5. Paint Me
5. Paint me
Maluj mnie
Wspomnieniami
Pospiesz się i maluj mnie
Twoimi zapachami
Tak, byś nie mogła zostać wymazana
By nikt poza tobą nie mógł być uwieczniony w moim sercu
Moonbyul wcale nie była zestresowana. Ani trochę. Drżące dłonie? Z zimna. Pomiętolone ubrania? Zapomniała wyprasować. Chodzenie w kółko? Nie, to tylko spacerek, dla zdrowia.
- Uspokój się, bo za chwilę zejdziesz na zawał - odezwała się Wheein, zaniepokojona tym, że Byulyi była bliska przegryzienia sobie wargi z nerwów. Kiedy jej przyjaciółka podskoczyła na dźwięk swojego imienia, wiedziała, że jest naprawdę podenerwowana. - To nie jest twój pierwszy wernisaż, może muzeum trochę większe niż zwykle, ale to przecież nie ma znaczenia. Czym się tak denerwujesz?
- Bo moje wernisaże nigdy nie były tak personalne! - powiedziała Moonbyul, trochę za głośno. Parę osób pomagających przy organizacji spojrzało się na nią z zainteresowaniem, więc ukryła twarz w dłoniach. - Zwykle moje prace to była jakaś idea, pomysł, inspiracja... Ale w to włożyłam... serce.
Wheein patrzyła się na nią przez chwilę, po czym poklepała ją po ramieniu w geście wsparcia.
- Właśnie dlatego nie powinnaś się stresować. Cokolwiek powiedzą krytycy, to dalej pozostanie twoim osobistym pamiętnikiem. Mogą oceniać twoje umiejętności, ale nie przeżycia, tak?
- Tak, masz rację - Byul podniosła głowę, zdeterminowana. - Włożyłam w to wiele wysiłku, emocji, potu, krwi i łez i jestem z tego dumna, nie ważne co powiedzą krytycy!
- I tak trzymaj! - pochwaliła ją Wheein, po czym pchnęła ją delikatnie w stronę wyjścia na hol. - Idź się ogarnąć do łazienki, ja sprawdzę czy wszystko jest gotowe i otwieramy za 10. Jak się tu nie zjawisz na czas, to cię znajdę i będziesz żałować.
- Nie boję się ciebie, Wheeinie - odparła Byul. - Co ty mi możesz zrobić?
- Mogę ściągnąć tu Hyejin - zagroziła Wheein. Ahn Hyejin była jej przyjaciółką z dzieciństwa, którą Moonbyul miała okazję poznać. Lubiły sobie dokuczać, ale generalnie były ze sobą w dobrych stosunkach. - I wtedy obie cię skopiemy za opuszczenie własnego wernisażu.
- Nic z tego, zamierzam tu wrócić - mruknęła Moonbyul do siebie, wychodząc w końcu z sali wystawowej do recepcji.
Weszła do damskiej łazienki, poprawiła włosy, a potem dobrą minutę decydowała się, czy nie rozpiąć marynarki. Nałożyła różową szminkę i przyjrzała się dokładnie swojemu odbiciu. To był jej największy wernisaż w karierze, na który przygotowała dwadzieścia jeden prac, w tym dwie instalacje. Pracowała nad tym cały rok - od pamiętnego dnia, kiedy Solar z nią zerwała, aż do końca grudnia. Wheein pomogła jej zorganizować wystawę, którą nazwała "Cztery pory roku". Sala była podzielona na cztery sektory, każdy poświęcony innej porze. Wszystkie prace były w jej stylu - minimalistyczne lub surrealistyczne, ale różniły się tym, że były intymne. Każda z nich przedstawiała jej uczucia w każdym etapie jej związku z Solar. To był dziennik, historia ich miłości w obrazkach. Ostateczna próba pogodzenia się z tym, że Yongsun już przy niej nie ma.
Moonbyul zauważyła, spływającą po jej policzku łzę i szybko ją starła. Wiedziała, że to żałosne - w końcu minął już ponad rok, a ona wciąż za nią tęskniła. Wciąż śledziła wiadomości w poszukiwaniu chociażby najmniejszej wzmianki o jej karierze. Nie potrafiła pozbyć się nadziei, że kiedyś ją spotka. Może łatwiej byłoby się jej z tym pogodzić, gdyby powód ich zerwania był inny? Gdyby mogły to sobie wyjaśnić? Gdyby Solar przyznała, że jej nie kocha?
Byulyi odwróciła wzrok od lustra gwałtownie i poklepała się po policzku. Koniec. Pójdzie tam, przywita gości, a potem przejdzie się po sali i posłucha, co autorka miała na myśli. Znajdzie nowe znaczenie, zapomni o tym pierwotnym i nareszcie zamknie ten rozdział w swoim życiu.
Wszystko było już przygotowane. Pod ścianą przy wejściu stały stoliki z poczęstunkiem i napojami, między innymi porozlewanym do kieliszków prosecco. W tle cicho grał Vivaldi, obrazy i instalacje były odpowiednio zabezpieczone i oświetlone. Pracownicy muzeum otworzyli drzwi, przez które powoli zaczęli wchodzić elegancko ubrani ludzie. Moonbyul uprzejmie wszystkich przywitała, a gdy wybiła 19 wygłosiła krótką mowę wyjaśniającą koncept wystawy i podziękowała wszystkim zebranym za przybycie. Po wzniesieniu toastu goście rozeszli się po sali, a Byul mogła zająć się podsłuchiwaniem ich wyjątkowo pozytywnych opinii.
Moonbyul podejrzewała, że częściowo jest to spowodowane jej obecnością. Mimo tego czuła się mile połechtana pochwałami i z zainteresowaniem słuchała ich interpretacji, chociaż większość z nich była zupełnie nietrafna. Nie, ta dżinsowa kurtka nie miała symbolizować gwiazdy, a suche płatki kwiatów przemijającej sławy; prawdziwe znaczenie było o wiele bardziej przykre. Postać kobiety zanurzonej po pas w złocistej cieczy nie była też reinterpretacją mitu o królu Midasie. Byulyi pomyślała, że to nawet zabawne - ludzie zachwycali się tym, jak głębokie znaczenie mają jej dzieła, gdy tak naprawdę wszystkie były niczym więcej jak próbą pogodzenia się z zerwaniem. Kreatywną alternatywą dla jedzenia lodów i płakania przed komedią romantyczną. Zbiorem pamiątek minionej miłości.
Moonbyul zawędrowała do sekcji pierwszej, kolekcji Zima. Obrazy z tej serii były najbardziej minimalistyczne i w większości zrobione tylko za pomocą czarnej i białej farby, poza jednym, który był rysunkiem na kartce A3. Je właśnie robiła ostatnie, gdy już przerobiła na sztukę ogarniający ją smutek.
- Pamiętam ten wieczór - Byul natychmiast wróciła do rzeczywistości, słysząc głos po swojej lewej stronie. Odwróciła się gwałtownie, z szokiem spoglądając na stojącą obok kobietę. Miała włosy w odcieniu jasnego blondu i była ubrana w sportowe ubrania, ale Moonbyul poznałaby swoją byłą dziewczynę nawet w ciemnościach, po samym tonie jej głosu. Chciała coś powiedzieć, przytaknąć jej albo na nią nakrzyczeć, ale nie mogła zebrać myśli. Nawet gdyby wiedziała co mówić, wątpiła, że dałaby radę zmusić struny głosowe. Na razie dalej patrzyła się na nią zszokowana, czując jak serce próbuje wyrwać się jej z piersi i jak zdradliwe łzy mglą jej wzrok.
Solar jednak nie patrzyła na nią, tylko jak gdyby nigdy nic zwróciła się do obrazu przed nią. Moonbyul, jakby ją naśladując, także oderwała od niej wzrok i zamrugała szybko, by rozproszyć łzy. Za żadne skarby nie chciała się przy niej rozpłakać. Skupiła się z trudem na obrazie. Zaśnieżona droga, zaznaczona jasnoszarą farbą, czarne, łyse drzewa stojące po obu stronach i dwie nieokreślone, ciemne sylwetki na lekko kremowym tle pustego płótna. Moment, w którym wracały razem po ich pierwszym spotkaniu. Solar stała przed nim przez chwilę, po czym zwróciła się do kolejnego dzieła, a Byulyi, nie wiedząc co robić, po prostu za nią podążyła. To miało przypominać starą kartę do gry, damę pik, gdzie na jednej połowie widniała uproszczona podobizna jej samej, a na drugiej podobizna Solar.
- Nieoddzielne części? Dwie strony tej samej monety? – spytała blondynka, ale brzmiało to bardziej jak stwierdzenie. Moonbyul nie była w stanie wydusić z siebie słowa, więc tylko skinęła głową. Jak do tej pory tylko ona wpadła na tą interpretację, ale można było się tego spodziewać. Oczywiście, że będzie znała znaczenie wystawy stworzonej przez kogoś, kogo znała jak siebie samą.
Minęły w ciszy szkic anioła na kawiarnianej scenie, chociaż Byul widziała, że Yongsun patrzy się na tą pracę uważnie. Zatrzymały się jednak przy dwóch ostatnich, bliźniaczych obrazach. Na obu widniał uproszczony, namalowany tylko czarną farbą portret Moonbyul. Na pierwszym z nich miała na piersi wymalowane czarne serce. Na drugim było ono żółte i spływało do końca płótna; z prawego oka spływała pojedyncza, błękitna łza, a usta były krwistoczerwone i lekko roztarte.
- A te? Co oznaczają? – spytała Solar cicho. Byul podejrzewała, że jej była dziewczyna domyślała się ukrytego w nich znaczenia i że była to tylko próba zmuszenia jej do rozmowy. Poddała się temu jednak i odpowiedziała.
- To ja. Przed tobą i po tobie.
- Śliczne, naprawdę mi się podobają.
- Solar, co ty tu robisz? – zaczynała się niecierpliwić. Nie widziała jej ponad rok, nie utrzymywały żadnego kontaktu, a ona tak po prostu bez zapowiedzi zjawiła się na jej wernisażu, dokładnie tym, który miał być ostatecznym pożegnaniem się ze wszystkimi wspomnieniami związanymi z ich związkiem.
- Przyszłam zobaczyć wystawę – odparła pogodnie, ale gdy spojrzały sobie w oczy, Yongsun wydawała się tylko potwornie zmęczona i może nawet trochę zlękniona. – A może po prostu przyszłam zobaczyć ciebie.
Moonbyul zaniemówiła, czując, jak łzy ponownie zbierają się w jej oczach. Nie musiała się jednak wcale odzywać, bo Solar niewzruszona kontynuowała, jednak ze wzrokiem utkniętym już w ziemi:
- Jeśli sobie tego życzysz, zniknę na zawsze. Ale zanim o tym zadecydujesz... Oprowadź mnie proszę. Pokaż, co stworzyłaś. Tak... na pożegnanie.
Brzmiało to mniej jak możliwość, a bardziej, jakby już postanowiła, że więcej się nie zobaczą. Byul chciała krzyczeć. Krzyczeć i mieć w dupie innych zwiedzających. Krzyczeć na nią, na siebie, na świat. Krzyczeć, że tak nie można, tak się nie robi, nie ma prawa znowu wejść do jej życia, gdy już prawie ją z niego wyrzuciła. Ale była zbyt zmęczona. Czuła się, jakby przybyło jej tysiąc lat. Ledwie udało jej się skinąć głową na zgodę. Czas nagle zwolnił, a Moonbyul jednocześnie chciała, żeby ta męczarnia już się skończyła i żeby nie kończyła się nigdy, bo wiedziała, że może to oznaczać utratę osoby, za którą tęskniła ostatnie czterysta dwanaście dni.
Powoli powlokła się za swoją byłą dziewczyną, czując jak drżą jej dłonie. Następna była wiosna, kolor żółty. Kanarkowa parasolka wśród ciemnej, deszczowej nocy – ich rodząca się miłość w szarości i nudzie życia. Płótno pokryte liniami w odcieniach brązu z prześwitami słońca – jej włosy na plaży w Busan, rozwiewane przez wiatr. Trzymające się ręce, wyglądające jak usypane z piasku, na tle lazurowego morza – ich wspólna noc na tej otóż plaży (wytrzepywały piasek z ubrań przez następny tydzień, ale było warto). Znowu obraz z motywem anioła, tym razem skąpanego w złocie burzliwej wody. I ostatni, najbardziej realistyczny i najtrudniejszy do namalowania. Zachód słońca w Dadaepo.
- Przepiękny – wyszeptała Solar, ale Moonbyul i tak wychwyciła jej słowa. – Dokładnie tak, jak pamiętam. Jakbym tam była.
- Ta, chciałabyś – odparła Byul sucho, nie wiedząc, jak sobie poradzić z szalejącymi w jej sercu uczuciami.
- Tak, chciałabym – powiedziała Solar, prosto i szczerze. Być może się patrzyła w jej kierunku; Byulyi nie miała odwagi tego sprawdzić. Wbiła wzrok w krajobraz, przypominając sobie jak patrzyły się na niego aż nie rozbolały ich oczy. Westchnęła ciężko.
- Ja też – wyznała, tak cicho, że nawet nie była pewna, czy Yongsun to usłyszała. Nawet jeśli, to postanowiła tego nie skomentować i po prostu ruszyła w stronę kolejnej części wystawy. A Moonbyul, jak zawsze, po prostu za nią podążyła.
Lato było sektorem, którego obrazy przekazywały najwięcej emocji. Miały być przedstawieniem pasji, ale pasja może być w miłości i nienawiści, więc na tych dziełach wyżyła się najbardziej – malowała dokładnie to, co czuła w sercu. Portret anioła, stały motyw wystawy, tym razem jako kobieta w czerwonej sukni, przypominająca bardziej diabła niż obraz świętości; spoglądała na oglądającą ją osobę uwodzicielsko, z piórami wyniszczonych skrzydeł u stóp. Solar uśmiechnęła się, wyraźnie rozbawiona.
- Raz byłam nieco bardziej szalona i już od razu porównujesz mnie do upadłego anioła?
- Nas. Porównuję nas – poprawiła ją Moonbyul grzecznie. Spojrzała na obraz, przypominając sobie, jak go tworzyła. Od początku miał on oddawać uczucia osoby, która oddała się miłości bez wahania, nie żałując niczego. Byul nie żałowała niczego. Mogła być wściekła i zraniona, ale nigdy przenigdy nie żałowała, że związała się z Yongsun. – To, jak poddałyśmy się uczuciu.
Solar nic nie powiedziała, ale wciąż była uśmiechnięta. Może nawet trochę zarumieniona, o ile nie był to po prostu cień padający na jej twarz. Przeszła w milczeniu do kolejnych dzieł – kieliszka do wina wypełnionego płatkami czerwonej róży (najbardziej oczywisty ze wszystkich obrazów z tej serii), płonącego ciała kobiety, która sugestywnie wiła się na białym prześcieradle oraz popiersia kobiety, ze smugami kolorowych farb biegnących od jej czerwonych ust pomiędzy jędrne piersi. Na widok tego obrazu Yongsun wyraźnie się zarumieniła, a Byul była pewna, że ona też jest czerwona na twarzy. Posłały sobie zawstydzone spojrzenie, szybkie, ulotne, zdecydowanie niewystarczająco długie, nie takie, jakiego potrzebowała Moonbyul. Niezręcznie, w milczeniu i ze spuszczonym wzrokiem przeszły do ostatniego elementu tej części – instalacji, zrobionej z kozetki oraz położonej na niej czerwonej sukni. Stały nad nimi przez chwilę, słysząc tylko pełne uznania rozmowy reszty zwiedzających i cichą muzykę Vivaldiego w tle.
- Jeśli chcesz, mogę ci ją oddać po wystawie – mruknęła Moonbyul niepewnie, przestępując z nogi na nogę. – Nie wiedziałam, że wrócisz, no i powiedziałaś, że mogę zrobić co chcę z twoimi rzeczami, ale oczywiście... To wciąż twoja sukienka i przepraszam, że tak...
- Przestań, przynajmniej wykorzystałaś ją jakoś kreatywnie, mogłaś wyrzucić albo sprzedać tabloidom.
- Nie zrobiłabym ci tego – odparła Moonbyul szybko, przerażona tym, że mogła ją w ogóle posądzić o takie zamiary. – Mogę być skrzywdzona, ale nigdy nie zrobiłabym tego osobie, którą...
„Kocham", pomyślała, ale nie odważyła się tego powiedzieć na głos. Nie zastąpiła jednak tego żadnym słowem, więc zdanie pozostało między nimi, niedokończone. Yongsun spojrzała na nią z dziwnym błyskiem w oku, a może było to po prostu odbijające się światło?
- Dziękuję – szepnęła, znowu wpatrując się we własne stopy. – Niby wiedziałam, ale... miło to usłyszeć.
Byulyi nie była pewna, czy mówiła to o tabloidach czy o tym niewypowiedzianym słówku, ale nie poruszała tego dalej. Im dłużej przebywała w towarzystwie byłej dziewczyny, tym bardziej umacniała się w przekonaniu, że zejdzie na zawał albo zemdleje z nadmiaru stresu. Z pewną ulgą przywitała więc widok ostatniej części wystawy, Jesieni.
Te prace stworzyła w pierwszej kolejności, tuż po zerwaniu. Nie wiedziała wtedy jeszcze, że stworzy z tego całą wystawę własnych uczuć, więc było w nich widać najwięcej czystych, niefiltrowanych emocji. Pierwszym obrazem z serii był chaos granatowej i czarnej farby, pociągniętej pędzlem w różnych kierunkach w nierównych liniach. Zaczęła go następnego dnia po odejściu Yongsun; płakała i maczała sztywne włókna pędzla w wszelkich ciemnych barwach, by pokryć nimi płótno. Ale pomogło, przynajmniej chwilowo – zmęczona płaczem i złością przeszła w stan otępienia i od tamtej pory próbowała zapomnieć. Obraz pozostał od tamtego dnia prawie niezmieniony; Moonbyul domalowała niedbale białą farbą płaczące oko w samym centrum pracy i ogłosiła ją skończoną. Yongsun stała przez chwilę przed płótnem i gdy tak na nią patrzyła, Byulyi zaczynała dostrzegać oznaki zdenerwowania. Solar była spięta, usta miała ściągnięte w wąską linię i pocierała nerwowo wierzch dłoni. Moonbyul miała w zwyczaju łapać jej rękę, gdy tak robiła i nawet teraz, po tak długim czasie, niemalże poddała się nawykowi. Schowała obie dłonie w kieszenie spodni, by jej nie kusiło i w milczeniu patrzyła na swoją byłą. Wciąż nie wiedziała, dlaczego tu jest i ta niewiedza była chyba najgorsza – gdyby znała powód, może jej serce nie biłoby teraz tak mocno, że czuła ból w piersi? Może mogłaby oddychać trochę głębiej i pewniej? Może nie czułaby się, jakby miała za chwilę zemdleć?
Ocknęła się, gdy Yongsun zniknęła jej z pola widzenia, przesuwając się do dalszej części sektora. Przez chwilę obserwowała malowidło anioła skulonego na ziemi, by następnie przejść do pokrytego błękitem płótna z pojedynczą, malowaną na czarno sylwetką tonącej w wodzie kobiety. Cały czas milczała, a do poprzednich oznak zdenerwowania doszło jeszcze przegryzanie wargi.
- Yongsun... - mruknęła, delikatnie dotykając jej ramienia. Dziewczyna drgnęła pod dotykiem, ale nie odsunęła się. – Proszę, powiedz mi... Dlaczego tu jesteś?
- Byul, jeszcze tylko dwa dzieła – odparła smutno, nie patrząc jej w oczy. – Wytrzymaj ze mną, o nic więcej nie proszę.
Moonbyul odpuściła dalsze pytania, zrezygnowana i zmęczona. Gdyby Wheein ją teraz widziała, pewnie dostałaby od niej spory opieprz. Ale co miała zrobić? Wyrzucić ją stąd? Pozwolić jej odejść bez wyjaśnienia, dlaczego w ogóle wróciła? Może to nie było zdrowe, ale nie mogła. Poddała się więc, po prostu idąc za Solar i próbując się nie rozpłakać.
Ku jej zdziwieniu, nie tylko ona powstrzymywała się przed płaczem. Yongsun zatrzymała się przed drugą z instalacji i towarzyszącemu jej obrazowi: instalacja składała się z powieszonej na wieszaku dżinsowej kurtki, tej, którą wspólnie pokryły napisami i rysunkami, oraz przyszytego do jednego z jej rękawów zaschłego bukietu białych i niebieskich kwiatów, których to płatki w większości leżały na ziemi wokół. Obraz natomiast był minimalistycznym przedstawieniem otwartych drzwi prowadzących w białą pustkę; od dolnej krawędzi obrazu, przez drzwi aż do jego centrum namalowane były małe błękitno-fioletowe plamki – płatki kwiatów. Coś w tych obrazach musiało wyjątkowo ruszyć Solar, bo Moonbyul w wielkim szoku zarejestrowała, że blondynka płacze, pociągając nosem. Próbowała otrzeć łzy i ukryć jakoś swój nagły smutek, ale z każdym spojrzeniem na wiszące przed nią dzieła wstrząsał nią szloch. Moonbyul zupełnie się tego nie spodziewała i teraz rozglądała się w panice, trochę za chusteczkami a trochę by sprawdzić, czy ktoś jeszcze nie krąży w pobliżu.
- Przepraszam – jęknęła Solar, ocierając twarz rękawem bluzy. – Myślałam, że robię dobrze, Byul, przepraszam cię tak bardzo...
- Oh, Yongsun... - szepnęła, nie ufając ściśniętemu gardłu, po czym bez słowa przyciągnęła płaczącą dziewczynę do siebie i pozwoliła łzom płynąć. Nie chciała jej mówić, że nic się nie stało; to byłoby kłamstwem. Powiedziała więc to, co mogła: proste, ale bardzo ważne „dziękuję".
Nie wiedziała, ile tam stały, wtulone w siebie. Nie słyszała niczego poza szlochem Solar, nie widziała nic poza jej jasnymi włosami. Kiedy w końcu się od siebie odsunęły, wydawało jej się, że minęło równocześnie zaledwie ćwierć sekundy jak i całe wieki. Yongsun miała zaczerwienione oczy i drżała, ale przestała już płakać. Zaśmiała się nawet słabo, odwracając wzrok i odkaszlnęła.
- Przepraszam za ten moment słabości, nie przyszłam tutaj, żebyś się nade mną litowała – mruknęła pod nosem, wyraźnie zażenowana.
- To dlaczego tutaj przyszłaś? – spytała Moonbyul wprost. Zobaczyły już całą główną wystawę, czy mogła się wreszcie dowiedzieć?
- Odprowadź mnie do ostatniego obrazu – poprosiła znowu. – Wyjaśnię ci wszystko.
Odprowadziła ją więc. Stanęły, ramię w ramię przed największym z malowideł, które zajmowało całą ścianę. Płótno pokryte było plamami białej, żółtej, czerwonej i błękitnej farby, które mieszały się w zieleń, pomarańcz i fiolet. Nie było żadnego porządku, według którego farba rozlewała się na jasnym podłożu; nie miało go zresztą być. To była Moonbyul, pokryta kolorami wspomnień, mieszającymi się ze sobą w sposób przypadkowy. To było czyste płótno, na którym ktoś namalował tysiące wydarzeń, używając jedynie koloru. A na samym środku tego chaosu widniały czarne znaki, układające się w napis „Pomaluj mnie".
- Ostatni rok był... trudny – zaczęła Yongsun, bez żadnej zapowiedzi. – Miałam się cieszyć szansą na dalszą karierę, na międzynarodową sławę; pracowałam nad moim angielskim i nad grą aktorską, żeby nie wypaść gorzej od reszty obsady. Myślałam, że tego właśnie chciałam, ale... Teraz wiem, że trochę się pogubiłam w tym, czego chcę. Zostawiłam cię, żebyś nie musiała jechać za mną na koniec świata ani patrzeć na mnie przez słabej jakości kamerkę laptopa, gdy do ciebie zadzwonię. Sądziłam, że nam obu oszczędzę cierpienia... Ale nie byłoby dnia, gdzie nie żałowałabym mojej decyzji. Sława i kariera okazały się nic nie warte, gdy pod koniec dnia wracałam do hotelowego pokoju i płakałam w poduszkę, widząc ciągle przed oczami moment, kiedy próbowałaś mnie powstrzymać przed odejściem...
Głos jej się załamał, więc zamilkła na chwilę by się pozbierać, nim kontynuowała.
- Przyszłam tu, tak jak mówiłam, żeby zobaczyć wystawę. Żeby przekonać się na własne oczy, że dobrze sobie radzisz i jest ci beze mnie lepiej. Nie spodziewałam się jednak... tego. Nie sądziłam, że zraniłam cię aż tak bardzo. Przepraszam, Moonbyul. Nie oczekuję od ciebie wybaczenia, nie jesteś mi nic winna. Ale dalej cię kocham. Więc jeśli wciąż mnie chcesz... Będę zaszczycona, gdybym znowu mogła nazywać się twoją dziewczyną.
Natychmiast spuściła wzrok, zawstydzona. Moonbyul przez chwilę stała w ciszy, zszokowana, a następnie spojrzała na płótno przed nią, jakby szukając w nim odpowiedzi. Powinna być silniejsza. Powinna mieć więcej rozsądku i wiedzieć, że nie może się tak dać traktować, że powinna jej odmówić. Ale Byul nigdy nie była silna, gdy chodziło o Yongsun. Nie była też wcale rozsądniejsza. Poza tym...
Nigdy nie była w stanie jej odmówić.
~*~*~*~*~*~*~*~*~
Studia mnie zjadły, ale już jestem, przepraszam ;;
Mam nadzieję, że wam się podobało! To był bardzo przyjemny projekcik, taka odskocznia od innych moich prac na 400 stron xD
Komentarze mile widziane i dziękuję za pozytywny do tej pory odzew! <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro