#10
-Pańska narzeczona jest już przytomna, za chwile będzie mógł pan do niej pójść, ale najpierw muszę z panem chwilę porozmawiać -oznajmił lekarz.
-Dobrze -zgodziłem się bez żadnego sprzeciwu.
CAMILLA POV.
Obudziłam się kilkanaście minut temu leżąc na tym nie wygodnym łóżku w jasnym pokoju, gdzie nadal jestem. Dowiedziałam się od pielęgniarki, że zemdlałam i zostałam tu przywieziona.
Czułem delikatny ból głowy i byłam trochę osłabiona, ale poza tym nie dolegało mi nic więcej.
Nagle do pokoju wszedł James, na którego widok mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Część kochanie -podszedł do mnie i pocałował mnie delikatnie w usta.
-Hej -odpowiedziałam lekko ochrypniętym głosem.
-Napędziłaś mi stracha -chwycił mnie za rękę i lekko ścisnął.
-Przepraszam cię... -odwróciłam wzrok i przygryzłam wargę.
-To przecież nie twoja wina Cami -położył dłoń na moim policzku i odwrócił moją głowę tak abym na niego spojrzała -Rozumiesz? -zapytał, gdy wreszcie patrzyłam w jego oczy.
-Tak -odpowiedziałam cicho.
-To dobrze -posłał mi uroczy uśmiech, którego nie potrafiłam nie odwzajemnić -Camilla chciałem cię przeprosić za moją matkę, ja naprawdę nie wiem co w nią wstąpiło -powiedział po chwili, a w jego głosie słyszalne było zawiedzenie.
-Nie musisz mnie za nią przepraszać.
-A właśnie, że muszę, to co mówiła było...
-Poniekąd prawdą -wtrąciłam się.
-Nie waż się tak mówić to były kłamstwa. Nie wiem co ty niby uważasz za prawdę?
-Jestem dla ciebie trochę takim pasożytem. Jestem nieudacznikiem, nie skończyłam szkoły...
-Przestrzeń -tym razem to on mi przerwał -Nie chce tego słuchać. Nie masz prawa tak myśleć, dla mnie jesteś skarbem. Jesteś jedyna w swoim rodzaju. Kocham cię i nie zmieniłbym cię na nikogo innego -pocałował mnie czule, a ja od razu to odwzajemniłam.
-Ja też cię kocham -odpowiedziałam gdy się od siebie oderwaliśmy.
-Jak już wszystko sobie wyjaśniliśmy to się przebieraj, pakuj i wracamy do Nowego Jorku.
-Co? Ale już tak teraz? -zapytałam zdezorientowana.
-Tak, teraz. Szybko Cami, bo nie ma czasu -uśmiechnął się do mnie, ale jego uśmiech nie sięgał oczu i już wiedziałam, że coś jest nie tak.
****
-Pani stan jest gorszy niż myśleliśmy -oznajmił mój onkolog -Jutro z samego rana będzie miała pani operacje -zrobił krótką przerwę i nabrał więcej powietrza do płuc -Niestety konieczne jest usunięcie prawej piersi.
Zachłysnęłam się powietrzem i zaczęłam kaszleć. James ścisnął moja dłoń mocniej i poklepał mnie delikatnie po plecach.
-Pan żartuje, prawda? -zapytałam, gdy się uspokoiłam.
-Niestety nie. Do czasu operacji musi pani już zostać w szpitalu, tak samo jak po.
Po wymienieniu jeszcze kilku zdań lekarz wyszedł z pokoju, w którym przebywałam.
-Cami... -James chciał coś powiedzieć, ale ja pokręciłam przecząco głową.
-Chce zostać sama -wyszeptałam drżącym głosem.
-Ale...
-SAMA, James -powiedziała bardziej stanowczo.
-No dobrze, jakby co będę przed pokojem.
Nic nie odpowiedziałam. James spojrzał na mnie ostatni raz, pocałował mnie w policzek i wyszedł. Spod moich powiek zaczęły wydobywać się strumienie łez. Zaszlochałam cicho i położyłam się na łóżko, na którym przez cały czas leżałam. Zwinęłam się w kłębek i cicho płakałam, pociągając raz na jakiś czas nosem.
Moje życie jest bezsensowne...
****
-Riley przywiozła ci rzeczy -James wszedł do pokoju, w którym leże -Niestety nie mogła wejść, chociaż bardzo chciała. Prosiła bym cie pozdrowił i przekazał, że masz być silna.
Nie odezwałam się. Leżałam wpatrzona cały czas w jeden punkt, jedynie raz na jakiś czas mrugając.
-Camilla odezwij się -poprosił podchodząc bliżej mnie, lecz ja milczałam -Kochanie, przecież to nie koniec świata, można żyć bez jednej piersi. Najważniejsze żebyś żyła i była zdrowa.
-Żebym żyła -powtórzyłam jego słowa szeptem -A jak nie przeżyje operacji?
-Przeżyjesz, musisz przeżyć -usiadł na skraju łóżka i chwycił mnie za rękę.
-Znajdź sobie jakąś cudowną kobietę wartą ciebie...
-Nie -przerwał mi -Nie chce nikogo innego, chce ciebie. Chce żebyś została moją żoną, chce zasypiać obok ciebie każdej nocy i budzić się obok ciebie każdego ranka.
-Nie chce cie skazywać na to, że jeżeli coś się nie uda zostaniesz wdowcem, nie chce być egoistka... Bądź szczęśliwy jak mnie nie będzie
-Przestano tak gadać! Ty przeżyjesz!
-Nie możemy być pewni. Najgorsze rzeczy w życiu przychodzą do nas za darmo.
-Będziesz żyć, nie pozwalam ci odejść.
-James wróć do domu, wyśpij się, widzę, że jesteś zmęczony -chciał coś powiedzieć, ale ja mu nie dałam dojść do słowa -I weź pierścionek...
-Nie! Camilla mogę nawet teraz wszystko zorganizować i zaraz możesz zostać moja żoną.
-Sam wiesz jak wygląda moja sytuacja.
-Trzeba być dobrej myśli.
-Trzeba być przygotowanym na wszystko.
-Skarbie przestań tak mówić. Kocham cie i nie zostawię cię ani nie pozwolenie odejść.
-Ja też cię kocham, ale...
-Ciii... -przyłożył mi palec do ust, nie pozwalając mi w ten sposób dokończyć -Nie ma żadnego "ale".
James złączył nasze usta w namiętnym, pełnym uczuć pocałunku, który oczywiście od razu odwzajemniłam.
Resztę dnia spędziłem z Jamesem, moimi rodzicami, Madison oraz Riley i Davidem, którym udało się jakimś cudem wejść.
Nie wiem dlaczego, się przez cały czas męczyły mnie źle przeczucia co do tej operacji... Mam nadzieje, że one się nie sprawdzą.
★★★
Hej kochani!
Przepraszam was, że w środę nie było rozdziału, ale miałam ciężki dzień i po prostu nie dałam rady :(
Mam nadzieje, że ten rozdział wam się podoba, piszcie swoje opinie w komentarzach!
Życzę wam wszystkim szęśliwego nowego roku, udanego sylwestra, żeby przyszły rok był jeszcze lepszy od tego, żeby wam się udało zrealizować postanowienia noworoczne, no i wszystkiego co najlepsze na ten nowy rok! 😘🎉
Trzymajcie się kochani 💕
~Patuś aka Sinevra7 💋
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro