CHAPTER TWELVE
★✯★
Korytarz rozciągał się w nieskończoność, a ich kroki były jedynymi dźwiękami w tej przestrzeni. Wokół panowała cisza, a poza nimi nie było żywej duszy. Korytarz był wąski, a ściany wykonane z surowego kamienia zdawały się ściskać ich z każdej strony. W niektórych miejscach na suficie gościły pajęczyny, które poruszały się delikatnie pod wpływem przeciągu, a w powietrzu, można było wyczuć nieokreślony zapach stęchłego powietrza.
Ciche pikanie pochodzące od Artoo było jedynym dźwiękiem, który przerwał tę nieprzyjemną atmosferę. Droid prowadził ich niezawodnie, skupiony na swoim zadaniu.
Lilah kroczyła obok Anakina, a jej ręka spoczywała blisko pasa, na którym przyczepiony był jej miecz świetlny, kołyszący się pod wpływem jej ruchu.
Ahsoka, zaś niosła plecak z Huttem, synem Jabby, starając się zachować równowagę, podczas gdy jej spojrzenie wędrowało po ciemnym pomieszczeniu. Próbowała rozszyfrować każdy zakamarek, starając się dostrzec jakiekolwiek znaki, które mogłyby poprowadzić ich do potencjalnego wyjścia. Jej oczy błyszczały przez delikatne łuny światła, które przedostawały się z zewnątrz przez szpary w ścianach.
Lilah spojrzała się w kierunku młodej Tano, kiedy ta utkwiła w niej i Anakinie spojrzenie.
Ahsoka delikatnie poprawiła torbę, w której spoczywał Hutt, i odchrząknęła, próbując zrzucić napięcie, które towarzyszyło im od momentu, gdy tylko znaleźli się w tym labiryncie. Następnie zwróciła się w stronę dwójki Jedi, a jej głos brzmiał stanowczo, choć przyprawiony nutą nadziei, na rozwiązanie problemu.
— Jeśli jest tu jakieś wyjście, to Artoo je znajdzie. — stwierdziła, zerkając na towarzyszącego im droida.
Jakby na potwierdzenie jej słów, Artoo odpowiedział charakterystycznym beepnięciem, wydając się pewny swej niezawodności.
— Oby, ale niech będzie to byle szybko. — mruknął, Skywalker, niecierpliwie kręcąc głową.
Astromech raz jeszcze wydał dźwięk i podjechał do panelu sterowania, aby się do niego podpiąć. Z niezadowoleniem zapiszczał z powodu zakwestionowania przez Anakina tego, że nie podoła swojemu zadaniu.
Lilah spojrzała na Ahsokę i zauważyła, że malec w plecaku w końcu zasnął. Cicho westchnęła i podeszła do nastolatki, kładąc dłoń na ramieniu Tano, przez co ta, odwróciła w jej stronę głowę.
— Dziś wydarzyło się wiele, Ahsoko. — zaczęła kobieta, zwracając się z troską. — Może powinnaś odpocząć. Może chciałabyś przekazać malca mi, a ty byś odpoczęła?
Nastolatka mocniej przycisnęła torbę z Huttem do siebie, stanowczo przy tym zaprzeczając.
— Nie jestem zmęczona. Dam sobie radę.
Daverin pokiwała głową, akceptując jej decyzję.
— Dobrze. Jeśli zmienisz zdanie, daj mi znać. Nie chcemy, żebyś się niepotrzebnie przemęczała. — odpowiedziała i poklepała ją po ramieniu, przechodząc w bok.
Anakin z głośnym westchnięciem przysiadł na kamiennej płycie i utkwił spojrzenie w swojej uczennicy, nie rozumiejąc jej oporu.
— Nie rozumiem, Ahsoko, dlaczego jesteś tak uparta i nie chcesz przyjąć od nikogo pomocy, ani nie słuchasz tego, co do ciebie mówimy?
Tano obróciła się w stronę swojego mentora i spojrzała na niego z wyrzutem.
— Słucham, mistrzu, tylko nie chcę być traktowana jak dziecko. — odpowiedziała na jednym wdechu.
Lilah zmarszczyła brwi słysząc słowa dziewczyny. Podeszła bliżej do niej i Skywalkera, opierając jedną dłoń na biodrze.
— Z Anakinem nie życzymy ci źle, Soka. Robimy to wszystko z myślą o tobie. Nikt nie chce wyrządzić ci tym krzywdy. — wyjaśniła.
Chłopak przytaknął Daverin i zwrócił się do Tano.
— Musisz być cierpliwa. — powiedział ze spokojem, opierając ramiona na kolanach. Przymknął na moment oczy i utkwił w nastolatce spojrzenie jasnych tęczówek. — Co ty właściwie chcesz udowodnić?
Na twarzy Ahsoki pojawił się cień smutku pomieszanego z zawstydzeniem. Schyliła lekko głowę i utkwiła wzrok w kamiennej posadzce.
— Że nie jestem za młoda na padawana. — wyszeptała.
Anakin ze zdziwieniem spojrzał na nastolatkę i podniósł się z płyty, na której siedział. Przyklęknął przed Ahsoką, aby zbliżyć się wzrostem do jej poziomu. Delikatnie położył rękę na jej ramieniu, na co dziewczyna uniosła na niego spojrzenie.
— Ahsoka, pewien mądry Jedi powiedział kiedyś, że ''Nic nie dzieje się przypadkowo''. To wola Mocy, że jesteśmy razem. Nie chcę, aby cokolwiek ci się stało.
Te słowa Anakina sprawiły, że Ahsoka zaczęła zastanawiać się nad swoimi działaniami. Odstawiła ostrożnie plecak z małym Huttem na ziemię i spojrzała na swojego mistrza, rozważając w myślach nad jego słowami. Po woli zaczęła rozumieć, że jej upór nie musi oznaczać odrzucenia czyjejkolwiek pomocy, a słuchanie mądrych słów, może tylko jej pomóc w osobistym rozwoju.
Lilah dołączyła do Anakina, patrząc na młodą Tano z empatią wypisaną na jej twarzy.
— Może i czasem będziesz nazywana dzieckiem, a ludzie będą zbywać cię ze względu na twój wiek, ale pokaż im, że nie mieli racji. — powiedziała Daverin, zwracając na siebie uwagę Togrutanki. — Twoja wartość nie zależy od liczby lat, jakie przeżyłaś, ale od tego... — powiedziała wskazując na jej klatkę piersiową, w okolice gdzie nastolatka miała serca. — co masz w sercu.
Tano pokiwała delikatnie głową rozumiejąc, co owa dwójka miała na myśli. Spojrzała na nich, a w jej oczach zatańczyły wesołe iskierki radości.
— Dziękuję. — wyszeptała w ich stronę.
Nagle w oddali rozległ się potężny wybuch, który wstrząsnął klasztorem. Dźwięk eksplozji odbijał się echem w przestronnych korytarzach, a ściany zdawały się drżeć pod wpływem niszczycielskiej siły. To jednoznacznie wskazywało na to, że ich czas się kurczył i zostało go nie wiele.
Cała trójka spojrzała na siebie, a w ich oczach zawirował niepokój. Każdy z nich, próbował przeczytać w oczach tego drugiego, co może oznaczać ten głośny wybuch. Anakin westchnął ciężko, a jego rysy twarzy wyrażały zaniepokojenie.
— To źle wróży... — mruknął.
Artoo, który dotychczas był aktywnie podłączony do panelu sterującego, wydał serię beepów, po czym wyświetlił holograficzny plan klasztoru, gdzie w jednym miejscu zaznaczona była czerwona kropka, oznaczająca ich potencjalne wyjście.
— To musi być tylnie lądowisko. — stwierdziła z oczywistością, Tano.
Anakin skinął głową w aprobatywnym geście, potwierdzając jej obserwacje.
— Dobrze, ruszajmy tam. Wezwiemy pomoc, jak tylko tam dotrzemy. — oświadczył. — Prowadź, Artoo. — powiedział zwracając się do droida, co R2 potwierdził pisknięciem.
Lilah odruchowo zerknęła w stronę torby, gdzie wcześniej spał Hutt. Widząc, że ta jest pusta, przetarła oczy, nie dowierzając w ten widok. Ze zdziwieniem rozejrzała się po otoczeniu, nigdzie nie dostrzegając malca.
— Gdzie jest Hutt? — zapytała głucho, w stronę nastolatki i Skywalkera.
Słysząc słowa Daverin, momentalnie oboje zerknęli w stronę plecaka, który jak zauważyła Lilah, był pusty.
Anakin z niedowierzaniem spojrzał na Ahsokę.
— Miałaś go pilnować! — wycedził ze zdenerwowaniem.
Tano z oburzeniem złapała się pod boki.
— Przecież sami kazaliście mi go postawić! — żachnęła z niedowierzaniem.
Lilah weszła między nich, wystawiając obie dłonie, przerywając im ich spór.
— Nie teraz. Musimy go znaleźć i to szybko. — oświadczyła, uświadamiając, że nie jest to odpowiedni moment na kłótnie. — Przecież nie mógł uciec daleko.
Oboje przytaknęli Daverin i rozeszli się kawałek, próbując znaleźć uciekiniera. Wspólnie rozglądali się nerwowo wokół, gdy usłyszeli ciche klekotanie należące do małego zbiega. Nasłuchując dźwięków wydawanych przez Hutta, zbliżyli się do miejsca, gdzie wcześniej stali. Jak się okazało, odgłosy dochodziły spod jednej z płyt na podłodze.
Schylili się, aby sprawdzić, co się dzieje, i dostrzegli malutkiego Hutta, który gdy tylko ich wypatrzył, zaczął piszczeć, próbując schować się przed nimi głębiej. Rozdrażniony Anakin wyciągnął rękę w jego stronę, próbując go wyciągnąć z ukrycia.
— Wyłaź stamtąd, ty mały brudasie! — wycedził, ciągnąc wierzgającą larwę w swoją stronę.
Po chwili z powrotem włożyli malca do plecaka, gdzie tym razem to Lilah wzięła na siebie odpowiedzialność noszenia go.
— No, zobaczymy, czy tym razem zwiejesz. — powiedział chłopak, poprawiając ułożenie malucha w torbie.
Teraz, mając Hutta na swoim miejscu, cała trójka była gotowa do ruszenia w stronę tylnego lądowiska. Jednak w tym momencie komunikator Anakina niespodziewanie zapiszczał, wydając dźwięk.
— Anakin, zgłoś się. — odezwał się głos Rexa w komunikatorze.
Ahsoka ze zdziwieniem spojrzała na swojego mistrza.
— Anakin? — zapytała głucho.
Daverin zmarszczyła brwi i obróciła się przodem do Skywalkera i Tano.
— Od kiedy Rex zwraca się do ciebie po imieniu? Przecież zawsze mówi do ciebie ''per generał Skywalker''. — stwierdziła, robiąc cudzysłów w powietrzu.
— Zatrzymaliśmy droidy. — ponowił komunikat, klon.
Chłopak spojrzał na obie znad komunikatora na nadgarstku.
— To raczej nie Rex. — spostrzegł.
— Podaj swoją pozycje? — kontynuował, kapitan.
— Ventress. — wysyczał Anakin, uświadamiając sobie z kim mają do czynienia. Kliknął guzik na panelu komunikatora, dezaktywując go.
Lilah słysząc to, prychnęła z oburzeniem, poprawiając ramiączka torby.
— Tylko jeszcze jej tu brakowało. Ta kobieta jest bardziej upierdliwa niż najgorsze robactwo.
Ahsoka spojrzała na Lilah z zainteresowaniem, a potem na Anakina.
— To ta zabójczyni od Dooku?
Anakin przytaknął.
— Acha i pewnie chce zabić Hutta. Chodźcie. — rzekł, popędzając je.
Następnie popędził do przodu, prowadząc resztę w stronę tylnego lądowiska. Sytuacja zaczynała się robić naprawdę nieciekawa, a czas działał na ich niekorzyść. Całą trojką skierowali się w miejsce, które wcześniej wskazał im droid.
Całą trójką wbiegli na lądowisko, a na niebie dostrzegli nadlatujące statki, które były ich wezwanymi posiłkami. Wśród nich zauważyli statek należący do mistrza Kenobiego. Anakin natychmiast sięgnął po komunikator, starając się nawiązać łączność ze swoim mentorem.
— Skywalker do Obi-Wan. Oznacz moją pozycję! Potrzebujemy statku medycznego! Odbiór? — powiedział w eter, Anakin, lecz nikt mu nie odpowiedział.
Zerknął w stronę swojej uczennicy i Lilah, która trzymała Hutta.
— Nie mogę złapać Obi-Wana. — wyjaśnił. — Spróbuję znaleźć kapitana Rexa lub chociaż Daxa. — rzekł, na Daverin mu przytaknęła.
Anakin raz jeszcze przybliżył nadgarstek do ust, próbując nawiązać jakikolwiek kontakt.
— Zgłoś się, Rex, słyszysz mnie? Rex? — zapytał, ale nikt nie udzielił odpowiedzi. — Czy mnie słyszysz? Kapitanie Rex, zgłoś się. — ponowił.
W strumieniu trwała chwilowa cisza. Lilah wpatrywała się tępo w Anakina, który wgapiał się w swój komunikator. Zerknęła na moment w stronę nastolatki, która kucała obok astromecha, także patrząc w kierunku swojego mistrza.
W końcu z urządzenia rozbrzmiał głos kapitana 501 legionu, na co całą trójką odetchnęli z ulgą.
— Tak, słyszę cię, generale. Jesteśmy na dziedzińcu.
— Dobrze. Czy potrzebujecie pomocy? — zapytał z opanowaniem, Anakin.
Nastąpiła niezręczna cisza, która sprawiła, że atmosfera stała się lekko napięta.
— Rozumiem, że tak, kapitanie. — stwierdził z oczywistością na brak odpowiedzi od klona. — Czekaj, jesteśmy w drodze. Bez odbioru. — odrzekł, zakańczając połączenie.
Ahsoka spojrzała w kierunku malca, trzymanego na plecach przez Lilah. Czując na sobie jej natarczywe spojrzenie, kobieta spojrzała na nią pytająco.
— Ze śmierdzielkiem jest coraz gorzej. — wyjaśniła jej Tano. Lilah zmarszczyła brwi i zdjęła torbę z pleców i przełożyła ją do przodu, aby lepiej widzieć Hutta. — Zaczyna przyjmować wszystkie odcienie zieleni oprócz tego, który powinien mieć! Nasza misja to odwieźć go żywego na Tatooine. — zaznaczyła dobitnie.
Anakin wtrącił się Ahsoce w zdanie.
— Obi-Wan na pewno tu dotrze. — oświadczył, Anakin. — Ale teraz Rex musi nam pomóc znaleźć statek.
Nagle, z wnętrza świątyni zaczęły się toczyć trzy droidy niszczyciele. Ahsoka sapnęła widząc je.
— Świetnie. Toczące się kule śmierci.
Droidy zaczęły natychmiastowy ostrzał w ich stronę, a Tano ze Skywalkerem automatycznie wyciągnęli swoje bronie, podczas, gdy Lilah cofnęła się w tył z małym Huttem.
— Artoo, drzwi! — wykrzyknął w stronę astromecha, Anakin.
R2 wydał z siebie serię pisknięć i popędził w stronę panelu od bramy. Podłączając się do niego, zamknął drzwi w ostatnim momencie, zatrzaskując wrota przed twarzą samej Ventress i droidów. Drzwi przymknęły się z trzaskiem, dając im chwilę oddechu.
— To chyba dobra pora na odwrót — oznajmił z pewną niechęcią, Anakin.
Ahsoka, widząc jego reakcję, była zdumiona.
— Odwrót? To dla ciebie coś nowego — stwierdziła Tano z lekkim uśmiechem.
Chłopak zignorował jej przytyk i kontynuował swój monolog dalej.
— Musimy znaleźć jakąś inną drogę. Może do dżungli...
Lilah stanowczo mu przerwała.
— Dżungla? Nie sądzę, że jest dobry wybór. — stwierdziła, wskazując w stronę dołu klifu, na którym stała świątynia.
Całą trójką spojrzeli w dół platformy. Po ścianie wzgórza mozolnie wspinały się droidy, które prędzej, czy później w końcu dotrą na samą górę. A na domiar złego, widząc ich, wystrzelili do nich wiązki laseru, które uderzyły w dolna część lądowiska, rozwalając wiszące tam kokony, z których wyfrunęły owady.
— Masz rację. Tę stronę mamy z głowy. — powiedział, drapiąc się po brodzie. Czas powoli zaczął im się kurczyć i lada moment Ventress wraz z droidami miała się przebić przez zamknięte drzwi.— Chyba nie mamy żadnego wyboru.
W tym momencie, ospały Hutt ożywił się i zaczął głośno gaworzyć, próbując coś przekazać. Ahsoka spojrzała na niego z irytacją, ganiąc go.
— Nie, teraz nie czas na to, śmierdzielku.
Hutt jednak nie poddawał się i wyciągnął swoją małą rączkę, wskazując w kierunku lądowiska na skalistym wzgórzu naprzeciwko nich, gdzie stał opuszczony statek.
— Lilah! Mistrzu! Lądowisko! — krzyknęła w stronę dwójki Jedi, Tano.
Wszyscy troje spojrzeli we wskazanym przez malca kierunku i uśmiechnęli się do siebie z zadowoleniem.
— A na nim statek. — wymruczał, Anakin.
— Ładnie, śmierdzielku. — pochwaliła Hutta, Tano.
Lilah pogłaskała malca po śliskiej głowie, na co ten przymknął oczy z zadowoleniem.
— To jak tam się dostaniemy? — zapytała w ich kierunku, nastolatka.
Anakin, zwracając uwagę na kokony przylepione do dolnej części platformy, wskazał subtelnie na plecak z Huttem, który trzymała Lilah, dając jej do zrozumienia, że to jest ich plan.
Lilah popatrzyła na Anakina z pewnym zdziwieniem, ale zrozumiała, co ma zrobić. Przekazała mu małego Hutta, który aktualnie zaczął żywo wierzgać.
— Mam nadzieję, że wiesz, co robisz — powiedziała Lilah z nutą niepewności.
Anakin puścił jej porozumiewawczo oczko i zawiesił torbę z małym Huttem na plecach. Zasalutował obu dziewczynom, po czym zeskoczył z platformy w akompaniamencie okrzyków śmierdzielka. Lilah i Ahsoka, razem z Artoo, spojrzały w dół, zastanawiając się, czy ten plan na pewno się uda.
Tano spojrzała subtelnie w stronę Daverin i wskazała palcem w dół klifu.
— Mam nadzieję, że nie będę się tego musiała uczyć?
Lilah parskała na jej stwierdzenie.
— To typowe dla Anakina. — stwierdziła z rozbawieniem.
Nastolatka złączyła z nią spojrzenie, a na jej twarzy wykwitło powątpienie.
— Myślisz, że da się do tego przyzwyczaić?
Kobieta wzruszyła tylko ramionami, wzdychając.
— Sama chciałabym to wiedzieć, Dzieciaku. Naprawdę.
Lilah i Ahsoka odwróciły się w stronę drzwi w chwili, kiedy te zostały nagle wyważone przez Asajj Ventress i jej oddział droidów. Zimny uśmiech pojawił się na twarzy Dathomirki, kiedy spostrzegła obecność tej pierwszej.
— Ach, Daverin, przyszłaś się pobawić? — zapytała z wyraźnym szyderstwem. — Gdzie zapodziałaś tego psa, Skywalkera?
Lilah nie zamierzała zostawić tego bez odpowiedzi i odrzekła z nutą sarkazmu.
— Powiedziałabym, że miło mi cię widzieć, Ventress, ale bym skłamała.
W tym momencie zza pleców Daverin i Tano, pojawił się sam Anakin, który unosił się na plecach latającego robala.
— Szukałaś mnie, Ventress? — zapytał w jej kierunku z drwiną.
Asajj zmrużyła na niego gniewnie oczy i posłała złowrogie spojrzenie.
— Chyba pora już ruszać. — zauważyła, Ahsoka.
— Też, tak sądzę. Wskakuj, Smarku! — zawołał w jej stronę, Anakin.
Nastolatka posłała krótkie spojrzenie Daverin i mruknęła retorycznie.
— A mam jakiś wybór? — zapytała, po czym przeskoczyła na grzbiet insekta.
Droidy Separatystów rozpoczęły natychmiast intensywny ostrzał w stronę uciekających Jedi. Anakin z Huttem w plecaku i Ahsoką odlatywali w kierunku bezpiecznej odległości.
Tymczasem Lilah, będąc blisko krawędzi platformy, odbijała nadlatujące pociski swoim mieczem świetlnym. Krok za krokiem, stawiała stopy, cofając się w tył.
Spojrzała cynicznie w stronę Ventress, która widząc jej upór, z wrzaskiem na nią zaszarżowała.
Czerwone ostrza mieczy świetlnych Dathomirki skrzyżowały się z tym należącym do Daverin.
— Nie pokonasz mnie, mała Jedi! — wysyczała do niej, Asajj.
Lilah wywróciła oczami na jej zachowanie, po czym prychnęła, odbijając uderzenie.
— Naprawdę? Bo ja myślę zupełnie inaczej! — oświadczyła, Lilah.
Po tych słowach, nieoczekiwanie wyciągnęła dłoń, odpychając od siebie przeciwniczkę, czego ta się nie spodziewała. Asajj odleciała kilka metrów dalej, hamując w przyklęku.
— A tak swoją drogą, Ventress. — zaczęła uszczypliwie, Daverin. — To fatalnie ci w fiolecie!
Te słowa rozsierdziły Dathomirkę nie na żarty. Wstała z kucków i natarła w stronę Lilah. Zanim do niej dotarła, Daverin posłała jej zwycięski uśmiech, rozstawiając obie ręce na boki, po czym przechyliła się do tyłu, spadając w dół.
W ślad za nią spadł również krzyczący Artoo, pod którym, w momencie, gdy tylko stopy Daverin oderwały się od ziemi, zarwała się platforma.
Lilah w ostatniej chwili złapała dolne odnóże insekta, który próbował odlecieć w tym całym chaosie. W międzyczasie Artoo uruchomił swoje silniki odrzutowe, więc oboje dołączyli do Anakina i Ahsoki czekających na przeciwległej skale.
Zwolniła uścisk w momencie, kiedy pod nią zamajaczyła ziemia. Odetchnęła z ulgą, gdy tylko jej stopy w końcu dotknęły stałego gruntu. Zaraz koło niej wylądował droid.
— Bierzemy tą kupę złomu? — zapytała Tano, kiedy Lilah do nich dołączyła. Daverin zerknęła w stronę owego statku, o którym dziewczyna wspominała i rzeczywiście, jak wspominała Ahsoka, nie był to najnowszy model. — To już lepszy byłby ten wielki robal.
Anakin posłał jej stanowcze spojrzenie.
— Idź na pokład i włącz silniki. — rozkazał swojej padawance. — O ile to ma silniki. — dodał ciszej, krzywiąc się.
Lilah uniosła na niego brwi i minęła go podchodząc do młodej Tano.
Daverin zatrzymała się koło nastolatki, gdy ta nagle stanęła, zakładając dłonie pod biodra. Wychyliła się zza jej pleców, dostrzegając, co zatrzymało dziewczynę. A raczej kto.
Droid dozorca, którego wcześniej spotkali w klasztorze, widząc je obie, natychmiastowo się speszył, zaprzestając swojej pracy.
— Hej! Ty jesteś droid-dozorca. Zastanawiałam się, co się z tobą stało. — zaczęła, Tano.
— A, to ty mała, znaczy, przyszły rycerz Jedi. — odpowiedział zakłopotany. — Musiałem się oddalić od tej okropnej bój...
Lilah momentalnie wystawiła rękę zatrzymują dziewczynę.
— Ahsoka cofnij się. Natychmiast! — ostrzegła ją kobieta.
Tano już otwierała usta, by zaprzeczyć i zapytać dlaczego ma to zrobić, gdy odpowiedź na jej pytanie pojawiła się sama w postaci droidów B1, wychodzących ze wnętrza statku.
— Dobrze, wszystko załadowane. Wynosimy się stąd. — powiedział jeden z nich, orientując, że nie są tu sami.
— Ach, ty blaszany zardzewiały zdrajco! — wykrzyknęła z rozeźleniem z powodu tego, że dała się nabrać, Ahsoka.
Droid dozorca zareagował natychmiastowo.
— Rozwalić je! — rozkazał blaszkom.
Zanim Lilah zdążyła ją złapać, Tano wyrwała się, aktywując swoje zielone ostrze. W trymiga pokonała droidy Separatystyczne, celując bronią prosto w stronę droida dozorczego.
— Ani się waż! — zagroził jej, ale już było za późno. Jego głowa potoczyła się w dół trapu statku. — Ani... się... waż.
Ahsoka dezaktywowała broń, gdy podszedł do nich Anakin wraz z Artoo. Skywalker skinął głową swojej uczennicy, po czym całą trójką weszli do środka.
Daverin rozsiadła się w fotelu, uprzednio poprawiając ułożenie małego Hutta w ramionach Ahsoki.
— Zabierajmy się stąd! — zarządził Anakin, klikając przyciski na panelu, ale żaden z nich nie zadziałał. — Ech, jeśli zdołamy.
Statek na moment odpalił silniki, które automatycznie się wyłączyły. Mały Hutt w reakcji na to, zaczął głośno piszczeć, wywołując widoczne zirytowanie u Ahsoki.
Anakin widząc kwaśną minę Tano, posłał jej głupi uśmiech.
— Spokojnie, Smarku. — zwrócił się do niej, na co skrzywiła się jeszcze bardziej. — Artoo, zobacz, czy dasz radę uruchomić silnik.
Astromech wydał z siebie charakterystyczny dźwięk i podjechał do łącza okrętu. Gdy się z nim połączył, zabeepczał z zapytaniem.
— Nie, to nie to. — zaprzeczył, Skywalker. — Spróbuj zwiększyć dopływ paliwa do komory. — zaproponował.
Droid zgodził się z nim i przystąpił do działania. Po chwili całe zasilanie statku zostało przywrócone.
— Dobra robota, kolego! — pochwalił R2-D2, chłopak.
Tym razem, gdy Anakin kliknął w przycisk, silniki odpaliły i mogli w końcu wystartować. Chłopak od razu poderwał maszynę do góry i pokierował ją w stronę klasztoru.
Już z daleka mogli ujrzeć, jak statki należące do Republiki ostrzeliwały z powietrza posiłki Separatystów znajdujących się w świątyni.
Nastolatka z zafascynowaniem wychyliła się w stronę przedniej szyby, zwracając uwagę Lilah i Anakina.
— Mistrz Kenobi tu jest! — wykrzyczała radośnie, po czym zwróciła się w stronę malca, którego trzymała. — Teraz zobaczymy prawdziwe fajerwerki.
Kiedy Skywalker wychwycił jej słowa, momentalnie przekierował wzrok w jej stronę.
— Słucham? A co niby ja robiłem przez cały dzień? — zapytał z oburzeniem.
Ahsoka posłała mu rozbawione spojrzenie.
— Nie wiem. Może znasz takie słowo jak brawura? — zapytała retorycznie.
Lilah zachichotała pod nosem na słowa nastolatki.
— Bardzo śmieszne, Smarku. — wycedził. Przełączył kilka pokręteł i kontynuował. — Do roboty. Żołnierze potrzebują pomocy. Uzbroję działa. — poinformował.
Hutt zapiszczał cicho, na co Tano przycisnęła go do siebie bliżej.
— Jak mamy pomagać? — zapytała niezrozumiale. — Śmierdziel jest coraz bardziej chory.
Chłopak pokręcił tylko na to głową.
— Ale obiecaliśmy Rexowi pomóc. — zaoponował.
Lilah wychyliła się w stronę Skywalkera i położyła mu dłoń na ramieniu, zwracając jego uwagę.
— Anakin, malec tego nie wytrzyma. — powiedziała, wskazując na coraz gorszy stan Hutta. —Musimy natychmiastowo dostarczyć go do lekarza, póki jeszcze żyje. To jedyna szansa, aby zwrócić go Jabbie całego.
Spojrzał na nie oraz na skomlącego malca w zupełnej ciszy i przymknął na moment oczy. Westchnął i aktywował komunikator.
— Kapitanie Rex, tu generał Skywalker.
Klon od razu mu odpowiedział.
— Tak, generale.
— Nie będziemy mogli wam pomóc. — zawiadomił klona.
Rex przytaknął mu, rozumiejąc.
— Nie martw się o nas generale. Nic nam nie będzie. — powiadomił go, kapitan 501 legionu. — Misja jest najważniejsza, sir.
Anakin sapnął z poczuciem winy, kierując ich statek dalej.
Ahsoka widząc, że pogorszył mu się humor, spróbowała zabawić go rozmową.
— Mistrzu, dzisiaj starałam się być spokojna, skupiona. — zaczęła Tano, kiedy to przerwała jej Daverin.
— I skromna. — dodała z małym uśmieszkiem, Lilah.
Ahsoka pokręciła głową, kontynuując.
— Gdy taka byłam, wszystko wydawało się takie proste. — dokończyła.
Nagle ich statek oberwał przypadkowo rykoszetem jednym z pocisków od atakujących się nawzajem statków.
— No to teraz skup się, bo właśnie zaczyna być dużo trudniej. — oświadczył chłopak, manewrując maszyną między walczącymi.
Kilka statków odłączyło się od reszty i zaczęło ostrzał w ich kierunku. Anakin robił wszystko, aby unikać nadlatujących pocisków.
— Musimy wylądować tylko na krążowniku Jedi. — stwierdził, wskazując w kierunku okrętu, który zaczął ostrzeliwać ich z wieżyczki.
Tano posłała jemu i Lilah zaniepokojone spojrzenie.
— Ale włączyli tarczę! — spostrzegła.
Daverin wtrąciła się, mrucząc.
— Pewnie sądzą, że ten rzęch to statek wroga. — zauważyła i zwróciła się do Skywalkera. — Trzeba się z nimi skontaktować, Anakin.
Chłopak przytaknął i zaczął klikać w guziki, równocześnie nadal manewrował wokół okrętu.
— Krążownik Jedi, wstrzymać ogień! — zakomunikował.
Od razu po drugiej stronie odezwał się głos.
— Kim jesteś? Proszę o podanie identyfikacji. — powiedział, klon. — Powtarzam, podaj identyfikację.
— Tu generał Skywalker. Mamy syna Jabby Hutta. Wymaga on pomocy medycznej. Musimy natychmiast lądować! — zawiadomił.
— Zaczekaj. — poinformował klon.
Ahsoka z Lilah spojrzały na siebie z oburzeniem.
— Zaczekaj? — powtórzyła, Tano. — Też mi pomoc.
— Oni sobie z nas żartują? — zapytała z niedowierzaniem, Daverin. — Młody zaraz wywinie orzełka, a oni każą nam czekać?
Chłopak nie skomentował ich słów, nadal manewrując ich statkiem. Wrogie maszyny wciąż siedziały im na ogonie, nie zaprzestając pościgu wraz z ostrzałem.
— Trochę może nas obrócić, więc trzymajcie się! — krzyknął do nich, Anakin robiąc mocy manewr.
Lilah złapała się mocniej siedzenia, kiedy to statek obrócił się, do tego stopnia, że wisieli do góry nogami, co na szczęście nie potrwało zbyt długo.
W końcu klon po drugiej stronie, ponownie zabrał głos.
— Generale Skywalker, wyłączamy tarcze w niższym hangarze.
— Jesteśmy w drodze! — powiadomił drugą stronę, Anakin, kierując statek w wyznaczoną stronę.
Ahsoka odetchnęła na tą wiadomość z ulgą.
— Udało się! Udało się! — rzekła rozpromieniona.
Ich chwilowa euforia nie trwała za długo, kiedy to goniące ich statki zestrzeliły znajdujące się w hangarze dokujące pojazdy. Hangar stanął w płomieniach eksplozji.
— Generale Skywalker, odwołuję. Nie ląduj! — wykrzyczał klon, aż wybuch dostatecznie się rozprzestrzenił się po krążowniku, do miejsca, w którym się znajdował.
Lilah przysłoniła ręką oczy od oślepiającego światła powstałego od eksplozji.
— To zmienia nasze plany. — zawyrokował, Anakin. — Wygląda na to, że polecimy tą kupa złomu aż na Tatooine.
Zawrócili maszynę w drugą stronę, daleko od bitwy i krążownika.
— Jesteśmy gotowi do skoku w nadprzestrzeń. — poinformował Lilah i Ahsokę, chłopak. — Artoo, zaprogramuj komputer nawigacyjny.
Nastolatka z obawą przyjrzała się Huttowi, który z każdą chwilą tracił siły. Z czułością pogłaskała go po głowie.
— Boję się, że on nie przeżyje. — wyznała z obawą. — Musi być coś, co możemy dla niego zrobić.
Daverin podniosła się ze swojego siedzenia i podeszła do młodej Tano, kładąc jej rękę na ramieniu.
— Chodź, Soka. Rozejrzyjmy się z tyłu. Zobaczymy, czy może znajdziemy tam jakąś apteczkę.
— Dobry pomysł. — przytaknął jej, Skywalker.
Ahsoka skinęła i położyła Hutta na swoimi fotelu i ruszyła za Lilah.
Tano zastała Daverin grzebiącą po kątach statku. Lilah gorączkowo przeszukiwała wszystkie skrzynie, które napotkała, otwierając ich wieka. W większości z nich napotkała tylko niepotrzebne graty czy stalowe części. Zrzuciła płachtę leżącą na ostatniej z skrzynek, ale jedyne, co zastała, to górę kurzu. Zawachlowała ręką, odpędzając od siebie duszący pył.
— Tu kompletnie nic nie ma. — prychnęła z oburzeniem kobieta, wycierając dłonie o spodnie.
Tano zwęziła na moment oczy, rozglądając się po pobojowisku, który zrobiła Daverin. Zatrzymała się na przeciwległej ścianie, na której wisiała przyczepiona przenośna stacja medyczna. Widząc, gdzie pokierował się wzrok młodej Tano, Lilah posłała jej nieme pytanie.
— A to się nada? — zapytała Ahsoka, wskazując na sprzęt.
Kobieta założyła ręce pod piersi i wzruszyła ramionami.
— Nie mam pojęcia. Wygląda na to, że nikt tego od dłuższego czasu nie używał. — rzekła, podchodząc do niej. — Ale jak chcesz, to spróbuj go uruchomić.
— Chyba warto spróbować. — odparła Tano i otarła kurz z panelu kontrolnego i aktywowała urządzenie.
Hologram droida medycznego zmaterializował się przed nimi, wydając się być w pełni gotowy do działania.
— Hej, doktorze Droid, czy nas słyszysz? — zapytała Ahsoka, spoglądając na hologram.
Droid przytaknął.
— Tak. Na czym polega problem? — zapytał monotonnie.
Ahsoka spojrzała na Lilah i wywróciła oczami, wzdychając cicho. Szybko jednak wyjaśniła sytuację.
— Mamy chorego Hutta i potrzebujemy pomocy. Czy jesteś w stanie nam doradzić, co mamy zrobić?
Hologram pokiwał swoją mechaniczną głową, więc Lilah wróciła się z powrotem do Anakina, z którym pozostawiły malca. Delikatnie, by nic mu nie zrobić, odłożyła go na metalowym stole, a droid medyczny natychmiastowo przystąpił do prześwietlania malucha.
Po chwili obserwacji wydał diagnozę.
— Ach tak, już rozumiem. — rzekł, po czym aktywował tylni schowek, wysuwając lek. — Powinniście zaaplikować dziecku jedną dawkę tego preparatu, doustnie. — wyjaśnił, wskazując. Ahsoka przyjęła lek, łapiąc go w palce i niezrozumiale utkwiła wzrok w droidzie. — W razie problemów, polecam skonsultować się z prawdziwym lekarzem.
— Gdybyśmy mieli taką opcje, to nie prosilibyśmy go o pomoc. — sapnęła, Lilah, kiedy hologram zniknął. Odgarnęła włosy z czoła, które wpadały jej na oczy i utkwiła wzrok w nastolatce. — Mam nadzieję, że przynajmniej lek zadziała.
Ahsoka skinęła jej głową.
— Ja też. — odparła i spojrzała na Hutta. — No dobrze, słonko, mam tu dla ciebie amciu amciu.
Jednakże Hutt miał inne plany niż one. Widząc Tano trzymającą w palcach tabletkę, zaczął wyrywać się na wszystkie strony. Lilah pokręciła na to głową.
— Tak, nic nie zdziałasz, Soka. — wyjaśniła dziewczynie, Daverin. Podeszła do niej z wolna, zatrzymując się przy metalowym stole. Ahsoka spojrzała na nią z ciekawością. — To jak zabranie dziecku cukierka, tylko tym razem na odwrót. Musimy wepchnąć mu tą tabletkę podstępem.
Nastolatka zmarszczyła brwi w zadumie.
— Jaki jest plan?
Lilah posłała jej przebiegły uśmiech i odpowiedziała.
— Ja go łapię i łaskotam, a ty wpychasz lek.
Dziewczyna pokiwała gorliwie głową na pomysł Daverin i od razu przystąpiły do działania.
— Na mój znak. — odparła kobieta, odliczając. — Raz, dwa, trzy!
Jak powiedziała Lilah, zaczęła delikatnie łaskotać malca, który próbował się przed tym bronić, co mu nie wychodziło. W końcu nie wytrzymując, Hutt wybuchnął śmiechem i otworzył usta, a Ahsoka szybko włożyła mu lek.
— No widzisz, grzeczny chłopiec. — ogłosiła z triumfem, nastolatka.
Hutt odpowiedział na głośnym beknięciem, a Lilah przysłoniła dłonią nos, wydając z siebie ciche westchnienie.
— I po krzyku. — odparła, odpędzając smród, który wyleciał z ust malca.
***
Lek powoli zaczynał działać, a Hutt, który wcześniej wydawał się być bliski śmierci, zaczął wykazywać oznaki poprawy. Ahsoka uśmiechnęła się szeroko, trzymając malca na rękach.
— Spadła mu gorączka. — podzieliła się z Lilah i Anakinem radosną wiadomością, Tano. — Myślę, że przeżyje jeszcze niejeden dzień. — oświadczyła.
— To świetne wieści — powiedział z uśmiechem, Skywalker, grzebiąc w górnych panelach statku. — Miejmy nadzieję, że mu się już bardziej nie pogorszy.
Nastolatka posłała mu lekki uśmiech i wstała, odkładając przysypiającego malca na swoim siedzeniu, by mu nie przeszkadzać. Oparła się o inny fotel przyglądając się dwójce Jedi i astromechowi, którzy pracowali przy naprawie sprzętu. Anakin przyjął od Lilah jedną z części, którą mu podała i podziękował jej cichym słowem, uśmiechając się z wdzięcznością. Następnie zwrócił się do Ahsoki, która im się przypatrywała.
— Uratowanie go nie było takie proste, jak mogło się wydawać, co? — zapytał wesoło w stronę dziewczyny, odrywając się od pracy.
Tano spojrzała na niego przekrzywiając głowę. Zaplotła ramiona na piersiach i odparła ze spokojem.
— Nauczyłeś mnie jednej rzeczy, mistrzu. U twego boku, nic nie jest proste.
Lilah zgodziła się z nią, odbierając od Artoo narzędzie.
— Zgadzam się z tobą w stu procentach. — rzekła Daverin, przekręcając śruby i majstrując przy obwodach.
Ahsoka uśmiechnęła się półgębkiem i utkwiła wzrok w przednią szybę statku, przez którą można było dostrzec kosmiczną przestrzeń.
— Myślicie, że Rex wraz z Daxem i Obi-Wanem sobie poradzili? — zapytała.
Anakin zerknął na Lilah, widząc, jak w jej oczach pojawiło się zatroskanie. Jednak odpowiadając na pytanie swojej uczennicy, próbował zachować spokój.
— Jak znam mojego mistrza, to wszystko ma zawsze pod kontrolą. — odpowiedział z ogładą. — A teraz nam pomóż. Chcę mieć wszystkie systemy sprawne, zanim dotrzemy do Tatooine.
Ahsoka schyliła się do skrzynki z narzędziami i podała Skywalkerowi klucz, którego potrzebował.
— Słyszałam, że już byliście na Tatooine. — zagaiła w ich stronę. — Mistrzu, czy to prawda, że pochodzisz stamtąd? — zapytała Ahsoka ciekawie. — I że tam dorastałeś? Czy ta podróż nie jest dla ciebie jak powrót do domu?
Lilah odłożyła narzędzia na chwilę, przerywając pracę i z troską wbiła swoje spojrzenie w Anakinie. Doskonale widziała, jak na jego twarzy wymalowało się widoczne napięcia, które skrupulatnie starał się ukryć przed swoją uczennicą. Przymknął na moment oczy, a jego rysy twarzy jeszcze bardziej się uwydatniły.
— Tak, to prawda. — odpowiedział jej ponuro, czego nie wychwyciła. — Dom.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro