Rozdział 8: "Never Ending Story"
» Jasmine «
Wróciliśmy do domu. Do mnie należało uprzedzenie mamy, że to, czego się dowie, nie jest miłe
– Mamo, jak się czujesz? – zapytałam
– Dobrze... Czemu pytasz?
– Będę mieć brata czy siostrę?
– Jest za wcześnie, żeby to określić, Jasmine
– Mamo, słuchaj... No ty powinnaś coś wiedzieć
– Co się stało?
– Michael ci powie
– Co wy żeście jedno z drugim, wymyślili?
Zostawiłam mamę i Michael w salonie i usiadłam pod drzwiami
– Anastazja, wiem, że dopiero co straciłaś matkę, że omal nie straciłaś córki. Wiem, że przez 10 lat nie było po mnie śladu i że dopiero teraz uwolniłaś się od Roberta
– Do czego zamierzasz?
Chwycił ją ręce
– Ana, jesteś lekarką i doskonale wiesz, że każdy kiedyś umrze... Chodzi o to, że... W ciągu 1,5 ja umrę
– Czemu? – zapytała i przytuliła się do niego
Wytłumaczył jej to tak jak mi i Blanketowi wcześniej...
– Babcia wie? – zapytała mama (i jak się domyślam chodziło jej o mamę Michaela)
– Nie. I nie może się dowiedzieć. Nie chcę, żeby coś się jej stało. Starczy, że straciła już raz mnie straciła... Pochowała już 5 najbliższych sobie osób. Nie... Nie może mnie stracić jeszcze jej... Na razie przy niej udajemy, że nic mi nie jest.
– Tato, ty umierasz. Ona musi wiedzieć, bo jeśli powiemy jej nagle, że nie żyjesz, to będzie kiepsko. Kiedy zniknąłeś, a Murray powiedział nam, że nie żyjesz, babcia prawie miała zawał, no ok, dziadek się nie przejął, tylko nazwał cię nieudacznikiem... Ale błagam... Musimy przygotować babcię, na twoją śmierć.
– Ana, ona będzie miała zawał gdy się dowie, że jestem chory...
Nagle do domu wpadli Paris i Blanket
– Tato! – krzyknęła Paris – znaleźliśmy... Znaleźliśmy dawcę
– Czego? – zapytał Michael
– Serca... Facet i tak umiera... Za kilka dni go odłączą od aparatury, a jego córka i żona zgodziły się, żeby po śmierci został dawcą... Facet był sportowcem, więc serce ma jak dzwon... – oparła – Będziesz żył.
– Czemu to zrobiliście? Jeśli mam umrzeć, to i tak umrę.
– Tato... – zaczęła Paris – Może ona ci to wytłumaczy... – wskazała... Jacqueline, którą właśnie stanęła w drzwiach. Była ubrana na czarno
– Jacqueline? – zdziwił się Michael
– Tak Mike... Michael posłuchaj ich... Jeśli się zgodzisz, wyjdę za ciebie. Słuchaj... Chodzi o to... Że to mój mąż. Za kilka dni umrze, więc... Błagam, zgódź się... – podeszła do niego – Jeśli nie dla siebie, to dla nas. Michael, ja cię kocham, twoje dzieci i wnuczka nie mieli cię przez 10 lat. Proszę. Dla mnie, dla nich... Dla swojej matki... Błagam, Michael.
– Zgoda... – odparł – inaczej nie dacie mi żyć...
– Dziękuję... – szepnęłam i uwiesiłam się mu na szyi...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro