myśli.
-Trzeba być przygotowanym na wszystko.
-Skarbie przestań tak mówić. Kocham cie i nie zostawię cię ani nie pozwolenie odejść.
-Ja też cię kocham, ale...
-Ciii... -przyłożył mi palec do ust, nie pozwalając mi w ten sposób dokończyć -Nie ma żadnego "ale".
James złączył nasze usta w namiętnym, pełnym uczuć pocałunku, który oczywiście od razu odwzajemniłam.

Resztę dnia spędziłem z Jamesem, moimi rodzicami, Madison oraz Riley i Davidem, którym udało się jakimś cudem wejść.
Nie wiem dlaczego, się przez cały czas męczyły mnie źle przeczucia co do tej operacji... Mam nadzieje, że one się nie sprawdzą.

★★★
Hej kochani!
Przepraszam was, że w środę nie było rozdziału, ale miałam ciężki dzień i po prostu nie dałam rady :(
Mam nadzieje, że ten rozdział wam się podoba, piszcie swoje opinie w komentarzach!

Życzę wam wszystkim szęśliwego nowego roku, udanego sylwestra, żeby przyszły rok był jeszcze lepszy od tego, żeby wam się udało zrealizować postanowienia noworoczne, no i wszystkiego co najlepsze na ten nowy rok! 😘🎉

Trzymajcie się kochani 💕
~Patuś aka Sinevra7 💋

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro