Rozdział 13: What now?
》Jasmine《
Gdy mama, Michael i Blanket wrócili, zastanawiało mnie, kto i jak odpowie za zabicie Murraya
- I co? - zapytałam
- Uznali, że to była samoobrona - odparł Michael
- To chyba dobrze
- Bardzo dobrze, no normalnie komuś z nas groziło by koło 12 lat. - odparł Michael - Nie pozwoliłbym twojej mamie iść za kraty... wziąłbym to na siebie.
- Bigi, chodź na słówko. - Karmen podeszła do Blanketa
Poszli.
》Blanket《
Gdy wyszliśmy Karmen zaczęła
- Jak blisko byłeś z Jasmine?
- Bardzo. Prawie poszliśmy do łóżka, ale dowiedzieliśmy się, że jest moją siostrzenicą...
- Nie wiedziałeś tego?
- Wiedziałem, że Ana ma córkę, ale nie to, że to akurat Jasmine.
Dziewczyna zatrzymała się
- Ałć - złapała się za kostkę
- Pokaż ... obtarłaś sobie nogę. Chodź. - podniosłem ją jak pannę młodą.
- Bigi, postaw mnie
- Dobra... - posadziłem ją na ławce i klęknąłem przed nią - wyjdziesz za mnie?
- Ty tak na serio?
- Tak. Wyjdziesz za mnie? - wyciągnąłem pierścionek w jej stronę
- Tak...
Tata wyszedł zza drzewa
- Czyli będziesz moją synową - stwierdził
- 10 lat, prawie 11 myślałam, że Pan nie żyje
- Cały świat tak myślał... po za tym nie mów do mnie pan... nie nawidzę tego tak samo jak nazywania mnie Jacko... mów mi po imieniu
- Nie jestem pewna...
- Posłuchaj, będziesz moją synową... Mów do mnie jak chcesz. Tylko nie pan...
- Tato - odezwałem się - skoro Karmen będzie moją żoną, co za tym idzie, będziesz jej teściem, to chyba może cię nazywać tatą
- Może i nawet by mi to pasowało...
(Kilka tygodni później)
Wzięliśmy ślub. Na weselu była tylko rodzina taty...w zasadzie moja jedyna rodzina....
》Jasmine《
Z jednej strony cieszyłam się, że Bigi będzie szczęśliwy będąc z Karmen, a z drugiej miałam ochotę się zabić... tyle lat się w nim podkochiwałam, a gdy już go poznałam, okazało się, że jest moim wujkiem...
Kochałam go i chciałam żeby był szczęśliwy.
Na weselu...
- Jasmine nie płacz - podszedł do mnie Michael
- Ja go kocham. Przecież wiesz.
- Wiem...Jas... Mówiłaś, że chcesz, żeby był szczęśliwy
- Bo tak jest... ale to nie zmienia faktu, że go kocham.
- On to wie
- Wiem że wie... muszę się przejść
- Pójdę z tobą. Pokażę ci coś.
Michael zabrał mnie na diabelski młyn na terenie jego posiadłości
- Jas, ja wiem że go kochasz... pamiętsz co się stało w szpitalu? Gdybyś skoczyła, skoczyłbym za tobą...
- Czemu?
- Chyba z żadnym z moich dzieci czy wnuków nie dogaduję się lepiej
- Paris chciała się kilka razy zabić, bo jej wmawiali, że nie żyjesz...
- Svetlana miała rację. Nie potrafię wychować dziecka.
- Powiedz to mojemu ojcu.
- Jasmine... daj spokój. Wiem, że on was zostawił... ale teraz mieszkacie ze mną. Będzie dobrze
- Wiem, że będzie. Chodzi o to, że Ty w przeciwieństwie do niego umiesz wychować dziecko
Przytulił mnie
- Jasmine... będzie dobrze... aniołku mój jeden....
- Jesteś najlepszym dziadkiem na świecie
- Bo mam najlepszą wnuczkę na świecie... zawsze możesz do mnie przyjść z czymkolwiek potrzebujesz...
- Wiem... Dziękuję, że Cię mam ...
- Nie płacz aniołku
- Ale ja się boję, że cię stracę
- Będzie dobrze mała ślicznotko... sam cię nie zostawię
- Kocham cię dziadku
- Ja ciebie też skarbie...
- Zwyczajnie czuję się zdradzona... miałeś tak kiedyś?
- Właściwie, tak... dziewczyna z jaką mam dziecko wyszła za innego, Brooke odrzucała każde oświadczyny, Lisa chciała mnie sprzedać mafii... dawni przyjaciele się mnie wyrzekli, troje z nich mnie porwało i wmówiło mojej rodzinie, że nie żyję...doskonale cię rozumiem... całe życie tego doświadczam
- Wiesz co jest najgorsze?
- Co mała ślicznotko?
- Że latami podkochiwałam się w tobie i Bigi'm, a teraz okazało się, że jesteście rodziną mojej mamy, a ja wiem, że w nikim innym się nie zakocham...
- Zakochasz... spokojnie... masz na to całe życie
- Ty nie rozumiesz... nie rozumiesz co sobie przysięgłam
- Co? Powiedz mi... może pomogę Ci z tego wybrnąć...
- Że... nie... Nie mogę Ci powiedzieć...
- Jasmine, proszę.
- Nie mogę... jesteś moim dziadkiem.
- To powiedz mi jako celebrycie. Tylko jako idolowi.
- Że tylko z tobą albo z Bigi'm... stracę dziewictwo - powiedziałam cicho
Było mi głupio, ale z drugiej strony chciałam, żeby zrozumiał, czemu mówię, że w nikim innym się nie zakocham...
- Czemu to sobie obiecałaś?
- Byłam zakochana... przepraszam... nie powinnam ci mowić...
- Pogadam z Bigi'm... może coś wymyślimy...
- Niby co?
- Nie wiem... przepraszam, że ci przypomnę, ale... co z Murray'em?
- Nie wiem... przepraszam za to co wtedy powiedziałam...
- Spoko... Sam bym tak zareagował na twoim miejscu
- Jak to spoko? Płakałeś prze mnie...
- To nie twoja wina... tylko tego, że miałem wrażenie, że już nikt nie wierzy, że jestem niewinny...
(2 miesiące później)
》Michael《
Udało mi się dostać pracę w telefonie zaufania, tak jak zaproponowała mi Jasmine... czułem się dobrze z tym, że ktoś po rozmowie ze mną rezygnował z samobójstwa i dawał sobie pomóc... jeden telefon mnie przerósł... i tylko dlatego, że rozmawiając obniżałem swój głos...
M: Telefon zaufania. Słucham.
O: Przedawkowałam leki nasenne dziadka
Głos dziewczyny mimo, że przepełniony płaczem i otumaniony lekami, brzmiał dla mnie znajomo, ale uznając, że słyszałem masę głosów swoich fanek, to zignorowałem...
M: Dlaczego? Co się stało?
O: Straciłam bliską osobę
M: Dziadka?
O: Nie... miłość... związał się z inną, a teraz muszę patrzeć na ich szczęście.
M: Moja wnuczka przeszła coś podobnego...
Mówiąc to zdanie uświadomiłem sobie, że to był głos Jasmine. Mojej Jasmine.
O: Ja nie chcę żyć bez niego...
M: Powiedz mi... jakie leki wzięłaś?
O: *podaje nazwę leku*
Zamarłem. Moja Jasmine chciała się zabić moimi lekami. Chciałem nawet za cenę swojego życia przekonać ją do tego, żeby je zwróciła albo dała sobie inaczej pomóc... musiałem jakoś nakierować ją, że rozmawia ze mną...
M: Sam takie biorę... pewnie gdyby moja wnuczka zabiła się przy ich pomocy, to zrobiłbym to samo, nie bacząc na to, że moja córka niedawno urodziła, a syn dopiero co wziął ślub... ile masz lat?
O: Prawie 17. W grudniu 17
M: Tyle co moja wnuczka... też jest z grudnia... pomyśl o rodzicach, o dziadku...
O: Ojciec ma mie w dupie, mama nie dawno urodziła i zwraca uwagę tylko na moją siostrę... Żyję tylko dla dziadka, ale od kiedy zaczął pracę, to ciągle jestem sama
Teraz miałem 1000% pewności. To moja kochana Jasmine
M: Jasmine nie rób mi tego. Błagam cię
Już mówiłem swoim głosem
O: Dziadku ja...
Urwała... to była najgorsza cisza jaką słyszałem w życiu.
Tylko dźwięk ciała upadającego na ziemię.
Zerwałem się z krzesła i pobiegłem do dyżurnego
- Muszę wyjść. Teraz.
- Co się stało?
- Moja wnuczka chce się zabić. Wiem gdzie jest. Muszę tam jechać.
Póścił mnie bez problemu. Nie pamiętam ani jak, ani jak długo jechałem do Neverland, ale gdy tam wpadłem przetrząsnąłem cały budynek, żeby w końcu znaleść Jasmine w mojej sypialni na podłodze...
- Jas! - krzyknąłem i zacząłem nią szarpać... - Jamine do cholery! - darłem się na nią szarpiąc ją za ramiona i co chwilę dając jej z liścia, byle by otworzyła oczy - Jamine, kurwa mać ocknij się!
Od dawania jej co chwilę z liścia już piekła mnie ręka, gdy Jas zaczęła coś majaczyć...
Zaciągnąłem ją do łazienki nad muszlę i zmusiłem do wymiotów...
Patrzyła na mnie nieprzytomnym wzrokiem
- Nigdy więcej, rozumiesz? Nigdy więcej mi tego nie rób.
- Jak ty tu...
- Rozmawiałaś ze mną. Nigdy więcej mi tego nie rób, rozumiesz?
- Tak, tak - nadal była nieobecna
- Czemu to zrobiłaś? Wiesz dobrze, że masz zawsze mnie...
Przytuliła się do mnie i rozpłakała się
- Nie płacz... - przytuliłem ją do siebie - Ja zawsze mam dla ciebie czas. Zawsze. Ty jesteś najważniejsza na świecie...
- Przepraszam
- Już jest dobrze... tylko więcej tego nie rób... błagam cię. Ani ja, ani Ana, ani Bigi nie przeżyjemy twojej śmierci.
- On ma żonę, a mama ma moją siostrę. Ich już nie obchodzę.
- Obchodzisz ich najbardziej... skarbie... to, że pracuję, nie znaczy, że cię nie kocham... zwyczajnie musiałem sobie zająć czas, żeby nie myśleć o swoim wieku... tylko ty się liczysz...nikt nie obchodzi mnie bardziej...
- Nadal kręci mi się w głowie...
- Poczekaj tu. Przyniosę Ci wodę... tylko proszę... nigdy więcej... jeśli przez to, że pracuję, ty się zabijesz, to Ja zrobię to samo... proszę cię skarbie... Bez ciebie już nie mam po co żyć
- Ty masz. Masz moją mamę, Masz moją siostrę, Bigi dopiero co wziął ślub... zaraz i od niego doczekasz się wnuków, Ty jeszcze pracujesz... to ja już nikogo nie mam
- 40 lat spędziłem na scenie, 10 w niewoli. Nie mogłem uczestniczyć w wychowaniu ani ciebie ani trójki moich dzieci. Chciałbym wam zwrócić ten czas, ale nie mogę. Gdyby nie ty i to, że namówiliście mnie na ten przeszczep, to siedziałabyś właśnie nad moim grobem, a przynajmniej patrzyła jak umieram otumaniony lekami przeciwbólowymi...
- Ty nic nie rozumiesz - pokazała mi tatuaż na palcu
- Ładnie tak od cioci zgapiać? - zapytałem żartobliwie i pocałowałem jej dłoń - Nie ważne co się stanie, ja zawsze będę przy tobie.
Uwiesiła się na mojej szyi i rozpłakała
- Dziadku ja się boję
- Czego? Murray nie żyje, a Wade i James nie zrobią nic bez jego rozkazu.
- Boję się, nie rozumiesz? - skuliła się i miałem wrażenie, że chce się ukryć w moich ramionach
- Nie jesteś sama. Jestem tu z tobą... nie płacz, proszę... - objąłem ją - Będzie ok... pamiętaj... ja zawsze stanę po twojej stronie...
- Czegoś nie czaję...
- Czego?
- Kiedy się spotkaliśmy wtedy gdy mnie porwali pierwszy raz... Jak ty mnie poznałeś, skoro 10 lat mnie nie widziałeś?
- Wdałaś się w Anę...przecież wiem jak wyglądała twoja mama, w twoim wieku... ty może tego nie zrozumiesz, ale... zwyczajnie to czułem... Kiedy tamtego dnia mnie przyprowadzili... już czułem, że ktoś z moich dzieci lub ty tam jesteś...
- Czułeś to? Jak?
- Jakby to nie brzmiało, instynkt macieżyński... Kiedy cię zobaczyłem... myślałem, że serce mi stanie... bałem się, że nie wyjdziemy z tego cało... że zginiemy, albo że będę do końca życia się winił, bo Ty zginiesz... bałem się, że cię nie ochronię...
- Przed czym?
- Przed nimi... I nie udało mi się...
- Czemu tak sądzisz? Chciałeś dać się zabić za mnie...
- Ale nie uchroniłem cię przed kolejnym porwaniem, przed Murray'em...
- A teraz? Uratowałeś mi życie. Czemu ty widzisz tylko to, co zrobiłeś źle, a nie widzisz zalet?
- Widzę to, czego jest więcej.
Pobladła i zwymiotowała kolejny raz
- Nadal mi się kręci w głowie...
- Chodź tu... - wziąłem ją na ręce - wezmę cię na zewnątrz i dam ci wodę... jeśli ci nie pomoże, to zabiorę cię do szpitala
Wyniosłem ją na ogród i przyniosłem jej wodę
- Lepiej się czujesz? - zapytałem gdy napiła się wody
- Trochę...
- Nie rób mi tego więcej, proszę...
- Raz ci to już obiecałam... wtedy w szpitalu...
- Wyluzuj... też kilka razy chciałem się zabić...
- Czemu tylko ty na mnie zwracasz uwagę?
- Bo resztę bardziej interesują ich własne tyłki... poradzimy sobie, tak?
- Tak... dziękuję, że mnie uratowałeś
- Gdybym nie zdążył, to chyba bym się zabił... Lepiej już?
- Chyba tak...Rozmawiałeś z Bigi'm?
- Tak...
- I co?
- Powiedziałem mu to co ty mi, i to, że ja cię nie ruszę więc dezja należy do niego
- On jest taki jak ty. Też nic nie zrobi...
- Jasmin, jestem twoim dziadkiem. Nie ruszę cię nawet pod groźbą śmierci.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro