Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

CHAPTER FIFTEEN

★✯★

— To, co zrobiliście, było nieodpowiedzialne. Głupota, którą się wykazaliście, mogła kosztować nas nie tylko ogromne straty, ale i życie. Musicie zdawać sobie sprawę, jak wielką odpowiedzialność za to ponosicie. Szczęście, że Skywalker i Tano byli w pobliżu. Inaczej... — przerwała, nie mogąc dokończyć słów, które jakby ugrzęzły jej na końcu języka. Klony opuściły głowy w dół, czując jej ostre spojrzenie, które wbijało się w ich sylwetki. — Mogłoby to zakończyć się tragicznie. Bardzo tragicznie. — podkreśliła.

Dagger i Blitz wymienili krótkie spojrzenie, odczuwając ciężar jej słów. Nie odezwali się i jedynie skłonili głowy, wyrażając swoją skruchę. Lilah westchnęła głęboko, po czym machnęła na nich ręką.

— A teraz znikajcie mi z oczu. Nie mam ochoty was oglądać w najbliższym czasie i najlepiej nie wchodźcie mi w drogę. — wycedziła z jadem. Oba klony zasalutowały, słowem się nie odzywając, i oddalili się w mgnieniu oka.

Daverin przetarła twarz ze zmęczenia. Momentami naprawdę żałowała swojej rangi.

Na samym początku była pełna dumy z powodu zajmowanego przez siebie stanowiska, ale szybko uświadomiła sobie, jak ogromne obowiązki spoczywają od teraz na jej barkach. Pomimo szacunku, jakim obdarzył ją cały 527 legion, trudno jej było utrzymać nad nim kontrolę. Szczególnym wyzwaniem była dla niej dwójka klonów, Blitz i Dagger, którzy działali według własnych ustalonych reguł. Byli jak dwójka nieposłusznych dzieci, będących źródłem wszystkich kłopotów, a ona pełniła rolę załamanej z zachowania swoich dzieci, matki.

Z każdym dniem rola generała stawała się coraz bardziej wymagająca. Była nie tylko odpowiedzialna za życie swoje czy Nii, ale także całego swojego legionu, przy czym jednocześnie musiała podejmować trudne decyzje i utrzymywać dyscyplinę w szeregach swoich żołnierzy. Najbardziej uciążliwi byli właśnie Blitz i Dagger, zawsze gotowi do psot i buntowniczych wybryków. Często zastanawiała się, jak cały oddział radził sobie z ich nieprzewidywalnymi akcjami.

Ta dwójka klonów, uświadomiła Lilah, że nawet wśród identycznych, jak odbicie lustrzane klonów, potrafią pojawić się wyjątki. Gdyby miała przyrównać ich do czegoś, byłyby to dwie krople wody, z pozoru takie same, a jednocześnie całkowicie różne od reszty, co sprawiało, że ich obecność była zarówno irytująca, jak i niezbędna. W porównaniu do Daxa, który był tym rozważnym, Oriona będącego człowiekiem honoru, czy chociażby nawet Kaelana, najspokojniejszej osoby w całym oddziale, ta dwójka była ich zupełnym przeciwieństwem.

Jednak Lilah musiała się zmierzyć z faktem, że nie potrafiła utrzymać dyscypliny we własnym oddziale. Wszystkie wpadki Blitza i Daggera uchodziły im, jak dotąd na sucho, przez co, zdawali się nie szanować hierarchii wojskowej, czując się tym bezkarnie. Sympatia jaką do nich momentami odczuwała była jej słabością, która kłóciła się jednocześnie z jej dumą przywódcy.

I to nie tak, że nie próbowała być stanowcza czy nie można było powiedzieć, że się nie starała. Niejednokrotnie wykazywała się zdecydowaniem, starając się być prawdziwym i wymagającym dowódcą. To jednak mocno kolidowało z jej pragnieniem utrzymania kumpelskiego stosunku ze wszystkimi członkami swojego oddziału.

Bycie zdecydowanym dowódcą i jednocześnie kompanką dla swoich żołnierzy było trudnym zadaniem do zrealizowania. Jeśli chciała być ich przyjaciółką, nie zważając na rangi wojskowe, nie mogła od nich wymagać kategorycznego posłuszeństwa. To rozdarcie między wymogami hierarchii a pragnieniem bliskich relacji było dla niej źródłem nieustannych dylematów.

Daverin szczerze ubolewała nad tym, jak Republika traktowała klony. Widziała ich nie tylko jako masową broń przeciwko Separatystom, lecz również jako istoty żyjące, posiadające swoje uczucia i tożsamość. Republika rzuciła ich na front, traktując jak nic nie warte mięso armatnie. To sprawiało, że Lilah czuła się zobowiązana do wynagrodzenia im to, co im się prawnie należało.

Chciała, aby klony były kimś więcej niż tylko pionkami na polu bitwy. Dlatego postawiła się z nimi na równi, nawet jeśli wiązało się to z ich niesubordynacją. Wiedziała, że musi znaleźć delikatną równowagę między byciem surowym dowódcą i równocześnie towarzyszem broni, aby zbudować z nimi autentyczną i prawdziwą więź. W końcu, dla Lilah, bycie generałem nie oznaczało tylko dowodzenia oddziałem, ale także dbanie o dobro swoich żołnierzy, zarówno jako jednostek, jak i jako ludzi.

I może dlatego po części zazdrościła tego Anakinowi, który posiadał to wszystko, co ona tak dogłębnie pragnęła.

Lilah potrząsnęła głową, odpędzając się od swoich myśli.

— Jak daleko od nas jesteście, Dax? — zapytała, zwracając się do swojego kapitana.

Kapitan Dax uniósł wzrok znad konsoli, a jego hologram zamigotał. Odchrząknął i spojrzał w bok, wracając od razu wzrokiem w stronę Daverin.

— Zbyt daleko, by krążownik mógł w razie wypadku zdążyć z posiłkami na czas. — powiedział z powagą.

Kobieta westchnęła, zamyślona nad sytuacją. Każdy statek był teraz na wagę złota. Większość floty walczyła na froncie, a oni musieli polegać tylko na oddziale Skywalkera.

Lilah przymknęła oczy i westchnęła ciężko.

— Jesteś pewny, że nie da się nic zrobić, byście zdążyli?

Klon zamyślił się, marszcząc przy tym brwi.

— Jest taka możliwość, jeżeli dostaniemy na czas dokładne współrzędne.

Daverin pokiwała głową.

— Załatwi się. Jak tylko się dowiem, gdzie zmierzają Separatyści, od razu cię poinformuję. — odparła, na co kapitan przytaknął. — I dziękuję, Dax.

Klon uśmiechnął się w odpowiedzi.

Lilah obróciła głowę i zerknęła za siebie na grupę klonów, na czele której stali Anakin i admirał Yularen, wyjaśniając plan zebranym. Kobieta wróciła spojrzeniem do swojego kapitana.

— Nie wątpię w zdolności naszych żołnierzy — powiedziała z przekonaniem — ale widziałam, jak potężną bronią jest statek generała Grievousa. Nawet jeśli uda się nam go zneutralizować, to tylko na krótki czas. Nie możemy pozwolić, aby Separatyści niszczyli kolejne krążowniki. Dax, jak tylko będę znać współrzędne, natychmiast wyślę wam sygnał.

Kapitan kiwnął głową, wyrażając zrozumienie. Lilah skierowała dłoń w stronę guzika komunikatora, by się rozłączyć, ale za nim go kliknęła, usłyszała ostatnie słowa klona.

— Powodzenia, pani generał.

Połączenie zakończyło się, a obraz klona zniknął jej z horyzontu. Daverin lekko uśmiechnęła się pod nosem i przeniosła spojrzenie w kierunku Korr.

Dwunastolatka spoczywała pod jedną ze ścian, siedząc ze skrzyżowanymi nogami, a jej oczy pozostawały zamknięte.

Kobieta zaplotła ramiona na klatce piersiowej i pokręciła głową z dezaprobatą.

— Nia, czy zdajesz sobie sprawę, że wiem, iż nie medytujesz, a jedynie podsłuchiwałaś moją rozmowę? — zapytała z nutą sarkazmu.

Blondynka rozchyliła powieki i spojrzała na nią z niedowierzaniem.

— Skąd wiedziałaś?

Lilah uniosła jedną brew i uśmiechnęła się z drwiną.

— To moja specjalna umiejętność. Tajemnica, której nikomu nie mogę zdradzić. — rzuciła, jakby od niechcenia, a w jej głosie wybrzmiał ewidentny sarkazm, czego nie wyczuła dziewczyna.

Nia otworzyła szeroko oczy, zaskoczona tym, co usłyszała.

— Naprawdę? — zapytała niedowierzając. Brązowowłosa zmarszczyła nos i uśmiechnęła się z widoczną kpiną. — Żartujesz sobie ze mnie.

Daverin wybuchła śmiechem.

— Oczywiście, że tak, Dzieciaku. Po prostu słyszałam twój szybki oddech. Powinnaś uszanować prywatność innych. — upomniała ją.

Nia z westchnieniem wstała z podłogi i podeszła do Lilah. Korr wzruszyła ramionami.

— To nie moja wina. Chciałam po prostu się czegoś dowiedzieć. Nigdy nikt nie chce mi nic powiedzieć. — poskarżyła się, po czym spojrzała na swoją mistrzynię.

Kobieta pokręciła lekko głową, posyłając jej uśmiech. Położyła jej dłoń na ramieniu, po czym poklepała ją uspokajająco.

— Bądź cierpliwa, Nia. Wszystko w swoim czasie.

— Łatwo ci to mówić. — odpowiedziała, nieco zirytowana.

Lilah posłała jej ostrzegawcze spojrzenie.

— Nia... — zaczęła, ale przerwał jej głos mistrza Jedi.

— Daverin, mamy problem.

Obie obróciły się w kierunku zmierzającego do nich Kel Dorczyka. Plo Koon zatrzymał się przed obydwoma dziewczynami z poważnym wyrazem twarzy.

— Coś się stało, mistrzu Plo? — zapytała Lilah, spoglądając na niego ze zmartwieniem.

Plo Koon kiwnął głową z rezygnacją.

— Okręt wojenny wroga zaatakował konwój medyczny niedaleko Ryndelli. — oświadczył z powagą.

— Co? Przecież nikt tam nie był uzbrojony. —  odparła, zszokowana tym co usłyszała. — Tylko potwór mógł dopuścić się ataku na bezbronne klony. — szepnęła, wyrażając swoje oburzenie.

Mistrz Plo skinął głową, w pełni zgadzając się z jej słowami.

— Na pewno był to generał Grievous. — stwierdziła, wzdychając. Lilah zmarszczyła brwi i utkwiła wzrok gdzieś przed sobą.

Korr spojrzała na nią ze zmartwieniem, po czym przeniosła spojrzenie na mistrza Jedi.

— Czy przypadkiem system Ryndellia nie jest w pobliżu Naboo? — spytała. — Nie wiem, czy dobrze pamiętam, ale zdaje mi się, że mieści się tam jedna z naszych baz medycznych. Czyż nie?

Lilah westchnęła cicho pod nosem, zgadzając się z Nią.

— To źle, bardzo źle. — odparła cicho. Uniosła wzrok, kierując spojrzenie w kierunku mistrza Jedi. — Anakin już wie?

Zanim jednak otrzymała odpowiedź, ciszę przerwał męski głos. Całą trójką obejrzeli się w bok, gdzie zmierzał już do nich admirał Yularen.

— Jeżeli o to chodzi, tak jak mnie poproszono, ostrzegłem już stacje przed nadchodzącym zagrożeniem. — oświadczył, admirał. — Generał Skywalker powiadomił już nas, że chce dotrzeć do bazy używając skrótu, Daverin. — poinformował, spoglądając na Lilah.

— Dziękuje za informacje, admirale.

Admirał skinął głową, zwracając się do innych z równą powagą, po czym obrócił się i zdecydowanym krokiem wrócił do swoich obowiązków, pozostawiając Jedi samych.

Kobieta spojrzała w ślad za nim i zwróciła się w kierunku mistrza Jedi, stojącego naprzeciwko niej.

— Zgaduję, że czeka nas niebezpieczna przeprawa. — stwierdziła na wstępie.

Plo Koon przytaknął jej słowom.

— Zapewne nie obędzie się bez strat. — westchnął, przygotowany na najgorsze.

Kobieta pokręciła na to głową.

— Nawet, tak nie mów. Zrobimy wszystko, aby tak się nie stało.

Mistrz Jedi ciężko westchnął.

— Obyś się nie myliła, Daverin. — odrzekł, kiwając głową. — W każdym razie możecie liczyć na moją pomoc. Poinformowałem już Skywalkera o tym, że polecę z wami myśliwcem jako eskorta.

Lilah przytaknęła mu głową.

— Każda pomoc się przyda, mistrzu. — stwierdziła. — Tak czy inaczej, musimy się pospieszyć. Im dłużej zwlekamy, tym większą przewagę dajemy Grievousowi.

Kobieta energicznie skinęła głową w stronę nastolatki koło niej, zachęcając ją, aby ruszyła się z miejsca. Bez zbędnych słów obie skierowały się w stronę swojego myśliwca, który dzięki uprzejmości oddziału Anakina został im użyczony.

Plo Koon spojrzał w ich stronę, wbijając wzrok w ich sylwetki na moment, nim sam odszedł w kierunku swojego statku.

***

— Mam nadzieję, że wiesz, co robisz, Anakin. — odparł, Obi-Wan.

— Cóż, jeśli się nie mylę, nie wrócę, żeby usłyszeć twoje: "A nie mówiłem?"

Lilah wywróciła oczami przysłuchując się wymianie zdań między Kenobim a Skywalkerem. Oparła się wygodnie w swoim fotelu, zerkając kątem oka za siebie w stronę swojej padawanki. Podparła się zgiętą pięścią o policzek, drugą klikając w przycisk komunikatora.

— A jeśli ja się nie mylę, wszystko potoczy się nie po naszej myśli, by końcowo i tak wyszło na nasze. — wcięła się im, Daverin. — Bez obaw, Obi-Wanie. Uda nam się. Wierzę w to.

Mistrz Jedi westchnął, wyrażając swoje wątpliwości.

— Niezbyt mnie to uspokoiło. — stwierdził. — W każdym razie, polećcie skrótem, a ja dłuższą drogą. Obyście dotarli tam, zanim ja to zrobię. — przestrzegł.

— I tak będzie. — potwierdził chłopak, zanim zwrócił się do pozostałych. — Eskadra Cienia, zwarta formacja. Zgłoście się.

Klony zaczęły po kolei odliczać swoją gotowość, przygotowując się do natychmiastowego działania.

Lilah poprawiła się w fotelu, wyciągając dłonie ku kierownicy. Nia, siedząca na fotelu strzelca, spojrzała w jej stronę pytająco. Wyczuwając jej palące spojrzenie, obróciła się w jej kierunku.

— Myślisz, że sobie poradzimy? — zapytała, a w jej głosie wybrzmiała pewna wątpliwość.

Kobieta westchnęła ciężko.

— Cóż, zapewne nie będzie łatwo, ale musimy spróbować. — odpowiedziała szczerze.

— Cień 11 w gotowości.

— Cień 12 w gotowości. — dodał, ostatni z klonów.

Zacisnęła mocniej uścisk na kierownicy, prostując się.

— Daverin w gotowości.

— Eskorta w gotowości. — zakończył, Plo Koon.

Po ostatnich słowach mistrza Jedi, Lilah poczuła, jak bicie jej serca przyśpieszyło rytm, a dreszcz adrenaliny przeszył jej ciało. Głos admirała Wullfa przełamał chwilową ciszę w eterze.

— Tu admirał Yularen. — odparł wyraźnie. — Pozwolenie na skok w nadprzestrzeń. — poinformował oddział, dodając na koniec. — Udanych łowów.

— Dziękuję, admirale. Słyszeliście go, chłopcy. — odezwał się, Anakin. — Ruszamy.

Ni stąd ni zowąd, ciszę przerwała rozmowa dwójki klonów.

— Broadside, jeśli nam się uda, stawiam kolejkę. — zaczął, Matchstick.

— Już mi smakuje. — odpowiedział mu jego brat.

Lilah obróciła na krótko głowę, słysząc cichy chichot dobiegający zza jej pleców. Nia uśmiechnęła się lekko, przysłuchując się klonom.

— Widzę, że chłopcy są najwyraźniej w dobrym humorze.

Daverin przytaknęła jej, przełączając kontrolki na panelu.

— Tak. Najwyraźniej. — mruknęła.

Po jej słowach rozbłysło jasne, oślepiające światło, a cała przestrzeń wokół nagle stanęła w błyskach gwiazd. Lilah poczuła, jak jej serce podskoczyło w piersi, gdy jej statek wraz z resztą myśliwców Eskadry Cienia wszedł w nadświetlną.

***

Mgławica rozpościerała się przed nimi w pełnym blasku, emanując swoimi intensywnymi odcieniami pomarańczy i różu. Kolorowy dywan gazu i pyłu migotał w świetle gwiazd, tworząc hipnotyzujący widok, który mógłby przyćmić nawet najpiękniejsze dzieła sztuki. 

Gęste chmury gazów i pyłów unosiły się wokół ich statków, tworząc pulsującą, niemalże namacalną atmosferę. Lilah wyczuwała, że mgławica jest inna, że skrywa w sobie coś, czego nie dało się dostrzec na pierwszy rzut oka. Być może była to jej intuicja, albo może były to długie lata szkolenia na Jedi, które nauczyły ją słuchać swojego głosu rozsądku.

Albo po prostu była przewrażliwiona.

— OK —  zaczął na wstępie, Anakin, kiedy jego głos wydobył się z głośników. — jeśli uda nam się pokonać ten skrót, to będzie już połowa naszego sukcesu.

— Mgławice bywają nieprzewidywalne. — zaczął, mistrz Plo. — Zalecam ostrożność.

Lilah nie mogła się z nim nie zgodzić. Mimo wszystko, mistrz Plo Koon był bardziej doświadczonym pilotem, niż niejeden z nich oraz niejedno już zapewne w swoim życiu widział.

Jeden z klonów przerwał mu, pełen pewności siebie.

— O nas proszę się nie martwić, mistrzu. — oznajmił, zanim zwrócił się do reszty kompani. — Potrafimy o siebie zadbać, prawda, eskadro? — zapytał, współbraci.

— Potwierdzam, Cień 2.

Lilah obróciła głowę, aby spojrzeć na Nię, której mina wyrażała niepokój. Nie musiała nawet jej pytać, by wiedzieć, że podzielała jej obawy, co do mgławicy.

— Czy kogoś obchodzi, co myśli padawanka? — zapytała bezpośrednio, wtrącając swoje zdanie, Tano.

— Oczywiście, że tak, Ahsoka. — odpowiedziała jej przez komunikator, Daverin. — Uwierz, że nie tylko ty masz, co do tego pomysłu obiekcje. — odrzekła, wpatrując się w obłoki mgławicy. — Nie podoba mi się ten plan. Mam co do tego złe przeczucia.

Anakin westchnął słysząc ich słowa.

— Nie przesadzaj już, Lilah. — odparł z optymizmem. — Pewnie nie będzie tak źle. Polecimy przez tę mgławicę i nic się nie stanie, bez obaw.

Kobieta westchnęła i nic już nie odpowiedziała. Jak reszta kompani, posłusznie skierowała swój statek w stronę mgławicy, wlatując między jej opary.

***

— Gęsta mgła. Widzicie cokolwiek? — skierował pytanie do reszty, Matchstick.

Lilah rozejrzała się dookoła, widząc tylko kłęby gazu i pyłu, które przyćmiewały jakąkolwiek widoczność. Słabe światło gwiazd nie przebijało się przez gęste chmury, a kolorowe obłoki gazu i pyłu tworzyły swego rodzaju zasłonę, izolując ich od zewnętrznego świata. Widoczność była niemalże zerowa. Daverin ledwie dostrzegała zarysy towarzyszących im statków, a nawet światła reflektorów nie pomagały w poprawie sytuacji. Prowadziła statek instynktownie, trzymając się blisko reszty eskadry. Wiedziała, że może polegać tylko na swojej intuicji oraz współpracy z resztą załogi, aby bezpiecznie przejść przez tę mgławicę, która mogła skrywać niebezpieczeństwo w każdym zakamarku.

— Śledź mój silnik sterujący, Cień 2. — odparł mu, Skywalker.

— Nie ma innego wyjścia. — wtrąciła, Ahsoka. — Skanery są tu zupełnie bezużyteczne.

Anakin parsknął.

— To prawie jak latanie za dawnych lat.  — wyjaśnił. — Żeby pozostać na kursie, trzeba go wyczuć.

Lilah wywróciła oczami i uśmiechnęła się lekko pod nosem.

— Wzięło cię na wspominanie starych dobrych czasów, Ani? — zapytała wesoło, kobieta.

Chłopak zaśmiał się na jej stwierdzenie.

— Być może. — odparł.

— Skywalker ma rację, Ahsoka. — napomknął, Plo Koon, odnosząc się do słów Anakina. — Aby dostrzec drogę, powinnaś najpierw oczyścić swój umysł.

Tano nachmurzyła się, fukając tylko pod nosem.

— Tylko szkoda, że w tej chwili nie widzę nic a nic. — nadmieniła.

— Zgadzam się z Soką. — bąknęła blondynka, przykuwając uwagę Lilah, która na chwilę zapatrzyła się przed siebie, nie przysłuchując się rozmowie. — Łatwo wam, tak wszystkim o tym mówić. Mówicie, żebyśmy oczyścili umysły i ujrzeli drogę, kiedy tu jej nawet nie ma! Jest tylko ta cholerna mgła. — naburmuszyła się, Korr.

Daverin natychmiastowo obróciła się w jej kierunku.

— Zważaj na język, Nia.

To nie tak, że Lilah nie rozumiała toku myślenia Nii czy Ahsoki. Wręcz przeciwnie, Daverin była świadoma pewnych rzeczy, o które nastolatki jeszcze się nie otarły. Zdawała sobie sprawę, że każda z nich miała swoje własne doświadczenia, obawy i cele. To, co dla niej czy Anakina, a tym bardziej mistrza Plo, mogło być oczywiste, dla nastolatek mogło być bardziej niż skomplikowane.

— Nie ma sensu się kłócić. Po prostu przebrnijmy przez tę mgławicę i powstrzymajmy generała Grievousa. — odparł, Skywalker.

Lilah westchnęła i kiwnęła głową, zapominając, że Anakin i tak jej nie widzi. Zerknęła w stronę swojej uczennicy, posyłając jej przepraszające spojrzenie, na co ta delikatnie skinęła jej głową.

— Wiecie co? — zagaił, jeden z klonów. — Ja to zawsze wiem, dokąd zmierzam.

Matchstick prychnął na jego słowa, nie mogąc nie powstrzymać się przed złośliwym komentarzem.

— Tak, a niby dokąd, Broadside?

— A tam — zaczął wesoło. — gdzie czeka krążownik do rozwalenia.

Mistrz Plo, rozbawiony słowami jednego z klonów, westchnął z lekkim uśmiechem.

— Cóż... To się nawet nazywa klarownym planem. — stwierdził, starając utrzymać powagę, choć ewidentnie w jego głosie, można było wyczuć, że ten się mocno powstrzymuje, by się nie zaśmiać.

Lilah uśmiechnęła się półgębkiem, rozciągając się na siedzeniu na tyle, na ile pozwalał na to ciasny kokpit. Widząc, że załoga bawi się w dobrej atmosferze, postanowiła dołożyć swoją cegiełkę. Zapominając o wcześniejszej, chwilowej sprzeczce ze swoją padawanką, obróciła się w stronę Nii z delikatnym uśmiechem.

— Nie wiem, jak ty, ale ja osobiście wybrałabym łóżko.

Po usłyszeniu jej słów, Korr wybuchła śmiechem, tak gwałtownie, że w pewnym momencie zachłysnęła się powietrzem. Próbując złapać ponownie oddech, nie mogła przestać się śmiać z tego, co powiedziała jej mistrzyni.

Daverin uśmiechnęła się szeroko na jej reakcje.

***

— Skyguy, skąd wiedziałeś o tym skrócie? — zapytała w pewnym momencie, Ahsoka.

— Właśnie, też jestem ciekawa skąd go wytrzasnąłeś. — dołączyła, Lilah.

Skywalker westchnął na ich pytanie z pewną nostalgią.

— To stara droga przemytników. Usłyszałem o niej kiedyś na Tatooine.

Nastolatka prychnęła ze złośliwością, słysząc słowa swojego mistrza.

— Przemytnicy? Cóż, od razu mi lepiej.

Przepuszczając jej słowa mimo uszu, chłopak kontynuował dalej.

— Nazywają ją trasą na Balmorrę.

Lilah, która dotychczas była odprężona i wyluzowana, natychmiast się spięła słysząc jego słowa.

— Jak ją nazwałeś? — zapytała, próbując upewnić się, że się nie przesłyszała.

Zanim Skywalker jej odpowiedział, Ahsoka zabrała głos.

— Chyba coś odbieram, ale nie wygląda to na nic dobrego. Coś jest tu nie tak.

Oczywiście, że było coś tu nie tak. — pomyślała, Lilah.

Tak jak na samym początku myślała, że się przesłyszała, teraz była zupełnie pewna, gdzie się właśnie znajdowali. Z tego co pamiętała, trasa na Balmorrę przechodziła przez Mgławice Kaliida, która była domem dla ogromnych mant Neebray. Wielkie manty Neebray były latającymi stworzeniami, posiadającymi dwie pary błoniastych skrzydeł, wyrastających z pleców i tyłu tułowia, szeroką szczękę, oraz dwie lub trzy pary żółtych oczu, a ich skóra była pomarańczowa lub szara. Żyły one w próżni kosmicznej żywiąc się gazami gwiazdozbiorów, na przykład mgławic, chociażby takiej, w której właśnie się znajdowali. A wielkie stwory najwyraźniej wybrały sobie tą za swój teren lęgowy.

— Skywalker, musimy zawrócić. — zarządził natychmiastowo, Plo Koon.

— Nie możemy. — zaprotestował. — Musimy schwytać Grievousa.

— Anakin, mistrz Plo ma rację. — przeszkodziła, Daverin, wchodząc mu w słowo. — Czy ty zdajesz sobie sprawę, że Balmorra przechodzi przez teren lęgowy gigantycznych mant Neebray? Jeśli nie chcemy się na nie natknąć, musimy stąd jak najszybciej spadać.

— Chyba już na to za późno, mistrzyni. — dodała Nia, patrząc z przerażeniem w swój radar, na którym przybywało, co chwile więcej punktów. — Sygnał jest coraz silniejszy.

— Kolejny. — dopowiedziała, Ahsoka. — I jeszcze jeden!

Spośród gęstej mgły, która oplatała wszystkie statki, niczym zjawa wyłoniła się jedna z gigantycznych mant Neebray. Jej potężne cielsko przecięło powietrze, a Lilah odruchowo cofnęła się w fotelu, patrząc na to olbrzymie stworzenie, które zaszarżowało prosto w ich kierunku, nie przejmując się przeszkodą na jej drodze. Trzy pary żółtych, pustych oczu błysnęły w mroku, emanując niepokojącym blaskiem. Szeroka szczęka, pełna ostrych zębów, wydawała się gotowa połknąć ich wszystkie statki za jednym razem.

— Rozproszyć się! — krzyknął, Skywalker, przechylając swój myśliwiec w bok, unikając tym zderzenia ze stworzeniem.

Reszta załogi poszła za nim śladem, unikając zderzenia ze stworzeniem. Lilah skoncentrowała się na utrzymaniu kontroli nad swoim statkiem, jednocześnie starając się zachować zimną krew, mimo wzrastającego niebezpieczeństwa.

— Te połykacze gazu są ogromne! — powiedziała Tano, wpatrując się w otaczające ich stado wielkich bestii.

Daverin rozejrzała się dookoła siebie z szeroko otwartymi oczami, przyciągnięta przez niezwykłe widoki otaczającej ich przestrzeni. Widok ogromnych mant Neebray unoszących się w mgławicy był zarówno przerażający, jak i fascynujący. Niezwykła wielkość i majestat mant sprawiły, że Lilah poczuła się zarówno malutka, jak i onieśmielona w obliczu tych niezwykłych istot. Poruszając się w próżni kosmicznej, stworzenia emanowały potężną siłą, którą trudno było oddać słowami.

Zobaczenie ich własnymi oczami było zupełnie innym doświadczeniem, niż przeczytanie o nich w książkach czy raportach. Widzieć je na własne oczy, w ich naturalnym środowisku, było zatrważającym przeżyciem.

— Nie próbujcie w nie strzelać, bo jeszcze spanikują. — upomniał ich, mistrz Jedi.

— Spanikują? — fuknęła sarkastycznie, Tano. — Jedyną osobą, która jest blisko paniki jestem ja.

— Spokojnie, Soka. Musisz się uspokoić. Paniką nic tu nie zdziałasz. — wyjaśniła jej, Lilah, łagodnym tonem.

— Mnóstwo ich. — stwierdził, Matchstick, rozglądając się po stworzeniach.

Zanurkowali lekko w dół, przelatując statkami pod jedną z nich, lecz za nim wszystkie myśliwce przeleciały, manta machnęła skrzydłem zahaczając o jeden z pojazdów, należący do Cienia 2, a ten zajął się dymem.

— Dostałem. — wrzasnął, klon. — Wysiadł mi stabilizator.

— Skup się, Matchstick. — odparował w stronę swojego żołnierza, Anakin.

Lilah obejrzała się w jego kierunku, a myśliwiec, który przez moment się żarzył, zgasł.

— Już dobrze. — odparł, klon, oddychając z ulgą.

— Te stwory ewidentnie mają chrapkę, żeby zjeść nas na obiad. — zasyczała, Korr, wbijając wzrok w otaczające ich stwory.

Lilah niechętnie musiała się z nią zgodzić.

— Eskadra, jeden za drugi, za mną. — zarządził, Skywalker.

— Przyjąłem.

Jeden za drugim zaczęli przelatywać między mantami, manewrując swoimi myśliwcami, starając się unikać zderzeń za wszelką cenę. Nagle jedna z przelatujących bestii zahaczyła, uderzając w biednego w droida, który oderwał się od pojazdu. Widząc lecącego astromecha w jej kierunku, zgrabnie uchyliła myśliwiec w bok, o mało nie zrzucając robota na statek mistrza Plo, który był tuż za nią.

— Pospieszmy się, nim nie wylecą za nami z mgławicy. — podyktował, Kel Dorczyk.

Lecieli dalej, a kolejna ogromna manta widząc ich, wyszczerzyła swój ogromny pysk.

— Ta wygląda na głodną. — zauważyła, Ahsoka, mając na myśli stworzenie, które podążało wprost na nich.

— Nah, po prostu się do ciebie uśmiecha.

— Anakin to nie jest śmieszne. — zganiła go, Daverin, na co on zachichotał. Kobieta ciężko westchnęła. — Oby ten twój skrót był tego wart.

Przecisnęli się przez ostatnie z osobników, wylatując w końcu z mgławicy.

Lilah z ulga westchnęła, przecierając twarz.

— Nigdy więcej. — wymamrotała pod nosem, na co siedząca za nią Nia zachichotała.

— Grievous jest niedaleko stąd.

***

— Cień 2, jak mocno ucierpiała twoja maszyna? — skierował swoje pytanie, Plo Koon do klona.

Lilah zerknęła na lecący kawałek dalej statek, z którego wydobywał się słup dymu.

— To tylko draśnięcie, sir.

— Jeśli płonąca maszyna jest dla ciebie tylko draśnięciem, to czym jest uszkodzony statek. — prychnęła, Lilah, wykrzywiając się. — Nie możemy dalej niepotrzebnie ryzykować.

— Daverin ma co do tego rację. — odparł, mistrz Jedi. — Utrata nawet jednego myśliwca może pogrążyć całą naszą misję.

— Zrozumiałem, mistrzu Plo. — powiedział, Anakin, po czym kontynuował dalej. — Przecież odbyło się bez strat...

Nie skończył, kiedy w zdanie wszedł mu jeden z klonów.

— Odbieram kolejny sygnał.

Blondwłosa wywróciła na to oczami, prychając cicho pod nosem.

— Myślałam, że te stwory za nami nie polecą. — westchnęła.

— I tego nie zrobiły. — wyjaśnił jej klon. — Wychodzi z nadprzestrzeni. To statek. Malevolence.

Z tunelu hiperprzestrzennego wyszedł wielki, ciężki krążownik typu Subjugator, zwany Malevolence. Lilah i pozostali członkowie załogi patrzyli w milczeniu, gdy monstrualny okręt wynurzył się z bezkresu kosmosu.

Widząc, że ten zmierzał wprost w kierunku stacji medycznej, całą eskadrą pokierowali się w jego stronę. Nim nawet przyspieszyli czy zmniejszyli dystans dzielący ich od okrętu, ten już wystrzelił promień jonowy, paraliżując uciekające statki z transportem medycznym.

Dryfujące w próżni statki nie miały szans z ogromnym okrętem. Kiedy Malevolence odpalił swoje działka laserowe, pocisk za pociskiem trafiał w nieuzbrojone pojazdy.

Nia z przerażeniem spojrzała w kierunku swojej mistrzyni, kiedy zauważyła jak z krążownika wyleciało kilka statków wroga.

— Nadlatują myśliwce!

Daverin zmrużyła mocno powieki, skupiając się nad nadciągającymi posiłkami nieprzyjaciela, który zaczął ostrzał w ich kierunku.

— Przecież widzę. — mruknęła, kiedy jeden z nich ominęła, unikając z nim kolizji.

Kobieta skupiła się na pilotowaniu swojego pojazdu, manewrując między myśliwcami. Raz za razem robiła ostre manewry, sprawnie umykając przed nadciągającym pociskami wroga. Jej palce tańczyły po konsoli, reagując na każdy ruch przeciwnika.

Kolejny już raz przekręciła statkiem w bok, kiedy pociski zaświszczały zaraz obok jej kadłuba. Z rozdrażnieniem spojrzała za siebie, gdzie na fotelu strzelca siedziała Nia, która nijak nie potrafiła zdjąć ani jednego celu.

— Zamierzasz, choć raz trafić w kogoś, czy nadal będziesz bawiła się działkiem? — zapytała, unosząc wysoko brwi.

— Gdybyś nie miotała tym statkiem w prawo i w lewo, może trafiłabym w jakiegoś! — wycedziła przez zaciśnięte zęby, starając się jednocześnie wycelować w kogokolwiek.

Lilah westchnęła, kręcą głową, stabilizując pojazd, na Korr wywróciła oczami, końcowo wystrzeliwując jeden z pocisków, na co myśliwiec wroga wybuchnął.

— No w końcu. — odetchnęła, kobieta. — Nie można było, tak od razu?

Blondwłosa nie odezwała się, posyłając jej tylko gniewnie spojrzenie.

Słysząc wytłumione skwierczenie, Lilah bezzwłocznie przekręciła głowę w stronę ogromnego krążownika. Widząc nadlatujący kolejny promień jonowy, szeroko otworzyła oczy.

— Promień! — zaalarmowała resztę załogi, Tano.

— Musimy dotrzeć na jego skraj! — krzyknął do nich, Anakin. — I to już! Pełna moc silników!

Czym prędzej cała formacja przybrała szyk, próbując jak najdalej oddalić się od siły rażenia działa jonowego.

— Cień 2, twoja prędkość spada. — zwróciła się do niego, Ahsoka. Słysząc jej uwagę, Daverin obejrzała się w kierunku właściwego myśliwca. — Co się dzieje?

— Nic, próbuje opanować maszynę. — wyjaśnił, Matchstick, spanikowanym tonem.

— Uda ci się, Matchstick. — zachęcił go, Anakin. — Musisz tylko...

Nie skończył, kiedy to pojazd Cienia 2 cały zajął się ogniem, eksplodując.

— Uwaga!

Lilah z przerażeniem wykonała ostry manewr, gdy resztki pojazdu pomknęły zaraz koło niej, wpadając na drugi myśliwiec, pociągając go w tył i wywołując kolejny już wybuch.

Czując, że promień był prawie tuż za nimi, kobieta z całą swoją siłą pociągnęła wajchę, przyspieszając pojazd, tak mocno, jak tylko umiała i wyprzedziła kilka z ostatnich statków, którym nie udało się uniknąć promieniu rażenia.

— Eskadro Cienia, zgłoście się. — zakomunikował, Skywalker, zwracając się ponurym tonem, kiedy wylecieli na w miarę czysty teren.

— Straciliśmy Matchstick i Taga. — odparła ze smutkiem, Tano.

Lilah oparła się ciężko w swoim fotelu, zaciskając z frustracją przegub swojego nosa.

— A reszta? — dopytał, Anakin. — Lilah?

— Ze mną ok — powiedziała, zaciskając powieki z bezsilności. — ale Cień 6, 7 i 10 wpadli w pole rażenia promienia.

Chłopak westchnął i pokierował ich z powrotem na właściwą trajektorie, szarżując ponownie na masywny krążownik, który ponownie obrał ich za cel.

— Utrzymać kurs. — zarządził, mistrz Jedi.

— Mocny ostrzał. — zwrócił uwagę, jeden z klonów.

Skywalker mocno ściągnął brwi, skupiając się.

— Deflektory podwójne na przód. — zarządził.

— Mistrzu, musimy coś wymyślić. — zwróciła mu uwagę, Tano.

— Uda nam się, Ahsoka. — odparł jej. — Trzymajcie się. Wszyscy. Pamiętajcie, by uważać na te wieżyczki.

Lilah skrzywiła się, uchylając statek od kolejnego wycelowanego w nią pocisku.

Padły kolejne strzały z działek laserowych i kolejny ich myśliwiec został zestrzelony, hamując w płomieniach o powierzchnie krążownika.

Z każdą kolejną chwilą generał Grievous przejmował nad nimi przewagę, a szala zwycięstwa coraz mocniej przechylała się w stronę Separatystów..

— Anakin, potrzebujemy nowego planu. I to teraz! — krzyknęła kobieta, manewrując pojazdem. — To że tobie może ci się udać w pojedynkę, nie znaczy, że reszcie także. — odparła stanowczo. Słysząc, że ten milczy, powtórzyła. — Anakin!

Nie słysząc odzewu chłopaka, Plo Koon zabrał głos.

— Jeśli zniszczymy działo, może ulec przeciążeniu przy próbie strzału. — zaproponował.

Skywalker wetchnął, poddając się.

— Eskadro Cienia — zaczął. — mamy nowy cel. Zdejmiemy działo jonowe na sterburcie.

Jeden za drugim ruszyli w prawą stronę w kierunku działa jonowego. Lilah całkowicie skupiła się na drodze przed sobą, podążając za resztą eskadry w kierunku broni jonowej. Jej dłonie lekko drżały, kiedy trzymała je na drążku sterowym, a w jej oczach zatańczyła nieugiętość, a ona sama poczuła przypływ nagłego zapału do działania. Kiedy wreszcie dotarli do celu, Anakin wydał rozkaz.

— Eskadro Cienia, czas wypuścić torpedy na to działo! Ognia!

Lilah nie czekała ani sekundy dłużej. Jej palce sprawnie poruszające się po joysticku, wypuściły torpedy w kierunku celu. Wspólnie z resztą pocisków eskadry, torpedy uderzyły w działo jonowe, wywołując potężną eksplozję, uszkadzając jego konstrukcje.

Nie czekając ani chwili dłużej, eskadra szybko oddaliła się z miejsca wybuchu, zanim działo jonowe zdążyło w ogóle wystrzelić. Kiedy w końcu próbowało odpalić, doszło do katastrofalnego wybuchu, który niemalże oślepił ich blaskiem i wypełnił przestrzeń odłamkami metalu i energią wydzieloną podczas eksplozji.

Lilah wstrząsnęło od uderzenia fal uderzeniowych, ale zachowała panowanie nad swoim myśliwcem, pilnując, aby nie wpadł w wir wybuchającego działa. Moc eksplozji była tak ogromna, że wszystkie statki się zachwiały.

Gdy fala uderzeniowa opadła, a ich statki ostatecznie ustabilizowały się, kobieta odczuła falę ulgi. Z westchnieniem oparła głowę o podgłówek, przymykając na moment powieki.

— Dobra robota, eskadro. — pogratulował, mistrz Plo pozostałym.

Malevolence objął natychmiastowy odwrót w przeciwną stronę od stacji medycznej. Nie mógł jednak uciec od nich zbyt szybko, zważając że przy wybuchu został uszkodzony mu hipernapęd.

Zanim cokolwiek zrobili, z nadprzestrzeni wyłoniły się trzy venatory należące do Republiki. Chwila nawet nie minęła, a zaraz za nimi pojawił się kolejny, na co Lilah szeroko się uśmiechnęła, widząc jej własny krążownik.

— Anakin, Lilah, zgłoście się. — powiedział Obi-Wan, a jego głos wydobył się z głośników.

— Zgłaszam się. — odpowiedział mu, Skywalker.

— Gratuluje. Wasza misja zakończyła się powodzeniem.

Chłopak przytaknął, wzdychając.

— Częściowo. Grievous nadal żyje. — odparł. — Ta bitwa dała się w znak moim ludziom. Kierujemy się do stacji medycznej.

— Dobrze.

— Mam nadzieję, że nie macie mi za złe, że wezwałam małe wsparcie. — zapytała z małym uśmiechem. — Mistrzu, nie będzie tobie przeszkadzało, jeśli mój oddział dołączy się do was?

— Oczywiście, że nie. — odrzekł, mężczyzna. — Zostawcie to nam, my się zajmiemy już resztą. W razie kłopotów, powiadomimy was, gdy będziecie potrzebni.

— Będziemy czekali, Obi-Wanie. — odpowiedział, Anakin.

Całą eskadrą skierowali się w stronę hangarów stacji.

***

— Doskonała robota, mistrzu Skywalker. Twoje zdolności przywódcze są imponujące. — pochwalił go, mistrz Plo.

Lilah wydostała się ze swojego myśliwca, uprzednio pomagając Nii wygramolić się ze siedziska strzelca.

Daverin zaśmiała się wesoło, kiedy wraz z Korr się do nich zbliżyli.

— Ciekawe od kogo to podłapał. — zażartowała brązowowłosa, na co chłopak wywrócił oczami, a na jego twarzy pojawił się mimowolny uśmiech.

— Tobie też nie najgorzej poszło. — odpowiedział mistrzowi Jedi. — W przeciwieństwie do ciebie. — stwierdził, po czym posłał jej sugestywne spojrzenie.

Lilah oburzyła się, protestując, na co Skywalker tylko się zaśmiał.

— Idiota. — mruknęła, a Anakin jeszcze bardziej prychnął na to śmiechem.

— Co proszę? — wtrąciła się, Ahsoka, łapiąc się pod boki. — Czemu to ty zawsze zbierasz laury, kiedy to ja zasugerowałam zmianę planu. — podkreśliła.

— Może i masz rację, Smarku. — zasugerował chłopak, mijając ją.

— Z pewnego punktu widzenia. — dodał, mistrz Plo dołączając do Skywalkera.

Lilah prychnęła i zaplotła ramiona na klatce piersiowej, wzrokiem śledząc odchodzącą dwójkę rycerzy Jedi.

Nia spojrzała w stronę swojej mistrzyni. Mogła przysiąc, że jeżeli jej wzrok mógłby w tym momencie zabijać, z pewnością Anakin Skywalker leżałby martwy na ziemi.

Dwunastolatka uśmiechnęła się lekko i położyła dłoń na ramieniu Ahsoki w pocieszającym geście, na co Tano odpowiedziała skinieniem głowy.

***

— Pamiętajcie, żeby statki były w gotowości. — rozkazał, zwracając się do żołnierza. — Obi-Wan może wezwać nas w każdej chwili. — dokończył, Anakin.

— Tak jest, sir. — zasalutował klon, po czym odszedł.

— Generale Skywalker. Pani generał. — odrzekła Nala Se, witając ich, kiedy wraz ze swoimi uczennicami przekroczyli próg pomieszczenia. — Chciałabym podziękować za państwa dzielną postawę. Proszę nie umniejszać wagi istnień, które dziś ocaliliście.

Anakin zmarszczył brwi i wbił spojrzenie w swoje stopy. Lilah dotknęła delikatnie jego dłoni, próbując choć trochę podnieść go na duchu.

— Zgoda — zaczął i podniósł ciężki wzrok, wbijają go w Kaminoankę. — ale nie mam zamiaru bagatelizować wagi tych, których dziś straciłem.

— Rozumiem.

— Proszę wybaczyć, musimy szykować się do nadchodzącej bitwy. — odpowiedział, cofając się w stronę wyjścia. Lilah podążyła zaraz za nim, zostawiając za sobą Nię i Ahsokę.

Stanęła obok niego i utkwiła wzrok w panoramie kosmosu.

— Nie wiem, jaki następny krok zrobi Grievious, żeby nas pokonać... — powiedziała, na co chłopak zaciekawiony spojrzał na nią kątem oka. — ale mam nadzieję, że plan, który wtedy wymyślisz nie wpędzi nas oboje do grobu. — dokończyła.

Anakin uniósł jedną brew, na co Lilah uśmiechnęła się do niego lekko, wracając z powrotem wzrokiem na przestrzeń kosmiczną.

Wkrótce dołączyły do nich obie nastolatki, stając zaraz obok, również wbijając swoje spojrzenia w gwieździsty widnokrąg.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro